Srebrna łania/II

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Antoni Lange
Tytuł Srebrna łania
Pochodzenie Nowy Tarzan.
Opowiadania wesołe i niewesołe
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1925
Druk Zakłady Graficzne Straszewiczów
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Całe opowiadanie
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


II.

Sertorjusz był to najprawszy mąż, jakiego wydała republika rzymska. Znała go dobrze i kochała ludność Hiszpanji, którą zarządzał niegdyś z ramienia senatu: miał on w swojej duszy jakieś bóstwo sprawiedliwości, które mu nie pozwalało nikogo ukrzywdzić. Trudno jednakże znaleźć wielu ludzi prawych: najprawsi nawet, jak Grakchowie, albo Marjusz, czynili tumulty, rzezie i naruszali ustawy. A jednak Rzymianin nie może po świecie krążyć sam: musi przyłączyć się do jakiegoś związku. Przeciwnicy Marjusza jeszcze bardziej prawo naruszali — i wprost dążyli do tyranji. Dlatego Sertorjusz przystał do Marjańczyków.
Sertorjusz miał swój dom i ogród wpobliżu cichej, zielenią winogradów pokrytej góry Wezuwjusza — niedaleko miasta Partenopy, zwanego też Neapolis. Był gospodarzem pierwszorzędnym, życie prowadził surowe, jak Rzymianie pierwotni — i wierny dawnym cnotom republiki, naśladował starego Cyncynnata.
Ale w Partenopie mieszkało wielu uczonych Greków, a Sertorjusz był lubownikiem mądrości greckiej i nieraz z uczonymi biesiadował. Zwłaszcza miły mu był wielce Arystodem, uczeń Platona i Eskulapa.
Dom swój zbudował Sertorjusz zprosta, aby mu przypominał raczej namiot żołnierski. Ale były w nim dzieła rzeźbiarzy i malarzy greckich, były też pisma autorów greckich i nieliczne utwory Latynów.
Rozkoszą jego życia, dla której babieniec wytworny urządził, była Adonizja, niewolnica kartagińska, którą sobie sprowadził z Gadesu w Hiszpanji i którą bardzo kochał.
Była to dziewczyna niezmiernej piękności — o twarzy białej prawie jak mleko i włosach złotych jak łan pszenicy. Wiadomo, że wśród niewiast punickich włosy takie trafiały się często, i Rzymianie tak się w tem rozlubowali, że kobiety rzymskie sztucznie zaczęły sobie włosy barwić na złoty kolor.
Oczy miała orzechowe jak łania i było w jej postaci coś z łani. Znała tajemnice pieszczot niewyczerpanych — miała uśmiechy i spojrzenia upajające — śpiewać umiała gorące pieśni w nieznanym języku i znała wszystkie tańce Azji i Afryki. Umiała wróżyć z ziarn pszenicy, z lotu ptaków, z gdakania kur, z obłoków; umiała wróżyć z ręki. Miewała sny przedziwne i codzień z rana widzenia swoje opowiadała kochankowi. Była wreszcie bardzo ciekawa mądrości greckiej.
Arystodem znał tę Kartaginkę, gdyż bywał częstym gościem w domu Sertorjusza: Adonizja, pomimo niezmierną piękność i pozory siły młodzieńczej, cierpiała na palpitacje serca — i zacny Grek sprowadzał dla niej zioła uśmierzające.
Nieraz Sertorjusz z filozofem z Partenopy długie prowadzili rozprawy o tem, co objawił Platon, choć obaj nie byli też obcy nauce Zenona ze Stoi. Sertorjusza najwięcej nęciła księga Platona o republice, Adonizję zaś wzruszała historja Atlantydy, którą Platon opowiada w Timeuszu i Krytjasie. Historja ta nie była jej nieznana, gdyż z tradycji wiedziała, że w dawnej Kartaginie żeglarze, którzy nieraz wypływali poza słupy Herkulesowe, niemało przynosili wieści o tych Wyspach Błogosławionych, a zwłaszcza Hannon, co dłużej się tam zatrzymał, szczegółowo je opisał.
— Rzym skazany jest na zagładę — mówił Sertorjusz. — Sybilla dawno wywróżyła jego zburzenie — trzeba drugi Rzym założyć — bo świat nie może istnieć bez Rzymu. Kiedy patrzę na to, co się u nas dzieje — wierzajcie — mam poczucie, że koniec świata nie nadchodzi: on już nadszedł. Znaki są nieomylne. Ale Sybilla mówi też, że zanim nadejdzie zagłada ostateczna, Jowisz wybierze sprawiedliwych i na Wyspy Błogosławione ich przeniesie. Najwyższa klęska się zbliża: są wiadomości, że Sulla powraca do Italji. Przewiduję straszliwą wojnę domową. Zanim on się pokaże, ja opuszczę tę ziemię, na którą bogi piekielne się sprzysięgły. Pojadę szukać Wysp Błogosławionych.
— A więc sądzisz się godnym Atlantydy? — pytał Arystodem.
— Rozważałem to pytanie. Staram się być, jak dawni Rzymianie, człowiekiem wolnym, posłusznym prawu i oddanym cnocie. Odrazę mam do występku — i nie mogę zapomnieć słów, jakie wygłosił barbarzyniec Jugurta o Rzymie: — „Sprzedajne miasto!“ — powiedział. — W Rzymie uczynisz wszystko z pomocą złota. Ja chcę stworzyć Rzym, w którymby złoto znaczyło tyle, co piasek. Albowiem pieniądz cnotę pożera. Jestem wrogiem występku.
— A więc go zniszcz!
— Jak to uczynić? Tego nie wiem. W tym Rzymie, który teraz jest, nie odrodzi się cnota. Dni jego są policzone. Trzeba nowy Rzym założyć.
— Gdzie? — zapytała Adonizja, która przysłuchiwała się w milczeniu rozmowom obu uczonych mężów.
— Nie wiem. Może na tych wyspach Błogosławionych, bo tam nie będzie występnych. Ale jak do nich dopłynąć, skoro nikt nie wie, gdzie one leżą? Ziemia odrodzi się i oczyści po zniszczeniu zła, po zagładzie świata, po upadku nowej Troi. My zaś, jak Eneasz, pojedziemy szukać nowej ojczyzny.
— O, jakże to będzie pięknie! — zawołała Adonizja.
— Ty, sarniooka, jesteś drugą Sybillą, miewasz widzenia prorocze. Ty możesz nam powiedzieć, gdzie stanie nowy Rzym.
— Na mnie schodzą widzenia we śnie. Nie miałam o tem snu.
— A więc nakaż sobie taki sen.
Adonizja obiecała, że się o to pomodli.
Noc już była głęboka. Srebrny księżyc na szafirowem niebie sierpniowej nocy cicho szybował w otoczeniu gwiazd migotliwych. Wezuwjusz czarno-zielonym cieniem unosił się w dali na widnokręgu — cisza była dokoła — i tylko nietoperze od czasu do czasu przelatywały powietrze kołową linją, niby rumaki na arenie cyrku. Pod szerokim, rozłożystym plantem siedzieli nasi przyjaciele. Upojeni winem i rozmową, rozeszli się na sen późno po północy.
Nazajutrz z rana, kiedy Sertorjusz ujrzał Adonizję, zbladł z przerażenia. Co się stało? Adonizja miała włosy białe, jak srebro. W jedną noc osiwiała. Tu i owdzie przeświecały jeszcze złote promiona. Wiedziała już o tem. Służebnice ją zawiadomiły. Przejrzała się w zwierciadle.
— To ze snu, o który się modliłam. Widać, że była w tem pycha, której bogowie nie lubią i pomścili się nade mną. Widzenie miałam przerażające, a tak prawdziwe, że mi serce zaczęło się szarpać i przez cały ranek, niby ptak, łopotało. Śniło mi się, że ta góra Wezuwjusz, co tak zielenieje w słońcu od winnic, taka cicha i dobroczynna, naraz się otworzyła i buchnęła ogniem tak straszliwym, że pół nieba zasłoniła płomienistą chmurą — aż ogień ten spłynął jakby potokiem na wsie i miasta sąsiednie — i żeśmy wszyscy pod tą falą ognia zatonęli i zamarli. Cały świat tak zginie. Nie od wody zginie, lecz od ognia. Osiwiałam z przerażenia. Ale zniosłabym wszystko, gdyby nie ten ból, co mi serce przeszywa! Ratujcie mię, Sertorjuszu, Arystodemie!
Arystodem dał jej ziółka uśmierzające. Chwilowo jej to pomogło, ale niedługo potem pochwycił ją ból stokroć ostrzejszy.
Jeszcze konie Apollina nie doszły do szczytu nieba, gdy Merkury się zjawił po duszę dziewczyny kartagińskiej. Adonizja nie żyła.
Rozpacz Sertorjusza była bezgraniczna: on sam wywołał to widzenie senne, to nagłe osiwienie i tę śmierć gwałtowną. Padła jak świeży kwiat, zerwany lekkomyślną dłonią. Adonizja — była to jedyna istota, co go z ziemią łączyła. Teraz nie miał już co robić na świecie.
Próżno mu Arystodem wykładał tajemnice nieśmiertelności duszy, podług Platona i Sokratesa. Nie był w możności go uspokoić.
Ostatnie widzenie Adonizji było najwyższem potwierdzeniem wróżb Sybilli. A właśnie goniec przybył z Brundusium i powiedział:
— Sulla przyjechał ze Wschodu! Idzie na Rzym. Żołnierze nasi przechodzą do niego. Zapowiada rzeź, wygnanie i konfiskatę mienia wszystkich tych, którzy stali po stronie Marjusza i Cynny.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Antoni Lange.