Starościna Bełzka/XXVI

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Starościna Bełzka
Data wyd. 1879
Druk Józef Unger
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
XXVI.

Korzystając zapewne z tego nieszczęśliwego położenia wojewody kijowskiego, które mu przyjaciół i pomocników wszędzie szukać kazało i nikim nie gardzić, zbiegły ode dworu z Krystynopola Sierakowski, spróbował listem dnia 6 marca 1771, pisanym do krewnego swego Sierakowskiego, arcybiskupa lwowskiego, uniewinnić się i potém uzyskać przebaczenie. Ciekawe to pismo razem z innemi mamy przed sobą w oryginale, i choć poprzednio daliśmy z niego małe wyjątki, tu jeszcze powtórzymy w całości dla światła, jakie rzuca na tajemnicze wypadki, do których Sierakowski czynnie należał.
„Jaśnie wielmożny dobrodzieju!
„Spodziewam się, że już jwp. dobrodziejowi wiadome dobrze okoliczności jw. starosty bełzkiego, z których tak wielkie ściągnęły się na mnie umartwienia, jakowych ludzkiemi siłami, chyba bozką pomocą, wytrzymać mi nie podobna. Zostałem u jwp. obwiniony, jakobym był autorem tego nieszczęścia (ożenienia); sama myśl o takiéj o mnie opinii, jest dostateczna do skrócenia życia mojego, w ustawicznych zgryzotach będącego, bo czyż na ten koniec dziewiętnaście lat strawiłem, abym się stał monstrum naturae, z popełnienia tak wielkiéj niewdzięczności? Dopiero doświadczam, że kogo Bóg ukarać chce za jakie grzechy, odbierze mu przezorność i dopuści oplątać się wszystkiemi do obwinienia służącemi podobieństwy.
„Rzecz całą wyrażam jwp. dobrodziejowi tak sumiennie, jak gdybym na straszny sąd Pana Boga był dzisiaj powołany.
„W początkach byłem trzy albo cztery razy z jwp. starostą bełzkim w domu państwa Komorowskich, niewinną myślą dopomożenia mu do rozrywki, i témbardziéj mnie to od wszelkiéj uwalniało bojaźni, im bardziéj znałem grunt jwp. starosty, niechcącego nigdy w najmniejszych rzeczach przeciwko rodzicom grzeszyć; jakże można było spodziewać się, aby się na tak wielkiéj wagi rzecz rezolwował, do któréj takie było jak nieba do ziemi podobieństwo? W krótkim potém czasie pojechałem do Litwy, i już tu był koniec mojego z jw. starostą bywania, którego zaniechać tém bardziéj postanowiłem sobie, gdy powróciwszy z drogi litewskiéj, dowiedziałem się, że jw. wojewoda jest o tém bywaniu uwiadomiony. Jwp. starosta bełzki i w tym czasie, kiedym ja był w drodze, i po powrocie moim, sam już tam bywał, i bywanie swoje, témbardziéj zamysł, przedemną ukrywał, oczywista rzecz zatém, że ja nic płochego nigdy mu nie inspirowałem, jako zaś o skutku samym nie wiedziałem, dosyć dla mnie obrony, w listach dwóch, które copiatim, jwp. inkluduję (tych brakuje). Były pisane wtenczas, kiedy ja o Nowym Roku (1771) jechałem do Dunajowa i w Susznie po drodze być musiałem. Powróciwszy z Dunajowa, bawiłam więcéj tygodnia w Krystynopolu, o niczém nie wiedziałem, to tylko jedynie mnie zatrudniało, żem się spodziewał urazy za tych kilka moich z jw. starostą wizyt, co natenczas sądziłem być nadto wielką winą, daleko większego nieszczęścia wcale nie przeczuwając. Wiadomy dobrze jwp. starosta bełzki, jakem go wtenczas do zaniechania dalszych bytności namawiał, bom o tém tylko wiedział, przekładałem moje w téjże okoliczności napomnienia p. chorążemu zapolskiemu, już tedy nie miałem w myśli nic do tego interesu skłonnego. Wyjechałem potém na kontrakta do Lwowa, wstąpiwszy do Suszna pod tytułem dawnéj przyjaźni, z ukontentowaniem, żeśmy przebyli winę bywania, lecz na większe umartwienie o całéj fatalnéj dowiedziałem się awanturze (ożenieniu). Co się ze mną natenczas działo, dosyć powiedzieć, że o zdrowiu mojém radzić musiano. Łacno mi było wróżyć sobie dalsze nieszczęścia konsekwencye, w którém zazwyczaj tonący brzytwy się chwyta; przyłączyć się przeto musiałem do projektu trzymania sekretu, aby jwp. generałowa Brühlowa z Drezna miała być sprowadzona dla przysposobienia państwa do téj nieszczęśliwéj wiadomości, i to już było ułożono właśnie na jakikolwiek ratunek zdrowia jw. państwa, których rozmyślane odemnie z téj okazyi umartwienie, największym dla mnie było biczem i utrapienia powiększeniem. W takowéj intencyi mniéj rozmyślnie raz przez list było moje z jw. starostą zniesienie się, przy którém i w moich interesach pomocy jw. starosty zasięgać musiałem, bez myśli jednak jakowego uszczerbu; téj nagłéj rezolucyi wyżałować nie mogę, bo mnie w większą u jwpana wprawiła imaginacyę, ale Bóg patrzy na moje serce, żem daleki był od zakładania sobie jakowego ztąd awantażu, jak mogłem tylko ratować się chciałem, i zdawało mi się natenczas, że jwp. starosta bełzki stawszy się okazyą mego nieszczęścia, był obligowany świadczyć mi w interesach pomoc.
„To jest cała moja wina, którą jak na spowiedzi, gdzie żadna obłuda miejsca mieć nie powinna, wyrażam, ale przecięż choć jest winą, przynajmniéj mniejszą, kiedym nic nie wiedział i nie wchodził w fundament złego... Niechże za to pokutuję na stracie dziewiętnastoletnich zasług moich, które już się zostaną bez nagrody, bo przyznam jwpanu uspokoiwszy moje interesa, zostanę się przy niczém, i jeszcze za dożywocie żonine zgodzić się będę musiał, abym się zupełnie oswobodził, a na nowo w pocie czoła kawałka chleba dorabiać się będę musiał. Do téj sytuacyi, gdy się Bogu podobało mnie przyprowadzić, chętnie to z ręki Jego przyjmuję, i już bardzo na ten upadek mój jestem obojętny, kiedy mnie daleko większe trapi nieszczęście z zaciągnieniem acz niewinnego o sobie złego charakteru i niewdzięczności opinii; z tego się usprawiedliwić, największą w życiu mojém byłoby, chociaż przy zupełnym niedostatku, konsolacyą. Udaję się w téj mierze do jwp. dobrodzieja, już nie jako od dawnych lat mojego protektora, ale jako Pasterza od Boga succurrere afflictos wyznaczonego, protestuję się przed Bogiem, że co piszę, nic w istocie nie jest fałszywego; zjednaj mi jwpan do téj justyfikacyi pole, wszakże prośba tego gatunku nie może i nie powinna ustępować innym względom, ani będę z powodu kompassyi nad bliźnim odrzucon. Bóg jwpanu dobrodziejowi nagrodzi i tym, którzy się utrapieniem mojém poruszyć dadzą, a póki żyć będę, w niewygasłéj wdzięczności z największym respektem zostawać pragnę i t. d.
„Abym nie zostawił, cokolwiekby przeciwko mnie biło, i to jeszcze przyłączam. Dostanie tych listów, których kopie posyłam, i których sądziłem być w czasie jedynym mojéj niewinności dowodem, musiało mnie w polityce trzymać z pp. Komorowskimi, bo inaczéj nie miałbym sposobności ich dostania, skorom zaś dostał, przyjaźń im wypowiedziałem (!), jako słusznie, bo oni popełnioną zdradą (?) stali się największemi zdrowia i życia mego nieprzyjaciołmi, i chociaż przypodobać się tém, co przeciwko nim czynię, nie spodziewam się, przecięż obowiązków moich pełnić nie przestaję, i jako najlepiéj wiadomy zdradnego ich postępku, każdego przeciwną wiadomością uprzedzonego informuję. Niech to przynajmniéj mam dla siebie pociechą, że mnie i największe przeciwności od moich obowiązków nigdy nie oddalą.”
Tym listem do arcybiskupa Wacława Sierakowskiego pisanym, starosta zanidecki usiłował, jak widzimy, oczyścić się w oczach wojewody i powrócić do łaski jego, widząc, że w przeciwnym obozie więcéj straci niż pozyska. Torując sobie drogę do przebaczenia, nie wahał się dworak na polityce być z Komorowskimi dla wyzyskania od nich potrzebnych listów, a potém przyjaźń im wypowiedzieć i za Potockimi gardłować.
Z tego jednak pisma widoczna, jak czynny udział w tém wszystkiém miał Sierakowski, i jak z mocy uczynionéj przysługi Szczęsnemu, do jego się kieszeni odzywał. Wszystko to i smutne, i brudne... List starosty zanideckiego przez arcybiskupa w oryginale przesłany był wojewodzie, i służył mu za dokument w sprawie, dowodzący podstępu Komorowskich i uwiedzenia. Nie wiemy jednak, czy wojewoda przebaczył marszałkowi swemu i do łaski go pańskiéj przypuścić raczył.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.