Rękopis znaleziony w Saragossie/Dzień trzydziesty dziewiąty

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Jan Potocki
Tytuł Rękopis znaleziony w Saragossie
Redaktor Jan Nepomucen Bobrowicz
Wydawca Księgarnia Zagraniczna (Librairie étrangère)
Data wyd. 1847
Druk F. A. Brockhaus
Miejsce wyd. Lipsk
Tłumacz Edmund Chojecki
Tytuł orygin. Manuscrit trouvé à Saragosse
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tom IV
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Rękopis znaleziony w Saragossie, dzień 39. Nagranie LibriVox w wykonaniu Niny Brown.
Artykuł w Wikipedii Artykuł w Wikipedii
DZIEŃ TRZYDZIESTY DZIEWIĄTY.

O wschodzie słońca, ruszyliśmy w dalszą drogę. Żyd wkrótce się z nami złączył i tak ciągnął swoje opowiadanie.

DALSZY CIĄG HISTORYI ŻYDA WIECZNEGO TUŁACZA.

Podczas gdy całą duszą oddawałem się marzeniom o pięknej Sarze, Germanus, którego moje zamiary mało co obchodziły, przepędził kilka dni na słuchaniu nauk pewnego mistrza nazwanego Jozue, który stał się później sławnym pod nazwiskiem Jezusa. Jezus albowiem po grecku znaczy to samo co Jehoszuah po hebrajsku, jak możecie przekonać się o tem z przekładu Siedmdziesięciu. Germanus chciał nawet udać się za swoim mistrzem do Galilei, atoli myśl że może stać mi się użytecznym, zatrzymała go w Jerozolimie.
Pewnego wieczoru, Sara zdjęła swoją zasłonę i chciała zawiesić ją na gałęziach drzewa balsamowego, ale w tej samej chwili, wiatr pochwycił lekką tkaninę i podwiewając ją, zaniósł na środek Cedronu. Rzuciłem się w fale potoku, porwałem zasłonę i zaczepiłem ją na krzaku będącym od strony ogrodu. Sara rzuciła mi łańcuszek złoty który zdjęła z szyi. Pocałowałem go z uszanowaniem i wpław dostałem się na drugą stronę potoku.
Plusk wody, obudził starego Sedekiasa. Chciał dowiedzieć się co zaszło. Sara zaczęła mu opowiadać zdarzenie, starzec postąpił parę kroków naprzód, myśląc że stoi tuż przy ogrodzeniu: tymczasem wszedł na skałę gdzie nie postawiono żadnego płotu z powodu gęstych krzewów które go zastępowały. Noga pośliznęła mu się, rozchyliły się krzewy i Sedekias stoczył się w potok. Rzuciłem się za nim, schwyciłem go i wyniosłem na brzeg. Wszystko to stało się w jednej chwili.
Sedekias odzyskał przytomność i widząc się w moich objęciach, zrozumiał że winien mi był życie. Zapytał mnie kim byłem? «Żydem z Alexandryi — odpowiedziałem — nazywam się Antyp, nie mam ani ojca ani matki, nie wiedząc zatem co począć przyszedłem szukać szczęścia w Jerozolimie.»
«Ja ci zastąpię miejsce ojca — rzekł Sedekias — odtąd będziesz mieszkał w moim domu.» Przyjąłem zaproszenie, nie wspominając wcale o towarzyszu który nie wziął mi tego za złe i sam zamieszkał u naszego szewca. Takim sposobem wszedłem do domu mego najzaciętszego wroga i z każdym dniem zyskiwałem coraz większy szacunek człowieka, który byłby mnie zamordował, gdyby się był dowiedział że większa część jego majątku, prawem dziedzictwa do mnie należała. Sara ze swojej strony codziennie okazywała mi większą przychylność.
Handel wymiany odbywał się w ówczas w Jerozolimie prawie tak samo jak dziś jeszcze odbywa się na wschodzie. Jeżeli będziecie w Kairze lub w Bagdadzie, zobaczycie u drzwi meczetów, ludzi siedzących na ziemi, i trzymających na kolanach małe stoliki z szufladą na boku, do zsypywania odrachowanych pieniędzy. Przy nich leżą worki ze srebrem i złotem które otwierają dla żądających tego lub owego rodzaju pieniędzy. Wymieniaczów tych nazywają dziś sarafami. Wasi ewangeliści mianowali ich trapezytami z powodu kształtu stolików o których wam mówiłem.
Prawie wszyscy wymieniacze jerozolimscy pracowali na rachunek Sedekiasa, on zaś porozumiewał się z dzierżawcami i celnikami rzymskimi, dla podnoszenia lub zniżania według własnej woli takiego rodzaju pieniędzy, jaki mu zapowiadał największą korzyść.
Zrozumiałem wkrótce że najlepszym sposobem pozyskania łaski mego wuja, było dokładne poznanie pieniężnych obrotów i pilna uwaga na podwyższanie lub zniżanie się ich wartości. Zamiar mój tak dalece mi się powiódł, że po dwóch miesiącach, ze wszystkiemi sprawami tego rodzaju odnoszono się do mego zdania.
Około tego czasu rozeszła się pogłoska jakoby Tyberyusz miał w całem państwie nakazać powszechne przetopienie pieniędzy. Srebrne zwłaszcza nie miały więcej krążyć, ale zamierzano zlać je w sztaby i odesłać do skarbca monarchy. Nie wynalazłem wcale tej pogłoski, ale sądziłem że wolno mi było rozsiewać ją, możecie więc wyobrazić sobie jakie wrażenie sprawiła na wszystkich jerozolimskich wymieniaczach. Sam Sedekias nie wiedział co w tym razie począć i łamał sobie głowę nad chwyceniem się tej lub owej strony.
Mówiłem wam już, że na całym wschodzie wymieniacze zasiadają u drzwi meczetów, w Jerozolimie mieliśmy nasze kantory w samej świątyni, która była tak obszerną że sprawy jakie w jednym jej kącie załatwialiśmy, bynajmniej nie mieszały służb bożych. Od kilku dni wszelako, taki przestrach padł na wszystkich, że żaden wymieniacz się nie pokazał. Sedekias nie pytał mnie o zdanie, ale zdawał się chcieć je wyczytać z moich oczu.
Nareszcie gdy sądziłem że wartość pieniędzy srebrnych znacznie już była spadła, przedstawiłem plan mój starcowi. Słuchał mnie z uwagą, długo zdawał się zastanawiać i namyślać, nareszcie rzekł: «Kochany Antypie, mam w mojej piwnicy dwa miliony złotych sesterców, jeżeli potrafisz niemi stosownie do twego planu zarządzić, Sara jest twoją.»
Nadzieja pozyskania ręki pięknej Sary i widok złota zawsze dla Żyda ponętny, pogrążyły mnie w zachwyceniu, które jednak nie przeszkodziło abym natychmiast wybiegł na ulicę w celu zadania śmiertelnego ciosu srebrnej monecie. Germanus z całych sił mi dopomagał. Przekupiłem także kilku kupców, którzy za moją namową wzbraniali się sprzedawać towarów za srebro. W krótkim czasie rzeczy do tego doszły stopnia, że mieszkańcy Jerozolimy znienawidzili srebrne pieniądze; naówczas przekonani że uczucie to było dość już silnem, przystąpiliśmy do wykonania zamiaru.
Następnego dnia, kazałem zanieść do świątyni wszystkie nasze złoto w zakrytych naczyniach miedzianych, zarazem oznajmiłem, że Sedekias mając do uskutecznienia znaczne wypłaty w srebrze, powziął zamiar zakupienia dwóchkroćstotysięcy uncyi srebra i ofiaruje uncyę złota za dwadzieścia pięć srebra. Zyskiwaliśmy na tym obrocie przeszło sto od sta.
Natychmiast lud ze wszech stron zaczął się cisnąć i niebawem wymieniłem połowę mego złota. Nasi służący, co chwila odnosili srebro, tak że powszechnie mniemano iż zaledwie dotąd utargowałem dwadzieścia pięć do trzydziestu tysięcy sesterców. Wszystko szło przewybornie i byłbym bez zawodu podwoił majątek Sedekiasa, gdyby jakiś Faryzeusz nie przyszedł nam oznajmić... —
Gdy Żyd wieczny tułacz doszedł do tego miejsca swego opowiadania, obrócił się do Uzedy i rzekł: «Potężniejszy od ciebie kabalista wzywa mnie gdzieindziej.»
«Zapewne — odparł kabalista — niechcesz nam opowiedzieć wrzawy jaka wszczęła się w świątyni i razów które otrzymałeś.»
«Starzec z góry Libanu, wzywa mnie,» rzekł Żyd i zniknął nam z oczu.
Wyznam że nie bardzo się tem zmartwiłem i nie życzyłem sobie jego powrotu, gdyż domyślałem się że człowiek ten był oszustem doskonale znającym historyę, a który pod pozorem opowiadania własnych przygód, mówił nam rzeczy, których, jako prawowierni chrześcijanie, nie powinniśmy byli słuchać.
Śród tego, przybyliśmy na miejsce spoczynku i Rebeka znowu zaczęła prosić księcia aby raczył dalej wykładać swój system. Velasquez zamyślił się przez chwilę, poczem jął mówić w te słowa:
«Starałem się wczoraj dać wam poznać pierwiastki woli i jak takowa poprzedza myśl. Następnie zamierzyliśmy mówić o pierwiastkach myśli. Jeden z najgłębszych filozofów starożytnych wskazał nam prawdziwą drogę, po której trzeba postępować w badaniach metafizycznych, ci zaś którzy sądzą że do jego odkryć nowe dodali, według mego zdania nie uczynili żadnego kroku naprzód.
Dawno już przed Arystotelesem, wyraz, pojęcie, idea, znaczył u Greków, obraz, i ztąd poszło nazwanie, bożyszcze — idola. Arystoteles rozpatrzywszy się dobrze w tych pojęciach, poznał że wszystkie rzeczywiście pochodziły od obrazu, czyli od wrażenia sprawionego na naszych zmysłach. Tu widzimy przyczynę dla której gienjusz najbardziej twórczy nie jest w stanie stworzenia czegokolwiek. Mytologowie, złączyli popiersie człowieka z kadłubem konia, ciało kobiety z ogonem ryby, odjęli cyklopom jedno oko, Briarejowi dodali ramiona, ale nic nowego nie stworzyli, twórczość bowiem nie jest w mocy człowieka. Od Arystotelesa, powszechnie przyjęto zasadę, że to tylko jest w myśli co wprzódy przechodzi przez zmysły.
Za naszych jednak czasów, powstali filozofowie którzy uważali się za daleko głębszych i mówili: «Przyznajemy że duch nie mógłby wyrobić w sobie zdolności bez pośrednictwa zmysłów, ale gdy zdolności te raz się już rozwiną, duch pojmuje rzeczy które nigdy nie miały żadnej styczności ze zmysłami, jak naprzykład: przestrzeń, wieczność lub prawdy matematyczne.»
Przyznam się że wcale nie pochwalam tej nowej teoryi. Oderwanie zdaje mi się tu zbyt naciągniętem. Chcąc odrywać trzeba odejmować. Jeżeli więc myślą, odejmę od mego pokoju wszystko co się w nim znajduje aż do powietrza, wtedy pozostanie mi czysta przestrzeń. Jeżeli od pewnego przedziału czasu odejmę początek i koniec, mam pojęcie o wieczności. Jeżeli od istoty myślącej odejmę ciało, mam pojęcie o aniołach. Jeżeli od linji odejmę myślą ich szerokość aby tylko zastanawiać się nad ich długością i płaszczyznami jakie w sobie zamykają, otrzymam pierwsze zasady Euklidesa. Jeżeli odejmę człowiekowi jedno oko i dodam mu wzrostu, będę miał postać cyklopa. Wszystko to są obrazy zatrzymane za pośrednictwem zmysłów. Jeżeli nowi mędrcy, przedstawią mi jedno oderwanie którego nie potrafię sprowadzić do odejmowania, natychmiast staję się ich uczniem. Tymczasem będę ściśle trzymał się starego Arystotelesa.
Wyraz idea, pojęcie, obraz, nie odnosi się wyłącznie do tego co sprawia wrażenie na naszym wzroku. Dźwięk uderza nasze ucho i daje nam pojęcie należące do zmysłu słyszenia. Zęby cierpną nam od cytryny i tym sposobem nabywamy pojęcia o kwasie.
Wszelako uważajcie że można sprawić na naszych zmysłach wrażenie wtedy nawet, gdy rzeczywisty przedmiot nie znajduje się przed naszemi oczyma. Skoro wspomną nam o ugryzieniu cytryny, na samo pojęcie ślina idzie nam do ust i zęby cierpną. Przeraźliwa muzyka długo brzmi nam w uszach. W teraźniejszym stanie fizyologji nie możemy dostatecznie wytłumaczyć snu i marzeń w nim doświadczanych, wszelako dorozumiewamy się że poruszenia naszych organów, niezawiśle od naszej woli, stawiają je w tymże samym stanie w jakim znajdowały się podczas wrażenia odebranego za pomocą zmysłów, czyli inaczej mówiąc, podczas powzięcia idei.
Ztąd także wypada, że: «Za nim dalej postąpimy w naukach fizyologicznych, możemy teoretycznie uważać pojęcia jako wrażenia sprawione na naszym mózgu, wrażenia do których organa mogą dochodzić bądź w obecności, bądź w nieobecności przedmiotu. Uważajcie, że gdy myślimy o przedmiocie, wrażenie jest mniej żywem, w stanie jednak gorączkowym, może być równie silnem jak pierwsze odebrane za przyczyną zmysłów».
Po tem paśmie określeń i wniosków nieco trudnem do natychmiastowego ogarnięcia, sprobujemy rzucić na ten przedmiot nowe światło.
Zwierzęta, składem swego organizmu zbliżające się do człowieka i okazujące mniej więcej pojętności, mają, o ile sądzę wszystkie, naczynie nazwane mózgiem. Przeciwnie, w zwierzętach zbliżających się do roślin, nie podobna nam wyśledzić tego organu.
Rośliny żyją, nawet niektóre ruszają się. Pomiędzy zwierzętami są także takie, które podobnie do roślin nie mogą poruszać się z miejsca na miejsce. Widziałem inne znowu zwierzęta morskie, które poruszają się zawsze jednakowo nakształt naszych płuc, jak gdyby zupełnie nie miały żadnej woli.
Zwierzęta lepiej uorganizowane, posiadają wolę i pewną siłę pojmowania, ale sam tylko człowiek używa władzy odrywania się.
Wszelako nie wszyscy ludzie posiadają tę władzę. Dezorganizacya systemu gruczołowego, pozbawia tej siły chorych na wola, góralów. Z drugiej strony, brak jednego lub dwóch zmysłów niesłychanie utrudza siłę odrywania. Głuchoniemi, którzy przez brak głosu podobni są do zwierząt, z trudnością mogą chwytać oderwane pojęcia, pokazując im jednak pięć lub dziesięć palców, kiedy rzecz bynajmniej nie chodzi o palce, daje się im pojęcie o liczbach. Widzą modlitwę, pokłony i nabierają pojęcia o Bóstwie.
Ociemniali, przedstawiają w tym względzie daleko mniej trudności, posiadają bowiem dar mówienia, to wielkie narzędzie siły pojmowania ludzkiego i rozumieją odrazu podane im pojęcia oderwane. Z drugiej strony niemożność oddawania się roztargnieniu, nadaje ociemniałym szczególniejszą zdolność do kombinacyi.
Jeżeli jednak wyobrazicie sobie nowonarodzone dziecię, zupełnie ociemniałe i głuchonieme, możecie być przekonani, że nigdy nie będzie ono zdolnem do pojmowania żadnych pojęć oderwanych. Jedynemi pojęciami jakie poweźmie, będą te do których przyjdzie za pośrednictwem powonienia, smaku lub dotykania. Człowiek taki będzie nawet mógł marzyć o podobnych pojęciach. Jeżeli użycie czego wyrządzi mu szkodę a nie zbywa mu na pamięci, na drugi raz potrafi się powstrzymać. Atoli nie przypuszczam aby jakimkolwiek oderwanym sposobem, można wpoić w jego umysł oderwane pojęcie o złem. Nie będzie miał sumienia, świadomości, nie zasłuży więc nigdy ani na nagrodę ani na karę. Gdyby popełnił morderstwo, sprawiedliwość nie miała by prawa wymierzenia nań kary. Oto są więc dwa duchy, dwie cząstki tchnienia boskiego, ale zkądże powstaje w nich tak znaczna różnica, chociaż idzie tylko o brak dwóch zmysłów?
Daleko mniejszy przedział, aczkolwiek nader jeszcze wielki, odróżnia Eskima lub Hottentota od człowieka z wykształconym umysłem. Jakaż jest przyczyna tego przedziału? Nie jestto brak jednego lub więcej zmysłów, ale raczej mniej więcej znaczniejsza ilość pojęć i kombinacyi. Człowiek który obejrzał całą ziemię oczami podróżników, który widział w dziejach wszystkie ważne wypadki, rzeczywiście ma w głowie mnóstwo obrazów których nie posiada wieśniak, jeżeli zaś kombinuje swoje pojęcia, zbliża je i porównywa, natenczas mówimy że ma wiedzę i rozum.
Don Newton miał zwyczaj ciągłego kombinowania pojęć i w mnóstwie jakie nagromadził, znajduje się kombinacya jabłka upadającego i księżyca przytwierdzonego w swoim orbicie.
Ztąd wniosłem, że różnica rozumów polega na ilości obrazów i łatwości ich kombinowania, czyli mówiąc wyraźniej: ma się w stosunku złożonym ilości obrazów do łatwości ich kombinowania. Tu jeszcze na chwilę poproszę was o baczną uwagę.
Zwierzęta których organizm jest całkiem pomieszany, nie mają zapewne ani woli ani pojęć. Poruszenia ich, jak czułodrzewu, są pomimowolne.
Możemy wszelako przypuścić, że gdy polyp z słodkiej wody, wyciąga ramiona dla pochłonięcia robaczka i połyka takie które więcej mu się podobają od drugich, wtedy nabiera pojęcia o złem, dobrem lub lepszem. Jeżeli zaś ma władzę odrzucania złych robaków, musimy przypuścić że nie brak mu na woli. Pierwszą zatem wolą, była potrzeba która zmusiła go do wyciągnięcia ramion, połknięte zaś żyjątka dały mu dwa lub trzy pojęcia. Odrzucić jedno żyjątko, połknąć drugie, należy do wolnego wyboru który wypłynął z jednego lub kilku pojęć.
Zastosowawszy to samo dowodzenie do dziecka, zobaczymy że pierwsza jego wola pochodzi bezpośrednio z potrzeby. Ta to wola zmusza je do przytknięcia ust do piersi matki, ale skoro tylko skosztowało pokarmu, natychmiast nabiera pojęcia, zmysły jego otrzymują inne wrażenie, i tak nabywa jednego pojęcia, drugiego, trzeciego i t. d. Pojęcia zatem można tak samo policzyć, jak widzieliśmy że można było je kombinować. Ztąd pochodzi, że rachunek, lub raczej zasady kombinacyi, dałyby się do nich zastosować. Nazywam kombinacyą, zebranie nie zaś przełożenie, tak naprzyklad AB jest tą samą kombinacyą co BA.
Dwie przeto litery dają się ułożyć jednym tylko sposobem.
Trzy litery wzięte podwójnie, mogą dać się ułożyć czyli kombinować trzema sposobami. Czwarty jest gdy wszystkie trzy stawiamy razem. Cztery litery, wzięte po dwie, dają sześć kombinacyi, po trzy, cztery, razem jedną czyli w ogóle, jedenaście.
Następnie

pięć liter, daje razem 16 kombinacyi
sześć 57
siedm 121
ośm 236
dziewięć 495
dziesięć 1,013
jedenaście 2,035

Widzimy więc że jedno pojęcie więcej podwaja ilość kombinacyi, czyli że kombinacye pięciu pojęć tak się mają do kombinacyi dziesięciu pojęć, jak 16 do 1013, czyli jak 1 do 69.
Wcale nie jest moim zamiarem, obliczać rozum za pomocą tego materyalnego rachunku, chciałem tylko wykazać ogólne zasady wszystkiego co jest zdolnem do kombinacyi.
Powiedzieliśmy że różnica rozumów, była w stosunku złożonym ilości pojęć i łatwości ich kombinowania.
Możemy zatem wyobrazić sobie skalę wszystkich tych rozmaitych rozumów. Przypuśćmy że na szczycie skali stoi Don Izaak Newton, którego rozum przedstawiałoby sto milionów, na dole zaś chłop alpejski, którego rozum wyobrazi sto tysięcy. Pomiędzy dwoma temi liczbami możemy umieścić nieskończoność średnie proporcyonalnych, które będą oznaczały rozumy wyższe od chłopskiego, niższe zaś od gienjuszu Don Newtona.
W tej skali, znajdzie się mój rozum i Pani. Własnościami umysłów znajdujących się u góry będą: Do odkryć Don Newtona, przydawanie nowych, pojmowanie ich, uchwycenie pewnej części i zawładnięcie siłą kombinowania.
Tak samo można sobie wyobrazić skalę zstępującą do dołu, któraby zaczynała się od chłopa oznaczonego przez sto tysięcy, schodziła do umysłów oznaczonych przez szesnaście, jedenaście, pięć i nareszcie kończyła na istotach mających cztery pojęcia i sześć kombinacyi, nareszcie trzy pojęcia i cztery kombinacye.
Dziecie mające cztery pojęcia i sześć kombinacyi, nie umie jeszcze odrywać myśli: wszelako pomiędzy tą liczbą a stoma tysiącami, znajdzie się rozum złożony z pewnej ilości pojęć z ich kombinacyami, których wypadkiem będą pojęcia oderwane.
Do tego to złożonego rozumu zwierzęta nigdy nie dochodzą ani też dziecie głuche i ociemniałe. To dla braku wrażeń, zwierzęta dla braku kombinacyi.
Najprostsze oderwane pojęcie jest to, które stosuje się do liczb. Zależy ono na oddzielaniu od przedmiotów ich własności liczbowych. Przed objawieniem go, dziecie nie doszło jeszcze do oderwanych pojęć ale tylko do odejmowania za pośrednictwem analizy własności, która także jest pewnym rodzajem oderwanego pojęcia. Dziecie dochodzi do nich powoli i dopiero przeszedłszy przez pierwsze oderwanie, przystępuje do kombinacyi pojęć.
Pasmo to zatem tych sił pojmowania, od najmniejszych aż do największych, składa się zawsze z rozmiarów tego samego rodzaju, czyli podobnych wartości, za pomocą ilości obrazów i według zasad kombinacyi. Są to zawsze te same pierwiastki.
Ztąd siły pojmowania rozmaitych stopni, można uważać jako rzeczywiście należące do jednego rodzaju, zupełnie tak, jak najbardziej zawikłany rachunek nie jest niczem innem, jedno pasmem dodawań i odejmowań. Toż samo możemy powiedzieć o każdem zagadnieniu matematycznem.»
Velasquez dodał jeszcze kilka podobnych porównań, które Rebeka udała że jak najdokładniej pojmuje, tak że oboje rozeszli się nawzajem z siebie zadowoleni.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autorów: Jan Nepomucen Bobrowicz, Jan Potocki i tłumacza: Edmund Chojecki.