Strona:PL Doyle - Ezaw i Jakób.pdf/49: Różnice pomiędzy wersjami
[wersja przejrzana] | [wersja przejrzana] |
Status strony | Status strony | ||
- | + | Uwierzytelniona | |
Treść strony (podlegająca transkluzji): | Treść strony (podlegająca transkluzji): | ||
Linia 4: | Linia 4: | ||
{{tab}}Holmes wydostał suwerena.<br> |
{{tab}}Holmes wydostał suwerena.<br> |
||
{{tab}}— Powiadam panu, że roweru nie mam. Dam panu parę koni. Te zawiozą panam o zamku.<br> |
{{tab}}— Powiadam panu, że roweru nie mam. Dam panu parę koni. Te zawiozą panam o zamku.<br> |
||
{{tab}}— Niech i tak będzie — zakończył Holmes — A teraz chciałbym co zjeść, później zaś pogadamy.<br> |
{{tab}}— Niech i tak będzie — zakończył {{Korekta|Holmes|Holmes.}} — A teraz chciałbym co zjeść, później zaś pogadamy.<br> |
||
{{tab}}Weszliśmy do kuchni i gospodarz pozostawił nas samych.<br> |
{{tab}}Weszliśmy do kuchni i gospodarz pozostawił nas samych.<br> |
||
{{tab}}Rzecz szczególna, jak prędko noga przestała Holmesa boleć! Od rana nie jedliśmy nic, więc ultra-skromna uczta bardzo nam smakowała. Holmes, spożywszy jadło pogrążył się w myślach i chodził po kuchni, przystając od czasu do czasu przed oknem. Okno to wychodziło na brudny dziedziniec. W kącie znajdowała się mała kuźnia, w której pracował jakiś zamorusany chłopak. Po drugiej stronie były stajnie. Noc zaczęła szybko zapadać.<br> |
{{tab}}Rzecz szczególna, jak prędko noga przestała Holmesa boleć! Od rana nie jedliśmy nic, więc ultra-skromna uczta bardzo nam smakowała. Holmes, spożywszy jadło pogrążył się w myślach i chodził po kuchni, przystając od czasu do czasu przed oknem. Okno to wychodziło na brudny dziedziniec. W kącie znajdowała się mała kuźnia, w której pracował jakiś zamorusany chłopak. Po drugiej stronie były stajnie. Noc zaczęła szybko zapadać.<br> |
Aktualna wersja na dzień 22:58, 26 lut 2020
gę też panom zawieźć na zamek tę dobrą nowinę.
— W takim razie serdeczne dzięki. — Tylko przedtem chciałbym coś zjeść. Potem da mi pan swój rower.
— Nie mam roweru.
Holmes wydostał suwerena.
— Powiadam panu, że roweru nie mam. Dam panu parę koni. Te zawiozą panam o zamku.
— Niech i tak będzie — zakończył Holmes — A teraz chciałbym co zjeść, później zaś pogadamy.
Weszliśmy do kuchni i gospodarz pozostawił nas samych.
Rzecz szczególna, jak prędko noga przestała Holmesa boleć! Od rana nie jedliśmy nic, więc ultra-skromna uczta bardzo nam smakowała. Holmes, spożywszy jadło pogrążył się w myślach i chodził po kuchni, przystając od czasu do czasu przed oknem. Okno to wychodziło na brudny dziedziniec. W kącie znajdowała się mała kuźnia, w której pracował jakiś zamorusany chłopak. Po drugiej stronie były stajnie. Noc zaczęła szybko zapadać.
Nagle Holmes zerwał się z krzesła, na którem był usiadł i krzyknął głośno:
— Teraz mam! Zdaje mi się, że mam!
— Co? Co?
— Tak, tak być musi! Przypominasz sobie, że widzieliśmy na błocie ślady krów?
— Gdzie?
— Wszędzie. Naprzód na bagnie, potem na