Ranek był śliczny... Budzące się miasto...

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Władysław Orkan
Tytuł Pielgrzym
Pochodzenie Poezje Zebrane tom II
Redaktor Stanisław Pigoń
Wydawca Wydawnictwo Literackie
Data wyd. 1968
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

Ranek był śliczny... Budzące się miasto
Rozodziewało mglistą szatę dymów,
Kiedyśmy razem błądzili... Niewiasto!...
Ile ja Tobie naukładał rymów,
Ilem serdecznych wyśpiewał Ci pieśni —        5
To się filistrom — i poetom nie śni!...

Tyś mi się w oczy patrzyła głęboko —
A jam Ci szeptał piorunne zaklęcia
I stawiał z myśli świątnicę wysoką,
Świętości pełną, bliską wniebowzięcia...        10
Żem Cię, jak myśli kapłankę, prowadził,
Więc — luba! Ciebiem na jej ołtarz sadził...

I byłaś niby posąg Zadumania,
Któremu świat się na ołtarzach kłania...
Jam Ci nagości kształty odcieleśnił        15
I uosabiał sztukę w Twej postaci...
I byłbym nie dbał, jak Bóg mi zapłaci,
Bylem przy Tobie — Piękna! — życie prześnił...

Weszliśmy razem do świątyni sztuki...
Niewiele osób było w pierwszej sali...        20

Młodzi artyści — przyszli dla nauki —
I stary kustosz przy stole — a dalej,
Gdzie mrok roztaczał jeszcze szare skrzydła —
We mgle i ciszy stały malowidła...

I błądziliśmy otoczeni ciszą,        25
A wzrok za nami latał od obrazów...
I zdało nam się, że postacie słyszą
I odgadują myśl naszą z wyrazów...
Więc już od mowy wola usta strzegła —
Myśl tylko sama z oczu do ócz biegła...        30

Z dala — gdzieś w mrokach zabielała postać —
Myśli na nerwach zwinęły promienie...
Iść do niej?... czy też w niepewnościach zostać
I wynieść obraz, jak cenne marzenie,
Które się z mglistych zaświatów wyłuni?        35
Chwilkę wahania — i poszliśmy ku niej...

Występowała z wolna, sposępniała,
Kształty się same narzucały oku —
I — za zbliżeniem — wyszła i zbielała,
I cała, pełna stanęła w uroku...        40
Jak senna postać, co się odejść wzdraga —
Tak ona stała uroczna i naga...

Wpiłem się wzrokiem [w] cielesne marmury,
Obszedłem kształty i boskie zagięcia —
I zdało mi się, że spłynęła z chmury        45
I czeka tylko jakiegoś zaklęcia,
By się rozpalić krwią — i dookoła
Radością błysnąć — sama niewesoła...

Tak ja marzyłem i w jednej minucie
Tysiąc mi myśli przebiegło przez głowę.        50
W sercu tam artyzm musiał być, nie w dłucie,
Gdy uplastyczniał kształty posągowe
On mistrz... I wierzę, gdy to dzieło tworzył,
W dziecko swych myśli własną duszę włożył.

A Ty        55




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Władysław Orkan.