Sen (Geibel): Różnice pomiędzy wersjami
[wersja przejrzana] | [wersja przejrzana] |
n |
m robot zamienia szablony licencji |
||
Linia 22: | Linia 22: | ||
{{JustowanieKoniec}} |
{{JustowanieKoniec}} |
||
{{ |
{{MixPD|Emanuel Geibel|Stanisław Budziński}} |
||
{{TłumaczPD|Stanisław Budziński}} |
|||
[[Kategoria:Emanuel Geibel]] |
[[Kategoria:Emanuel Geibel]] |
||
[[Kategoria:Stanisław Budziński]] |
[[Kategoria:Stanisław Budziński]] |
Wersja z 18:57, 14 paź 2014
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Sen |
Pochodzenie | Z obcego Parnasu |
Data wyd. | 1886 |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Stanisław Budziński |
Źródło | Skany na commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Gdybym ja był bogaczem, baszą nad tym krajem,
Jakżebym kraj ten kochał z wawrzynowym gajem,
Gdzie bujne ziarno, ciężkie winne grono,
W kryształowem powietrzu to złociste słońce,
Ogrody tchnieniem róży wiecznie woniejące,
Morza błękitną przestrzeń niezmierzoną!
A w południe bym spoczął na miękkiej purpurze,
W roskosznym gmachu, gdzie w białym marmurze
Nieustająco szemrzą wodotryski,
Gdzie murzynek, zrodzony w Nigru okolicy,
Z krętym wełnistym włosem, w złotej zausznicy,
Przy gitarze zawodzi pieśń swojej kołyski.
Lub na pysznym rumaku z arabskiego stada,
Co kiedy jak wiatr pędzi, płomień z ócz mu pada,
Gnałbym po szczytach wzgórzy i doliny jarze,
Pośród cienia plantanów, w maisu obszary,
Nad strumieniem wspaniałym, gdzie jakby sztandary
Dumnie palm powiewają szerokie wachlarze.
A w porze, kiedy słowik pieje pieśń tęsknoty
Z miękkich jedwabi kazałbym robić namioty
Na aksamitnem świeżem wzgórz odzieniu;
Patrzeć, jakby się fale w nieskończoność snuły,
I spoglądać na miasto, cyprysy, kopuły,
Kiedy się palą w purpury płomieniu.
Potem śród słodkiej nocy na lekkiej galerze
Płynąć przy brzmieniu fletów, rzuciwszy wybrzeże,
Kiedy zmierzchy półksiężyc tajnym wdziękiem stroją;
Zlekka z lica wybranej uniosłszy zasłony,
Ujrzałbym w ciemném oku płomień rozrzarzony
Coby mi mówił: „luby, jam jest twoją!”.
Tak śnił niewolnik. Kajdan wtem brzękły ogniwa,
I z przerażeniem z łoża spoczynku się zrywa,
Z sinemi usty, z spojrzeniem tęsknoty:
Bo gwiazda ranna zbladła już w błękitnym wschodzie,
Przed jeńcem stał dozorca, głaszcząc się po brodzie,
I krzyknął: „wstawaj ty psie do roboty!”