Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 01.djvu/56: Różnice pomiędzy wersjami

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
(Brak różnic)

Wersja z 23:02, 21 paź 2013

Ta strona została przepisana.

— Pan tu trzymasz porządek?
— Ja, panie marszałku!
— Zameldujesz się do mnie! Miesiąc aresztu! Uprzątnąć sanie!
Kapitan wpadł na woźnicę, lecz w tejże samej chwili z głębi sań dobył się dźwięczny głos kobiecy:
— Wybacz ekscelencyo... jedynie gorąca chęć zobaczenia najjaśniejszego pana przywiodła nas tutaj!...
Marszałek skłonił się uprzejmie mówiącej i odparł z łagodną stanowczością :
— Panie tu nie są winne!... Nieroztropność służbowego kapitana mogła i was narazić na niebezpieczeństwo!... Niech woźnica skręci na prawo!...
— Natychmiast to uczyni, ekscelencyo... tylko pozwól nam na okamgnienie spojrzeć w oblicze cesarskie! — zawołał z przejęciem drugi głos kobiecy.
Marszałek uśmiechnął się, obrzucił ciekawym wzrokiem piękną twarzyczkę i podszedłszy do sań, wyciągnął rękę.
— Pozwól, pani, ze mną, proszę!
Młoda dama bez wahania wyskoczyła z sanek. Marszałek podał jej ramię, nie zwracając uwagi na młodszą, która spieszyła za swoją towarzyszką.
— Pani nazwisko!? — zagadnął pospiesznie marszałek.
— Marya Walewska — odpowiedziała ze wzruszeniem zapytana, czując na sobie bystre, przenikliwe spojrzenie, idące ku niej z głębi karety.
Marszałek zatrzymał się przed otwartemi drzwiczkami.
Sire! Ta dama ośmieliła się zajechać nam drogę, byle ciebie ujrzeć, najjaśniejszy panie!...
Napoleon pochylił się ku przodowi.
— Jestem bardzo wdzięczny!... Musisz być równie dobrą, jak jesteś piękną!... Sprawiłaś mi niekłamaną przyjemność... podwójną, bo na tem pustkowiu nie spodziewałem się zobaczyć tak miłego zjawiska!...
Pani Walewska, drżąc ze wruszenia, podniosła nieśmiało ciemno-szarowe, łzawe oczy, i osunąwszy się na stopień karety, przerwała cesarzowi z zapałem:
— Najjaśniejszy panie... tyś wielki!.. Tyś nasz zbawca! Wiedź! Prowadź nas!
Napoleon tym niespodziewanym wybuchem zdawał się być wzruszony, a dostrzegłszy łzy w oczach pani Walewskiej — zapytał dobrotliwie:
— Pani płaczesz?
— Ze szczęścia, że ciebie widzę, cesarzu!
— Dziękuję! W słowach twych dźwięczy szczerość, którą zapamiętam!... Mam nadzieję, zobaczyć cię w Warszawie!...
Marszałek odprowadził panią Walewską do sanek i raz jeszcze zapytawszy o nazwisko, powrócił do karety.
Tłum, nie rozumiejąc rozgrywającej się przed jego oczyma sceny — a widząc przed sobą karocę cesarską — chwiał czapkami i wznosił okrzyki.
Konie tymczasem przeprzęgnięto — marszałek rzucił jakiś rozkaz służbowemu kapitanowi i wskoczył do pojazdu. W oknie karety ukazała się głowa Napoleona.
Okrzyki wzmogły się. Karoca ruszyła ku Warszawie, a za nią szły długo jeszcze gromkie wołania...
W saniach, po chwilowem osłupieniu, zapanował wesoły rozgwar.
— Marysieńko! — nalegała żywo młodsza z dam — Mówił do ciebie?... Mówił!... Słyszałam, a nie mogłam zrozumieć słów!...
— Żanetko! — broniła się pani Walewska. — Daj mi ochłonąć... sama nie wiem... boję się, czy nie powiedziałam czego niestosownego!...
— Ależ skąd!... Był wzruszony!... A jak na ciebie patrzył!... Ale ten generał z nim to bardzo gładki!... Kuzynku Wiktorze, nie wiesz, jak się nazywa ten generał...
— Zaraz, tylko wydostaniemy się!.. Z drogi! — wołał na koźle Ossoliński, nie mogąc uporać się z końmi.