Starościna Bełzka/XXX

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Starościna Bełzka
Data wyd. 1879
Druk Józef Unger
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
XXX.

Tymczasem Szczęsny powoli w swą podróż wyjechawszy, od teatru wypadków i kraju się usuwał, strzeżony przez towarzyszów. Pilnowano go tém baczniéj, że się ciągle jeszcze między nim a Komorowskim obawiano kommunikacyi, pochwycenia go może, wpływu rodziny żony, mogącego stanąć na zawadzie zamiarom rozwodowym. Odsiedziawszy kwarantannę na granicy, i zaraz w pierwszym grodzie nowy z rozkazu ojca zeznawszy manifest, Szczęsny niedaleko jeszcze pozostać musiał do czasu, gdyż potrzebowano go do sprawy rozwodowéj, którą nie ojciec, ale on sam w imieniu swojém musiał prowadzić, i prowadził podpisując co mu przysyłano. Wymożono już na nim groźbą i prośbą, wpływem generała Brühla i ks. Wolfa, że robił co zadyktowano. Komorowscy także nie spali i nie spuszczali go z oka, być może nawet, że mieli myśl pochwycenia młodego Potockiego... Znać z ostrożności, jakie zachowywano w drodze, że się obawiano jeśli nie gwałtu, to namowy do ucieczki i korrespondencyi. Gdziekolwiek stawali w miasteczkach, po wsiach, póki podróżni byli bliżéj domu, ostawiano domy strażą, obwarowywano drzwi, opatrywano okna, nikomu do Szczęsnego przybliżyć się nie dozwalano.
Komorowscy chcieli mu dać wiedzieć o sobie i przypomnieć się, a że list ciężko było do niego inaczéj przesłać tylko przez zaufanego i bardzo zręcznego człowieka, wybrali ku temu blizkiego krewnego swego stolnika krasnostawskiego Horocha, który pogonił śladem za odjeżdżającymi. Zdaje się wszakże, iż mu się docisnąć do Potockiego nie udało, a listy Komorowskiego wpaść musiały w ręce generała Brühla, mentora i towarzysza podróży.
Jeden z nich, który mamy w oryginale przed sobą, brzmi jak następuje:
„D. 23 apr. 1771 ze Lwowa.
„Póki Starosta w blizkości zostawałeś jeszcze, pomimo wszelkie tamy spodziewaliśmy się kiedyżkolwiek, jeżeli nie osobiście, przynajmniéj listownie być upewnionymi, że go nasze dotykają udręczenia. Nagle umknęła się nadzieja z odjazdem jwpana z tych krajów, tentowane wszystkie sposoby wyrażenia jwpanu naszego przywiązania z przeciwnego losu stawały się nam dotąd nieużyteczne. Nie opuszczamy jeszcze rąk w użyciu tych środków, na które się zdobyć możemy. Uprosiliśmy wjp. Horocha stolnika krasnostawskiego brata naszego, aby mógł jwpana o naszéj o zdrowie jego uwiadomić troskliwości. Dałby Bóg, żeby tak był szczęśliwy w intencyi swojéj, jako będzie niechybnie starowny; wytłómaczyłby on jwpanu, że we wszelkich utrapieniach tém się tylko konsolujemy, że wiemy komu los córki naszéj powierzyliśmy...“ Niestety! smutno czytać te listu wyrazy, to scio cui credidi jak Aryan ich godło pogrzebowe zawiodło!... Dalej pisze Komorowski:
„Dom najechany, żona moja podtenczas chora, strzelaniem i szelestem oręża zbrojnych ludzi przelękniona, aż na wieś uciekła, córka nasza a żona jwpana gwałtownie porwana, bez żadnéj dotąd wiadomości lokowana (!), proces rozwodowy w konsystorzu chełmskim zaczęty, — nie muszą to być tajne jwpanu sceny. Nad to wszystko raz dotkliwszy był na serca nasze, manifest jw. pana uczyniony. Gdybyśmy musieli wierzyć, że własne myśli jego w nim wynurzenie, musiałyby być wielkie dowody odmiany sentymentów jego, gdybyśmy temu wierzyć byli przymuszeni, bo znając grunt wspaniałéj duszy i téj korrespondującą świątobliwą edukacyę, nieprędko uwierzyćbyśmy mogli, abyś się łatwo mógł na odmianę dla wiernie przywiązanych determinować. Tkwią nam w pamięci chętnie a wiecznie trwać mającéj przyjaźni upewnienia; tą się w smutkach naszych zasilamy, ufając, że dobrze wierzących wiara nie omyli, i że swoją jednostajnością osłodzisz umartwienia tego, który jest z zupełnym szacunkiem jw. pana życzliwym i najniższym sługą.
J. St. Komorowski m. p.“
A matka, biedna matka dodała te słowa rzewne do listu męża:
„Czasy i miejsca mogą wielu ludzi odmienić, tak gruntownego zaś jaki jest jwp. charakteru spodziewam się, że nie zdołają; w tém ufność moja, że nie zapomnisz o téj, która jwpana wielbiłam i wielbię, i która mam za pomyślność przypomnieć się jego szacownéj pamięci, strapiona, ale kochająca matka
A. Komorowska.“
Te dwa listy wziąwszy pan Horoch, nie dał sobie z niemi rady, podobno je wprost zdesperowawszy na ręce Brühla złożył. W papierach jest na to ślad, karteczka mała do Szczęsnego przez kogoś pisana, bez podpisu, którą mu w czasie podróży musiano tajemnie poddać, kto wie czy nie z nią to był posłany ów mały człowieczek, od Komorowskich, który gdzieś starostę w miasteczku dognawszy, postrzeżony u rogatek się zatrzymał, i przez żebraka przesiał do gospody świstek następujący:
D. 3 maja 1771 przed Rogatką.“
„Listów ośm do jwpana i dobrodzieja od starostwa nowosielskich i pana Horocha pisanych, jwp. marszałek piński oddał w ręce jw. Brühla, o których nie wiem czy są kommunikowane panu, w których listach, jakom świadom interesu nie masz sekretnego, tylko dopraszają się starostwo, abyś jwpan miał stateczną i szczerą przyjaźń, taką jaką mają jwp. starostwo, i gdzie się ich córka a dividium cordis jwp. dobrodzieja znajduje, o którą ciężko strapieni. Mój pan Horoch umyślnie do Dukli zjechał, dla lepszego uwiadomienia o interesach starostwa nowosielskich, ale go szczęście ominęło. Ja zaś posłaniec, z ..... wypuszczony, żądam literki od jwpana, abym się utratny miał czém złożyć przed panem, i czekam responsu od jwpana i dobrodzieja, prawdziwy podnożek.
M. D. c... mp.“
Zdaje się, że jak p. Horocha listy przejęto, jak posłańca tego schwycono, tak i kartka podobno dostała sic w ręce Brühla, a czekający za rogatką z nieczém powrócić musiał, choć jak zobaczymy, i o tych krokach wojewoda kijowski zaraz miał wiadomość, i surowo dopominał się u podróżujących z synem, czy kommunikacyi mu z Komorowskimi nie dopuścili. Pilność była największa, Szczęsny złamany i pokonany... Ciągniono go na ofiarę, daléj a daléj posuwając się wedle marszruty przez wojewodę przepisanéj.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.