Rękopis znaleziony w Saragossie/Dzień szesnasty

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Jan Potocki
Tytuł Rękopis znaleziony w Saragossie
Redaktor Jan Nepomucen Bobrowicz
Wydawca Księgarnia Zagraniczna (Librairie étrangère)
Data wyd. 1847
Druk F. A. Brockhaus
Miejsce wyd. Lipsk
Tłumacz Edmund Chojecki
Tytuł orygin. Manuscrit trouvé à Saragosse
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tom II
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Rękopis znaleziony w Saragossie, dzień 16. Nagranie LibriVox w wykonaniu Niny Brown.
Artykuł w Wikipedii Artykuł w Wikipedii
DZIEŃ SZESNASTY.

Śpiew koników polnych, tak żywy i bezustanny w Andaluzyi, wcześnie rozbudził mnie ze snu. Powaby natury coraz silniej działały na moją duszę. Wyszedłem z namiotu aby przypatrzyć się połyskowi pierwszych promieni słońca, roztaczających się po niezmierzonym widokręgu. Pomyślałem o Rebece: «Ma słuszność — rzekłem sam do siebie — że przenosi roskosze życia ludzkiego i materyalnego nad czcze marzenia idealnego świata do którego i tak prędzej czy później się dostaniemy. Czyliż ta ziemia nieprzedstawia nam dość rozmaitych uczuć, roskosznych wrażeń, ażeby używać ich podczas krótkiego naszego pobytu.» Podobne uwagi zaprzątnęły mnie przez chwilę, poczem widząc że wszyscy udawali się do jaskini na śniadanie, zwróciłem kroki w też samą stronę. Posilaliśmy się jako ludzie oddychający powietrzem gór i po zaspokojenia głodu, prosiliśmy naczelnika cyganów aby raczył dalej ciągnąć swoje opowiadanie, co też uczynił w tych słowach:

DALSZY CIĄG HISTORYI NACZELNIKA CYGANÓW.

Mówiłem wam że przybyliśmy na drugi nasz nocleg od Madrytu do Burgos, i że znajdowaliśmy się tam z młodą dziewczyną zakochaną w młodym chłopcu przebranym za mulnika, synie Maryi de Torres. Ta ostatnia powiedziała nam, że hrabia Rowellas leżał prawie martwy na drugim końcu szranków, podczas gdy młody nieznajomy na przeciwnej stronie śmiertelnym ciosem ugodził byka gotującego się dobić swoją ofiarę. Co dalej się stało sama Marya de Torres wam opowie.

DALSZY CIĄG HISTORYI MARYI DE TORRES.

Jak tylko straszliwy byk powalił się we własnej krwi, służba hrabiego poskoczyła mu na pomoc. Ranny nie dawał żadnego znaku życia; położono go na nosze i zaniesiono do domu. Widowisko, jak można domyślić się, nie miało miejsca i każdy wrócił do siebie.
Tego samego wieczora, dowiedzieliśmy się że Rowellas wyszedł z niebezpieczeństwa. Nazajutrz mąż mój posłał z zapytaniem o jego zdrowie. Paź nasz długo nie powracał, nareszcie przyniósł nam list zawarty w tych słowach:

«Mości Pułkowniku, Señor Don Enriquez de Torres!

Przeczytawszy niniejsze, Miłość wasza przekona się że łaska Stwórcy raczyła mi pozostawić ostatki sił. Jednakowoż nieznośne boleści, jakich doznaję w piersiach, każą mi powątpiewać o zupełnem wyleczeniu. Wiesz zapewne Señor Don Enriquez, że Opatrzność obdarzyła mnie mnogiemi dobrami tego świata. Pewną część takowych przeznaczam szlachetnemu wybawcy, który narażał dni swoje dla ocalenia moich. Z reszty, niemogę uczynić lepszego użytku jak składając ją u stóp Elwiry de Norugna twojej nieporównanej świekry. Racz więc Señor, oświadczyć jej odemnie szczere i prawe uczucia, jakie natchnęła temu który może wkrótce stanie się garstką popiołu i prochu, ale któremu niebo pozwala jeszcze podpisywać się jako

Hrabia Rowellas, Margrabia de Verra-Lonza y Cruz Velada, dziedziczny kommandor Tollo-Verde y Rio floro, Pan na Tolasquez y Rigo-Guera y Mendez y Lonzos, y otros, y otros y otros.»

Dziwi cię to señora że pamiętam tyle tytułów, ale żartami nazywaliśmy niemi moją siostrę tak że nareszcie wyuczyliśmy się ich na pamięć.
Skoro tylko mój mąż otrzymał ten list, przeczytał nam go i zapytał moją siostrę co ma odpowiedzieć. Elwira odrzekła że we wszystkiem chce stosować się do rad mego męża, ale przytem dodała: że przymioty hrabiego mniej ją uderzyły jak wygórowana miłość własna która przebijała się w jego słowach i uczynkach.
Mój mąż doskonale zrozumiał prawdziwe znaczenie tych słów i odpowiedział, że Elwira była jeszcze zbyt młodą aby mogła cenić jego ofiary, że jednak łączyła swoje życzenia do tych które zanoszono o jego wyzdrowienie. Hrabia bynajmniej nie przyjął tej odpowiedzi za odmowną, przeciwnie wszędzie mówił o swojem małżeństwie z Elwirą jako o rzeczy zupełnie już ułożonej, my zaś tymczasem wyjechaliśmy do Villaca.
Dom nasz, na samem końcu miasteczka, jakby na wsi, był w czarującem położeniu. Wewnętrzne urządzenie odpowiadało widokowi. Na przeciwko naszego mieszkania stała chata wieśniacza ozdobiona ze szczególniejszym smakiem. Ganek, ocieniała massa kwiatów, okna były wielkie i przezroczyste, w prawym rogu wznosiła się mała ptaszarnia, słowem wszystko oddychało starannością i świeżością. Powiedziano nam że domek ten został zakupiony przez pewnego labradora z Murcyi. Rolnicy, których w naszej prowincyi nazywają labradorami, należą do zamożnej klassy, pośredniej między szlachtą a włościanami.
Poźno już było gdy dostaliśmy się do Villaca. Zaczęliśmy od zwiedzenia naszego domu od strychu aż do piwnicy, poczem kazaliśmy wynieść krzesła przed drzwi i zasiedliśmy do czekulady. Mąż mój żartował z Elwiry mówiąc o ubóstwie domu w którym raczyła mieszkać przyszła hrabina Rowellas. Wkrótce potem ujrzeliśmy wracający z pola pług zaprzężony czterma potężnemi wołami. Krępy chłopak poganiał je, za nim zaś postępował młody człowiek z równego mu prawie wieku dziewczyną. Młody labrador miał szlachetną postawę i gdy zbliżył się do nas, poznałyśmy w nim z Elwirą, wybawcę Rowellasa. Mąż mój nie zwracał na niego uwagi, ale siostra rzuciła mi spojrzenie które doskonale zrozumiałam. Młodzieniec ukłonił nam się jak człowiek który nie chce zabierać znajomości i wszedł do swego domku. Towarzyszka jego bacznie nam się przypatrywała.
«Piękna para, nieprawdaż?» rzekła nam Dona Manuela nasza gospodyni.
«Jak to, piękna para? — zawołała Elwira — to więc małżeństwo?»
«Nieinaczej — odparła Manuela — i jeżeli mam prawdę powiedzieć, jestto związek zawarty przeciw woli rodziców. Jakaś porwana dziewczyna. Nikt tu o tem nie wątpi i zaraz poznaliśmy że to nie są wieśniacy.»
Mój mąż zapytał Elwiry dla czego się tak obruszyła i dodał: «Mógłby kto mniemać że to jest nasz tajemniczy śpiewak.»
W tej chwili w domku na przeciwko usłyszeliśmy przygrywki na gitarze i głos który potwierdził podejrzenia mego męża. «Dziwna rzecz, rzekł, ale ponieważ jegomość ten jest żonatym, przeto serenady jego należały zapewne do jednej z naszych sąsiadek.»
«W istocie — dodała Elwira — byłam pewną że pieśni te były dla mnie.»
Rozśmieliśmy się z tej prostoduszności i przestaliśmy o nim mówić. Przez sześć tygodni które przepędziliśmy w Villaca, okienice przeciwnego domku były ciągle zamknięte i nie widzieliśmy więcej naszych sąsiadów. Zdaje się nawet że przed nami opuścili miasteczko.
Po upływie tego czasu, dowiedzieliśmy się że Rowellas przyszedł już nieco do zdrowia i że walki byków miały się znowu rozpocząć, wszelako bez osobistego uczestnictwa hrabiego. Wróciliśmy do Segowji gdzie od razu wpadliśmy na same uroczystości, biesiady, widowiska i bale. Zabiegi hrabiego wzruszyły serce Elwiry i wesele odbyło się z niewidzianym dotąd przepychem.
We trzy tygodnie po ślubie, hrabia dowiedział się że położono koniec jego wygnaniu i że wolno mu pokazać się na dworze. Z radością mówił o wprowadzeniu tam mojej siostry. Wszelako przed wyjazdem z Segowji chciał dowiedzieć się o nazwisku swego wybawcy, kazał więc ogłosić przez woźnego: że kto mu doniesie o miejscu pobytu nieznajomego torreadora otrzyma w nagrodę sto sztuk złota z których każda ważyła ośm pistolów. Nazajutrz odebrał następujący list:
«Panie hrabio!
JWielmożny Pan zadajesz sobie niepotrzebny trud. Zaniechaj zamiaru poznania człowieka który ocalił ci życie, i poprzestań na przekonaniu że zgubiłeś go na wieki.»
Rowellas pokazał ten list memu mężowi i rzekł mu dumnie, że pismo to musiało pochodzić od jakiego współzalotnika, że niewiedział iżby Elwira miała była z kim przedtem miłosne stosunki i że w takim razie nigdy nie byłby pojął jej za żonę. Mój mąż prosił hrabiego aby raczył być ostrożniejszym w swoich słowach i odtąd nigdy do niego nie wrócił.
O wyjeździe na dwór zupełnie przestano myśleć. Rowellas stał się ponurym i popędliwym. Cała jego miłość własna obróciła się w zazdrość a zazdrość następnie w zatajoną gwałtowność. Mąż mój opowiedziawszy mi treść bezimiennego listu, wniósł że wieśniak z Villaca musiał być przebranym kochankiem. Posłaliśmy wywiedzieć się o bliższych szczegółach ale nieznajomy znikł, chatę zaś od dawna kto inny kupił. Elwira była przy nadziei, tailiśmy więc przed nią powody zmiany uczuć jej małżonka. Dobrze ona je postrzegała ale niewiedziała czemu tę nagłą obojętność przypisać. Hrabia oświadczył, że chcąc zostawić żonę spokojniejszą, postanowił sam przenieść się do innego mieszkania. Nie widywał ją jak tylko w godzinach obiadowych, rozmowa wtedy ciężko się wlokła i prawie zawsze przybierała szyderczą barwę.
Gdy moja siostra zbliżała się do chwili rozwiązania, Rowellas wymyślił ważne sprawy które powoływały go do Kadyxu, i w tydzień potem ujrzeliśmy urzędowego posłańca, który oddał list Elwirze prosząc ją aby raczyła go przeczytać w obec świadków. Zebraliśmy się wszyscy i usłyszeliśmy co następuje:
«Pani!
Odkryłem twoje stosunki z Don Sanchem de Penna Sombre. Oddawna domyślałem się zdrady, ale pobyt jego w Villaca przekonał mnie o twojej niegodziwości, niezgrabnie pokrytej siostrą Don Sancha która udawała jego żonę. Bezwątpienia, moje bogactwa dawały mi pierwszeństwo; nie będziesz ich jednak podzielała, gdyż już się więcej nie zobaczymy. Wszelako zapewnię twój los chociaż nie przyznam dziecka które nosisz w twem łonie.»
Elwira nie doczekała końca tego pisma i przy pierwszych słowach padła zemdlona. Mój mąż tego wieczora pojechał ażeby pomścić krzywdy mojej siostry. Rowellas tylko co wsiadł był na okręt i popłynął do Ameryki. Mój mąż zabrał się na drugi okręt, ale straszliwa burza obu ich pochłonęła. Elwira wydała na świat dziewczynę którą widzisz tu zemną i we dwa dni potem umarła. Jakim sposobem ja zostałam przy życiu nie pojmuję tego, ale sądzę że nadmiar mojej boleści dał mi siłę do zniesienia jej.
Nazwałam dziewczynkę Elwirą i starałam się o zapewnienie jej puścizny po ojcu. Powiedziano mi że należało się udać do sądu mexykańskiego. Pisałam do Ameryki. Oznajmiono mi: że spadek został podzielony między dwudziestu pobocznych krewnych i że dobrze wiedziano że Rowellas nie chciał przyznać dziecka mojej siostry. Cały mój dochód nie byłby wystarczył na opłacenie dwudziestu kart procedury sądowej. Poprzestałam więc na potwierdzeniu w Segowji urodzenia i stanu Elwiry, sprzedałam nasz dom w mieście i wyjechałam do Villaca z moim blizko trzechletnim Lonzetem i Elwirą która miała tyleż miesięcy. Największem mojem zmartwieniem był widok przeciwnego domku, który przeklęty nieznajomy zamieszkiwał niegdyś wraz z nieszczęsną swoją miłością. Nareszcie przyzwyczaiłam się i dzieci moje stały się jedyną dla mnie pociechą.
Już blizko rok upływał od czasu jak mieszkałam w Villaca, gdy pewnego dnia otrzymałam z Ameryki list następującej treści:
«Pani!
Niniejsze pismo przesyła ci, nieszczęśliwy którego pełna uszanowania miłość stała się przyczyną nieszczęść twojej rodziny. Szacunek, jaki miałem dla nieodżałowanej Elwiry, był może większym od miłości której na pierwszy jej widok doznałem. Zaledwie więc wtedy ośmielałem się dać słyszeć mój głos i moją gitarę gdy ulica była już pustą i niemiałem świadków mojej śmiałości.
Gdy hrabia Rowellas oświadczył się niewolnikiem wdzięków krępujących moją wolność, naówczas uznałem za stosowne, zatajenie w sobie najlżejszych iskierek płomienia który mógł stać się zgubnym dla twojej siostry; dowiedziawszy się jednak że miałyście panie przepędzić pewien czas w Villaca, poważyłem się nabyć mały domek i tam ukryty za żaluzyami, spoglądałem na tę do której nie ośmieliłem się nigdy przemówić a tem mniej oświadczyć jej moje zapały. Miałem przy sobie siostrę, która uchodziła za moją żonę dla usunięcia wszelkich pozorów mogących dać do zrozumienia że byłem przebranym kochankiem. Niebezpieczna choroba mojej matki powołała nas w jej objęcia, a za moim powrotem Elwira nosiła już nazwisko hrabiny Rowellas. Opłakałem stratę dobra do którego wszakże nigdy niebyłbym się poważył podnieść oczu i poszedłem ukryć mój żal w puszczach drugiej połowy świata. Tam to doszła mnie wiadomość o niegodziwościach jakich byłem niewinną przyczyną i o występku o który oskarżano moją miłość pełną czci i poszanowania. Oświadczam więc, że hrabia Rowellas haniebnie skłamał utrzymując, że mój szacunek dla nieporównanej Elwiry mógł być przyczyną dla której stałem się ojcem jego dziecięcia.
Oświadczam że to jest fałsz i przysięgam na wiarę i zbawienie, nikogo innego nie pojąć za żonę jak tylko córkę boskiej Elwiry. Będzie to dostateczny dowód że ona nie jest moją córką. Na poświadczenie tej prawdy, klnę się Najświętszą Panną i drogocenną krwią Jej Syna, który oby mi towarzyszył w ostatniej godzinie.»
Don Sancho de Penna Sombre.
NB. «Poleciłem potwierdzenie tego listu korregidorowi z Acapuleo i kilku świadkom, racz pani to samo kazać uczynić przez najwyższy sąd w Segowji.»
Zaledwie dokończyłam czytania tego listu gdy powstałam z miejsca przeklinając Don Sansza i jego miłość pełną poszanowania: «Ach niegodziwcze — mówiłam — dziwaku, belzebubie, szatanie, lucyperze!! dla czegoż byk którego zabiłeś w naszych oczach raczej z ciebie nie dobył wnętrzności? Twój przeklęty szacunek spowodował i śmierć mojej siostry i mego męża. Skazałeś mnie na życie łez i nędzy a teraz przychodzisz żądać w małżeństwo dziesięciomiesięczne dziecię — niech cię niebo.. niech cię piekło...» Wypowiedziawszy wszystko co miałam na sercu, pojechałam do Segowji gdzie kazałam potwierdzić list Don Sansza. Przybywszy do miasta znalazłam interesa nasze w jak najgorszym stanie. Wypłaty za dom sprzedany zatrzymano za roczne pensye które dawaliśmy pięciu kawalerom maltańskim, wsparcie zaś pobierane przez mego męża dla mnie zupełnie ustało. Ułożyłam się ostatecznie z pięcią kawalerami i sześcią zakonnicami, tak że za cały majątek został mi tylko w Villaca dom z przyległościami. Schronienie to stało się tem dla mnie droższem i powróciłam do niego z większą jak kiedykolwiek przyjemnością.
Zastałam dzieci zdrowe i wesołe, zachowałam kobietę która miała o nich pierwsze starania, z resztą jeden służący i drugi chłopiec od pługa składali całą moją służbę. Tym sposobem żyłam bez zbytku ale i bez nędzy. Urodzenie moje i urząd jaki mąż mój zajmował, nadawały mi znaczenie w całem miasteczku i każdy czem mógł tem mi się przysługiwał. Tak minęło sześć lat — obym nigdy w życiu nie doznała była nieszczęśliwszych.
Pewnego dnia alkad naszego miasteczka przyszedł do mnie; wiedział on dobrze o szczególnem oświadczeniu Don Sansza i rzekł: «Pozwól pani abym ci powinszował świetnego małżeństwa jakie oczekuje twoją synowicę. Przeczytaj pani ten artykuł.
Don Sanszo de Penna Sombre, wyświadczywszy królowi ważne przysługi, tak przez nabycie dwóch prowincyi bogatych w miny srebra, położonych na północ nowego Mexyku, jako też przez roztropność z jaką uśmierzył powstanie w Kasko, zostaje wyniesionym do godności granda hiszpańskiego z tytułem hrabiego de Penna-Velez. W tej chwili Jego Królewska Mość raczyła go wysłać do wysp filipińskich w stopniu generalnego gubernatora.»
«Dzięki niech będą niebu — odpowiedziałam alkadowi; — Elwira jeżeli nie męża to przynajmniej będzie miała opiekuna. Oby mógł szczęśliwie powrócić z wysp, być mianowanym wicekrólem Mexyku i pomódz nam do odzyskania naszego majątku.»
Życzenia moje, we cztery lata potem zostały spełnione. Hrabia de Penna-Velez otrzymał godność wicekróla i wtedy napisałam do niego list wstawiając się za moją synowicą. Odpowiedział, że krzywdziłam go okrutnie sądząc że mógł zapomnieć o córce boskiej Elwiry, że nietylko nie był winnym podobnego zapomnienia ale nadto uczynił już stosowne kroki do rządu mexykańskiego, że proces będzie trwał długo, że nie śmiał przyśpieszać jego biegu ponieważ pragnąc poślubić moją synowicę, nie wypadało ażeby dla własnej korzyści zmieniał zwyczaje sprawiedliwości. Poznałam że Don Sanszo nie odstąpił od swego zamiaru. W kilka czasów potem bankier z Kadyxu, przysłał mi tysiąc sztuk złota, każda po ośm pistolów, niechcąc powiedzieć od kogo pochodziła ta summa. Domyśliłam się że była to grzeczność wicekróla, ale nie chciałam przyjąć ani nawet dotknąć się tych pieniędzy i prosiłam bankiera ażeby zostawił je u siebie.
Starałam się wszystkie te wypadki zachować w jak najściślejszej tajemnicy, ale ponieważ niema rzeczy której by ludzie nie odkryli, dowiedziano się zatem w Villaca o zamiarach wicekróla względem mojej synowicy, i odtąd nie nazywano jej inaczej jak małą wicekrólową. Elwira miała w ówczas jedenaście lat; bezwątpienia drugiej dziewczynie marzenia te byłyby zawróciły głowę, ale jej serce i umysł wzięły inny kierunek nieprzystępny próżności i dumie. Na nieszczęście za poźno tylko spostrzegłam, że od dziecięcych lat, nauczyła się wymawiać wyrazów kochania i miłości, przedmiotem zaś tych uczuć przedwczesnych był mały jej brat cioteczny, Lonzeto. Często myślałam o rozłączeniu ich ale nie wiedziałam co począć z moim synem. Napominałam moją synowicę i zyskałam tylko że odtąd kryła się przedemną.
Wiesz señora, że na prowincyi, zabawa nasza składa się jedynie z czytania romansów lub nowelli i deklamowania romanserów przy towarzyszeniu gitary. Posiadaliśmy w Villaca ze dwadzieścia tomów tej pięknej literatury i pożyczaliśmy je jedni drugim. Zakazałam Elwirze brać którąkolwiek z tych książek do ręki, ale gdy pomyślałam o zakazie już ona większą ich część umiała na pamięć.
Dziwna rzecz że mały mój Lonzeto miał umysł równie skłonny do romantyczności. Oboje rozumieli się doskonale i kryli przedemną, co nie przychodziło im z wielką trudnością, wiadomo bowiem że co się tyczy tych rzeczy, matki i ciotki równie krótko widzą jak mężowie. Dorozumiewałam się jednakowoż oszukaństwa i chciałam umieścić Elwirę w klasztorze, ale nie miałam na to dość pieniędzy. Pokazuje się że bynajmniej nie uczyniłam tego com była powinna i mała dziewczyna zamiast być uszczęśliwioną z tytułu wicekrólowej, wyobraziła sobie zostać nieszczęśliwą kochanką, straszną ofiarą losu. Udzieliła tych pięknych myśli swemu bratu ciotecznemu i oboje postanowili bronić świętych praw miłości, przeciw okrutnym wyrokom przeznaczenia. Trwało to przez trzy lata i tak skrycie, że ja niczego się nie domyślałam.
Pewnego dnia, zeszłam ich w moim kurniku w jak najtragiczniejszych postawach. Elwira leżała na kojcu, trzymając chustkę i zalewając się rzewnemi łzami, Lonzeto na kolanach o dziesięć kroków od niej, również z całych sił płakał. Zapytałam ich co tam porabiali? — odpowiedzieli że powtarzali scenę z romansu «Fuen de Rozaz y Linda Mora
Tym razem dorozumiałam się wszystkiego i poznałam że prawdziwa miłość zaczynała błyskać z pod tych komedyi. Udałam że niepostrzegam niczego, ale czemprędzej poszłam do proboszcza ażeby się poradzić co mam czynić w tym wypadku. Proboszcz zastanowiwszy się przez chwilę rzekł: że napisze do jednego ze swoich przyjacioł, który będzie mógł wziąść Lonzeta do siebie, tymczasem zaś kazał mi odmawiać różaniec do Najświętszej Panny i dobrze drzwi zamykać od sypialnego pokoju Elwiry.
Podziękowałam mu za radę, zaczęłam odmawiać różaniec do Najświętszej Panny i zamykać drzwi od pokoju sypialnego Elwiry, ale na nieszczęście nie pomyślałam o oknie. Pewnej nocy, posłyszałam szmer u mojej synowicy, otworzyłam nagle drzwi i zastałam Lonzeta klęczącego u nóg Elwiry. Lonzeto poskoczył i padłszy z Elwirą do mych nóg, oświadczył mi że pojął ją za żonę. — «Któż was pożenił? — zawołałam — jakiż ksiądz dopuścił się tej niegodziwości?»
«Wybacz pani — odpowiedział Lonzeto z powagą — żaden ksiądz się w to nie mieszał. Pobraliśmy się pod wielkim kasztanem. Bóg natury przyjął nasze przysięgi a rumiana zorza nas pobłogosławiła; świadkami naszemi były ptaszki śpiewające z roskoszy na widok naszego szczęścia. Tak to pani zachwycająca Lindamina stała się małżonką mężnego Fuen de Rozaz, wreszcie wszystko to jest wydrukowane.»
«Ach nieszczęśliwe dzieci — zawołałam — niejesteście połączeni świętym związkiem i nigdy nim być nie możecie. Czyliż nie wiesz hultaju że Elwira jest twoją cioteczną siostrą?»
Rozpacz tak gwałtowna mnie ogarnęła, że niemiałam nawet siły czynić im wyrzutów. Kazałam Lonzetowi wyjść z pokoju sama zaś rzuciłam się na łóżko Elwiry i oblałam je gorzkiemi łzami. —
Gdy naczelnik cyganów, domawiał tych słów, przypomiał sobie że miał ważną sprawę do załatwienia i prosił nas o pozwolenie odejścia. Po jego oddaleniu się, Rebeka rzekła do mnie: «Dzieci te mocno mnie zajmują. Miłość wydała mi się zachwycającą w rysach mulata Tantzaï i Zulejki, musiała być jednak daleko powabniejszą gdy ożywiała pięknego Lonzeta i miłą Elwirę. Była to grupa Amora i Psyche.»
«Szczęśliwe to porównanie — odpowiedziałem — wróży że wkrótce uczynisz tyle postępu w nauce której nauczał Owidyusz, jak w twoich badaniach nad księgami Enocha i Atlasa.»
«Mniemam — dodała Rebeka — że nauka o której mówisz, jest może niebezpieczniejszą od tych którym dotąd się poświęcałam i że miłość ma swoją stronę równie czarodziejską jak kabała.»
«Co się tyczy kabały — rzekł Ben-Mamoun — oznajmiam wam, że Żyd wieczny tułacz tej nocy przebył góry armeńskie i że śpiesznym krokiem zbliża się do nas.»
Cała magia tak mnie już była znudziła że niesłuchałem gdy zaczynano o niej rozmawiać. Oddaliłem się więc i poszedłem na polowanie. Wróciłem dopiero na wieczerzę; naczelnik niewiem gdzieś wyszedł, zasiadłem więc do stołu z jego córkami. Kabalista ani jego siostra wcale się nie pokazali. To sam na sam z dwoma młodemi dziewczętami zmięszało mnie cokolwiek. Zdawało mi się jednak, że to nie one ale moje kuzynki zaszczyciły mnie swemi odwiedzinami w namiocie; ale kto były te kuzynki, szatany czyli prawdziwe ziemianki, o tem w żaden sposób nie umiałem zdać sobie sprawy.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autorów: Jan Nepomucen Bobrowicz, Jan Potocki i tłumacza: Edmund Chojecki.