Strona:Władysław Orkan - Nowele.djvu/159: Różnice pomiędzy wersjami

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
[wersja przejrzana][wersja przejrzana]
 
Status stronyStatus strony
-
Przepisana
+
Skorygowana
Treść strony (podlegająca transkluzji):Treść strony (podlegająca transkluzji):
Linia 7: Linia 7:


Ino ja se, kieby smerek, w samotności żyję —
Ino ja se, kieby smerek, w samotności żyję —
A nademną wiater plącze, abo wicher wyje...
A nademną wiater płacze, abo wicher wyje...
</poem>''
</poem>''
{{tab}}Kończył tę pieśń bez słów wybuchem dzikich tonów, jakby chciał ze złości na los struny pozrywać... Już był niedaleko. Dojrzał zgromadzonych i na ich swojską nutę zagrał skoczną, ale rzewną piosenkę. Ożyli zasłuchani... Parę dziewcząt odśpiewało zwrotkę na tę samą nutę. Jasiek grał i powtarzając melodję, zbliżał się powoli ku nam...<br />
{{tab}}Kończył tę pieśń bez słów wybuchem dzikich tonów, jakby chciał ze złości na los struny pozrywać... Już był niedaleko. Dojrzał zgromadzonych i na ich swojską nutę zagrał skoczną, ale rzewną piosenkę. Ożyli zasłuchani... Parę dziewcząt odśpiewało zwrotkę na tę samą nutę. Jasiek grał i powtarzając melodję, zbliżał się powoli ku nam...<br>
{{tab}}— Pięknie gra... — ozwałem się do sąsiada. — Jak te skrzypki mówią za niego, za całą duszę... jak się skarżą żałośnie! Słyszycie, jak te skrzypki grają?...<br />
{{tab}}— Pięknie gra... — ozwałem się do sąsiada. — Jak te skrzypki mówią za niego, za całą duszę... jak się skarżą żałośnie! Słyszycie, jak te skrzypki grają?...<br>
{{tab}}Podwójci podniósł powoli głowę i odrzekł prawie bezdźwięcznie:<br />
{{tab}}Podwójci podniósł powoli głowę i odrzekł prawie bezdźwięcznie:<br>
{{tab}}— Skrzypki grają... edyć grają!... a mnie wiecnie {{roz*|bieda gra...}}<br />
{{tab}}— Skrzypki grają... edyć grają!... a mnie wiecnie {{roz*|bieda gra...}}<br>
{{tab}}I jeszcze niżej głowę zwiesił.<br /><br /><br />
{{tab}}I jeszcze niżej głowę zwiesił.<br><br><br>

Wersja z 09:38, 2 gru 2017

Ta strona została skorygowana.

Czemu ja się nie urodził brzozą na potoku!
Żeby mi się złote słonko przezierało w oku...

Czemu ja się nie urodził jedlą w harnym lesie!
Żebym słuchał bez dzień cały, jak się echo niesie...

Ino ja se, kieby smerek, w samotności żyję —
A nademną wiater płacze, abo wicher wyje...

Kończył tę pieśń bez słów wybuchem dzikich tonów, jakby chciał ze złości na los struny pozrywać... Już był niedaleko. Dojrzał zgromadzonych i na ich swojską nutę zagrał skoczną, ale rzewną piosenkę. Ożyli zasłuchani... Parę dziewcząt odśpiewało zwrotkę na tę samą nutę. Jasiek grał i powtarzając melodję, zbliżał się powoli ku nam...
— Pięknie gra... — ozwałem się do sąsiada. — Jak te skrzypki mówią za niego, za całą duszę... jak się skarżą żałośnie! Słyszycie, jak te skrzypki grają?...
Podwójci podniósł powoli głowę i odrzekł prawie bezdźwięcznie:
— Skrzypki grają... edyć grają!... a mnie wiecnie bieda gra...
I jeszcze niżej głowę zwiesił.