Strona:Zofia Urbanowska - Róża bez kolców.pdf/188: Różnice pomiędzy wersjami

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
 
(Brak różnic)

Aktualna wersja na dzień 21:20, 20 lip 2021

Ta strona została przepisana.

— Sam się nad tem zastanawiam; chybaby tu w tych miejscach znajdowało się pewne rzadkie zwierzątko, które...
— Które wydaje zapach piżma. Czy tak?
— Tak.
— Ale go niema.
— Nie widać go przynajmniej. Ale spostrzegam za to co innego — dodał, przesuwając oczyma po grani kotła, której czepiały się rozmaite rośliny, mianowicie paprocie i różne porosty, i zatrzymał je w jednym punkcie. — Limax Schwabii, co za prześliczny egzemplarz!
I wskazał palcem wielkiego nagiego Ślimaka, ciemno-szafirowej barwy, z malachitowym połyskiem. Poczem spiął się na palce i wyciągnął rękę, ale nie mógł go dostać; więc jeden z górali zdjął go końcem ciupagi i podał rozpromienionemu profesorowi, który wyjąwszy z kieszeni pudełko, z największą ostrożnością umieścił w nim swoją zdobycz. Ślimak ten po polsku zowie się Pomrowiem.
Młodsza część towarzystwa poszła z pochodniami do groty. Wiódł ich Sabała przyśpiewując:

„Oj mamicko miła, cemuś mnie nie biła?
Kie mnie wiesac bedom, bedziesz się hanbiła!“

Warburton i Strand wyglądali przez okno, paląc cygara i wsłuchując się w echo ginącego w podziemiach głosu gęślików. Anglik wolał zachwycać się ztąd urokiem kontrastu między ponurym kotłem a śmiejącą się doliną. Myśliciel, artysta i filozof, patrzył spokojnie w prostopadłą przepaść, nad którą wisiało okno. Ciągnęła go ona ku sobie nieprzepartym urokiem i myślał o chwili bardzo, bardzo już dawnej, gdy opuszczał kraj znajdujący się nad przepaścią, wynosząc zeń swoje skarby: młodość, zdolności, siłę do pracy... I choć ten czyn świetne przyniósł owoce, ma poczucie że skradł z kasy ogólnej, a sumienie woła na niego żeby oddał co wziął — i że nie zawsze jest zaszczytnem czepiać się brzegu. Uczuł zawrot głowy i wychylił się zanadto, ale Strand przestraszony pochwycił go za ramię.
— Ostrożnie sir Edwardzie, bo mógłbyś pan spaść!
Sabała z resztą towarzystwa wkrótce powrócił i wszyscy zgodzili się na to, że kto oglądał grotę Mylną, tutaj napróżno się trudził. Korytarz był długi, ostro sklepiony, po ścianach spływało kamienne mleko, ot i wszystko. Nie było tu co robić dłużej. Gdy opuszczali kocioł i wychodzili przez bramę, doktor powiedział:
— Teraz i ja już czuję piżmo.
Wtem profesor krzyknął i rzucił się naprzód: jakieś małe zwinne zwierzątko przeleciało mu pod nogami i zniknęło w lesie.