Starościna Bełzka/LXIII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Starościna Bełzka
Data wyd. 1879
Druk Józef Unger
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
LXIII.

W styczniu ku końcowi, Mniszech, synowiec kasztelana krakowskiego, przyjechał do Krystynopola znowu w celu starania się o rękę jednéj z wojewodzianek, i zabawiwszy tu krótko, razem ze starostą bełzkim do stolicy ruszył. Sprawa jego serca równie źle i powoli szła jak Potockiego z Komorowskim, jakoż mu się tu nie wiodło, choć za prawdę wytrwałości dawał dowody, a stryjowska powaga także coś znaczyła i podpierała go mocno.
„Starosty bełzkiego — pisze Twardowski 2 lutego — sprawa z kasztelanem Komorowskim skończy się; preliminarya już prawie ułożone i komissya się zacznie. Niech to będzie dowodem, żem sługa pański.“
Znać z tych słów, że wojewoda kaliski uproszony przez Mniszcha na roboty wpływał.
Jakoś w tym czasie zmarł Lubomirski, chorąży koronny, zawakowało chorążoztwo, i gdy inni o nie konkurowali, król zapewne przez księcia ex-podkomorzego zniewolony, niespodziewającemu się i nie proszącemu o nią, w lutym oddał Szczęsnemu Potockiemu. Był to sposób delikatny zobowiązania go dla stronnictwa, któremu wszyscy Potoccy dotąd tak byli przeciwni.
„Wiedzieć potrzeba — pisze korespondent nasz — że tu obiedwie strony ciągną kawalera tego, ks. marszałek koronny do córki swojéj i ks. podkomorzy koronny (Poniatowski) do swojéj. Ta grzeczność królewska faworyzuje ks. brata. Jak się dysponować kawaler będzie, nie wiem, bo u obudwóch bywa, ale że się mało eksplikuje, więc poznać nie można.“
W istocie, stolica już była nauczyła młodego Potockiego postępowania „politycznego,“ jak je wówczas zwano; grzecznością dwuznaczną zbywał wszystkich i mniéj więcéj ze wszystkimi potrzebnymi żył dobrze. Wszyscy też dla niego okazywali się serdecznie, nawet ci, na których przychylność rachować nie mógł, Młodziejowski kanclerz naprzykład i Poniński, który go darł niemiłosiernie, a wedle słów jednego z korrespondentów: „co w dzień wziął, to w nocy przegrywał.“
O tym czasie Wyczółkowski taką o interesie i położeniu chorążego koronnego daje wiadomość w notatce pod tytułem: „Opisanie pewne,“ którą tu zamieszczamy w całości:
„W interesie jw. chorążego wielkiego koronnego z Komorowskimi same tylko bałamuctwa proponuje im. ksiądz kanclerz koronny, i pretenduje, aby nigdy nie było zakończenia, nie chce pozwolić na to, aby summa siedmkroć sto tysięcy złotych polskich Komorowskiemu nie pierwéj, aż sprawy obiedwie tak w świeckim, jako i w duchownych sądach, względem zupełnego uwolnienia od wszystkich zarzutów i poprzysiężonych obowiązków zupełnie zostaną zakończone, była wypłacona. Daje to oczywiście poznać, że pragnie widzieć zawsze w takiéj, jaka teraz jest sytuacyi wspomnianego jw. chorążego wielkiego koronnego, ni żonkosia, ni kawalera, a najszczególniéj podobno dla ks. Poniatowskiego, ex-podkomorzego koronnego, aby się determinował z córką jego żenić. Już mu się raz udało, że imp. Szymanowskiego, cześnika warszawskiego przez imp. Zapolskiego pod pretekstem pokrewieństwa z Zapolskimi zachodzącego tak ks. ex-podkomorzego, jak i księdza kanclerza, wielkiego przyjaciela, jw. chorąży koronny mając sobie zarekomendowanego do komissyi, w téj sprawie podał za komissarza, a tenże impan Szymanowski tak przed podaniem siebie do téj sprawy za komissarza, jako też już po rzeczoném komisarzów podaniu kilka razy pytał się im. księdza biskupa łuckiego, jeśli jest proszony za komissarza do téj sprawy od jw. chorążego wielkiego koronnego, i takowe jest jego zdanie, czyli pozwolić na kadencyę podaną względem płacenia summy wyżéj wyrażonéj, czyli też nie; tudzież projekt im. księdza kanclerza, aby nigdy nie było końca interesowi, temuż biskupowi łuckiemu kommunikował, i imieniem im. księdza kanclerza wielkiego koronnego upraszał, aby biskup łucki namówił jw. chorążego koronnego do przyjęcia takowego projektu, tudzież oświadczył, że jw. ksiądz kanclerz sam o to biskupa łuckiego będzie prosił, dodał oraz tenże Szymanowski, że jw. chorąży wielki koronny nie trudniłby w przyjęciu tego projektu, gdyby jw. Zamojski ex-kanclerz nie namówił go na to, i że tenże Zamojski wszystko popsuł, niemniéj jeszcze mówił tenże Szymanowski, że jw. chorąży wielki koronny pozwolił Wilczka infamiować, a potém o zniesienie téjże infamii na sejmie starać się, co być nie mogło, aby przed inkwizycyami kogo nieprzekonanego sądzić kryminalnie i infamiować. Na to zagadnienie biskup łucki Szymanowskiemu odpowiedział, że skoro się będzie widział z im. księdzem kanclerzem i będzie rekwirowany, a w sprawiedliwéj jakiéj rzeczy téj nie odmówi, i podejmie się traktować o to z jw. chorążym wielkim koronnym. Po odjechaniu Szymanowskiego przysłał po mnie biskup łucki, i to wszystko mi powiedział i dodał, że imp. Szymanowski poczciwy człowiek, ale mocno interesowany tak z ks. ex-podkomorzym koronnym, jako też i z im. księdzem kanclerzem, że trzeba z nim ostrożnie postępować, i niczego się nie zwierzać. Przed temi wszystkiemi dyskursami wyżéj wyrażonemi, prosił im. ksiądz kanclerz jw. chorążego koronnego, aby do niego przyjechał, i sam na sam w interesie swoim rozmówił się. Uczynił to wszystko jw. chorąży wielki koronny, był u im. księdza kanclerza i więcéj niż przez półtrzeciéj godziny był od niego napastowany; ale tego na nim im. ksiądz kanclerz nie dokazał. Ma być jw. chorąży u Rewitzkiego, posła cesarskiego, prosząc go, aby tak, jak oświadczył, nie dozwolił żadnego uszczerbku w substancyi jw. chorążego, i przyśpieszyć zakończenie, aby dokuczał o akcelaracyę tego interesu.“
Gdy tu tak ksiądz kanclerz robi sprawę ks. ex-podkomorzego, Lubomirscy czy sami, czy ktoś popierający ich stronę, chcąc niejako zmusić Szczęsnego do zdeklarowania się ostatecznie o ks. marszałkównę, wydrukowali w gazetach francuskich (5 lutego) wiadomość z Polski, że starosta bełzki miał się żenić z ks. Aleksandrą, i że marszałek laskę mu miał odstąpić. Nikt przecie w kraju nowinie téj nie uwierzył, a tymczasem o sprawie jakoś ucichło, zdaje się z powodu niebezpiecznéj słabości księdza kanclerza, który śmiertelnie zapadł. Komorowscy z niecierpliwością wyglądali wyzdrowienia jego, on bowiem wszystkiém rządził, i bez niego nic się nie działo.
Korzystając z chwili wytchnienia, Szczęsny bawił się po młodemu, i z Warszawy na zapusty zaproszony do Opola do ks. Lubomirskiéj, w d. 12 lutego odjechał w Lubelskie. Ztamtąd miał się udać do Galicyi do Krystynopola. W Warszawie mówiono powszechnie, że zwloka w sprawie z Komorowskimi cała ztąd pochodziła, że go ks. ex-podkomorstwo chcieli tym sposobem przytrzymać w stolicy i ku sobie przyciągnąć.
Z Opola młody dynasta wyruszył istotnie około 21 lutego do Krystynopola, zawsze w téj niepewności, z jaką był ztąd wyjechał. Sprawa zostawała w zawieszeniu, gdyż Komorowscy żądali już i pieniędzy i rygoru prawa, czego obojga w żadnym sądzie otrzymać nie mogli. Potocki decydowany był odprzysiądz się dwakroć, jako nic nie przekupował świadków, i że był w niemożności stawienia ludzi, których Komorowscy aresztowali, spodziewając się potém być wolnym od dalszych odpowiedzialności.
Co do drugiéj jednak okoliczności, przysięga snadź była nieco trudna i sumiennie nie wypadało jéj wykonywać, Potocki się wahał, ale byli tacy, co mu sofistykując, doradzali pozbyć się skrupułu, i nie widzieli w niéj nic zdrożnego.
W Krystynopolu siedzieli prawie ciągle Cetnerowie, których zachowanie w tym domu było wielkie, i oni to w myśl rodziców zmarłych poczęli, zdaje się, pierwsi namawiać Szczęsnego, zbliżając go do kasztelanki krakowskiéj, a jak mówiono w Warszawie, z Duklą ożenić.
Z Krystynopola dnia 28 lutego Cetner pisał do Mniszcha:
„Chorąży koronny codziennie wyjeżdża napowrot do Warszawy, do któréj mu się wcale nie chce jechać. Książę ex-podkomorzy mocno go przynagla, aby się determinował do jego córki, żeby się zaraz oświadczył, czy chce jego córkę, abo nie, żebyśmy wiedzieli, jak się determinować — to piękna prośba!
„Zwyczajny w téj familii nałóg — dodaje Cetner — wszystkich używać zabiegów aż do podłości, a nie dopiąwszy swego, zemsty potém używać. Był czas, że można się było tego złego jak powietrza pozbyć, a lekceważono, co się teraz trucizną stało całéj ojczyźnie.
„Chorążego koronnego radzibyśmy widzieli ożenionego, ale nie z Warszawą, raczéj z Duklą, wszyscy się na to piszemy i codziennie tu o tém samém z chorążym i generałową (Brühlową) mamy rozmowy, z duszy serca tego pragnę i codzień tém nabijam głowę, daj Boże skutek korrespondował chęciom moim. Tylko ta Warszawa dyabelnie na przeszkodzie dla interesu Komorowskich, że on się nie może determinować. Suppliknje o to jo. m. d. nie brać tego za pochlebstwo, bo tą drogą nigdy nie chodziłem; pięknie byłoby to chorążemu koronnemu mieć za ojca najpierwszą w kraju osobę, możnaby coś dokazywać (sic) przy pomyślniejszych chwilach.“
To „dokazywać“ znaczyć miało trząść krajem i przeważnie wpływać na rządy wewnętrzne, nie ma wątpliwości; dla tego to Mniszech szukał podpory w księciu, a zięć takiego potrzebował teścia. Było to zjednoczenie majątków i znaczenia, więcéj niż małżeństwo osób.
Cetner ze zbytniéj swéj gorliwości z takim zapałem mówi o tych projektach w następnym urywku listu, że „pelikana“ wziął za „salamandrę.“ Ale to jeszcze maluczka omyłka wśród tak wielkiéj sprawy.
„Chorąży koronny — pisze — gdy stanął w Warszawie, zaraz tu do niego przybył ks. ex-podkomorzy koronny, winszując mu szczęśliwego powrotu. Koniecznie chce, aby córkę jego pojął, wszelkie na to obrócił starania; ale chorąży koronny wcale daleki od tego, i dał to księciu otwarcie do zrozumienia. Interesem Komorowskiego przymusić go chcą, ale i tego się nie obawia, gotów jest odstąpić interesu, jak na coś się determinować, i podobno tak będzie, że powróci, jeśli przed Wielkąnocą nie skończą, i w Galicyi siedzieć będzie, sub umra alarum, bo tam o zemstę nieciężko, jak pelikan (?) co ogniem żyje.“
Nieoszacowany Cetner, z którego listów wyjątki te mieścimy, niewyczerpany jest w wiadomościach (wyjąwszy z historyi naturalnéj), wie nawet rzeczy, które się nam dziś z daleka jakoś bardzo pociesznemi wydają, że Porta wówczas księciu Radziwiłłowi ofiarowała Hospodarstwo Wołoskie, a Multany podczaszemu litewskiemu.
Donosi on dnia 13 marca kasztelanowi krakowskiemu, że sprawa chorążego koronnego już się agituje w delegacyi, a końca jéj pomyślnego codziennie się spodziewano przez sztafetę.
Potwierdza to także list Brühlowéj do Mniszcha, która powiada, że rychło dobrego wyglądają końca, ale rachowano nieopatrznie, a sprawa ciągnęła się daléj powolnie.
Najciekawszym ułamkiem listu tego Cetnera jest solissimo Mniszchowi udzielony cetel wydatków Szczęsnego na popieranie interesu Komorowskich i Humańszczyzny:
„Chorążego koronnego z Komorowskiemi interes i Humańszczyzna kosztuje już około miliona. Ponińskiemu musiał kupić order i gwiazdę za pięć tysięcy dukatów, kanclerz koronny Młodziejowski bierze sto tysięcy, a pięćkroć sto tysięcy za rękę się daje ex-kanclerzowi koronnemu, niby to sekretnie dla Komorowskiego, aby się nie wydało, że się go directe godzi.
„Za podczaszego litewskiego zapłacił chorąży Ponińskiemu gotowemi pieniędzmi dwadzieścia tysięcy dukatów, a odebranie tych pieniędzy podobno na święty Nigdy.
„Pisarz litewski kosztuje chorążego około szesnastu tysięcy dukatów, a prawie mu nic nie pomógł, tak rzecz nieszczera a łakoma; poznał się już na nim chorąży i więcéj mu nie będzie świadczył. Po zakończonéj sprawie będzie miał do czynienia chorąży wykręcić się natarczywości ks. ex-podkomorzego i ks. marszałka, których żadnéj córki nie chce, a tu sęk wydobyć się, aby zemsty nie naruszyli, bo tam to na dorędziu.
„Pierwszego córka (ex-podkomorzanka) nieładna i niewiele ma rozumu, choć figura wysoka; druga (ks. marszałkówna) ułomna, pięknyby miał z któréjkolwiek upominek. Na Wielkanoc koniecznie chce powrócić i wziąć się do ekonomii, jakoż przy mnie tu poczynił wiele dobrych dyspozycyj. Na wiosnę pojedzie na Ukrainę i mnie w tę podróż namówił; rozumiem, że swego czasu będzie miał do pięciu milionów intraty. Jakioby to było nasze ukontentowanie, aby był zięciem j. o. pana (pisze do Mniszcha), którego zawsze mile wspomina. Jakośby to trzeba o to czynić kroki, których nie należy wysokiéj jego podawać mądrości. Jam mówił wręcz sam, bardzo chwali jo. damę, i nic przeciwnego nie odpowiedział. Gutta caval lapidem non vi, sed sacpe cadendo.“
(Tu „guttą“ miał, jak widać, być sam pan Cetner, który się obiecuje często spadać na Potockiego).
„P. S. Teraz takich kawalerów, co nie mają rodziców, trzeba nieledwie przymuszać, dopieroż takiego, co bogaty jest... trzeba tedy użyć środków jakowychś, żeby się serce (choć tego nie masz teraz) nie zatopiło kędy w innych objektach. Trzebaby ofiarować starostwo bracławskie (dla serca?), bez tegobyś go jopd. trzymał dożycia. Ja to, Bogiem się świadczę, od siebie wyrażam, bobym rad z duszy serca widzieć w skutku, bo nie znajdę lepszéj nad tę dla kawalera partyi, szczerze to wyznaję, i generałowa sądzi. Lubo może nadto moją przychylność wyrażam i tą się narażam, zdałoby mi się jednak, aby j. o. p. krakowska przedsięwzięła swoja podróż do Mikulina razem z jo. panną krakowską dobr. i tędy trakt obróciła. Któż to wie, co może Bóg (przy pomocy dobrych łudzi) sporządzić! upewniam tylko, że tego com wyraził jopd., nikomu nie wyjawię.“
Tyle Cetner, ale w téjże prawie chwili, gdy on tę myśl poddawał, sam Szczęsny napisał list do kasztelana krakowskiego, wprawdzie obojętny, ale przypominający mu się, co daje poznać, że niezupełnie od siebie tylko Cetner się w przypisku odezwał.
Oto list Potockiego:
„Dnia 28 marca 1774 w Warszawie.
„Monseigneur!
„Gdy pewna okazya daje mi sposobność przypomnienia mnie statecznéj jopd. łasce, nie opuszczając jéj, mam honor mu donieść niektóre tutejsze wiadomości. Wiadomo być już musi jopd., że Prusak granice swojo rozszerza w W. Polsce; o tém, gdy tutaj dowiedziano się, i publiczne, i prywatne pomieszanie znać było, a najbardziéj i najżwawiéj, chociaż może bez refleksyi w téj materyi rozwodził się Branicki. Wkrótce potém posłów do dworów cudzoziemskich proponowano i utrzymano. Ogiński do Wiednia, Kwilecki do Berlina, a hetman wielki Branicki do Petersburga destynowani, mówią, że tak prędko nie powrócił, a to z przyczyny, że spokojnie ministrom traktować nie dał (?). Mówią niektórzy, że i władza jego okruszona będzie, a o dojścia maryażu z ks. Jabłonowską wątpią. W moim interesie strasznie bałamucą, zkąd zaś te pobudki są, poznać łatwo można. Dzisiaj mi ostatnią rezolucyę dać mają, której oczekuję. Przy ucałowania nóg jo. wyznaję się być jopd. szczerze życzliwym i uniżonym sługą.
Szczęsny Potocki ch. w. k.“





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.