Przejdź do zawartości

Samotna rusałeczka

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
>>> Dane tekstu >>>
Autor Bolesław Londyński
Tytuł Samotna rusałeczka
Wydawca Wydawnictwo Księgarni F. Korna
Data wyd. [1932]
Druk Drukarnia „Siła”
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron

BIBLJOTECZKA DLA DZIECI


B. LONDYŃSKI.

SAMOTNA RUSAŁECZKA.
BAŚŃ CZARODZIEJSKA
Z rysunkami Henryka Toma.
WYDAWNICTWO KSIĘGARNI F. KORNA
W WARSZAWIE ✽ ✽ ✽ KOSZYKOWA 45.



Drukarnia „SIŁA“, Warszawa, Marszałkowska 71.



SAMOTNA RUSAŁECZKA

W głębokiem sinem morzu, gdzie pływają wesołe rybki, rosną korale i pstre róże morskie, żyła sobie maleńka rusałeczka. Miała ona śliczne, kędzierzawe włosy i srebrzysty rybi ogon; spała w pięknej perłowej muszli i cudnie grała na złotej harfie. Mogła sobie bujać, ile jej się zachciało, wśród czerwonych korali i roślin morskich, a jednak ciągle jej było smutno, gdyż była zupełnie samotną i nie miała przyjaciółek, z któremi mogłaby się była bawić.
Przed wielu laty nie usłuchała się rozkazów matki i odpłynęła daleko-daleko w morze. Tam zabłądziła i nie mogła odnaleźć drogi do rodzinnego brzegu, przy którym tak się wesoło bawiła z innemi rusałkami.
Żyła więc w tęsknocie, opuszczona i bardzo smutna.
Pewnego razu siedziała sobie na jednym krzaku koralowym, grała na swojej harfie i śpiewała smutną piosenkę. Nagle coś białego spadło na wodę tuż obok rusałki. Ona szybko podniosła ów przedmiot i zaczęła go oglądać ze wszystkich stron. Była to jakaś rzecz osobliwa, podobna do łódki, a słońce mocno piekło, rusałka włożyła sobie ten przedmiot na głowę. Przedmiot dostosował się do niej wybornie!
I nic dziwnego, był to bowiem biały nowy letni kapelusz Hali; — wiatr zerwał go z głowy dziewczynki i poniósł na wodę. Hala siedziała stąd niedaleko i rzewnie płakała, a Nici, bo Nicią zwano rusałeczkę, coraz bardziej i bardziej spodobała się jej nowa ozdoba i nieprzestawała przypatrywać się sobie w koralowem lusterku.
— O, ja go sobie schowam, — śmiała się Nicia i przesuwała kapelusik już nieco na prawo, to znów na lewo, to w tył, to naprzód.
Tymczasem Hala odjęła rączki od swych zapłakanych oczu i obejrzała się się.
„O co to takiego? Tam coś na kamieniu siedziało!..“ Ale co siedziało? Hala niemogła odróżnić, ale widziała swój kapelusik.
Zerwała się szybko i pobiegła w tę stronę.
Im bardziej się zbliżała, tem widziała wyraźniej, że istota, mająca na głowie jej kapelusz, miała też prawdziwy srebrzysty ogon rybi.
„To niezawodnie rusałeczka, prawdziwa maleńka rusałeczka, ale czy ona odda kapelusz?“
Hala bojaźliwie złożyła rączki, ale nabrawszy w końcu odwagi, leciuchno trąciła rusałeczkę w ramię i rzekła:
— Rusałeczko, bądź tak dobra i oddaj mi kapelusz!
Rusałeczka obejrzała się poza siebie... Ale teraz przyszła na nią kolej ździwienia. Miała przed sobą jakieś dziwne stworzenie o dwuch tłuściutkich nóżkach zamiast ogona. Jak śmiesznie było patrzeć na nie, jak zabawnie przebierała ona swemi nóżkami i jak drgnęła z przestrachu, stąpiwszy niechcący na wodę!
— Czyś ty ludzkie dziecko? — spytała Nicia, ochłonąwszy ze ździwienia.
— Tak, nazywam się Hala, a ty masz mój kapelusz.
— Ty tak nazywasz ten przedmiot, który mam na głowie?
— Naturalnie, to mój kapelusz, i to nowiutki do tego!
— Ale on mi się także podoba, — rzekła rusałeczka. Proszę cię, moja droga, zostaw mi go, a ja ci za to podaruję śliczną muszelkę.
Ale Hala pokręciła główką.
— Nie, ja nie chcę. Muszę wracać do domu, a mama gniewać się na mnie będzie!
— Musiałaś także odpłynąć zadaleko, — rzekła rusałeczka, przypomniawszy sobie własne nieposłuszeństwo.
— Nie, ja nie odpłynęłam, — odparła Hala i jeszcze szerzej otworzyła ździwione swoje oczki, — ja bardzo mało umiem pływać i tylko w łazience. Ale przyszłam tu nazbierać muszelek i nic nie powiedziałam w domu, a teraz z pewnością szukają mnie i są niespokojni.
— No to zostań ze mną, — poprosiła Nicia, — tu nikt się gniewać na ciebie nie będzie, a we dwie żyć będziemy sobie bardzo wesoło. Ja ci pokażę — co najpiękniejsze muszle, korale, perły i róże morskie, które rosną pod wodą. Powiedz, tak, moja najdroższa!
— Ale ja tam umrę! — lękliwie odparła Hala.
— O nie, — zaprzeczyła Nicia. Dość ci będzie tylko spojrzeć w to lusterko i zrobisz się taką samą rusałeczką, jak ja.
— Pójdziemy, pójdziemy, ja mam takie śliczne muszelki!
— Chciałabym je zobaczyć, — rzekła Hala.
— No to otwórz oczy jaknajszerzej i zapragnij tylko stać się rusałeczką! — zawołała Nicia i podstawiła jej lusterko.
Hala spojrzała w nie i zanim zdołała się opamiętać, już jako rusałka, znalazła się w morzu.
Jak wesoło było bujać po falach, uganiać się za błyszczącemi rybkami, pływać dookoła korali i chwytać w wodzie promienie słońca! A ileż cudów było na dnie!
Nicia pokazała Hali pstre róże morskie, rosnące na skałach i zebrane przez nią ogromne stosy pereł i muszel.
— Ja ci je wszystkie podaruję, — mówiła Nicia.
Ale Hala sama zbierała śliczne, pstre, małe i duże muszelki, złożyła z nich całą górę i była bardzo zadowolona.
Potem Nicia przyniosła jej melony morskie i wielkie jagody czerwone i obie podjadły z prawdziwą przyjemnością.
Potem pływały na wyścigi z rybkami i draźniły komary i raki, które strasznie poruszały swemi wąsami, ale nie robiły im nic złego.
Wtedy Nicia doprowadziła Halę do wielkiej muszli perłowej i pokazała jej, jak trzeba się do niej wśliznąć i jak wygodniej przyłożyć głowę do ściany.
A sama umieściła się w pobliżu na zrębie skały, gdyż drugiej muszli nie było, i zakryła oczy dłonią.
Ale Hala zasnąć nie mogła, serduszko jej nagle skurczyło się ze strachu. Przypomniała sobie o swem maleńkiem bialutkiem łóżeczku, które teraz stało puste, pomyślała, jak jej mamusia niepokoi się o nią i pewno płacze, — i nagle sama się rozpłakała. Małe rybki, które się z nią w dzień bawiły, podpłynęły do jej muszli i bojaźliwie spoglądały na nią.
Nicia zbiegła do niej i zapytała:
— Co ci jest, Halu? Czy cię komar aby nie uszczypnął?
Ale Hala pokręciła głową.
— Nie, ja tylko chcę do mamy, do taty, do niani!
— Ależ oni będą się gniewać na ciebie za to, żeś uciekła. Czy tobie się tu nie podoba u mnie?
— Owszem, podobają mi się mu szle, perły i jagody, ale ja znowu chcę mieć nogi i stać się dawną Halą.
— Więc znowu chcesz mnie zostawić samą, — jękła teraz z kolei rusałka, — ja ci mówiłam przecie, jak jestem osamotniona od chwili, gdym zabłądziła.
— Biedna Nicia, — rzekła Hala i czule ją pogłaskała, — żal mi cię bardzo, ale pomimo to ja chcę do domu, do swoich krewnych, których tak bardzo kocham.
— Kochasz? ze ździwieniem spytała Nicia. — Co znaczą te słowa?
— Tu w mojem sercu, jest coś, rzekła Hala, — co robi mnie już to smutną, już wesołą... i myślę o nich, chcę wracać do nich, ażeby ich ucałować tak, jak ciebie teraz całuję.
I Hala pocałowała Nicię w usteczka, ścisnęła za szyję swemi rączkami i znów zaczęła ją prosić.
— Ty sama powinnaś wiedzieć o tem przecie, co znaczy kochać!
I o dziwo! Zaledwie ludzkie dziecko pocałowało rusałeczkę, ta zrozumiała odrazu, co to znaczy, i oczy jej połyskiwały jakimś szczególnym blaskiem, gdyż znowu spojrzała na Halę, i głos jej brzmiał czulej, gdy przemówiła teraz:
— Dobrze, Halu, ja cię uwolnię, a gdy odejdziesz, to ja także stąd odpłynę i szukać będę dypóty swojej mamusi, dopóki jej nie znajdę. Ale ja ją tak kocham, że znajdę ją napewno.
— Naturalnie i ona także napewno będzie szczęśliwa, że cię zobaczy, jak moja mama również, — zawołała Hala, dodając: — przynieś mi lusterko, proszę cię, Niciu!
I znowu, obie popłynęły na brzeg ku skałom, na których z rana siedziała rusałeczka, i Hala znowu spojrzała w lusterko z serdecznem pragnieniem obrócenia się znowu w dziewczynkę.
I oto w jednej chwili rybi ogon znikł i spostrzegła, że ma znowu dwie nóżki, że znowu stała się dawną Halą w tej samej sukience i kapelusiku.
Szybko zerwała się z wody, kiwnęła główką do Nici i z całych sił poczęła biedz do domu.
Rusałeczka patrzała na nią dopóty, dopóki widać było jej kapelusik, a potem znów rzuciła się w morze i znikła pod wodą.
A maleńką Halę spotkano w domu z rozszerzonemi rękoma, nikt nie miał ochoty gniewać się na nią, chociaż wszyscy niepokoili się o nią bardzo i szukali jej przez dzień cały.
— Nie gniewajcie się na mnie, mamusiu, tatusiu, — mówiła Hala ze łzami w oczach, — byłam pod wodą u Nici, ale bardzo tęskniłam za wami, tylko nie mogłam wrócić wcześniej.
— U Nici? — ze ździwieniem zapytał tatuś i mamusia i spojrzeli jedno na drugie.
— Tak, u rusałeczki, — zapewniała Hala, — i ja także byłam rusałką i pływałam z nią razem. O, jakie piękne muszle podarowała mi Nicia!
— Gdzież one są? — spytała matka z uśmiechem.
Hala obiema rączkami uderzyła się po kieszeniach!
— Ach, jaka szkoda! — zawołała — nie schowałam ich. — Naturalnie, bo w tym obrzydliwym ogonie niema kieszeni. Ale jutro ja znów pobiegnę na brzeg, wywołam Nicię i poproszę, ażeby mi przyniosła muszelek, jeżeli tylko jest jeszcze w morzu.
— Jeżeli! — zaśmiał się tatuś. — Ja bardzo wątpię. Nasza maleńka Hala usnęła z pewnością na brzegu i widziała cudowny sen.
— Nie, nie — zapewniała Hala, — to wszystko było w rzeczywistości, ale ja myślę, że Nicia może już popłynęła szukać swojej mamusi, królowej morskiej.
I Hala chciała opowiedzieć całą historję Nici, ale mamusia schwyciła ją na ręce i zaniosła do maleńkiego łóżeczka, na którem otuliła ją cieplutko.
Nazajutrz zrana, Hala obudziła się bardzo wcześnie i zaraz zaczęła prosić tatusia i mamusię, ażeby z nią poszli na brzeg po muszelki od Nici.
I poszli zaraz. Hala podbiegła do wody i zaczęła wołać:
— Niciu, droga Niciu, wypłyń do mnie!
Ale rusałka się nie pokazała.
— Widocznie już odpłynęła, — ze smutkiem rzekła Hala, — i już po moich muszelkach. Ale to nic! — wesoło dodała i uśmiechnęła się do tatusia i mamusi, — jam bardzo jednak kontenta, że znowu wróciłam do was!






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Bolesław Londyński.