[43]Rzeźbiarz
p. Krzysztofowi Radziwiłłowi
Śniąc sen o piękna błękitnej koronie,
U brył kamiennych pochylony co dnia,
Widuję jeno kupca, lub przechodnia,
Co kształtem rzeźb mych obce pieści dłonie!
Rzeźbię te bryły, aby żyć, a żyję,
By tworzyć dalej i śnić czarnoksięsko,
Że dusza moja ponad krawędź ziemską
Wzlata, jak ptaki wolne i niczyje.
Tam, coraz dalej od nędzy padołu,
W piorunach mocy, szału, wśród przestrzeni,
Nieśmiertelnością myśl mi się promieni
I wszechświat z Bogiem naradza pospołu.
I wówczas w wściekłej gorączce tworzenia,
W odruchach dłuta, w pyle snów i kurzu,
Śnię się, że staję na owym przedmurzu,
Gdzie chaos z rąk mych bierze kształt istnienia.
Jak półbóg z wieńcem u bladego czoła,
Zakląwszy życie w wnętrze martwej gliny,
Nad dni mych ziemskich ból i losu drwiny,
Lecę otoczon przez serafów koła.
A ta czarowna godzina zapłaty,
Ta moc, ten tryumf, ten ducha Maraton,
Jest mi jak owe idee, gdzie Platon
Oglądał piękna pierwowzór skrzydlaty.
[44]
Lecz kiedy potem biedne, wątłe dłonie
Zwisną i siły zszarpią się na ćwierci,
W anioła duszy, smutny anioł śmierci
Spływa, jak gwiazda w oceanu tonie.
Usypiam z głową o marmur opartą,
Bez snów, bez marzeń, przy popiołów urnie:
I znowu pytam bezradnie i chmurnie
Czy dalej żyć mi i tworzyć jest warto?!