Strona:Stefan Grabiński - Salamandra.djvu/166: Różnice pomiędzy wersjami
[wersja przejrzana] | [wersja przejrzana] |
Nowa strona |
m bot poprawia formatowanie |
||
Treść strony (podlegająca transkluzji): | Treść strony (podlegająca transkluzji): | ||
Linia 12: | Linia 12: | ||
{{tab}}— Kto mnie tutaj przyniósł? Czy oddawna |
{{tab}}— Kto mnie tutaj przyniósł? Czy oddawna |
||
tu leżę?<br> |
tu leżę?<br> |
||
{{tab}}— Powoli, powoli. Proszę leżeć cicho i nie |
{{tab}}— Powoli, powoli. Proszę leżeć cicho i nie wykonywać żadnych gwałtownych ruchów. Przebył pan szczęśliwie nader poważną chorobę; wszelkie wzruszenia mogłyby panu zaszkodzić.<br> |
||
{{tab}}— Którego mamy dzisiaj? — rzuciłem |
{{tab}}— Którego mamy dzisiaj? — rzuciłem okrążające pytanie.<br> |
Wersja z 21:33, 29 cze 2018
Po długiej, nieskończenie długiej nocy ujrzałem nad sobą czyjąś twarz. Była znajoma mi i życzliwa. Podniosłem się i wyciągnąłem rękę. Ujęła ją dłoń ciepła i przyjacielska.
— Nie wolno się ruszać! — mówił ktoś pochylony nade mną
— To pan, panie doktorze? — zagadnąłem,
przemagając ogromne znużenie, które przyciskało
mi powieki żelaznemi palcami.
— Nie wolno mówić — brzmiał ten sam głos
z wielkiej oddali.
Wbrew zakazowi usiadłem na łóżku. Poznałem dr. Biegańskiego.
— Gdzie jestem? Czy Wierusz wrócił?
— U siebie w domu. Pana Wierusza nie znam.
— Kto mnie tutaj przyniósł? Czy oddawna
tu leżę?
— Powoli, powoli. Proszę leżeć cicho i nie wykonywać żadnych gwałtownych ruchów. Przebył pan szczęśliwie nader poważną chorobę; wszelkie wzruszenia mogłyby panu zaszkodzić.
— Którego mamy dzisiaj? — rzuciłem okrążające pytanie.