Sokole oko/Rozdział VIII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor James Fenimore Cooper
Tytuł Sokole oko
Pochodzenie Na dalekim zachodzie
Wydawca G. Centnerszwer
Data wyd. 1890
Druk Zakłady Artystyczne w Monachium
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. The Deerslayer
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Rozdział VIII.
Powrót do domu. — Znów nieszczęście. — Śmierć ojca.

Wówczas, gdy Sokole oko oczekiwał rozwiązania swéj smutnéj przygody, Hutter z towarzyszami skierował arkę ku forteczce, pragnąc się przekonać, czy też wróg zawitał w jéj progi. Statek był może o dwieście kroków oddalony od domu, a nic podejrzanego nie dało się jeszcze spostrzedz. Cisza grobowa panowała dokoła; nigdzie ani śladu czyjejś obecności. Hutter więc wraz z towarzyszami postanowili wylądować bez wahania, i, zanim jeszcze Czyngachguk zdążył zbliżyć się do przodu statku, Harry z Hutterem znajdowali się już na platformie.
„Pójdź,“ rzekł ostatni do swego towarzysza, „wejdziemy do środka i pootwieramy drzwi i okna; niech też domostwo przybierze weselszą minę.“ Obaj weszli do fortecy; cisza panowała przez chwilę w wnętrzu, gdy nagle rozległ się hałas, co nieustraszonemu zwykle Czyngachgukowi, który po chwili też zeszedł na taras, wydał się jakoś podejrzanym; nadstawił też uważnie ucha. W tejże chwili doszedł go dziki okrzyk Indjan, po którym zabrzmiało przekleństwo Hurrego, następnie zaś zdawało mu się, że ciało ludzkie ciężko upadło na ziemię. Czyngachguk nie wiedział, co począć. Wszystka broń pozostała na arce. Brak wszelkiego podejrzenia co do możliwości niebezpieczeństwa był przyczyną téj fatalnéj nieostrożności. Delawar zdecydował się już wrócić na statek, by chwycić za broń, gdy nagle drzwi domu z łoskotem się rozwarły i ukazał się Hurry, prowadzony z związanemi rękoma przez czterech Huronów.
Na jakiś czas zapanował spokój, z którego skorzystamy, by opisać czytelnikowi, w jaki sposób Indjanie wdarli się do forteczki. Owi dwaj wojownicy, którzy przybyli na tratwie w celu wymiany jeńców, skorzystali, jak się tego zaraz domyślił Hurry, z dogodnéj okoliczności i rozejrzeli się dokładnie w otoczeniu małéj twierdzy. W czasie nieobecności mieszkańców zbliżyli się Indjanie chyłkiem na małych tratewkach, wleźli na dach budowli i zerwawszy z niego kilka kawałków kory, którą był kryty, przedostali się do wnętrza i oczekiwali tam powrotu Huttera.
Zwróćmy teraz znów spojrzenie na platformę, gdzieśmy zostawili Hurrego otoczonego przez pilnujących go Huronów. Z arki, która się o kilkaset kroków oddaliła od forteczki, rozległ się naraz huk kilku wystrzałów; Czyngachguk to i dziewczęta, które się nieźle obchodziły z bronią, wszczęli ze statku ten niespodziany atak. Dwóch Indjan padło trupem na ziemię; po kilku chwilach zginęli i inni, którzy usiłowali na łódce zbliżyć się do arki.
Teraz mógł już Czyngachguk spokojnie wylądować. Wyskoczył na platformę, a za nim obie siostry. Gdy Delawar zajmował się przecinaniem więzów Hurrego, dziewczęta pobiegły tymczasem do domostwa, z wielkim w sercu niepokojem o ukochanego ojca. W domu panowała głęboka cisza, z jednego tylko zakąta wydobywał się od czasu do czasu jakiś jęk bolesny. Z bijącem sercem pośpieszyły siostry w tę stronę; jakiż widok roztoczył się przed ich oczyma! Ojciec ich leżał, oparty plecami o ścianę, z głową bezwładnie na pierś pochyloną. Judyta, zdjęta fatalnem przeczuciem, zbliżyła się doń i zdjęła kapelusz, wciśnięty głęboko na czoło. O zgrozo! głowa Huttera była pozbawioną skóry; został on żywcem oskalpowany! Czyngachguk i Hurry, którzy również nadeszli, zostali głęboko wstrząśnięci tym przerażającym widokiem. Stary Tom usiłował jeszcze przemówić, lecz tylko głębokie westchnienie zdołało się wydrzeć z jego piersi; poczem pochylił głowę i duch jego opuścił powłokę ziemską.
W głębokiéj boleści stały córki nad trupem drogiego ojca, który właśnie teraz był im tak potrzebny. „Dobry był to człowiek i dzielny myśliwiec,“ rzekł Hurry z żalem, a i Czyngachgukowi kręciły się łzy w oczach.
Tegoż dnia jeszcze dokonane zostały przygotowania do pogrzebu. Trup został zaszyty w prześcieradło i spuszczony w fale jeziora w tem samem miejscu, gdzie przed laty żona Huttera grób znalazła.
Czyngachguk i Hurry pojmowali doskonale, że się sami nie zdołają czas dłuższy w forteczce utrzymać; a trudno było wątpić, że Indjanie po walce, która się dla nich tak nieszczęśliwie ukończyła, ponowią niebawem atak w wzmożonéj liczbie. Hurry postanowił tedy udać się wprost do jednéj z bliższych załóg angielskich, by prosić o pomoc przeciwko zbójcom Huronom. Ruszył on zaraz nazajutrz w drogę, prosząc Czyngachguka, by się tymczasem opiekował osieroconemi dziewczęty.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: James Fenimore Cooper i tłumacza: anonimowy.