Strona:PL Jerzy Żuławski-Stara Ziemia 061.jpeg: Różnice pomiędzy wersjami
[wersja przejrzana] | [wersja przejrzana] |
Pywikibot touch edit |
|||
Status strony | Status strony | ||
- | + | Skorygowana | |
Treść strony (podlegająca transkluzji): | Treść strony (podlegająca transkluzji): | ||
Linia 1: | Linia 1: | ||
i miał wyłupiaste oczy, drugi kręcił zbyt wielką, na wzrost swój głową o rozwichrzonej czuprynie, mamrotając coś i mamląc, czego żaden porządny człowiek nie byłby zdolny zrozumieć. Parobcy wyciągali ku nim kije z udaną groźbą, śmiejąc się do rozpuku z ich obłędnego strachu.<br |
i miał wyłupiaste oczy, drugi kręcił zbyt wielką, na wzrost swój głową o rozwichrzonej czuprynie, mamrotając coś i mamląc, czego żaden porządny człowiek nie byłby zdolny zrozumieć. Parobcy wyciągali ku nim kije z udaną groźbą, śmiejąc się do rozpuku z ich obłędnego strachu.<br> |
||
{{tab}}— Co to jest? — zapytał Hafid.<br |
{{tab}}— Co to jest? — zapytał Hafid.<br> |
||
{{tab}}— Niewiadomo. Może małpy uczone, a może ludzie. Mówią coś.<br |
{{tab}}— Niewiadomo. Może małpy uczone, a może ludzie. Mówią coś.<br> |
||
{{tab}}— Gdzieżby zaś ludzie tak wyglądali! Przecież to do niczego nie podobne.<br |
{{tab}}— Gdzieżby zaś ludzie tak wyglądali! Przecież to do niczego nie podobne.<br> |
||
{{tab}}Zsunął się z grzbietu dromedara i ująwszy rozczochranego człowieczka za kark, podniósł go na wysokość twarzy, aby mu się przyjrzeć dokładniej. Człowieczek zaczął wrzeszczeć i wierzgać nogami, co parobków doprowadziło znowu do szalonego śmiechu.<br |
{{tab}}Zsunął się z grzbietu dromedara i ująwszy rozczochranego człowieczka za kark, podniósł go na wysokość twarzy, aby mu się przyjrzeć dokładniej. Człowieczek zaczął wrzeszczeć i wierzgać nogami, co parobków doprowadziło znowu do szalonego śmiechu.<br> |
||
{{tab}}— Zabierzemy to ze sobą do miasta, czy co?<br |
{{tab}}— Zabierzemy to ze sobą do miasta, czy co?<br> |
||
{{tab}}— Może kto kupi...<br |
{{tab}}— Może kto kupi...<br> |
||
{{tab}}Hafid potrząsł głową.<br |
{{tab}}Hafid potrząsł głową.<br> |
||
{{tab}}— Nie warto sprzedawać. Więcej można zarobić, pokazując w klatce albo na sznurku. Co to robiło, gdyście przyszli?<br |
{{tab}}— Nie warto sprzedawać. Więcej można zarobić, pokazując w klatce albo na sznurku. Co to robiło, gdyście przyszli?<br> |
||
{{tab}}— Leżeli obaj ukryci — odparł Azis. — Ledwie ich mogłem wyciągnąć. Przestraszyli się bardzo i patrzyli to na mnie, to na wielbłądy, bełkocąc coś do siebie.<br |
{{tab}}— Leżeli obaj ukryci — odparł Azis. — Ledwie ich mogłem wyciągnąć. Przestraszyli się bardzo i patrzyli to na mnie, to na wielbłądy, bełkocąc coś do siebie.<br> |
||
{{tab}}Łysy człowieczek tymczasem wydrapał się na kamień, aby być wyższym i zaczął coś gadać, ruszając rękoma. Patrzyli wszyscy trzej na niego, a gdy skończył, wybuchnęli niepohamowanym śmiechem w przekonaniu, że jestto jedna ze sztuk, jakiej karzełka gdzieś w cyrku wyuczono.<br |
{{tab}}Łysy człowieczek tymczasem wydrapał się na kamień, aby być wyższym i zaczął coś gadać, ruszając rękoma. Patrzyli wszyscy trzej na niego, a gdy skończył, wybuchnęli niepohamowanym śmiechem w przekonaniu, że jestto jedna ze sztuk, jakiej karzełka gdzieś w cyrku wyuczono.<br> |
||
{{tab}}— A może to głodne? — zauważył Hafid.<br |
{{tab}}— A może to głodne? — zauważył Hafid.<br> |
||
{{tab}}Selma wyjął z troków garść daktylów i podał je karzełkom na dłoni. Patrzyli obaj nieufnie, nie śmiejąc wyciągnąć ręki po owoc. Wtedy parobek, litościwem sercem uniesiony, pochwycił włochatego karlika za kark lewą dłonią, a prawą {{pp|usi|łował}} |
{{tab}}Selma wyjął z troków garść daktylów i podał je karzełkom na dłoni. Patrzyli obaj nieufnie, nie śmiejąc wyciągnąć ręki po owoc. Wtedy parobek, litościwem sercem uniesiony, pochwycił włochatego karlika za kark lewą dłonią, a prawą {{pp|usi|łował}} |
Wersja z 16:39, 4 maj 2021
i miał wyłupiaste oczy, drugi kręcił zbyt wielką, na wzrost swój głową o rozwichrzonej czuprynie, mamrotając coś i mamląc, czego żaden porządny człowiek nie byłby zdolny zrozumieć. Parobcy wyciągali ku nim kije z udaną groźbą, śmiejąc się do rozpuku z ich obłędnego strachu.
— Co to jest? — zapytał Hafid.
— Niewiadomo. Może małpy uczone, a może ludzie. Mówią coś.
— Gdzieżby zaś ludzie tak wyglądali! Przecież to do niczego nie podobne.
Zsunął się z grzbietu dromedara i ująwszy rozczochranego człowieczka za kark, podniósł go na wysokość twarzy, aby mu się przyjrzeć dokładniej. Człowieczek zaczął wrzeszczeć i wierzgać nogami, co parobków doprowadziło znowu do szalonego śmiechu.
— Zabierzemy to ze sobą do miasta, czy co?
— Może kto kupi...
Hafid potrząsł głową.
— Nie warto sprzedawać. Więcej można zarobić, pokazując w klatce albo na sznurku. Co to robiło, gdyście przyszli?
— Leżeli obaj ukryci — odparł Azis. — Ledwie ich mogłem wyciągnąć. Przestraszyli się bardzo i patrzyli to na mnie, to na wielbłądy, bełkocąc coś do siebie.
Łysy człowieczek tymczasem wydrapał się na kamień, aby być wyższym i zaczął coś gadać, ruszając rękoma. Patrzyli wszyscy trzej na niego, a gdy skończył, wybuchnęli niepohamowanym śmiechem w przekonaniu, że jestto jedna ze sztuk, jakiej karzełka gdzieś w cyrku wyuczono.
— A może to głodne? — zauważył Hafid.
Selma wyjął z troków garść daktylów i podał je karzełkom na dłoni. Patrzyli obaj nieufnie, nie śmiejąc wyciągnąć ręki po owoc. Wtedy parobek, litościwem sercem uniesiony, pochwycił włochatego karlika za kark lewą dłonią, a prawą usi-