Siedem grzechów głównych (Sue, 1929)/Tom I/Pycha/Rozdział XV

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Eugène Sue
Tytuł Siedem grzechów głównych
Podtytuł Powieść
Wydawca Bibljoteka Rodzinna
Data wyd. 1929
Druk Drukarnia Wł. Łazarskiego
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Les Sept pêchés capitaux
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom I
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 


XV.

Nazajutrz po opisanej w ostatnim rozdziale rozmowie familji de La Rochaigue, odbyły się trzy ważne sceny u rozmaitych osób.
Pierwsza u księdza Ledoux, tegoż samego, który, jak wiemy, udzielał ostatniego namaszczenia pani de Beaumesnil.
Duchowny ten, który, będąc jezuitą należał do szkoły Rodinów, był wzrostu niskiego, twarz miał ukraszoną przymulającym uśmiechem, spojrzenie bystre i przenikające, lica rumiane, włosy siwe, lekko upudrowane. Miotany niepokojem i wzruszeniem przechadzał się szybkim krokiem po swoim pokoju sypialnym, spoglądając od czasu do czasu na zegar, jakgdyby na kogoś niecierpliwie oczekiwał. Wreszcie usłyszał dźwięk dzwonka, drzwi się otworzyły i służący jego podobny do zakrystjana, oznajmił przybycie pana Celestyna de Marceuse.
Pobożny założyciel reguły świętego Polikarpa był to wysoki młody mężczyzna, dobrej tuszy, z płowemi włosami. Jego pełne, świeże i dosyć regularne rysy twarzy mogłyby nawet uchodzić za piękne, gdyby nie ów uderzający wyraz słodkiej fałszywości i ukrywanego egoizmu, jaki w nich przebijał.
Wszedłszy do pokoju, pan de Macreuse pobożnie ucałował oba policzki księdza Ledoux, który odpłacił mu równem wylaniem uczuć swoich, mówiąc:
— Nie możesz sobie wyobrazić, kochany panie Celestynie, z jaką niecierpliwością oczekuję na ciebie.
— Właśnie mieliśmy dzisiaj posiedzenie, kochany księże Ledoux, posiedzenie burzliwe, co się nazywa burzliwe; nie ma pan pojęcia, co za zaślepienie i niespokojny duch wśród tych nieszczęśliwych. Ah! jakiej to pracy potrzeba, ażeby te bydlęta, ci robotnicy zrozumieli, ile skarbów, ile nieocenionego boskiego szczęścia, znajduje się w tej nędzy w jakiej oni żyją... Ale nie... zamiast uważać się za szczęśliwych ze względu na nadzieję przyszłego zbawienia, i zamiast znosić swoje troski z oczyma wlepionemi w niebo, upierają się koniecznie patrzeć na wszystko, co się dzieje na ziemi, porównywać stan swój ze stanem innych ludzi, rozprawiać o swoich prawach, i pracy, i o swoich roszczeniach do szczęścia... do szczęścia! a toćto jest drugie kacerstwo! Doprawdy, aż mnie rozpacz bierze!
Ksiądz Ledoux słuchał mowy Celestyna uważnie i przypatrywał mu się z uśmiechem, myśląc o tem zdumieniu, jakie dla niego gotował.
— A tymczasem, kiedyś ty kochany Celestynie nędznikom tym dowodził zbawienności wyrzeczenia się dóbr ziemskich, — rzekł duchowny do młodego pobożnisia — i czy wiesz co zaszło nowego? rozmawiałem o tobie z panną Heleną de La Rochaigue. A domyślasz się pewnie tematu naszej rozmowy? Było nim przybycie małej Beaumesnil.
— Co pan mówisz! — zawołał de Macreuse — zaczerwieniwszy się ze dziwienia i nadziei — panna de Beaumesnil?
— Jest od wczorajszego wieczora w Paryżu.
— A panna de La Rochaigue?
— Zawsze ma też same względem ciebie zamiary, zawsze jest gotowa na wszystko, żeby tylko ten ogromny spadek nie dostał się w złe ręce. Widziałem tę kochaną osobę dzisiaj rano; ułożyliśmy się już z nią w tej mierze, i nie naszą będzie winą, jeżeli panna de Beaumesnil nie zostanie twą żoną.
— Ach! jeżeli to piękne marzenie spełni się! — zawołał de Macreuse z zapałem i chciwością, ściskając rękę księdza — to panu tyko winien będę ten ogromny, niezliczony majątek!
— Tak to, mój kochany Celestynie, wynagradzani bywają młodzieńcy pobożni, którzy w tym zepsutym wieku, przedstawiają wzór cnót chrześcijańskich — rzekł duchowny wesoło i żartobliwie.
— Ah! powtarzał Celestyn z wyrazem nieopisanej chciwości taki majątek to prawdziwa kopalnia złota. Ah! olśniony jestem taką nadzieją!
— Biedny chłopiec, jak on szczerze kocha pieniądze — rzekł ksiądz, uśmiechając się życzliwie i klepiąc policzki Celestyna — teraz pomyślmy o tem, co jest najważniejsze, i pomówmy o rzeczy rozsądnie; na nieszczęście nie mogłem nakłonić pani de Beaumesnil, ażeby cię przez pewien rodzaj testamentu poleciła córce swojej za męża, w takim razie wszystko byłoby już gotowe. Wsparci ostatnią wolą umierającej matki, bylibyśmy, to jest panna de la Rochaigue i ja, zamknęli Ernestynę w domu, a ona, przez wzgląd na pamięć matki, byłaby na wszystko zezwoliła. Byłoby to najlepiej, wszystko byłoby się wykonało spokojnie i bez żadnego oporu, ale teraz nie możemy już o tem myśleć. Musimy zatem nowy plan obmyślić. Okoliczności sprzyjają nam, gdyż jesteśmy na drodze postępu nierównie dalej, niż ktobądź inny, zwłaszcza, że baron i jego żona nie mają jeszcze na oku nikogo dla Ernestyny, jak mnie panna de La Rochaigue, która jest po naszej stronie, zapewnia. Co się tyczy jej brata i żony, są to bardzo samolubni, bardzo chciwi ludzie, nie można przeto wątpić, że, jeżeli tak rzecz poprowadzimy, że oni mogliby lękać się o doprowadzenie do skutku naszych zamiarów, w takim razie przyłączą się do nas, ma się rozumieć, jeżeli będą w tem widzieli swą korzyść, a wtedy nie będzie nic łatwiejszego, jak zapewnić im podobną korzyść; ale przedewszystkiem powinniśmy zająć takie stanowisko, z którego nie oni, ale my, byśmy mogli podyktować warunki układu.
— Kiedyż? i jakim sposobem zostanę pannie de Beaumesnil przedstawiony?
— Ta konieczna i ważna kwestja zajmowała już bardzo pannę Helenę i mnie; uroczyste przedstawienie z wszelkiemi formalnościami jest niemożliwe: zanadtobyśmy się narazili, gdybyśmy naprowadzili barona i jego żonę na domysł o naszych zamiarach; trzeba zatem wymyślić, coś niespodziewanego, coś tajemniczego, ażeby obudzić ciekawość i zajęcie panny de Beaumesnil; przedstawienie więc to, ażeby odniosło pożądany skutek, winno być ułożone podług charakteru tej panienki.
Celestyn spojrzał na księdza wzrokiem zdziwionym i badawczym.
— Pozostaw to nam, biedny chłopcze — rzekł duchowny tonem życzliwej powagi — my znamy doskonale ludzi; według zaciągniętych przeze mnie wiadomości, a mianowicie podług spostrzeżeń panny Heleny, której umysł w pewnych przedmiotach jest równie przezorny jak bystry, twoja panienka ma być bardzo pobożna; bardzo dobroczynna. Nadto, dowiedzieliśmy się o okoliczności, której znajomość jest dla nas nader ważną — mówił dalej ksiądz — panna de Beaumesnil modli się najczęściej przed ołtarzem Najświętszej Panny, które to upodobanie jest bardzo naturalne w młodem dziewczęciu.
— Przebacz pan, że mu przerywam — zawołał Celestyn z pośpiechem.
— Słucham cię, słucham, mój synu kochany.
— Państwo de La Rochaigue nie są bardzo punktualni w odbywaniu swoich powinności religijnych, ale wszakże panna Helena nigdy nie zaniedbuje nabożeństwa?
— Ma się rozumieć, że nigdy.
— Więc mogłaby jak najłatwiej wziąć to na siebie, ażeby pannę de Beaumesnil przyprowadzić do jej parafji, to jest do kościoła św. Tomasza z Akwinu.
— O! zapewne.
— Byłoby dobrze, gdyby panna Helena zaraz od jutrzejszego dnia rozpoczęła swoje nabożeństwo przed ołtarzem Panny Marji; gdzie mogłaby przyprowadzić swą wychowankę o godzinie dziewiątej zrana.
— Będzie to można jak najłatwiej wykonać.
— Panie te mogłyby, zdaje mi się, zająć miejsce po lewej stronie ołtarza.
— Po lewej stronie ołtarza? a to dlaczego, Celestynie?
— Gdyż ja będę się modlił przy tymże samym ołtarzu, co panna de Beaumesnil.
— Bardzo pięknie — rzekł duchowny — ślicznie nam się wiedzie. Wtedy panna Helena podejmie się zwrócić uwagę na ciebie; tylko przy tem pierwszem spotkaniu pamiętaj zająć jak najkorzystniejsze miejsce. Wyborna myśl, mój Celestynie! Oby tylko niebo sprzyjało dobrej sprawie, pomimo oręża, jakiego do niej użyjemy; teraz, kochany Celestynie, miej odwagę; jesteśmy na wybornej drodze; sam jesteś zręczny, ujmujący, wytrwały, i zdolniejszy jak ktokolwiek inny do zajęcia sieroty uchem i okiem, o ile będzie cię słyszeć i widzieć. Pomyślny dla pana skutek byłby nadzwyczajnie ważnym, wywarłby on wpływ niezmierny; tym wszystkim paniczom, którzy to udają niedowiarków, tym wszystkim zimnym, obojętnym ludziom, którzy nas niedosyć silnie wspierają, twoje szczęśliwe powodzenie dowiodłoby, jakie to korzyści czekają tych, którzy są zawsze z nami, dla nas... i przez nas... Zdaje mi się, żeśmy już tego trochę dowiedli tą znakomitą... na twój wiek... i na... twoje... nieznane urodzenie tak niespodzianą pozycją — dodał ksiądz nieco ciszej i zarumieniwszy się lekko, które to pomieszanie i Celestyn zdawał się podzielać. Poczem duchowny dodał jeszcze — widzisz, mój kochany Celestynie, podczas kiedy ci zazdrośni i bezwstydni panicze rujnują swą szkatułę i zdrowie w biesiadach, w szalonych i odurzających rozkoszach, ty, mój kochany synu, któryś przyszedł niewiadomo skąd, który jesteś osłaniany, posuwany, wspierany i dźwigany, niewiadomo przez kogo, ty w cieniu i cichości postępujesz coraz dalej, i wkrótce świat zdumiony zostanie twojem niepojętem i prawie przerażającem szczęściem. Teraz przejdźmy do czego innego, co jest niemniej waźne. Kto jednego tylko słucha dzwonka, ten też jeden tylko słyszy dźwięk. Zapewne, pannie Helenie nie zabraknie wątku ażeby rozmawiać o tobie z małą Beaumesnil, skoro tylko zwróci na ciebie jej uwagę. Panna de La Rochaigue będzie ustawicznie chwaliła twoje cnoty, pobożność, anielski wyraz twarzy, powabną skromność twego ułożenia: słowem, będzie czynić wszystko, ażeby jej dać jak najlepsze o tobie wyobrażenie, ażeby ją natchnąć jakimś zapałem dla ciebie, ale wywołałoby to wyborny, kto wie czy nie stanowczy wpływ na jej umysł, gdyby te pochwały, dotyczące ciebie, także gdzieindziej znalazły odgłos i powtarzane były przez osoby, których położenie nie jest takie, że ich słowa mogłyby uczynić silne wrażenie na duszy Ernestyny, która będzie może, szczęśliwą, że te pochwały twoje tak jednozgodnie słyszeć jej się dadzą.
— Prawda, kochany księże, byłoby to wielkie dla mnie szczęście!
— A więc powiedz mi, Celestynie, która z twoich przyjaciółek, z twoich marzących wielbicielek dałaby się uprosić, o podjęcie się tego tak delikatnego poselstwa... może pani de Franville?
— Ona zbyt głupia — odpowiedział Celestyn.
— Pani de Bonrepos? — pytał dalej duchowny.
— Nie umie milczeć i zanadto jest okrzyczana.
— Pani de Lefebure?
— To tylko mieszczanka... — Po dość długiem milczeniu Celestyn powiedział. — Znam tylko jednę kobietę, na której milczenie i przyjaźń mógłbym z pewnością rachować, udając się do niej z podobną prośbą; jest to księżna de Senneterre.
— Rzeczywiście, byłoby to wybornie, gdyż księżna ma wielkie znaczenie w świecie — odpowiedział ksiądz z namysłem — i sądzę, że się nie mylisz. Słyszałem ją nieraz stającą w twojej obronie i mówiącą o tobie z prawdziwym zapałem, słyszałem ją nawet głośno ubolewającą, że jej syn, Gerald, ów bezwstydny rozpustnik, ów bezbożny niedowiarek, nie jest do ciebie podobny.
Na imię Geralda zmieniły się rysy Celestyna i odpowiedział tonem stłumionej nienawiści:
— Ten człowiek obraził mnie, i to przed całym światem, o! muszę się pomścić... Tak jest, tak — mówił dalej Celestyn po chwili milczenia — im więcej nad tem myślę, tem więcej mi się zdaje, że dla tysiąca powodów, powinienbym się udać do pani de Senneterre. Nieraz mogłem się już przekonać, jak szczerze ona się mną zajmuje; ufność, jaką jej w tej okoliczności okażę, wzruszy ją, nie wątpię o tem bynajmniej. Co się tyczy środków i sposobności zawiązania stosunków pomiędzy nią a panną de Beaumesnil, w tej sprawie porozumiemy się pierwej, zdaje mi się, że nam to z łatwością pójdzie.
— W takim razie — przerwał ksiądz Ledoux — powinienbyś bezzwłocznie odwiedzić księżnę.
— Jest dopiero pół do pierwszej, — rzekł Celestyn, spoglądając na zegar. — Często bardzo można zastać księżnę de Senneterre pomiędzy godziną pierwszą a drugą, ale, jest to tylko łaska, dla jej zaufanych przyjaciół, biegnę więc natychmiast.
— W drodze zastanów się jeszcze dobrze, kochany Celestynie — rzekł duchowny — czy nie spotkasz jakich trudności w uczynieniu jej tej propozycji. Co do mnie, zważywszy wszystko spostrzegam w tem tylko wielką korzyść.
— I mnie się tak zdaje; lecz jeszcze nad tem pomyślę; a więc co do reszty zgodziliśmy się zupełnie. Jutro, o godzinie dziewiątej, po lewej stronie ołtarza w kaplicy Panny Marji u św. Tomasza z Akwinu.
— Dobrze, dobrze — odpowiedział ksiądz — uwiadomię pannę Helenę o naszej umowie; jutro o dziewiątej przybędzie z pewnością do kaplicy z panną de Beaumesnil; mogę ci to naprzód zaręczyć; teraz idź jak najprędzej do pani de Senneterre.
Uścisnąwszy się i ucałowawszy powtórnie, Celestyn pobiegł do księżnej, w zamiarze ujęcia jej dla swoich widoków.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Eugène Sue i tłumacza: anonimowy.