Siedem grzechów głównych (Sue, 1929)/Tom I/Pycha/Rozdział XXX

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Eugène Sue
Tytuł Siedem grzechów głównych
Podtytuł Powieść
Wydawca Bibljoteka Rodzinna
Data wyd. 1929
Druk Drukarnia Wł. Łazarskiego
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Les Sept pêchés capitaux
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom I
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 


XXX.

„Zamiar, jaki powzięłam, droga matko, pisała Ernestyna de Beaumesnil w swoim albumie, jest może niebezpieczny; lękam się, czy nie działam niewłaściwie; ale mój Boże, do kogóż mam się udać po radę? Do ciebie tylko, matko kochana, wiem o tem; dlatego też powzięłam ten szczególny zamiar, pod tarczą twojego imienia. Tak jest, gdyż muszę za jakąbądź cenę wyjaśnić wątpliwości, które mnie od pewnego czasu dręczą.
„Zaraz ci, kochana matko oznajmię, jakie są moje plany, i dlaczego je ułożyłam.
„Od kilku dni zrobiłam rozmaite odkrycia, tak dziwne, tak smutne odkrycia, że pogrążają mnie one w największym niepokoju.
„Zaledwie zdołam myśli moje nieco zebrać, ażeby ci dobra i kochana matko, dać czytać w głębi mojego serca.
„W czasie pierwszych chwil mojego pobytu w tym domu myślałam zawsze jak najlepiej o moim opiekunie i jego rodzinie; zarzucałam im tylko zbyt wielką uprzejmość i zbytnie pochlebstwa. Ta uprzejmość, te pochlebstwa nie ustały dotąd; przeciwnie, zwiększyły się jeszcze.
„Moja dusza, mój charakter, moje najmniejsze słówko, wszystko jest chwalone, wysławiane nad miarę. Moje rysy, moja postać, moje zachowanie się, najmniejsze nawet poruszenie, wszystko jest nadzwyczajnie miłe, powabne, boskie; słowem, na całem świecie niemasz doskonalszej istoty ode mnie.
„Ta pobożna panna Helena, która nigdy nie powie kłamstwa, mówi, że wyglądam jak Madonna. Pani de La Rochaigue powtarza mi w swojej surowej nieco otwartości, że jednoczę w sobie tyle rzadkich przymiotów i wdzięków, że w mojej osobie tyle jest elegancji, iż kiedyś, mimo własnej mej woli, zostanę najmodniejszą kobietą w Paryżu. Słysząc wreszcie mego opiekuna, człowieka poważnego i rozsądnego, jak się zdaje, dowiaduję się, że moja ujmująca powierzchowność i moje pełne godności zachowanie się przedstawiają uderzające podobieństwo z piękną księżną de Longueville, która była tak sławną w czasie Frondy.
„A kiedy pewnego dnia objawiłam z całą szczerością moje zdziwienie nad tem podobieństwem do tylu tak rozmaitych osób, czy wiesz, moja droga matko, co mi odpowiedziano?
„Jest to rzeczą bardzo prostą: jednoczysz w sobie wszelkiego rodzaju wdzięki, dlatego też każde z nas znajduje w tobie ten właśnie powab, który przekłada nad inne”.
„I podobne pochlebstwa spotykają mnie wszędzie. Przychodzi fryzjer do uczesania mej głowy, to jeszcze w życiu swojem nie widział piękniejszych włosów od moich. Zaprowadzą mnie do magazynów mód... Poco tu wybierać taki lub inny kształt kapelusza, mówi modystka, dla takiej twarzy, jaką jest twarz panny hrabianki, wszystko jest piękne, wszystko w jak najlepszym guście. Szwaczka zapewnia ze swej strony o doskonałości mojej kibici, która jest tak nadzwyczajna, że chociażby się workiem okryła, to i wtedy jeszcze przywiodłabym do rozpaczy kobiety najsłynniejsze z piękności swej postawy. Nawet szewc powtarza mi każdym razem, że musi dla mnie kazać robić osobne prawidła, ponieważ nigdy jeszcze nie robił trzewików na tak maleńką nogę. Rękawicznik naprzykład jest już otwartszy, mówi on poprostu, że mam rękę karlą. Widzisz tedy, kochana matko, jak mało brakuje, ażebym została jakiemś nadzwyczajnem, dotąd niewidzianem zjawiskiem.
„O! matko, matko moja! ty nie chwaliłaś tak twej córki, kiedy ująwszy mą głowę w obie ręce, całowałaś mnie w czoło, mówiąc: Moja biedna Ernestyno, nie jesteś piękną, ale niewinność i dobroć twojego serca malują się w twojem obliczu, tak, że nie żałuję, tego, iż nie jesteś piękną.
„Ja też wierzę tej pochwale, jedynej, jakiej mi udzieliłaś kiedy, droga matko! Czyniła mnie ona szczęśliwą, bo czułam, że mam serce proste i dobre! Ale niestety! czy to serce, któreś tak kochała, pozostało godnem ciebie? tego nie wiem.
„Nigdy nie znałam nieufności, zwątpienia, gorzkiego szyderstwa, a od kilku dni te brzydkie i smutne uczucia rozwinęły się we mnie z szybkością, która, mnie równie zadziwia jak niepokoi. To jeszcze nie wszystko.
„W pochlebstwie musi być coś niebezpiecznego; gdyż wszystko wyznać ci powinnam. Lubo pochwały, któremi mnie obsypują, nieraz uważam za przesadzone, pytam jednak samej siebie, jakim się to dzieje sposobem, że tyle osób, z tak rozmaitych stanów, nie mających pomiędzy sobą żadnych.stosunków, zgadzają się z sobą tak dalece, aby mnie we wszystkiem chwalić?
„Co więcej. Niedawno zaprowadziła mnie pani de La Rochaigue na koncert. Widziałam, że każdy zwraca na mnie swą uwagę; kilka osób przechodziło obok mnie kilkakrotnie, a jednak byłam ubrana zupełnie skromnie; nawet kiedy wychodzę z kościoła, spostrzegam, że na mnie więcej jak na kogokolwiek zwracają się oczy ciekawych. Wtedy to mówi mój opiekun i jego rodzina: „Jakże, czyśmy się omylili? Patrz, jakie na każdym czynisz wrażenie“
„Cóż mam na tak widoczny dowód odpowiedzieć, kochana matko? Nic. To też, wyznaję ci, te pochwały, te pochlebstwa wydawały mi się w końcu przyjemnemi. Już im się mniej dziwiłam, a jeżeli jeszcze niekiedy uważałam je za przesadzone, to odpowiadałam sobie: Dlaczegóż to wrażenie, jakie czynię na każdym, jak mój opiekun mówi, jest tak powszechne?
„Ah! musiałam się dowiedzieć o przyczynie tej zgody pomiędzy nimi. Słuchaj, co się przytrafiło: Już kilka razy widziałam u mego opiekuna osobę, o której dotąd jeszcze mówić ci nie śmiałam; jest to margrabia de Maillefort, człowiek ułomny, z wyrazem twarzy szyderskim, i mówiący każdemu złośliwe docinki lub ironiczne pochlebstwa, które są jeszcze gorsze od jawnych niegrzeczności.
„Ulegając uczuciu niechęci i wstrętu, jakie we mnie budził, za każdym niemal razem znalazłam sposobność opuszczenia salonu wkrótce po przybyciu tego złośliwego człowieka. Te dowody mojej dla niego niechęci, zachęcane były i ułatwiane przez otaczające mnie osoby, gdyż wszyscy obawiają się pana de Maillefort, chociaż przyjmują go z udaną szczerością.
„Przed trzema dniami zameldowano go znowu. Byłam sama z panną Heleną; wyjść natychmiast z salonu, byłoby zbyt niegrzecznie z mej strony; pozostałam więc, w zamiarze oddalenia się jak najśpieszniej. Pomiędzy margrabią a panną Heleną zawiązała się następująca krótka rozmowa. Pamiętam ją, jakgdybym ją dopiero w tej chwili słyszała... Ah! nie straciłam z niej ani jednego słowa. „Dzień dobry, kochana panno Heleno“, rzekł margrabia ze zwykłem sobie szyderstwem. „Zawsze mnie to bardzo cieszy, kiedy widzę pannę de Beaumesnil u pani; ileż to ona musi korzystać z pani pobożnych rozmów, z jej doskonałej rady, podobnie jak z rad jej godnego brata i niemniej godnej bratowej“. — „Spodziewamy się, panie margrabio, że w tej mierze dopełniamy naszego świętego obowiązku względem panny de Beaumesnil“. — „Niewątpliwie“, odpowiedział pan de Maillefort głosem, w którym się coraz większe przebijało szyderstwo. — „Pani i jego rodzina dopełniacie tego świętego obowiązku wiernie: alboż to państwo nie powtarzacie pannie de Beaumesnil ustawicznie i na wszystkie tony tych słów: jesteś najbogatszą dziedziczką we Francji, zatem, z tego tytułu, jesteś najdoskonalszą istotą w świecie; zatem jesteś istotą najhojniej obdarowną od...“ — „Ależ, mój panie! zawołała Helena przerywając margrabiemu, to co pan mówisz...“ — „Ależ pani, wtrącił pan de Maillefort, odwołuję się do samej panny de Beaumesnil; niechaj powie, jeżeli nie ze wszystkich stron, jeżeli nie dokoła jej osoby, brzmi wiecznie jednorodny chór tysiącznych pochwał, chór doskonale urządzony przez tego kochanego barona, jego żonę i panią, zachwycający koncert, w którym wszyscy troje wykonywujecie wasze role z zadziwiającym talentem, z rozczulającą dobrocią, z anielską bezinteresownością. Wszystkie role są dla państwa dobre; dziś jako prości chórzyści podajecie ton licznym czcicielom panny de Beaumesnil, jutro jako zachwycający śpiewacy pierwszego rzędu improwizujecie hymny pochwalne na cześć panny de Beaumesnil, w których mieści się cały ogrom waszych wszystkich wielkich środków, cała giętkość i łatwość waszej sztuki, a mianowicie, owa godna uwielbienia otwartość waszych szlachetnych serc“. — „A więc panie, rzekła panna Helena, zaczerwieniwszy się, z gniewu zapewne, nasza ukochana wychowanka nie posiada żadnego z tych przymiotów, żadnego z tych wdzięków, które jej wszyscy tak jednozgodnie przyznają?“ — „Ponieważ jest najbogatszą dziedziczką we Francji, odpowiedział pan de Maillefort, kłaniając mi się z szyderstwem, a w tym charakterze panna de Beaumesnil może rościć prawo do najpróżniejszych, do najobrażliwszych pochlebstw, gdyż są one fałszywe i dyktować jedynie przez nikczemność lub chciwość“.
„Wstałam i wyszłam z pokoju, nie będąc w stanie dłużej wstrzymać łez moich.
„O, moja matko! nigdy słów tych nie zapomnę. Ciągle brzmią one w moich uszach. O! złośliwość pana de Maillefort odkryła mi wiele rzeczy; otworzyły się moje oczy; zrozumiałam wszystko. Te pochwały ze wszystkich stron, to nadskakiwanie, te zapewnienia przywiązania, któremi mnie obsypują, to wrażenie jakie uczyniłam w niektórych towarzystwach, a nawet te pochlebstwa moich kupców, wszystko to odnosi się tylko do najbogatszej panny we Francji.
„Ah! droga matko! jakże to słusznie nazwałam przed tobą to uczucie, jakiegom doznała, kiedy mi nazajutrz po mojem przybyciu do tego domu oznajmiono tak uroczyście, iż jestem panią ogromnego majątku, uczuciem bolesnem, niepojętem.
„O moja matko! nigdy słów tych nie zapomnę.

Zdaje mi się, powiedziałam wtedy, że jestem w położeniu osoby, która posiada skarb jaki, a obawia się w każdej chwili, ażeby go jej nie ukradziono.
„Teraz rozumiem to niepojęte, nieodgadnione wówczas dla mnie uczucie. Było to niejakie przeczucie tej obawy, tej ustawicznej i drażniącej nieufności, która mnie ciągle dręczy od chwili kiedy po raz pierwszy powstała w mej duszy ta bolesna myśl:
To do mojego majątku jedynie odnoszą się te wszystkie dowody miłości, te wszystkie pochwały, któremi mnie obsypują.
„O! powtarzam ci to, droga matko, że złośliwość pana de Maillefort, przynajmniej mimo woli jego, dobry odniosła skutek; nie ulega wątpliwości, że to odkrycie bolesne zrodziło we mnie uczucia, ale rzuciło ono przynajmniej pewne światło na jakiś niepojęty lecz ciągle zwiększający się wstręt, jaki czuję ku mojemu opiekunowi i jego rodzinie; tłumaczy mi ono ten wstręt, usprawiedliwia go; słowem, odkrycie to podało mi klucz do tych przesadzonych grzeczności i nikczemnych nadskakiwań, któremi ze wszech stron jestem otoczoną.
„A jednak, moja kochana, droga matko, teraz wyznania moje stają się coraz boleśniejszemi, chociaż nie komu innemu, tylko tobie je składam.
„Tak jest, powiedziałam ci, że, czy ta atmosfera pochlebstw i fałszów, któremi obecnie oddycham, zepsuła mnie już, czy też, że czuję odrazę do owej myśli:
Wszystkie pochwały, wszystkie dowody miłości, jakie mi dają, odnoszą się jedynie do mego majątku...
„Ja nie mogę uwierzyć w taką nikczemność, w taką przewrotność, i muszę ci wyznać, że nie mogę także dać wiary, ażebym tak małą miała wartość i nie była w stanie obudzić nawet najmniejszej, szczerej i bezinteresownej miłości.
„Albo raczej, widzisz, droga matko, ja nie wiem już, co mam myśleć tak o innych, tak i o sobie samej. Ta ustawiczna wątpliwość jest dla minie nieznośną; daremnie szukam środków, ażeby ją wyjaśnić, ażeby odkryć prawdę. Lecz kogóż mam o to zapytać? Od kogo mogę spodziewać się szczerej odpowiedzi? A zresztą, mogęż jeszcze wierzyć w otwartość i szczerość ludzi?
„Nie na tem jeszcze koniec; nowe wypadki uczyniły to moje tak przykre położenie jeszcze boleśniejszem.
„Chciej sama osądzić. Gorzkie i szyderskie słowa pana de Maillefort w sprawie doskonałości, które jako najbogatsza dziedziczka w osobie mojej miałam jednoczyć, zostały bezwątpienia powtórzone mojemu opiekunowi i jego żonie przez pannę Helenę, albo przynajmniej inne jakieś zdarzenie, którego domyślić się nie mogę, zniewoliło otaczające mnie osoby do przyśpieszenia i odkrycia mi planów, które dotąd były dla mnie zupełnie obcemi, i które moją wątpliwość i niedowierzanie do najwyższego posunęły stopnia“.
W tej chwili zapukano dwukrotnie i ostrożnie do drzwi sypialnego pokoju panny de Beaumesnil, która przerwać pisanie musiała.
Zdziwiona i przestraszona niemal, sierota zapytała drżącym głosem:
— Kto tam? Wśród smutnych myśli swoich zapomniała o poprzedzającej rozmowie ze swą ochmistrzynią.
— To ja, pani — odpowiedziała ochmistrzyni za drzwiami.
— Wejdź pani — rzekła Ernestyna zebrawszy swoje rozpierzchłe myśli. Poczem odwróciła się do wchodzącej pani Lainé. — Cóż mi pani powiesz?
— Doskonała wiadomość! wyborna wiadomość! patrz pani, mam ręce zupełnie zakrwawione, ale mniejsza o to!
— Ach! mój Boże, to prawda! — zawołała Ernestyna przestraszona, — cóż się pani stało? Bierz prędzej, ot tę chustkę, zatrzymaj przynajmniej krew.
— O! pani, to nic! — odpowiedziała ochmistrzyni z bohaterskiemu męstwem. — Ażeby pani usłużyć, jabym się na śmierć naraziła.
Taka przesada ostudziła nieco litość panny de Beaumesnil, która rzekła:
— Wierzę zupełnie pani wzniosłemu poświęceniu, ale proszę bardzo, zawiń swą rękę.
— Dobrze, skoro pani koniecznie każe; ta rana mało mnie obchodzi, gdyż drzwi już są otwarte; udało mi się szczęśliwie wykręcić śrubki zamkowe i odsunąć rygiel. Uchyliłam nieco drzwi, i przekonałam się, że one, według mojego domysłu wychodzą na ulicę.
— Bądź pani przekonana, moja kochana Lainé, że cię potrafię wynagrodzić.
— Ah! błagam najpokorniej, nie mów mi pani o swojej wdzięczności; nie jestżem już dostatecznie wynagrodzona, tem szczęściem, jakiego doznaję, że pani mogę wyświadczyć jakąś usługę? Proszę tylko przebaczyć mi łaskawie, żem tu powróciła mimo rozkazu pani; ale tak byłam uradowana, że mi się szczęśliwie powiodło!
— Przeciwnie, winnam pani podziękować, za taką jej skwapliwość. Możemy zatem nasze jutrzejsze plany wykonać z całą pewnością.
— O! teraz, pani, wszystko już pójdzie jak najłatwiej.
— A więc dobrze! Przygotujesz pani dla mnie prostą, białą, muślinową sukienkę, a skoro noc nadejdzie, udamy się do pani Herbaut. Lecz zalecam jeszcze raz największe milczenie!
— Bądź pani zupełnie spokojną. Czy mi pani już nic więcej nie rozkaże?
— Nie, dziękuję ci tylko za twą gorliwość.
— Życzę pani spokojnej nocy.
— Dobranoc, moja kochana Lainé.
Ochmistrzyni odeszła.
Panna de Beaumesnil zabrała się znowu do swego dziennika.

KONIEC TOMU PIERWSZEGO.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Eugène Sue i tłumacza: anonimowy.