Siedem grzechów głównych (Sue, 1929)/Tom II/Pycha/Rozdział XIX

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Eugène Sue
Tytuł Siedem grzechów głównych
Podtytuł Powieść
Wydawca Bibljoteka Rodzinna
Data wyd. 1929
Druk Drukarnia Wł. Łazarskiego
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Les Sept pêchés capitaux
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom II
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 


XIX.

Tu nastąpiła chwila uroczystego milczenia, po tem wzajemnem przyrzeczeniu panny de Beaumesnil i Oliwiera, w obecności Herminji.
Wszyscy troje czuli całą ważność tego zobowiązania.
— Jakież to szczęście, być bogatym! — myślał Oliwier — gdyż jestem teraz bogaty w porównaniu z tą biedną, kochaną istotą, która musi się utrzymywać z pracy rąk. Jakież to szczęście, że mogę jej zapewnić byt, który przewyższa jej najświetniejsze marzenia! I kiedy na tę myśl rysy jego jaśniały promienną radością, pierwszy przerwał dotychczasowe milczenie, mówiąc do panny de Beaumesnil:
— Nie będąc jeszcze pewnym przyzwolenia pani, nie chciałem czynić żadnego kroku do pani krewnej, lecz mogę mieć nadzieję, nieprawdaż, że ona przychyli się do mej prośby? Co się tyczy mego wuja, nie potrzebuję pani nawet wspominać, że jego radość będzie równie wielką jak moja, skóro się dowie, że może nazywać panią swą córką. Jeżeli więc pani uważa za stosowne, uda się on do pani krewnej z prośbą o zgodę na nasz związek.
Te słowa Oliwiera zmieszały nadzwyczajnie Ernestynę; powodowana uczuciem najszczerszej ufności, które ją upewniało, że w Oliwierze znajduje zupełne swe szczęście i bezpieczną opiekę, nie pomyślała jeszcze o niezliczonych trudnościach, które wypłynąć musiały z jej dotychczasowego incognito, którego teraz ani mogła, ani powinna jeszcze odkrywać.
Lecz oswojona już nieco z trudnością tego położenia w jakiem sama się postawia, odpowiedziała Oliwierowi po chwili namysłu:
— Dzisiaj nie mogę jeszcze powiedzieć, panie Oliwierze, jak lepiej będzie, czy panu Bernardowi, czy też Herminji poruczyć udanie się do mej krewnej, celem uwiadomienia jej o pana zamiarach i mojem przyzwoleniu; pomyślę jednak nad tem, i za pierwszym razem, kiedy się zobaczymy, powiem panu, co uważać będę za właściwe.
— Ernestyna ma słuszność, panie Oliwierze — wtrąciła Herminja — o ile znam dziwaczny charakter jej krewnej, zdaje mi się, że wypada przezornie przystąpić do rzeczy, gdyż, jest to wprawdzie nieszczęście, ale zezwolenie tej krewnej jest niezbędnem do przyszłego związku Ernestyny.
— Zdaję się zupełnie na pannę Ernestynę i na panią, panno Herminjo, co do sposobu, w jaki wypadnie uskutecznić ten krok. Ponieważ pewny już jestem przyzwolenia panny Ernestyny, przeto w tej, tak słodkiej dla mnie, pewności mogę jeszcze poczekać, o! jest mi ona bardzo drogą, panno Ernestyno. Gdyby pani wiedziała, z jaką rozkoszą myślę o przyszłości, o naszej przyszłości, wszakże już teraz mogę tak mówić! A mój zacny, czcigodny wuj, jak wielką będzie jego radość! widzieć około siebie troskliwą pieczołowitość swych dzieci, gdyż pani to nie będzie niemiłem, panno Ernestyno, mieszkać z nim razem! on tak jest dobry, on będzie tak szczęśliwy!
— Wszakże pan mi powiedział, panie Oliwierze, że mnie będzie nazywać swą córką? dołożę zatem wszelkiego usiłowania, ażeby zasłużyć na ten tytuł.
— Powiedz pani teraz, panno Herminjo — rzekł Oliwier, zwracając się do księżnej — czy po takiej odpowiedzi można znaleźć zupełniejsze szczęście, niż moje?
— Nie, panie Oliwierze — odpowiedziała księżna, tłumiąc swoje westchnienie, i myśląc, że i ona tegoż samego doznaćby mogła szczęścia, gdyby stan Geralda podobny był do stanu Oliwiera — nie, nie zdaje mi się, ażeby można znaleźć szczęście dające się porównać ze szczęściem pana, i któreby sprawiedliwie równie zasłużonem nazwać można! dlatego też serdecznie się cieszę losem mojej przyjaciółki.
— Wprawdzie, panno Ernestyno — rzekł Oliwier z uśmiechem — położenie nasze niebardzo będzie świetne, bo podporucznik, niewielkie ma znaczenie, ale szlify nabyte drogą honoru, stawiają nas conajmniej narówni z wyższemi stanami. A potem, jestem młody, zamiast jednej, mogę dwie szlify uzyskać, mogę zostać rotmistrzem, kto wie, może pułkownikiem!
— Ah, panie Oliwierze! — przerwała Ernestyna, uśmiechając się także — nie jestże to duma?
— Prawda; zdaje mi się teraz, że mnie już duma trawi! Jakże byłbym szczęśliwy, gdybym panią widział otoczoną tem poważaniem, jakiego zwykle doznaje żona pułkownika. Jak dumnym byłby mój wuj dla pani, dla mnie i dla siebie samego, gdybym stopień ten uzyskał! A zresztą, panno Ernestyno, wie pani, żylibyśmy jak miljonerzy, z pensją pułkownikowską. Co to za rozkosz byłaby dla mnie, otoczyć panią dostatkami, a nawet pewnym zbytkiem, ażebyś mogła zapomnieć o troskach pierwszej swojej młodości, i ażeby mój wuj mógł być osłoniętym przeciw tej niedoli, od której, niestety, tyle nieraz ucierpiał.
— To prawda, pomimo szlachetnych pana usiłowań — dodała Ernestyna ze wzruszeniem — pomimo tej niezmordowanej pracy, której się pan w czasie urlopu swego poświęcałeś.
— O! panno Herminjo, godziłoż się być tak wielomówną — rzekł Oliwier wesoło do księżnej.
— W każdym razie — odpowiedziała młoda artystka — wielomówność moja bardzo była bezstronną, gdyż opowiadając Ernestynie wszystko dobre, jakie o panu wiedziałam, nie domyślałam się wtedy jeszcze wcale, iż pan tak prędko dowiedzie, że prawdę mówiłam.
— Ja zaś — dodała Ernestyna z uśmiechem — ja powiem panu Oliwierowi z tą szczerością, którą tak bardzo lubi, że mnie jeszcze wcale nie zna, jeśli sądzi, że pragnę tego zbytku, którego spodziewać każę mi się w przyszłości.
— A ja — rzekł Oliwier — ja również szczerze pani odpowiem, że jestem strasznym samolubem, że spodziewając się, iż będę mógł pannę Ernestynę otoczyć dostatkiem a nawet zbytkiem, myślę tylko o rozkoszy, jaką stąd samemu sobie obiecuję.
— Ja znowu, która jestem uosobionym rozsądkiem — wtrąciła Herminja, uśmiechając się smutnie — ja powiem pannie Ernestynie i panu Oliwierowi, że podobni są do dwojga dzieci, zajmując się temi złotemi marzeniami; czyliż to teraźniejszość nie wystarcza już dla was?
— Słusznie, przyznaję się do winy — zawołał Oliwier wesoło — otóż to, do czego prowadzi duma! Myślę już o pułkownikostwie, zamiast powiedzieć tylko, że my, mój zacny wuj i ja, z moją podporucznikowską pensją, stajemy się daleko bogatszymi, prawie tysiąc talarów dla mas obu. Co za radość dla mnie, że mogę już teraz mówić: dla nas trojga, panno Ernestyno!
— Tysiąc talarów rocznie! ależ to jest suma niesłychana, panie Oliwierze! — zawołała najbogatsza dziedziczka we Francji. — Cóżbyśmy zrobili z tylu pieniędzmi!
— Biedna dziewczyna! — pomyślał w duchu Oliwier, dumny, że był tak wielkim panem — wiedziałem ja o tem, że to dla niej, co dotąd tyle wycierpiała, wielkiem będzie szczęściem. Poczem odpowiedział głośno — nic to nie szkodzi, panno Ernestyno; wierzaj pani, damy radę naszym trzem tysiącom franków. Najprzód pragnę, ażebyś pani zawsze była ubraną jak najpiękniej, skromnie, ale elegancko.
— Mój Boże! jąka próżność, panie Oliwierze — powiedziała Ernestyna, śmiejąc się.
— Bynajmniej, pani, jest to tylko uczucie godności, żona oficera, zastanówże się pani, przecież tu idzie o utrzymanie honoru mego stopnia.
— Tak, jeżeli idzie o honor stopnia — odpowiedziała panna de Beaumesnil z uśmiechem — zastosuję się więc do tego, panie Oliwierze; lecz pod tym jedynie warunkiem, że wuj pana będzie miał piękny ogród, on tak lubi kwiaty!
— Ma się rozumieć, panno Ernestyno, bez trudności znajdziemy sobie małe mieszkanie z ogrodem w jakiej spokojnej części miasto, gdyż stojąc garnizonem w Paryżu, nie moglibyśmy mieszkać w Batignoles, i... ależ! mój Boże!...
— Co panu jest, panie Oliwierze?
— Panno Ernestyno — rzekł młody oficer, z komiczną powagą — czy pani jest Bonapartystką?
— Ja, panie Oliwierze? bezwątpienia, ja uwielbiam cesarza. Ale skądże to pytanie?
— W takim razie, pani, zginęliśmy, gdyż mój biedny wuj mieści na nieszczęście pod swoim dachem najzaciętszego nieprzyjaciela tego wielkiego męża...
— Doprawdy, panie Oliwierze?
— Zadrży pani, skoro pani usłyszy najokropniejsze historje, jakie o nim wróg ten opowiada, ale, pomijając żarty, muszę panią naprzód prosić o pobłażanie i względy dla jednej poczciwej kobiety, gospodyni mego wuja, która od lat dziesięciu, jak u niego jest w służbie, pielęgnuje go ustawicznie z nadzwyczajną troskliwością, i przytem codziennie się z nim swarzy z powodu tego wilka korsykańskiego.
— Dobrze, panie Oliwierze, więc tylko z wujem pańskim będę rozmawiała o mojem uwielbieniu dla Cesarza, a przed tą poczciwą kobietą taić się z tem będę. Zobaczy pan skutki mojej polityki, ona mnie musi polubić pomimo mojego bonapartystowskiego sposobu myślenia.
Pani Moufflon, odźwierna, przerwała w tej chwili rozmowę, zapukawszy do drzwi i oddając jakiś list Herminji.
Ponieważ Herminja poznała pismo pana de Maillefort, przeto poleciła odźwiernej, ażeby kazała chwilkę zaczekać osobie, która przyniosła ten list, gdyż będzie odpowiedź.
Oliwier, który nie chciał przeszkadzać dłużej Herminji, a obok tego spieszył się do komendanta Bernarda, ażeby go zawiadomić o szczęśliwym skutku swoich starań, rzekł do panny de Beaumesnil:
— Przybyłem tutaj z największym niepokojem, odchodzę zaś, dzięki pani... człowiekiem najszczęśliwszym w świecie. Nie potrzebuję, zdaje mi się, mówić pani, z jaką niecierpliwością oczekiwać będę pozwolenia udania się do pani krewnej. Jeżeli pani będzie sądzić, że powinien uczynić to mój wuj, w takim razie, proszę bardzo, racz mnie pani bezzwłocznie zawiadomić.
— Przy pierwszem naszem spotkaniu, które nastąpi tu u Herminji, oznajmię panu, co będę uważać za najwłaściwsze.
— Wszakże pani pozwoli mi przyprowadzić tutaj mego wuja? On będzie miał tyle rzeczy do powiedzenia pani — dodał Oliwier z uśmiechem — tak gorąco pragnie zobaczyć panią, że niedobrzeby było, odmawiać mu tego pozwolenia; on gotów na wszystko, ażeby się dostać do pani i wynurzyć ci swoje szczęście i wdzięczność.
— I ja pragnę zobaczyć go jak najrychlej. A więc do zobaczenia, panie Oliwierze.
— Do prędkiego zobaczenia, moje panie.
I Oliwier oddalił się, zostawiwszy obie dziewice sam na sam.
Herminja otworzyła list pana de Maillefort następnej treści:
„Jutro zatem, w sobotę, zawiozę cię, moje kochane dziecię, do panny de Beaumesnil; tylko, jeżeli, mi pozwolisz, przybędę po ciebie dopiero o trzeciej, a nie o dwunastej, jakeśmy, się umówili... Rodzony bowiem stryj mój, głowa mojej familji, dziedziczny książę Hautmartel umarł w Węgrzech, co zresztą jest dla mnie obojętną rzeczą, chociaż jestem jedynym jego dziedzicem. Otrzymałem tę wiadomość od poselstwa austrjackiego, i dla dopełnienia niektórych formalności zmuszony jestem udać się jutro rano do niego, co właśnie, ku wielkiemu memu żalowi, stało się powodem, że uchybić muszę oznaczonej przez nas godzinie.
„Do jutra więc, moje kochane dziecię; wiesz, jakiemi przejęty jestem dla ciebie uczuciami.

Maillefort“.

— Ernestyno, wszakże mi pozwolisz odpowiedzieć kilka słów na otrzymany bilet? — rzekła Herminja, siadając przy stole.
Podczas kiedy księżna pisała do pana de Maillefort, Ernestyna pogrążyła się w głębokiem zamyśleniu, i z coraz żywszą radością zastanawiała się nad swojem zobowiązaniem względem Oliwiera.
Księżna odpowiedziała panu de Maillefort, że będzie na niego czekała o godzinie trzeciej, stosownie do jego życzenia; poczem zadzwoniła na panią Moufflon, której poleciła doręczyć odpowiedź czekającemu na nią posłańcowi.
Skoro odźwierna oddaliła się, Herminja wróciła do panny de Beaumesnil i, ujrzawszy się z nią sam na sam, uścisnęła ją serdecznie, mówiąc do niej:
— Ernestyno, jesteś bardzo szczęśliwa, nieprawdaż?
— O tak! bardzo szczęśliwa — odpowiedziała panna de Beaumesnil — gdyż tu, u ciebie, Herminjo, spotkało mnie to szczęście. Ileż to szlachetności ze strony pana Oliwiera, jak on mnie musi poważać i kochać, nieprawdaż? ażeby chcieć mnie zaślubić, on, który się znajduje w położeniu tak znacznie wyższem od mojego! Ta jedna okoliczność byłaby dostateczną, ażeby go kochać, ubóstwiać Jakąż to ufność mogę pokładać w jego obietnicach! Z jakim spokojem mogę oczekiwać mej przyszłości, w jakichkolwiek mogłabym się z czasem znaleźć okolicznościach.
— Wierzaj mi, Ernestyno, nie widzę pewniejszego szczęścia, nad to, które ciebie oczekuje. Życie twoje będzie słodkie i pomyślne... Kochać, być szlachetnie kochaną, jestże jaki inny los, godniejszy zazdrości?
I pomyślawszy o swojem własnem bolesnem położeniu, biedna księżna nie mogła wstrzymać się od łez.
Panna de Beaumesnil zrozumiała ją i rzekła smutnym głosem:
— Więc to jest prawda, że w szczęściu zawsze jest pewien egoizm. Ah! Herminjo, przebacz, przebacz mi, jakże tyś musiała cierpieć! Każde słowo rozmowy naszej z panem Oliwierem było dotkliwą dla ciebie raną. Słuchałaś nas mówiących o naszej wzajemnej miłości, o nadziejach, o rozkosznej przyszłości, a myślałaś w duszy, że się może musisz wyrzec tych wszystkich słodyczy. Ah! nasza obojętność musiała cię bardzo dotknąć, Herminjo!
— Nie, nie, Ernestyno — rzekła biedna dziewica, osuszając łzy swoje — przeciwnie, bądź przekonana, że twoje zadowolenie było dla mnie szczęściem i pociechą. Wszakże przez cały ranek zapomniałam o moich bolesnych smutkach.
— Dlaczegóż tak mówisz? Herminjo. Pan de Senneterre jest godny ciebie! — zawołała Ernestyna, w roztargnieniu swojem, myśląc o rozmowie, którą zeszłego wieczoru miała z Geraldem — on cię kocha, jak warta jesteś być kochaną... Wiem o tem...
— Ty wiesz o tem, Ernestyno? jakimże sposobem? — Chciałam powiedzieć... że... jestem o tem przekonania, Herminjo — odpowiedziała Ernestyna widocznie zmieszana. Wszystko, coś mi o nim mówiła, dowodzi, żeś nie mogła miłością swoją godniejszego obdarzyć człowieka; przeszkody, jakie stoją w drodze waszemu związkowi, są wielkie, wierzę temu; ale nie są one do niepokonania.
— Są one niezwalczone, Ernestyno, gdyż nie wszystko ci powiedziałam. Moja własna godność wymaga, ażebym nie zaślubiała pana de Senneterre, dopóki jego matka nie przybędzie tu, do mnie, ażeby mi powiedzieć, że na takie ożenienie swego syna zezwala. Inaczej nie zgodziłabym się za żadną cenę zostać członkiem tej znakomitej rodziny.
— O! Herminjo — zawołała Ernestyna — jakże mi się podoba twoja duma, i cóż ci odpowiedział na to pan de Senneterre?
— Odpowiedział mi słowa rozczulające — mówiła dalej Herminja — dla nich to przebaczyłam mu podejście, którego stałam się ofiarą. Kiedy mu Oliwier oznajmił moje postanowienie, Gerald zamiast być zdziwionym albo obrażonym, odpowiedział: „Żądanie Herminji jest słuszne i potrzebne dla utrzymania jej i mojej godności. Rozpacz jest nikczemną i bezpożyteczną. Do mnie to należy, ażeby skłonić mą matkę do poznania wartości kobiety, której z dumą oddać pragnę moje nazwisko“.
— Masz słuszność, Herminjo, są to szlachetne i rozczulające słowa.
— „Moja matka kocha mnie tkliwie, dodał jeszcze pan de Senneterre; dla prawdziwego uczucia nic nie jest niepodobnem, potrafię zjednać sobie mą matkę, i skłonić ją do kroku, którego Herminja słusznie od niej oczekuje. Jak to wykonam? nie wiem, ale wykonam, bo tu idzie o Herminji i o moje szczęście“.
— I to śmiałe postanowienie pana de Senneterre nie budzi w tobie żadnej nadziei? — zapytała Ernestyna.
Księżna smutno poruszyła głową, mówiąc:
— Postanowienie Geralda jest szczere; ale on się łudzi tylko. Wiadomości, jakie o jego matce otrzymałam, niestety! utwierdzają we mnie przekonanie, że ta pyszna kobieta nigdy...
— Nigdy! dlaczegóż mówisz nigdy? — zawołała Ernestyna, przerywając swej przyjaciółce — ah! Ernestyno, Herminjo, więc ty nie zastanawiasz się nad tem, co w takim człowieku, jakim jest pan de Senneterre, miłość uczynić może. Jego matka jest pyszna i zarozumiała! mówisz? tem lepiej; nikczemna pokora znalazłaby ją nieubłaganą, lecz twoja sprawiedliwa duma zadziwi ją, może rozdrażni, ponieważ i ona jest dumną; ale będzie przynajmniej zniewoloną cenić cię i poważać. A to niemałą już jest rzeczą; jej przywiązanie do syna dokona reszty, gdyż nie domyślasz się może, jak ona go kocha, tak jest, kocha go tak ślepo, że się nawet wdała w nikczemne intrygi, celem zapewnienia mu ogromnego majątku w sposób niegodny. Dlaczegóżby jej miłość macierzyńska, kiedy idzie o zapewnienie szczęścia jej syna postępkiem uczciwym i chwalebnym, miała się wahać w dopełnieniu tego szlachetnego obowiązku? Wierzaj mi, Herminjo, nigdy nie można powątpiewać o sercu matki.
— Doprawdy, Ernestyno, nie mogę wyjść z podziwienia; mówisz o panu de Senneterre i jego familji, jakgdybyś ją znała.
— Widzisz, powinnam ci się przyznać — mówiła dalej panna de Beaumesnil, nie mogąc się oprzeć chęci uspokojenia obawy swej przyjaciółki i pokrzepienia jej nadziei — ponieważ widziałam twoje zmartwienie i boleść, kochana Herminjo, przeto dopóty się starałam, przekonaj się, jaka ze mnie intrygantka, dopóki nie otrzymałam przez moją krewnę niektórych wiadomości o panu de Sennetenre.
— Jakimże sposobem?
— Ona zna ochmistrzynię panny de Beaumesnil.
— Twoja krewna?
— Tak, dowiedziałam się zatem, że pani de Senneterre używała rozmaitych intryg w zamiarze połączenia swego syna z panną de Beaumesnil, jedną z najbogatszych panien we Francji.
— Gerald miał się ożenić z panną de Beaumesnil? — zawołała Herminja.
— Tak jest; ale powodowany szlachetnością swoją, odmówił. Ten ogromny majątek nie mógł go skusić, ponieważ kocha cię namiętnie.
— Czy to prawda! — zawołała uszczęśliwiona księżna — wiesz to z pewnością, coś mi powiedziała, Ernestyno?
— O! najniezawodniej.
— Nie, nie dlatego, ażeby mnie podobna bezinteresowność ze strony Geralda miała dziwić — rzekła Herminja, której piersi wznosiły się gwałtownie pod wpływem słodkiego uczucia — lecz...
— Lecz szczęśliwa jesteś, dumna z tego nowego dowodu jego miłości, nieprawdaż?
— O! tak — mówiła księżna, ożywiona mimowolną nadzieją — ale jeszcze raz pytam ciebie, Ernestyno, czy ty z pewnością wiesz to wszystko, coś mi powiedziała? Biedne dziecię, ty tak bardzo pragniesz widzieć mnie szczęśliwą, że te wieści, te opowiadania, któremi osoby podrzędne zwykle tak hojnie szafują, może uważasz za prawdziwe. Lecz, przychodzi mi na myśl — dodała Herminja z pewną obawą — według tych wieści, czy one są uzasadnione, czy nie, panna de Beaumesnil musiała widywać się z Geraldem.
— Zdaje mi się, że moja kuzynka mówiła mi, iż panna de Beaumesnil, raz czy dwa razy tylko widziała księcia. Ale cóż to ciebie obchodzi, Herminjo?
— Sądzę, iż jutro byłabym zbyt pomieszaną, myśląc, że pomiędzy Geraldem a panną de Beaumesnil zachodzą jakie stosunki.
— A cóż to ma jutro nastąpić, Herminjo?
— Mam być przedstawioną pannie de Beaumesnil, jako nauczycielka muzyki.
— Jutro? zapytała Ernestyna, nie tając bynajmniej swego zadziwienia.
— Przeczytaj ten list, droga przyjaciółko — odpowiedziała księżna — jest to pismo tego ułomnego pana, któregoś u mnie widziała.
— Zapewne pan de Maillefort musi mieć swoje powody, że mnie wczoraj o przedstawieniu Herminji nie uwiadomił — pomyślała Ernestyna, przeczytawszy list margrabiego — ale to nic nie szkodzi, bardzo mądrze postąpił przyspieszając tę chwilę, gdyż niepodobieństwem by mi było taić się dłużej przed Herminją. Jakież to szczęście, że jutro będę już mogła wszystko jej wyznać! I oddając księżnej list pana de Maillefort, Ernestyna powiedziała — cóż Herminjo, cóżby ci to mogło szkodzić, gdyby pomiędzy panem de Senneterre, a panną de Beaumesnil zachodziły jakie stosunki?
— Ja nie wiem, Ernestyno, lecz powtarzam ci, że zdaje mi się, że spotkanie się moje z tą osobą wywoływałoby jakieś fałszywe, niemal przykre dla mnie położenie i gdybym nie była obiecała panu de Maillefort, że mu będę towarzyszyć...
— Cóżbyś uczyniła?
— Wyrzekłabym się tej wizyty, gdyż ona mię nabawia niepokoju.
— Ah! Herminjo, obiecałaś, więc obietnicy cofnąć nie możesz. A potem, nie jestże panna de Beaumesnil córką tej damy, która cię tak kochała, która tak często rozmawiała z tobą o swej córce? Herminjo, zastanów się, niewłaściwie byłoby z twej strony, gdybyś odstąpiła od tego poznania, które winna jesteś pamięci jej matki.
— Masz słuszność, Ernestyno, powinnam dopełnić mego przyrzeczenia, a jednak...
— Któż ci zresztą powiedział, Herminjo, że przeciwnie, poznanie się twoje z tą panienką nie będzie dla was obu przyjemnem? Nie wiem dlaczego, ale ja spodziewam się z tych odwiedzin najlepszego skutku dla ciebie, a mówię to bez żadnego egoizmu, chociaż każda przyjaźń jest zazdrosną. Ale jest już dosyć późno, muszę wracać do domu, jutro napiszę jeszcze do ciebie.
Księżna zamyśliła się chwilę.
— Mój Boże — rzekła nareszcie — nie jestem w stanie opisać ci, co się ze mną dzieje, to rzecz szczególna. Szlachetna bezinteresowność Geralda, moja wizyta do panny de Beaumesnil, jej uwagi, co do charakteru pani de Senneterre, która, dlatego właśnie, że sama jest bardzo dumną, zrozumie może żądania, do których mnie zniewala własna moja godność, wszystko to wprawia mnie w dziwmy jakiś niepokój; przed chwilą nie miałam żadnej nadziei, teraz mimowolnie wraca jakaś otucha do mego, serca, i tobie, przyjaciółko maja, winna jestem, że moje biedne serce mniej jest ściśnione, jak przed twojem przybyciem.
Gdyby Ernestyna nie szanowała planów margrabiego, pomimo, że ich nie znała wcale, byłaby zapewne położyła koniec obawom księżnej; podniecając jej nadzieję, przez okazanie nowych dowodów miłości Geralda i jego szlachetnego charakteru; zastanowiwszy się przecież, że wszystko zostanie niezadługo wyjaśnionem, nie wyjawi jej swej tajemnicy, i oddaliła się wkrótce.

∗             ∗

Nazajutrz pan de Maillefort dopełniając swego przyrzeczenia przybył po księżnę i oboje udali się do panny de Beaumesnil.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Eugène Sue i tłumacza: anonimowy.