Strona:Poezje Wiktora Gomulickiego.djvu/179: Różnice pomiędzy wersjami
[wersja przejrzana] | [wersja przejrzana] |
+ |
|||
Status strony | Status strony | ||
- | + | Skorygowana | |
Treść strony (podlegająca transkluzji): | Treść strony (podlegająca transkluzji): | ||
Linia 1: | Linia 1: | ||
{{c|3.}} |
{{c|3.|przed=30px|po=10px}} |
||
<poem> |
<poem> |
||
Wiosna i młodość — jedno. Każda z nich otwiera |
Wiosna i młodość — jedno. Każda z nich otwiera |
||
Bramy ziemskiego raju, |
Bramy ziemskiego raju, nic nie biorąc za to. |
||
O róże! o dziewczęta! |
O róże! o dziewczęta! o święta i szczera |
||
Miłości serc dziecinnych!... Może łysy Plato |
Miłości serc dziecinnych!... Może łysy Plato |
||
O duchów mówiąc związku bezkrwistym miał rację, |
O duchów mówiąc związku bezkrwistym miał rację, |
||
Co do mnie jednak, wolę ''konkretną'' kolację. |
Co do mnie jednak, wolę ''konkretną'' kolację. |
||
</poem> |
</poem> |
||
{{c|4.|przed=30px|po=10px}} |
|||
<br> |
|||
{{c|4.}} |
|||
<poem> |
<poem> |
||
Z szatankiem tym, co modre jak cherub ma oczy, |
Z szatankiem tym, co modre jak cherub ma oczy, |
||
Linia 15: | Linia 14: | ||
I gdy wiosna wygrywa swój koncert uroczy, |
I gdy wiosna wygrywa swój koncert uroczy, |
||
Na deser są piosenki i pocałowania, |
Na deser są piosenki i pocałowania, |
||
Gdy nie słychać Tartuffe’ów |
Gdy nie słychać Tartuffe’ów wężowego świstu, |
||
Przekładam jedną Manię nad Platonów trzystu... |
Przekładam jedną Manię nad Platonów trzystu... |
||
</poem> |
</poem> |
||
{{c|5.|przed=30px|po=10px}} |
|||
<br> |
|||
{{c|5.}} |
|||
<poem> |
<poem> |
||
Wiem, że ta strofa grzeszy przeciw moralności, |
Wiem, że ta strofa grzeszy przeciw moralności, |
||
Linia 28: | Linia 26: | ||
Lecz przekładam sen cichy nad wiwatne wrzaski. |
Lecz przekładam sen cichy nad wiwatne wrzaski. |
||
</poem> |
</poem> |
||
<br> |
Aktualna wersja na dzień 08:15, 19 kwi 2018
Wiosna i młodość — jedno. Każda z nich otwiera
Bramy ziemskiego raju, nic nie biorąc za to.
O róże! o dziewczęta! o święta i szczera
Miłości serc dziecinnych!... Może łysy Plato
O duchów mówiąc związku bezkrwistym miał rację,
Co do mnie jednak, wolę konkretną kolację.
Z szatankiem tym, co modre jak cherub ma oczy,
Usta jak krew, a zowie się słodziutko: „Mania“...
I gdy wiosna wygrywa swój koncert uroczy,
Na deser są piosenki i pocałowania,
Gdy nie słychać Tartuffe’ów wężowego świstu,
Przekładam jedną Manię nad Platonów trzystu...
Wiem, że ta strofa grzeszy przeciw moralności,
A co gorsza, ma ostry zapach parodoksu...
Co tam! niech jespan krytyk zżyma się i złości,
Ja jej z miejsca nie ruszę. Wiem, że dymem koksu
Gdybym wiersze wypełnił, zyskałbym oklaski,
Lecz przekładam sen cichy nad wiwatne wrzaski.