Sekta djabła/Rozdział IX

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Stanisław Antoni Wotowski
Tytuł Sekta djabła
Podtytuł Powieść niesamowita
Redaktor Jan Stypułkowski
Wydawca Bibljoteka Echa Polskiego
Data wyd. 1933
Druk Drukarnia B-ci Wójcikiewicz
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


ROZDZIAŁ IX.
Umarli nie świadczą przeciw żywym.

Nazajutrz, już o siódmej rano, do mieszkania Lesickiej zastukała jakaś pani. Wysoka, smukła, o zielonych oczach. Ubrana skromnie, lecz wytwornie. Z pod małego toczka, wysuwały się pukle miedziano złotych włosów.
— Przybywam w imieniu pana Różyca! — oświadczyła nieco jeszcze zaspanej służącej. — Pani Lesicka miała pozostawić list dla niego! Przepraszam, że tak wcześnie się zjawiam, ale ten list jest niezwykle pilny, a pan Różyc nie mógł sam po niego przybyć!
Wizyta ta, zupełnie nie zdziwiła pokojówki. W rzeczy samej, wczoraj w nocy otrzymała od swej pani zapieczętowaną kopertę, zaadresowaną na nazwisko pana Różyca. Nadmieniała jej przy tem Lesicka, że ten pan bardzo wcześnie zjawi się po nią.
— Proszę! — rzekła, nie podejrzewając podstępu.
Czyż nie wszystko jedno było, kto list odbierał, Różyc, czy inna osoba, z jego polecenia?
Wytworna nieznajoma prędko schowała po torebki kopertę, zręcznie wsunęła służącej do ręki pięć złotych — i znikła.
Wszystko odbyło się ku zobopólnemu zadowoleniu i pokojówka wielce cieszyła się z niespodziewanego, hojnego napiwku, gdy rychło dalszy przebieg wypadków przyprawił ją o zdumienie.
W niespełna godzinę, przed ósmą, zgłosił się Różyc.
— Wręczyłam list, zaadresowany do pana — wyrzekła — tej pani, która przybyła z pańskiego polecenia!
Otworzył szeroko oczy.
— Z mego polecenia nikt tu nie przybywał!
— Jakto? Taka wysoka, elegancko ubrana pani. Przyszła o siódmej. Twierdziła, że ten list jest panu natychmiast potrzebny!
Chłodne krople potu wystąpiły na czoło Różyca.
— I panienka oddała?
— Powtarzam, że oddałam! Skąd mogłam wiedzieć, że nie powinna byłam wydawać?
— Więc, nowa zasadzka! — wykrzyknął z rozpaczą. — Muszę, bezzwłocznie rozmówić się z panią Lesicką! Czy śpi, jeszcze?
— Śpi! Położyła się wczoraj późno!
— Proszę ją koniecznie obudzić! — a gdy pokojówka spojrzała na niego ze zdziwieniem, dodał — koniecznie! Przyjmuję to na moją odpowiedzialność! Niema chwili do stracenia!
Wyraz twarzy i ton Różyca był taki, że nie śmiała oponować. Musiało zajść coś niezwykłego. Skierowała się tedy, w stronę sypialni, podczas gdy Różyc pozostał w przedpokoju. Myślał teraz, z przerażeniem, że list mogła porwać tylko zauszniczka Wryńskiego.
Nagle, dobiegł go przeraźliwy krzyk służącej.
— Boże! Co za nieszczęście...
Bez namysłu, wbiegł do saloniku. Tam, stała pokojówka i załamawszy ręce łkała głośno. Szybko, zrozumiał powód tej rozpaczy. Na tapczanie, tym samym, obok którego siedział wczoraj, leżały nieruchome, sztywne zwłoki Lesickiej.
— Odebrała sobie życie! — zawołał. — To była ta podróż, którą oznajmiała!
Dotknął zimnej ręki — śmierć musiała nastąpić oddawna. Leżała ubrana w wizytową sukienkę i widocznie, odebrała sobie życie, natychmiast po napisaniu i doręczeniu listu służącej. Porzucona w pobliżu tapczana buteleczka z etykietą, na której widniała trupia główka, najlepiej świadczyła o rodzaju tego zgonu.
— Proszę zaraz zawiadomić policję! — jął wydawać zlecenia służącej. — Ja, teraz odejdę, ale za kilka godzin powrócę!
Jak oszalały, wybiegł z saloniku. Spieszył do Grodeckiego. Jeśli nawet Lesicka odebrała sobie życie, jeśli nawet jej list, zawierający szczerą spowiedź a obciążający Wryńskiego został skradziony, posiadał tyle informacji, że mógł uratować Murę.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Stanisław Antoni Wotowski.