Odpowiedź na „Psalmy przyszłości” (1909): Różnice pomiędzy wersjami

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
[wersja nieprzejrzana][wersja nieprzejrzana]
Usunięta treść Dodana treść
Beau.bot (dyskusja | edycje)
Linia 482: Linia 482:


{{TekstPD|Juliusz Słowacki}}
{{TekstPD|Juliusz Słowacki}}

[[Kategoria:Juliusz Słowacki]]
[[Kategoria:Juliusz Słowacki]]
[[Kategoria:Literatura polskiego romantyzmu]]

Wersja z 13:57, 30 lis 2009


Odpowiedź na „Psalmy przyszłości” • (Ujęcie wcześniejsze) • Juliusz Słowacki
Odpowiedź na „Psalmy przyszłości”
(Ujęcie wcześniejsze)
Juliusz Słowacki


 Podług ciebie, mój szlachcicu,
 Cnotą naszą — znieść niewolę.
 Ty przemieniasz ziemską dolę
 W żywot ducha na księżycu;
 Głosem dziecka wołasz: Czynu!
 Czynu — czynu naród czeka!
 Lecz ty wiesz, bez ducha gminu
 Jaka słaba pierś człowieka...
 A ty, który budzisz czyn,
 Gdy spojrzałeś w ludu oczy,
 Rzekłeś, że z nich rzeź wyskoczy!!
 A kto inny jest — niż gmin?

            *

 Nie tak — nie tak, mój szlachetny,
 Bo czyn ludu nie piosenka.
 To nie w herbie z mieczem ręka,
 To nie ród imieniem świetny,
 To nie pieśni próżny twór,
 To nie buntu próżna mara,
 To nie chmurny lot Ikara,
 Gdzie zasługą upaść z chmur!
 To nie na słońc, gwiazd granicy
 Z kochankami mdlejąc latać,
 Włosy splatać i rozplatać,
 Tchnienie tracić w błyskawicy;
 Ale twardo, ale jasno
 Śród narodu swego stać,
 Myślą bić, chorągwie rwać,
 Świecić czynu tarczą własną!
 W drogę, choćby niepowrotną,
 Ale prostą — naprzód twarzą,
 Z piersi czystą, choć samotną,
 Choć ją sztyletami rażą,
 Z twarzą smętną, ale białą,
 Chrystusową, choć zwiędniałą,
 A ciągnącą lud do siebie
 Niesłychanym bożym czarem:
 Takim duchem i sztandarem
 Być na ziemi — jest być w niebie!

            *

 Jam spróbował na mej głowie,
 Na kształt gwiazdy kałakuckiej,
 Nosić gwiazdę myśli ludzkiej
 I z tą gwiazdą żyć surowie.
 I przybiegli aniołowie,
 Aniołowie betleemscy —
 A odbiegli ludzie ziemscy
 I drzwi moje pożegnali,
 I przeklęli... me domowe
 Duchy — serce — moję głowę —
 Każdy włos poprzeklinali...
 A jam przecie bez ich wiedzy
 I bez serc ludzkiego ciepła
 Czuł, że w żyłach krew nie krzepła.
 Ani na rozstajnej miedzy,
 Która świat od Boga dzieli,
 A do przyszłych idzie światów.
 Rosło mniej tęczowych kwiatów,
 Choć suszyli ją i klęli.
 I dlatego, żem się umiał
 Pohamować — być nad zgraję —
 Wichr przeleciał i wyszumiał,
 I legł martwy... a ja wstaję;
 Bo ojczyznę mą w łańcuchu
 Widząc, miałem tę pokorę,
 Żem żadnego nie klął ruchu...
 Czuł gorących — bo sam w gorę,
 Modlił się o czasy nowe
 I o wrogów mych zwycięstwo,
 Choć groziło mi męczeństwo
 I w sąd... mogło pójść o głowę.
 Bo ty nie myśl, że z anioły
 Tylko boża myśl nadchodzi;
 Czasem Bóg ją we krwi rodzi
 Czasem rzuca przez Mongoły!...

            *

 A ty, jasny jakiś panie,
 Bo cię nie znam, ale słyszę.
 Słysząc twoje wierszowanie,
 Że ktoś jak perłami pisze,
 Że ktoś na kształt się proroka
 Stawia ludziom — ale modny,
 Jak historyk świata — chłodny,
 Obejrzawszy świat z wysoka,
 Wieszcze rymy jako cugi
 Posłał na świat równym kłusem
 I napełnił wóz Chrystusem
 Jak Owidiusz Faetonem,
 I rozesłał swoje sługi,
 Swe kolory czcić pokłonem.

            *

 Honor myślom, z których błyska
 Nowy duch i forma nowa!
 Bo są światu, jak zjawiska,
 Jako jutrznia są różowa,
 Jak ogniste meteory,
 Stopom ludu podścielona
 By gościńce Irydiona
 Pielgrzymowi, który od nich
 Bierze ogień i kolory,
 Gdy już gwiazd dochodzi wschodnich.

            *

 Taką była dawniej dana
 Poetyczna karm dla ludu,
 Objawienie pełne cudu;
 Myśl jak mara niespodziana
 Z piersi naszej wychodziła
 Na kształt gwiazdy lub miesiąca,
 Narodowi dźwiękiem miła,
 Ludu sen wspominająca,
 To jak słońce w półobłoku
 Oczom wschodziła w rosła,
 To jak róża na potoku
 Albo lekki Sylf bez wiosła,
 Jakaś siła niewidzialna,
 Przez poetę na świat lana,
 Wolna — jako anioł Pana!
 Silna — jako kra zapalna!

            *

 Dziś co? — Każdy wieszcz z rozkazem,
 Każdy patron... lecz za sobą;
 Nie z promieniem, lecz z wyrazem,
 Nie duch-duchem, lecz osobą;
 Kiedy gore świat cierpieniem,
 Kiedy wzbiera czynu fala,
 On się kładzie sam kamieniem,
 Na ruch ludzki nie pozwala;
 Chce zawrócić w stare łoże
 Nowe fale — rzeki boże;
 Do zbolałych serc nie wnika,
 Gromu ludu nie ma w dłoni,
 Ale w uszy formą dzwoni,
 Albo dzwoni — albo syka.
 Jego dźwiękiem, jego mową
 Nie odetchnie pierś szeroka,
 Nie pomyśli jego głowa,
 Skier nie weźmie z jego oka;
 Tylko nędzne ujrzy płachty,
 Zamiast wieszcza — sztandar jego
 I krzyk: „Na Boga żywego!
 Ty, kto jesteś? nie rznij szlachty!!...”

            *

 Któż i gdzie zagroził nożem?
 Któż i gdzie ci stanął sporem? —
 Możeś spotkał się z upiorem,
 Z całym dawnym Zaporożem?
 Możeś widział pochód głuchy,
 Krzyki krwawe i namiętne
 I księżyce nad krwią smętne,
 I sokoły w mgle jak duchy?
 Może tobie zastąpiły
 W poprzek twojej sennej stecki
 Same tylko ich mogiły —
 A ty zląkł się! — wódz szlachecki!! —

            *

 Może tylko w noc półjasną
 Upiór taki nadlatywał,
 Strzały sobie z ran wyrywał
 I mgły krwią czerwieni własną.
 Hełm rozpalił w błyskawicę,
 Miecz potrząsnął purpurowy,
 A okropne cztery głowy,
 Jako perły zausznice
 Z twarzą nieznajomych plemion,
 Niby róże — niósł u strzemion.
 — A ty zaraz — w ręku kord,
 W kosach przed nim cała wieś!
 Duch ten — krzyczysz — jest to rzeź!
 Duch ten to czerwony mord!...
 — Nie mord, nie rzeź: — to z girlandy,
 Co leciała ponad Lidą,
 Jakiś sługa dziewki Wandy,
 Jakiś złoty husarz z dzidą,
 Jakiś krzyża kapłan świecki,
 Z tęczy widzeń oderwany,
 Znów powracał na kurhany —
 A ty zląkł się! — syn szlachecki!!—

            *

 Duchy lecą i nie giną —
 Czasem pełne słów czerwonych:
 Czy ty jeden z przestraszonych
 Ręką rzezi — gilotyną?
 Skądże taka w tobie trwoga
 I od ludu rów i przedział?
 Prawdę mówisz?... Nie, na Boga,
 Wiem, żeś prawdy nie powiedział!
 Tylko jakieś sny czerwone,
 Zaludnione czartów gminem,
 Twych firanek karmazynem
 Owionięte, osłonione,
 Jak róż jasne — jak sen płone,
 Pełne, mówię mar szkaradnych,
 Bez słońc, bez gwiazd, kwiatów żadnych,
 Przestraszyły cię, żeś krzyknął;
 „Stójmy tak — na ojców kości!”
 I twój anioł, już w przyszłości
 Zabłyśniony. — jak sen zniknął.

            *

 Jeszcze co? ani zamachu —
 Naród cały hasła czeka —
 A krzyk pierwszy z ust człowieka
 Był krzyk: Stójmy! był krzyk strachu.
 Bo to sen na końcu pieśni,
 Że magnaty — kiedyś — staną
 Z wielką tęczą chorągwianą
 Otrząśnięci z wieków pieśni,
 Z wielką myślą w sercu — w głowie —
 Chatom — niby aniołowie;
 I bunt święty rozpłomienią,
 I świat cały od nich zgore...
 — w tych magnatach serce chore:
 Wąż im sercem, a proch rdzenią!...

            *

 Kiedyś ze sto was tysięcy
 Było szlachty z serc i z lica;
 Dziś jednegom znał szlachcica
 I kraj cały nie znał więcej.
 Jeden tylko serca męką,
 Zamiarami, choć nie skutkiem,
 Wielkim, cichym, dumnym smutkiem,
 Pełną zawsze darów ręką,
 Smętną jakąś nieszczęść sławą
 Był szlachcicem — i miał prawo...
 Dziś i ten nie został z wami
 I godności swej nie trzyma;
 Poszedł gnić między królami,
 Już go nié ma — i was nié ma!

            *

 Nie myśl, że wszystko na naszej łące
 Smutnieje, więdnie, zachodzi nocą,
 Że nietoperze ociemniające
 W powietrzu cicho skrzydły łopocą,
 Gdzie znajdą lampę — skrzydły zaduszą,
 Gdzie znajdą ciepłą polską krew w żyłach,
 To ją wysmokczą — serce wysuszą —
 Mózg o wariackich zostawią siłach.
 Nie tak, tu nie tak... jak ci się może
 Przyśniło, głośny szlachty upiorze!

            *

 Duch, ogień, młodość
 Orla i żywa
 Ogniem porywa
 I z ducha czerpie.
 Nad nią, na sierpie
 Z blasków księżyca,
 Boga Rodzica
 W zorzy czerwonej,
 Na wywróconej
 Tęczy porannej!
 A pod nią mgła
 Z ognia i szkła
 W skrze nieustannej
 Bałwany wznosząca,
 By znieść ją z miesiąca,
 Z gwiazdami złotemi
 Postawić na ziemi,
 Ogłosić królową,
 Piękność z płomieniem w sercu z gwiazdami
                            [nad głową.

            *

 Wyszła, wyszła zza obłoku,
 Ludom się pokaże,
 I na żniwie, i na toku
 Ujrzą ją żniwiarze!
 Cała w słońcach, cała w błyskach,
 Z kwiatem złotym w dłoni;
 Pastuszkowie przy ogniskach
 Zaśpiewają o niéj!...
 Ujrzą ją na polu trzody
 I smętnie zaryczą;
 Zadrzą drzewa, staną wody,
 Sny z niej tęcz pożyczą!
 I zgromadzą się włódarze
 Z kosami na roli;
 Bo się w sercach — w śnie pokaże
 Człowiek dobrej woli...

            *

 Bądźże żywotniejszej cery,
 Bo cię żywym być przymuszę;
 Wygnaj z myśli Maryjusze,
 Cezary i Robespiery.
 Z komet, z meteorów cyfer
 Czytaj przyszłość, wieszczu młody,
 Nie bądź w przyszłą noc pogody,
 Jako gwiazda zła — Lucyfer,
 Gdy słoneczny wóz wyciąga,
 Jak pies — węża mając szyję,
 I zła skrzy... i w oczy bije,
 I bezsennym się urąga. —
 Bo my z bezsennego łoża
 Wzrok rzucamy gorączkowy,
 A ty łykasz blaskiem noża,
 Dziecko lub zły duch Jehowy,
 Bo nam tworzysz czarną marę
 I w zrodzoną rodzisz wiarę.

            *

 Ten, kto ojcu powie: Raka!
 Ten przeklęty: — więc się bój!
 Polski lud to ojciec twój.
 Zeń, jak z cierniowego krzaka,
 Gotów znowu Bóg wybuchnąć,
 Z wichru mając twarz i lice,
 I na ciebie, jak na świecę —
 Iść — i dalej pójść — i zdmuchnąć!

            *

 Więc się bój: — bo nie ja grożę,
 Marny człowiek i twój brat,
 Ale jakiś straszny świat
 I widzialne światła boże,
 Z ciszą, z wiatrem i z szelestem
 Rzucające się na lud,
 Strachy, które mówią: Cud!
 Ognie, które szepcą: Jestem!

            *

 Więc się bój: — bo Duch się wdziera
 Zewsząd i podważa wieże.
 Słaby — mówisz — rzeź wybiera;
 A czy wiesz, co on wybierze?
 Może ludów zatracenie.
 Może nam przyniesie w dłoni
 Komet wichry i płomienie,
 W których drzy król, matka roni,
 Działa, wozy, hufce, konie
 Ogień pali, ziemia chłonie;
 A nikt z mogił nie korzysta,
 Jeno wszczynający ruch,
 Wieczny Rewolucjonista,
 Pod męką ciał — leżący Duch!

            *

 We łzach, Panie, ręce podnosimy do Ciebie,
 Odpuść nam nasze winy!
 Niech będzie twoja wola na ziemi i na niebie;
 Przez nas czyń twoje czyny!
 Niechaj się twoje imię na wysokościach święci,
 Niech się święci trzy razy!
 Abyśmy już nie byli z ksiąg żywota wyjęci
 Dla naszych ran i zmazy.
 Wspomnij, cośmy cierpieli pod chłostą tych mocarzy,
 A duchaśmy nie dali;
 Nie poznaliby ojce naszych bolesnych twarzy,
 Gdyby z grobowca wstali.
 Gdybyśmy cierpieli mocno, wołaliśmy do góry
 Jak gołębie: „Nie ciśnij” —
 Duchy jak gołębice rozleciały się w chmury;
 Zatrwóż! niech wrócą!... błyśnij!
 W tej błyskawicy, Panie, ujrzym się i z daleka
 Brat pozna swego brata —
 I wejdzie nieśmiertelność jako anioł w człowieka,
 I staniem ludem świata!...

            *

 A tu niżej
 Pan poniży
 Namiętnych.
 Głos uciszysz,
 A usłyszysz
 Jęk smętnych.
 Zebrzydowscy
 I Zborowscy
 W czerwonych deliach,
 Błyskawice
 I dziewice
 W bladych kameliach.
 Chór przychodzi
 Zda się w łodzi,
 O brzegi trąca.
 Nad smętnemi
 Lampa ziemi
 Okrąg miesiąca.
 Zegar świata,
 Ptak Piłata
 Godzinę pieje.
 Strach i nudności,
 W grobach drzą kości,
 Bez-duch szaleje.
 Duch uciska,
 Mroczy i błyska,
 Aż uzupełni
 Wiek idący,
 Bogiem błyszczący
 Jak miesiąc w pełni.

            *

 W takim hymnie, wieszczu, stój;
 Bo pieśń taka pójdzie górą,
 Nad podlejszych dusz naturą
 Panująca — boży strój,
 Do którego Bóg nagina
 Wszystkie tego wieku struny,
 Złączy dźwięki i pioruny,
 Świat, co kocha i przeklina,
 I błękitu rzuci tła,
 Przemienioną krwawość w światła.
 Anioł się z aniołem zetrze,
 Chrystus wyjdzie na ciał złamy
 I z Chrystusem się spotkamy,
 A spotkania plac... powietrze!...

            *

 Lecz dopóki ty i twoi,
 Duchem bożym nie skrzydlaci,
 Chcecie stać na głowach braci,
 Tak jak szatan dotąd stoi
 Ciałem — formą, która kuta
 Od tysięcy lat we świecie,
 Choć spróchniała — duchy gniecie,
 Wyrobiona i przeżuta,
 Przeświecona piekłem mara,
 Dla was święta tym, że stara...
 Póki wy jakby z kamienia,
 A kryjący strach kobiecy,
 Opieracie wasze plecy
 O ten wiatr z gwiazd i z płomienia,
 Który się jak słońce pali
 I lud niesie, a was wali —
 Lecz dotychczas jeszcze szczędzi
 Najpiękniejszych od zagłady,
 A nie mogąc, dusz gromady
 Przerażone z ciał wypędzi; —
 To ja — pomny na potrzebę
 Przyszłych ludzi, tych cezarów,
 Którym każdy stary narów
 Kładł pod nogi kamień, glebę,
 Męczenników pełną chatę,
 Swój interes i prywatę;
 To my święci, to my młodzi
 Jutrzenkami i błyskaniem
 Charonowej Twojej łodzi,
 Pełnej trupów — poprzek staniem!


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Juliusz Słowacki.