Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T1.djvu/160: Różnice pomiędzy wersjami
[wersja przejrzana] | [wersja przejrzana] |
→Przepisana: — |
Nie podano opisu zmian |
||
Treść strony (podlegająca transkluzji): | Treść strony (podlegająca transkluzji): | ||
Linia 3: | Linia 3: | ||
{{tab}}Sir Pitt przy kuflu piwa, z fajeczką w zębach, radził z szafarzem któregoby na śmierć skazać barana; ale nie przestawał śledzić młodej pary przez okno swego pokoju, i przysięgał, że gdyby nie siostra, dawnoby już przepędził tego błazna Rawdona.<br> |
{{tab}}Sir Pitt przy kuflu piwa, z fajeczką w zębach, radził z szafarzem któregoby na śmierć skazać barana; ale nie przestawał śledzić młodej pary przez okno swego pokoju, i przysięgał, że gdyby nie siostra, dawnoby już przepędził tego błazna Rawdona.<br> |
||
{{tab}}— Jużto wielmożny pan ma rację — mówił usłużny Horrocks — ależ i kamerdyner pana Rawdowna, to niech pan Bóg zachowa! Kiedyś jak zaczął wymyślać w kuchni a to że objad zły, a to że wino niedobre, to aż strach! Żaden pan nawet nie narobiłby takiego hałasu.<br> |
{{tab}}— Jużto wielmożny pan ma rację — mówił usłużny Horrocks — ależ i kamerdyner pana Rawdowna, to niech pan Bóg zachowa! Kiedyś jak zaczął wymyślać w kuchni a to że objad zły, a to że wino niedobre, to aż strach! Żaden pan nawet nie narobiłby takiego hałasu.<br> |
||
{{Tylko na stronie|<br><br><br>}}<section end="r11"/> |
{{Tylko na stronie||<br><br><br>}}<section end="r11"/> |
||
<section begin="r12"/>{{c|'''XII.'''|po=10px}} |
<section begin="r12"/>{{c|'''XII.'''|po=10px}} |
||
{{c|'''Sercowe dzieje.'''|po=10px}} |
{{c|'''Sercowe dzieje.'''|po=10px}} |
Wersja z 22:25, 1 gru 2019
kapitana, puściła kłąb dymu i wydawszy lekki okrzyk, oddała je z uśmiechem właścicielowi. Ten poprawił sobie wąsa, zaciągnął się tak silnie że rozpalony koniec cygara oświecił mocno najbliższe drzewa i powiedział:
— Daję słowo! nie paliłem w życiu tak dobrego cygara! na honor...
Sir Pitt przy kuflu piwa, z fajeczką w zębach, radził z szafarzem któregoby na śmierć skazać barana; ale nie przestawał śledzić młodej pary przez okno swego pokoju, i przysięgał, że gdyby nie siostra, dawnoby już przepędził tego błazna Rawdona.
— Jużto wielmożny pan ma rację — mówił usłużny Horrocks — ależ i kamerdyner pana Rawdowna, to niech pan Bóg zachowa! Kiedyś jak zaczął wymyślać w kuchni a to że objad zły, a to że wino niedobre, to aż strach! Żaden pan nawet nie narobiłby takiego hałasu.
Przenieśmy się do Londynu, gdzie zostawiliśmy Amelję. Gdybyśmy wierzyli temu co tu i ówdzie towarzyszki Amelji o niej mówią, przyszlibyśmy do przekonania że nie ma młodej osoby równie ckliwej, pospolitej i nudnej jak Amelja Sedley. Ale któż nie odgadnie że sympatje towarzyszek musiały słabnąć w miarę jak przymioty Amelji coraz lepiej oceniane, zwiększały liczbę jej wielbicieli. Panny Osborne i panny Dobbin zupełnie zgadzały się z sobą w sądach o biednej Amelji: jak pierwsze tak i drugie nie umiały sobie