Słownik prawdy i zdrowego rozsądku/K

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Kazimierz Bartoszewicz
Tytuł Słownik prawdy i zdrowego rozsądku
Data wyd. 1905
Druk Jan Cotty
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały słownik
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
K.

Kabała, naczynie, które lepiej „postawić“, niż w nie „wpaść“.
Kadzenie, ulubione zajęcie wielu mieszkańców padołu ziemskiego. Zazwyczaj kadzący spodziewa się od okadzanych wynagrodzenia pieniężnego, protekcji, a choćby uśmiechu. W pismach codziennych i tygodniowych główne kadzenie odbywa się przed nowym rokiem za pomocą prospektów; — czytamy wówczas: „nasz największy napisał dla nas powieść“, „nasz boski przyrzekł natchnąć się dla naszego pisma“, lub też: „redakcja „Wodotrysku“ z radością donosi, że nasz Genialkiewicz № 2, łączący w sobie wdzięk Horacego i szekspirowską znajomość duszy ludzkiej, z fantazją i obrazowością Danta, dowcipem Arystofanesa i klasyczną powagą Homera, zawiadamia nas, że kupił już dwie libry papieru, na których złoży dla „Wodotrysku“ nowy owoc swego nieśmiertelnego ducha“. Czasem okadzony pozwala kadzącym, żeby się razem z nim fotografowali. W ostatnich czasach zawiązały się spółki wzajemnego kadzenia. Utrzymuje się również zwyczaj kadzenia umarłym, pomimo przysłowia: nie pomoże krukowi mydło, ani umarłemu kadzidło.
Kakao, pomimo podejrzanego brzmienia, smak posiada przyjemny.
Kalosze, najlepszy środek do nabycia kataru; wynalazek doktorów, przysparzający im pacjentów.
Kamień, przyrząd do rozbijania głów. Bywają kamienie piekielne, młyńskie, filozoficzne, nerkowe i t. d. Położenie kamienia „węgielnego“ daje sposobność uczciwego upicia się — tracą ją ci, co, „siedzą w domu kamieniem“. Na „drogich“ kamieniach rozbija się niejednokrotnie cnota niewieścia. Podobno byli dawniej tacy, co trzymali się przykazania: „Kto na ciebie kamieniem, ty na niego chlebem“; obecnie trudno się do niego zastosować, raz z powodu, że chleb znacznie podrożał, a po drugie dlatego, że tylu ludzi rzuca dziś na innych kamieniami, iż nie starczyłoby mąki do wypieku odpowiedniej ilości chleba. Z tego powodu weszła w życie maksyma: kto na ciebie kamieniem, ty na niego dwoma, — albo: kto na ciebie kamieniem, ty na niego błotem.
Kapelusz — może być filcowy, słomkowy i domowy. Można dostać od żony porządny kapelusz, a jednak uciec z domu bez kapelusza. Dla płci pięknej z gatunku „dam“ kapelusz jest najpotrzebniejszem odzieniem; prędzej by się każda zgodziła nie mieć pończoch i chodzić w podartej koszuli, niż zrzec się kapelusza; im która rzadziej trzyma pióro w ręku, tem więcej ma piór na kapeluszu. Dawniejsze przysłowie: włosy długie, rozum krótki — zmieniono na: im mniejszy móżdżek, tem większy kapelusz. W teatrach i na koncertach kapelusze damskie służą zamiast parawanów.
Kajdany patrz pod: stuła.
Kanały wodne — bańki z mydła wyrabiane we fabryce Körbera w Wiedniu — wpływają ujemnie na stan umysłowy Koła polskiego i całej Galicji.
Kancelarja — ma dwojakie znaczenie: miejsc otwartych i dość obszernych, w których siedzą urzędnicy — i miejsc ciasnych, zamkniętych na klucz, w których siadują obywatele i obywatelki bez różnicy stanu i wieku. W pierwszych często, a w drugich zawsze się coś zostawia. Kancelarja adwokacka, patrz pod: rozbój, lub pod: pustki przerażające.
Kark trzeba mieć giętki — z twardym bowiem niedaleko zajdziesz w karjerze życiowej. Kto losu nie „weźmie za kark“, to sam „kark złamie“.
Kartofel, wyraz polski, przyjęty w Warszawie dla zastąpienia cudzoziemskiej nazwy: ziemniaki.
Karjerowicz, odmiana gatunku: sus scrofa domestica.
Karnawał, patrz pod: wierzganie, lombard, flirt, schadzka, rogi, weksel, odciski, poty, publiczne obnażanie się, wystawa naczyń mlecznych, zapalenie płuc, szampan krymski i t. d.
Karty, patrz pod: kluby, resursy, kasyna, szulery, maczek, wint, preferans z kociołkiem i t. d. Rysiński zanotował przysłowie: „Z głupim w karty, z mądrym w żarty“, co znaczy, że głupiego można ograć, ale w żarty z nim wdawać się nie należy; natomiast nigdy mądry ograć się nie da, ale można z nim żartować, gdyż na żartach poznać się umie. Grać w karty jest źle, a nie grać też niedobrze, albowiem, jak mówił pewien filozof: „Grasz, przegrasz — a nie grasz, to i nie wygrasz“. Inny znakomity badacz metod i systemów karcianych wyrzekł: „Wygrać nie jest trudno, ale odebrać wygranę to dopiero sztuka“. W Warszawie najwięcej kartografią zajmują się „myśliwi“; ulubioną ich zwierzyną są wiejskie dudki i młode gawrony. Artyści w tym zawodzie, zwani niegrzecznie karciarzami lub szulerami, mile są widziani w salonach arystokracji, jako ludzie honoru — stąd długi karciane nazywają się honorowemi. Już Monitor przed stu kilkudziesięciu laty pisał: „Każdy dobrze urodzony człowiek, żadnych innych, nad jedne kartowe, płacić nie powinien dlugów“; przepis ten „dobrze urodzonych“ do dziś dnia obowiązuje.
Katedra, mebel drewniany, z którego przemawiają rzadko uczeni a często niedouczeni.
Kasa, mebel do strojenia gabinetów lekarskich, kantorów kupieckich, kancelarji adwokackich i t. d. Czasami, ale to bardzo rzadko, bywają w niej pieniądze, — częściej nieużyteczne papiery, niezapłacone rachunki, wesołe fotografje i listy miłosne.
Kazania domowe wygłaszają, tak w dnie powszednie jak święta, ojcowie synom, matki córkom, żony mężom.
Kąpiel, czynność przejmująca wstrętem 9/10 mieszkańców Warszawy, Krakowa, Lwowa i miast pomniejszych, chociaż jest w nich wielu ludzi „gorąco kąpanych“. „Błotne kąpiele“ patrz pod: giełda, towarzystwa akcyjne. Kąpiele gazowe odbywają się w gabinetach restauracyjnych. Dobrze można się „skąpać“ w klubie myśliwskim w Warszawie, w krakowskim resursie dawnym, w lwowskiem końskiem kasynie, a najlepiej w Monte Carlo.
Klecibaja v. klecibajka, zapomniany stary polski wyraz. Dziś klecibajów nazywamy powieściopisarzami.
Klepać jest bardzo przyjemnie, stąd też większość ludzi „klepie biedę“. Nie wiem czy jest gdzie zapisane, ale powinno być zapisane przysłowie:

Nie każdy kto klepie pacierze,
Do nieba się rychło dobierze.

Klepek jest pięć, — najtrudniej o piątą filozofom, tenorom, politykom i znawcom sztuki.
Klimatyka, instytucja z Zakopanem, nie mająca nic wspólnego z tamtejszym klimatem, klimat bowiem wzmacnia i uspokaja nerwy, klimatyka zaś osłabia i denerwuje. Patrz pod: wydrwigrosz.
Kłamstwo — instytucja stara jak świat, bo już wąż okłamał Ewę, a Ewa Adama. Kto mówi, że nigdy nie skłamał, ten najwięcej kłamie. Nie gniewamy się nigdy na kłamstwo, jeżeli nam ono pochlebia. Najwięcej po dyplomatach i myśliwych kłamią podróżnicy, oraz ludzie bardzo starzy, kiedy opowiadają o czasach swej młodości, bo są pewni, że nikt ich skontrolować nie potrafi. Mówią, „że kłamstwem świat przejdziesz, ale nie wrócisz“, tymczasem tysiące kłamców wraca, a mówiący prawdę na krok dalej posunąć się nie może; dzieje się to z tego powodu, że zanim prawda się obuje, to kłamstwo już pół miasta obiegnie. Wacław Potocki pisze:

Jedno dziesięć poetów, a drugie młynarzów,
Trzecie myśliwców, — mówią, te pół kopy łgarzów.

Kłamstwa są pospolite i niepospolite. O niepospolitych patrz pod wyrazami: dziennikarz, sprawozdawca teatralny, korespondent, reporter, podróżnik afrykański, urzędowe sprostowania, profesor filozofji, adwokat, wynalazca, naiwna, dewotka, filantropka i t. d.
Kobieta. Według obrachunku d-ra Stratza, dobrze zbudowane i prawidłowo rozwinięte kobiety, powinny mieć szerokości w plecach 37 i pół centymetrów, w talji 25 i pół, w biodrach 33 i pół. Proporcje te u naszych kobiet z „inteligencji“ należy zmniejszyć do połowy, u rzeźniczek zaś, piekarek, przekupek i kupcowych podwoić. Młode kobiety, jeżeli wierzyć poetom i powieściopisarzom, są składem różnych różności: w ustach mają perły, na wargach korale, wiśnie i miody; muchy w nosie, figielki w głowie, jad na języku, żmije i kamienie w sercu, jabłuszka i maliny na piersiach; jedwab, heban i złoto we włosach, z alabastru ramiona; w oczach: czarne djamenty, szafiry, turkusy, iskry, żary, strzały, gwiazdy, nieba, przepaście, aksamity, bławaty; na twarzy lilje i róże... Reszta ich powłoki składa się z marmurów, śniegów, płomieni. Prócz tego mają posiadać: łabędzie szyje, skrzydła u ramion, gardła słowicze, nóżki sarenki, kocie pazurki, postawę bogiń, ruchy gazeli i t. d., i t. d.
Autor „Słownika“, jako człek doświadczony i roztropny, woli w skrytościach ducha zachować sąd swój nad tą odmianą człowieka. Pozwoli sobie jednak przytoczyć kilka zdań poważnych:
Kobiety wcześniej się rozwijają, niż mężczyźni, quia mala herba citius crescit, quam bona (ponieważ złe ziele prędzej rośnie, niż dobre). Accursius.
Mówią, że kobiety, to róże. Jestem ślepy, ale po kolcach poznaję, że to musi być prawda... Milton.
Gdy Adam w raju położył się spać, stworzona z niego została niewiasta. Biedny Adam! jego pierwszy sen był dla niego ostatnim odpoczynkiem. Claudius.
Kobiety muszą być przecież coś warte, kiedy się o nich tak dużo mówi i pisze — o rzeczach bezwartościowych, nikt wiele nie rozprawia. Anonim.
Bądź co bądź, kobieta jest oczkiem pozłoty na chudym rosole męzkiego żywota. Tenże czy ktoś inny.
Kochać się można we wszystkiem. Mężczyźni kochają się zazwyczaj w pannach i mężatkach, co im bardzo rzadko na dobre wychodzi. Trembecki zapewnia, iż:

Ten, co zdolny czuć w sobie porządne kochanie,
Albo już jest uczciwy, albo się nim stanie.

Tegoż zdania jest wielu innych poetów, a ponieważ poetom i warjatom sprzeciwiać się nie można, więc autor „Słownika“ zgadza się z Trembeckim.

O gorączce miłosnej (choroba z przebiegiem ostrym) tyle już napisano, że bliżej jej charakteryzować nie potrzeba. Następstwa jej bywają rozmaite — najgorsze kończą się obłędem obrączkowym, (matrimonium) w którym chory lub chora, ubrawszy się odświętnie, napada osobę płci odmiennej, przemocą ciągnie ją do świątyni, zdziera z jej dłoni rękawiczkę i usiłuje włożyć na palec złote kółko.
Wyrazy pochodne: kochanek, kochaneczka, kochasio, nakochać się, wykochać się, rozkochać, ukochać, przekochać się, przykochać się (trójkąt małżeński), podkochiwać się, zakochać, dokochać, odkochać, kochina (lubczyk), babokoch (kobieciarz), wkochnąć (wdepnąć), obkochać, odkochać się (zmądrzeć), kochometr (przyrząd do mierzenia gorączki), kogut (czeskie kohaut, slov. kohut i t. d.). Wyrazy pokrewne: bęben, mamka, kolebka.
Kochajmy się, jedno z rzędu tysiącznych kłamstw zdawkowych, równie jak: „padam do nóg“, „całuję nóżki“, „słowo honoru“, „licz pan na mnie“; „jak męża kocham“, „pozostaję z najgłębszym szacunkiem“. Wyrażenie „kochajmy się“ oznacza w rzeczywistości: wszystkośmy już wypili, nic nam więcej nie dadzą, a więc chodźmy do domu.
Koczkodany, małpy długoogoniaste, w dzikim stanie żyjące w Afryce. Na naszym bruku pojawiają się już oswojone. Żywią się owocami, ciastkami, cukierkami. Im większy koczkodan, tem większy nosi kapelusz.
Koczujące narody nie mają stałych siedzib, dzielą się na pasterskie i łowieckie, posiadają nizką inteligencję. Rasa biała wydaje tylko koczowników i koczownice łowieckie, które włóczą się całe życie z kąta w kąt po całej Europie i Ameryce, łowiąc co się da i gdzie się da. Najczęściej bębnią i wyją, lub udają ludzi inteligentnych na scenie. Patrz pod: fortepianiści, śpiewacy, wędrujące aktorki i t. d.
Kodeks karny, księga, w której wymierzone są kary za same lekkie zbrodnie i przestępstwa (wyjątek stanowi jedynie zabójstwo). Ciężkie zbrodnie, jak: małżeństwo bez miłości, wyrzeczenie się biednej rodziny, skąpstwo, operacje giełdowe, brak sumienia i wszelkich uczuć szlachetnych, protegowanie szubrawców na niekorzyść ludzi uczciwych, niedotrzymanie przysięgi i przyrzeczeń, wyzyskiwanie ludzkiej pracy, porzucenie uwiedzionej kobiety, pomiatanie zasługami, serwilizm, brak przywiązania do ziemi rodzinnej, trwonienie majątku zagranicą, demoralizowanie młodzieży, zdrada przekonań dla karjery, obalanie zapisów na cele publiczne, wydzieranie chleba nędzarzom, przekupstwa moralne i t. d. — nie są objęte żadnym kodeksem karnym.
Koleje żelazne, środek zapobiegawczy przeciw przeludnieniu (patrz pod: katastrofy kolejowe). Koleje lokalne są budowane dla tych, co chodzić prędko nie umieją. Najsmutniejsze i najgłupsze są koleje życia ludzi biednych i uczciwych.
Koło może być rozmaite: geometryczne, świetlne, zębate, wodne, rozpędowe. „Koło polskie wiedeńskie“ nie jest ani świetlne, bo nie świeci, ani zębate, bo zębów Niemcom nie pokazuje, ani rozpędowe, bo stoi w miejscu. Natomiast jest nieco wodne, a raczej wodniste. Polityką swoją tyle zdziałało, że jest dla Galicji „piątem kołem u wozu“. Ludzie w to koło „wpleceni“ tracą indywidualność, podlegają chorobie „kołowacizny“ (Hydrocephalus hydatidens). Objawy tej choroby w pierwszym okresie: posmutnienie, chód chwiejny, zostawanie w tyle za trzodą, — potem następuje coraz większe odurzenie, chorzy wciąż stoją w jednem miejscu i mówią, że stoją, stać chcą i stać będą, — wreszcie zaczynają się kręcić w kółko na prawo, lub biegną z głową opuszczoną ku stolikowi prezesa ministrów, przyczem się często zataczają i przewracają. Przyczyną choroby jest pasorzyt, znany pod nazwą wodnicy (servilismus). Jednostki chorobą tą nie zarażone, stanowią t. zw. „mniejszość Koła“.
Komisja oznacza grono osób, które ma coś zbadać. Ponieważ zaś do wszelkiego badania potrzeba, aby ciało nie było mdłe i duch (spiritus) był silny, przeto komisje starają się przedewszystkiem nakarmić ducha i ciało. Czasami trzeba porównać odpisy aktów z oryginałami i to zmusza komisje do częstego kolacjonowania. Na walnych zebraniach rozmaitych towarzystw połowę wniosków odsyła się do „komisji“, co oznacza pochowanie ich na wieki.
Komitet, zbiór jednostek bez określonego zajęcia. Im większy komitet, tem mniej robi.
Koń według starego polskiego przysłowia powinien mieć „głowę jak u panny, pierś jak u wdowy, nogi jak u dziecka“. Jako zwierzę pożyteczne, koń zaczyna wychodzić z mody — niezadługo będzie można całkiem obejść się bez niego. Zachowanie tego ssaka jest konieczne jedynie ze względu na totalizatora. Konie wyścigowe mają stanowczo więcej rozumu od swych właścicieli.
Koncert dosłownie znaczy porozumienie się, zgodzenie; koncerty zatem są to usiłowania, niestety, bezskuteczne, ażeby wykonawcy zgadzali się z kompozytorem, lub ażeby doprowadzić do porozumienia między członkami orkiestry, między śpiewakiem a akompanjatorem, skrzypcami a fortepianem i t. d. Z koncertantów najlepiej wychodzą ci, co dają koncerty na zielonym stoliku.
Konduktor kolejowy, maszynka do wycinania pierwszej dziurki na biletach. Pan wycinający drugą dziurkę, nazywa się nadkonduktorem, pan do trzeciej dziurki kontrolerem, od czwartej nadkontrolerem. Agent operatora nagniotków, dostarczający mu pacjentów, nosi tytuł konduktora tramwajowego.
Koniec może być dobry i zły, głupi i mądry, gruby i cienki, wesoły i żałosny. W miłości np. małżeństwo jest końcem żałosnym, a w małżeństwie rozwód końcem wesołym. Śmierć jest końcem życia. Mylne jest zdanie, że wszystko ma swój koniec, nie mają bowiem końca: chciwość lichwiarzy, intrygi teatralne, reklamy dla aktorek i muzykantów, blaga wydawnicza.
Konserwatysta może być z przekonania lub z interesu. Konserwatyści z przekonania są to ludzie zamożni, mający stanowiska i tytuły, a mimo to godni najszczerszego współczucia; natura bowiem pozbawiła ich trzech zmysłów: wzroku, słuchu i węchu. Są ślepi, bo nie widzą, że się źle dzieje; są głusi, bo nie słyszą jęków ludzkich; nie mają węchu, bo nie czują smrodu i zgnilizny. Ponieważ im samym jest dobrze, ponieważ mogą zupełnie zadowolić dwa pozostałe zmysły, przeto są przekonani, że jest dobrze na świecie i że trzeba konserwować to wszystko, co istnieje. U konserwatystów umiarkowanych wzrok, słuch i węch działają prawidłowo, więc też pragną oni konserwować to tylko, co jest dobre, piękne i zdrowe, — są to jednak, z małym wyjątkiem, ludzie anemiczni, bez siły woli, dający się bez oporu prowadzić ślepym i głuchym. Konserwatyści z interesu mają natomiast nadzwyczaj rozwinięte zmysły węchu i słuchu; — bliższe szczegóły o nich znajdziesz pod wyrazami: lokaj, renegat, wyżeł, koryto, obrok, synekura, łapówka.
Konsulowie bywają poważni i komiczni. W Warszawie ten drugi rodzaj mnoży się na pociechę krawców i humorystów.
Konsyljum lekarskie, tyle co umarłemu kadzidło.
Kontrakt — rodzaj kalendarza kartkowego, albowiem jak jeden, tak i drugi, przeznaczony jest do zrywania.
Kontrast oznacza silne przeciwieństwo, np. kontrastem piękna jest brzydota, kontrastem miłości małżeństwo. Silne kontrasty zachodzą pomiędzy gramatyką a najmłodszą poezją, między wygodą a dworcami kolejowemi, między dobroczynnością a damami „robiącemi“ w filantropji, między pięknem a dziełami nowej sztuki, między prawdą a wzmiankami teatralnemi, między kieszeniami mieszkańców a sposobem ich życia, między młodością a uczniami szkół publicznych i t. d. Natomiast niema żadnego kontrastu między karykaturą a impresjonizmem, brzydotą a nowemi budynkami, archeologją a scenicznemi bohaterkami i t. d.
Korespondenci do pism warszawskich z Krakowa mieszkają zazwyczaj w Warszawie na Krakowskiem Przedmieściu, z Ameryki na Nowym Świecie, z Londynu między hotelem angielskim a Bristolem, z państw naddunajskich za Żelazną Bramą lub na Dunaju i t. d.
Korekta łoże madejowe, wynalezione dla pisorymów i wszelkiego rodzaju literatów za najcięższe grzechy ich żywota. Pewien poeta, mając zamówiony wiersz na Boże Narodzenie, napisał, że i my zbliżamy się z innymi do „ubogiej stajenki“, ale jesteśmy biedni, więc:

Z prośbą idziemy, nie z dary

Ponieważ poeta nie rozdzielił dostatecznie wyrazów, przeto zecer złożył, a korektor zostawił:

Z prośbą idziemy niezdary.

Kosztorys, rzecz leżąca widocznie na ziemi, ponieważ się go zawsze przekracza.
Koszula. Według bajki arabskiej, ludzie prawdziwie szczęśliwi koszul nie posiadają; — Galicjanie zatem niezadługo będą należeli do najszczęśliwszych narodów na kuli ziemskiej. Przysłowie powiada: „lepiej mieć brudną koszulę, jak sumienie“, i „choć koszula brudna, ale cnota cudna“, — przysłowia te wszakże zbyt mało są dziś znane i z tego powodu niektóre damy i niektórzy panowie starają się przedewszystkiem o czystość koszul.
Kradzież może być moralna i niemoralna. „Moralną (?) kradzieżą“ nazywamy kradzież cudzych zasług, cudzej pracy, cudzych myśli, — kradzież ta, jako moralna, nie jest karaną. Wolno również skraść całusa — kobiety nawet lubią tego rodzaju złodziejów; same sobie też chętnie kradną... lata. Kradzież dobra publicznego, bywa nieraz i jest początkiem „zasłużonych-rodów“. Złodziejom tego rodzaju opinja łatwo przebacza, ale oburza się na tych, co wołają niegrzecznie: trzymaj złodzieja! O takich „niegrzecznych“ opinja mówi, że „kalają swe własne gniazdo“, że są pesymistami, co na „nikim suchej nitki nie zostawią“. Tak samo było i dawniej, kiedy Krasicki czuł się zniewolony wnieść przeciw tej opinji protest w gorących słowach:

Godzi się kraść ojczyznę łatwą i powolną,
A mnie sarkać na takie bezprawia niewolno?

Kraków, miasto wznoszące się po obu stronach Rudawy. Główna siedziba japończyków, od czasu opuszczenia Warszawy przez p. Feliksa Jasieńskiego. Niegdyś zwracała tu uwagę katedra, z której jednak zrobiono restaurację, usuwając wiele dawnych zabytków. W głośnym na cały świat zakładzie filantropijnym Hawełki, wyborne piwo pilzneńskie „z czapeczką“. Kraków już w starożytności słynął z wyrobu kiełbas. Stajnia zarodowa stańczyków. Mieszkańcy trudnią się wyborami do rady miejskiej, sejmu i parlamentu, — żyją tak długo, aż ich nie przejedzie tramwaj elektryczny.
Kredyt tani — wspomnienie historyczne. Kto „goni za kredytem“ za tym później gonią „listy gończe“. Wziąć na kredyt, znaczy tyle co: „pisz na Berdyczów“.
Krytyka wówczas jest tylko dobrze widziana, jeżeli nie jest krytyką a pochlebstwem. Krytyka sprawiedliwa nigdy nie zadowoli krytykowanego. „Trudniej napisać, niż krytykować“ — frazes codzień spotykany, a przecież dziwna rzecz, że piszących mamy więcej niż potrzeba, a dobrych krytyków na palcach policzyć można. Krasicki powiedział: „prawdziwa cnota krytyk się nie boi“ — musi przeto mało być dziś prawdziwej cnoty, gdyż prawie wszyscy boją się krytyki. Jeżeli autor mówi do ciebie: napisz krytykę mojej książki, — to znaczy: przyjacielu, napisz dla mnie reklamę. Któryś ze satyryków powiedział, że krytycy są celnikami: przy rewizji puszczają z ukłonami wielkich panów literatury, na kontrabandę dobrych przyjaciół patrzą przez palce, a rewidują ostro tylko ludzi obojętnych sobie lub nieznanych. Za dni naszych przybyły jeszcze dwa rodzaje krytyki literackiej: pierwszy to ordynarne wymyślanie, którem posługują się jednostki o zgniłych sercach i spaczonych umysłach, — drugi rodzaj to: milczenie; taktyki milczenia trzymają się „sumienni“ krytycy względem pisarzy, o których dobrze napisać nie chcą, a źle nie mogą. Boileau (w przekładzie Gorczyczewskiego) twierdził:

Gdy krytyk na me pisma żółć piórem wyleje,
Ma-li słuszność? korzystam, błądzi? to śmieję.

Dzisiejsi krytycy, zwłaszcza teatralni, muzyczni i dzieł sztuki plastycznej, mają gotowe słowniki frazesów. Nieznany autor napisał do nich komentarz, w którym między innemi czytamy: „Obrazy odznaczające się wielką inteligencją“, są to obrazy, w których piękność tak głęboko ukrywa się za inteligencją, że jej odszukać nie sposób. Artysta takim obrazem dowodzi, że wie o co mu idzie, tylko tego wymalować nie potrafi. „Przedziwny w kolorycie“ mówi się o artyście, który kiepsko rysuje — a „poprawny w rysunku“ o takim, co marnie maluje. Jeżeli malarz nie tęgo i rysuje i maluje, a treści jego obrazu zrozumieć niepodobna, to pisze się, że „potężny duch artysty nie może jeszcze znależć dla siebie „odpowiedniej formy“.
Książka, papier zepsuty przez czernidło drukarskie. Obecnie coraz więcej przybywa takich książek, których nie rozumieją nietylko czytelnicy, ale nawet sami autorowie. Im która bardziej ciemna, tem więcej ma komentatorów, dzięki którym dopiero autor dowiaduje się, czego właściwie chciał i o jak głębokie myśli został posądzony. Książki w ostatnich czasach są jak kobiety: im która głupsza i brzydsza, tem więcej się stroi, natomiast piękne i mądre w skromnych ukazują się szatach. Temu, że coraz więcej jest złych książek, winni jedynie czytelnicy — gdyby bowiem tylko dobre książki czytano, niktby złych nie wydawał. Człowiekowi, który pożyczoną książkę zwraca ci po tygodniu, możesz śmiało powierzyć majątek i los swej córki, jest to bowiem ideał uczciwego człowieka. — „Może autor zapomnieć o swej książce zupełnie, może zmienić przekonania, które w niej wypowiedział; może utracić całkiem ten nastrój, w którym ją pisał — a jednak książka szuka sobie czytelników, zapala ich, daje im szczęście, budzi trwogę, zapładnia nowe dzieła, staje się duszą zasad i czynów, słowem żyje „jak istota obdarzona umysłem i duszą“. (Nietzsche).
Księgarze, są to jedyni ludzie, mający szczere zamiłowanie do literatury. Każdy księgarz-wydawca zatrudnia wielką ilość robotników, zwanych autorami; dostarcza im w sam raz tyle strawy, aby z głodu nie pomarli, a czasami nawet udziela im kredytu na buty.
Kulisy, skała, o którą rozbija się prawdomówność recenzentów teatralnych.
Kulturträger, bydlę dwunożne, najczęściej spotykane w Afryce i w Wielkopolsce. Rozumie tylko po niemiecku. Jedną z najgłośniejszych stajni zarodowych tego gatunku założono we Wrześni. W ostatnich czasach urządzono w południowo-zachodniej Afryce wielkie polowanie z obławą na te dzikie i żarłoczne bestje. W Galicji przed laty 30 — 40 znany myśliwy Gołuchowski sam ubił ich kilka tysięcy.
Kurza ślepota, choroba najczęściej spotykana wśród naszych polityków.
Kwalifikacja, rzecz wymagana od niższych urzędników. Na wyższe stanowiska (prezesów, dyrektorów i t. d.) wymaga się braku kwalifikacji.
Kwestarka, zwierzątko drapieżne, chwytające w łapki każdy cenniejszy przedmiot, a zwłaszcza pieniądze. Najmniej wstrętu wzbudzają kwestarki młode i przystojne, zwłaszcza, jeżeli nie nabrały jeszcze w swym zawodzie odpowiedniej rutyny.
Kwintet bywa następstwem duetu, rozpoczętego zazwyczaj podczas karnawału, lub w „uroczym maju“ przez dwa osobniki płci odmiennej. Z duetu powstaje naprzód tercet, potem kwartet, kwintet, sekstet i t. d. o ile nie brak dobrej ochoty i zamiłowania do muzyki.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Kazimierz Bartoszewicz.