Pusta ulica/V

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Stefan Napierski
Tytuł Pusta ulica
Wydawca Bibljoteka Groszowa
Data wyd. 1931
Druk Polska Drukarnia w Białymstoku. Sp. Akc.
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
V.


Europa w epoce amerykanizmu: tania prostytucja — luksusowe klozety.

Amerykanizm: profesjonalny uśmiech szczęścia na fotografjach — wzgardliwa pobłażliwość dla „ginącej Europy“.

Humanitaryzm. Drobne, okratowane okienka wychodzą na pusty plac; na ziemi ubitej równo, pośrodku, straszny kościół więzienny z czerwonej cegły; od frontu, przed domami dozorców, przytulne altanki, ogródki pełne wonnych puszystych bzów...

Moralność państwa. Na placu Aleksandra w Berlinie obok gmachu policji z przybrudzonej cegły wybladli chłopcy zbierają niedopałki papierosów; wieczorem wystają na rogach, wyczekując przechodniów; a kiedy kładzie się na ramię ciężka dłoń w białej rękawiczce, gdy ugnie się szczupłe ramię, nie dziwią się; nie dadzą im papierosów, ale może nakarmią ich w celi...

Łachmaniarz w tramwaju. Była to poprostu prowokacja; przelatywały porozumiewawcze uśmieszki niechęci i zakłopotania; zadrażniono normy przyzwoitości mieszczaństwa: nie wolno być nędzarzem, podobnie jak nie wypada być chorym.

Sztuka w epoce walącego się kapitalizmu: Piłat, który umywa ręce i czyta w oczach otoczenia, czy czyni to aby z wdziękiem.

Korupcja. Ach, ciepło mieszczańskiego salonu; ach, luksus błahego wypoczynku! Oto, czem najłatwiej przekupić artystów; tylko czyhają na to, aby, przy pierwszej okazji, wyrzec się pierwszeństwa.

Ach, ach, ten „bezwstyd dziecka“, ten wyrachowany wdzięk kokoci, spotykany u poetów!

U dzisiejszego pokolenia powojennego w Europie zazwyczaj niewiadomo napewno, gdzie kończy się artysta, a gdzie rozpoczyna się dziwka.

Anno 1930. Chłopcy, dla których tragedją jest to, że nie mają jeszcze jedwabnej koszuli.

T. zw. talenty towarzyskie, wszelka nieobowiązująca łatwość ujmowania sobie ludzi, umiejętność przystosowania się (do kanalji) — oto zawsze pierwszy krok do karjery; dlatego tak bardzo cenione są przez mieszczaństwo i wszystkich jego satelitów.

Umiejętność myślenia uchodzi w Polsce dzisiejszej za odmianę bolszewizmu.

Choroba dzieciństwa. Socjalizm: ząbkowanie młodych rekinów kapitalistycznych.

Kinematograf: ostatecznie wolę już dom publiczny.

Idealizm mieszczaństwa. Życie psychiczne często zależne jest od właściwego środka przeczyszczającego, od podanej na czas szklaneczki ciepłej Vichy (patrz mistyczna zgryźliwość chronicznie na kiszki cierpiącego Huysmans’a); ale to się zazwyczaj przemilcza; natomiast wiele mówi się o — duchu.

Miłość. Pomyśleć przez sekundę, że w uścisk zamykamy szkielety!

Ksiądz: ten akuszer zaświatów.

Przez dziesięć minut. Nieogolony porucznik w rozklekotanym fordzie. Użyczmy mu tego szczęścia: niechaj się czuje jak ks. Walji.

Najbardziej wyrachowani psycholodzy: żebracy. Uczcie się od nich, o romansopisarze!

Gazety zastępują życie; stąd ich popularność.

Każdy chirurg jest optymistą z urzędu.

Fioletowy atrament jest akcentem płci, zalotnością kobiet starzejących się, uporem przekwitania.

U dentysty. W śmiertelnej pozie, z pół-rozchylonemi wargami: rekin, schnący na piasku.

To w drzwiach skrzypi djabeł, duch, który „wiecznie zaprzecza“.

Rewolucja. W wielkie święto policjanta, regulującego ruch, niema na rogu.

Któż dba o ślepca? Ma kamasze wciągane za ucho!

Dochody państwa. Sprzedaż znaczków pocztowych zależna jest od popularności imion; w dniu imienin Helenki obławia się poczta.

Szczęście sztubaków. Ze znajomym, przechodzącym po drugiej stronie ulicy, przekrzykiwać się: „servus!“

Protestantyzm. Chuda i schludna koło kaflów klozetu panienka w czepku: Rozalja należy do Armji Zbawienia.

Inwalida jednonogi w dzień wiosenny: z papierosem w ustach, wesoły i wyświeżony frant!

Szczęście prowincji. W przewiewnym klozecie ciepły kaloryfer, mruczący gnuśnie, jak rozpieszczony kot.

Światopogląd siwiejącego fryzjera: trwożliwy optymizm.

Ohydny ceremonjał umierania: gdy się umiera w plutokracji, bywa, iż tuż obok agonji, w sąsiednim pokoju, tapicer obija ściany kirem; jest to jakby cynizm zaświatów.

Młodzi lekarze oblizują się koniuszczkiem tłustego języka: jakżeż lubią młode dziewczęta!

Przesadna elegancja warszawska (à la Placyd) polega na tem, że w teatrach, w miejscach użyteczności publicznej, umieszczone jest: „Messieurs“ — zamiast popularniejszego napisu.

Najbardziej ze wszystkich kobiet muszą się nawzajem nienawidzieć chiromantki!

Trudno zaufać jest włoskiej kuchni, francuskiej medycynie, a także żydowskiej „duszy“.

Wiek XX. Stara bankierowa Flora ciągle jeszcze nie przestaje uwodzić lokajów.

Figiel losu. Fryzjer Kamil ma twarz alfonsa; sądząc z powierzchowności, rozminął się z powołaniem; ale, jako fryzjer, więcej zarabia, pomijając już fakt, że jest to bardziej romantyczne.

Twarz nalana, obleśna i optymistyczna posługacza szpitalnego, księdza i oprawcy; któż w słowach tych nie pozna Tomasza?

Bywa tak, że słowo wymyka się piszącemu z pół-otwartych rąk i biegać poczyna tam i sam, jak szara, ruda, jak djabelska mysz.



Notatki o Sherloku Holmesie.
— „Impassibilité“ Holmesa; lucyferyczna pobłażliwa wzgarda; drwiąca ironja: jest to mit o nadczłowieku. Połączenie matematyki i boksu, zadumanego szachisty i zwinnego ekwilibrysty: nawskroś dzisiejszy intelektualny ideał.
— Kiedy nie wystarcza już wzorowy policjant z gumową pałką, sięga się do automatu: jest nim Holmes.
Holmes jest upiorny, jak wszelki automat. On, dobroczynny i dobrotliwy, jest nim w innym jeszcze sensie: w tym, w jakim widmowi są siwi uczeni o jasnych od zamyślenia oczach, którzy w przestronnem i cichem laboratorjum na wagach cudownie precyzyjnych docierają do genjalnego odkrycia; ono to w następstwie, nagrodzone przez instancje międzynarodowe, wyzyskane zostaje przez „obrońców ludzkości“ i posłuży do ugnojenia ziemi krwią miljonów, do wyciśnięcia ostatniego potu z buntujących się najemców kapitału.
— Holmes jako odstępca mieszczaństwa. Jest to ten pożyteczny out-sider, na którego państwo może sobie pozwolić, tak, jak na garstkę intelektualistów, wzrastających na gnojowisku industrjalizmu. Jest on luksusem państwowości.
— Holmes wie, że nie można niczego więcej oczekiwać od państwa. I oto w konsekwencji staje się jego obrońcą. Jest to bowiem ten moralista, który grywa bez zarzutu godziną wieczorną sonatę księżycową, lub przyjmuje dawki morfiny, by po chwili tropić „złoczyńców“: jest on, bardzo znużony, niezmordowanym poszukiwaczem stymulansów.
— W opowieściach o Holmesie jest jakgdyby „czysta forma“: brak analizy psychologicznej, lub bardzo rudymentarna, cała jej zbyteczność, dawanie rezultatów, otwieranie wszystkiego najprostszym kluczem, pasującym wszędzie: wytrychem; patos wydarzeń „nieupiększonych“, wzniosłość sprawozdania. Podniosłość faktu: w sprawozdaniu wszystko, co nie jest faktem, jest blagą.
— Czarująca, lekkomyślna bzdurność motywów naracyjnych, tych pretekstów, które przemawiają do dzikusa, w nas drzemiącego, a który, za naciśnięciem guzika, gotów wyskoczyć, jak pajac.
— Holmes pośrednio kompromituje nas, pokazując nam lustro barbarzyństwa. Jego djaboliczność jest doskonale wyprana z ideowości: igra. Lecz jest to igranie z ogniem.
— Holmes jest zimnem narzędziem, najdoskonalszem wcieleniem mitu społecznego, najprecyzyjniej działającą sprężynką, członem dodatkowym zbiorowości, w którym zawarty jest już tylko mięsień i mózg.
— Holmes jest „dyletantem państwowości“; przez samo swoje istnienie, przez swoją nieodzowność, przez wyższość nieuczonej swej sprawności, przez siłę swego genjuszu, jest kompromitacją mechanizmu państwowego, jest jego zaprzeczeniem, sprowadza je do absurdu: państwo istniejące, tak wspaniale zmechanizowane, a zatem państwo wogóle. Jest on, jak każdy outsider mieszczaństwa, rewolucjonistą malgrélui.
— Holmes jest mechanicznym nadczłowiekiem w dalszej konsekwencji. Jest to ucieleśnienie sielankowego „marzenia przyszłości“ naszych obecnych idealistów, rojących o radio-policjantach, śmigami żelaznemi, zamiast rąk, rozpędzających zbuntowany tłum.
— Jest coś ze skurczu w Holmesie. Jest on sprężeniem paradoksu: całkowita sprawność i całkowita niekarność. To fizjonomja dzisiejszego inteligenta-anarchisty. Holmes, który kiedyś powołany jest, by przewodniczyć nad armją automatów przyszłości, jest obecnie sceptykiem: wróci zawsze do swojej fajeczki i do swoich skrzypiec. Jest to bowiem człowiek szukający podniet.
— Holmes: jedna jeszcze tęsknota do typu człowieka, który „opanuje życie“. To jest jego czar (stąd też jego niedbałość). Jest to czar wszelkiej wspaniałej maszyny, która, przerabiając materję, opanowuje irracjonalność, mierzy niewymierne.
— Holmes jest właściwie biegunem odwrotnym społeczeństwa, punktem, w którym polaryzuje się, unieruchamia, zastyga zbiorowość. Jest to odwrócony kult jednostki, doprowadzony do maximum, do progu deifikacji. Mitologiczny romantyczny przesąd: że w jednostce zbiorowość dochodzi do samowiedzy. Holmes z tego względu jest rudymentem romantycznym we współczesności: stąd także jego urok.
— Dynamizm Holmesa — jest on w ciągłym ruchu: urodzony to transformista!
— Kojący, asentymentalny chłód Holmesa: perwersyjny urok machiny.
— Holmes czuje swoją destrukcyjność, jad swej wyższości. Godzi się na współdziałanie, ale nikomu nie pozwala się naśladować. W ten sposób konserwuje społeczeństwo (w przeciwnym razie byłby jego „synem marnotrawnym“):

I) tępiąc złoczyńców, czyli out-sider’ów społeczeństwa, pokrewnych mu w najgłębszej jego istocie;
II) trzymając się na uboczu.

Gdyż Holmes to przecie zneutralizowany anarchista (czyli złoczyńca). Woda rozstroju skanalizowana zostaje przez młyn państwowej organizacji. — Ale Holmes — jako siła nad-socjalna, nad-państwowa, mógłby stać się olbrzymem — jedną ręką, jak czarodziej, mógłby zahamować koło, kładąc ją między szprychy. Olbrzymi strajk powszechny przyszłości — to triumf Holmesa. Drzemią w nim bowiem możliwości, których sam się boi.
— Holmes ma pogardę dla społeczeństwa: dziecka, które kołysać trzeba bajkami, gdyż nie dorosło, by dotknąć zimnej tarczy faktu. Holmes tu mami i bałamuci ludzi. Paraliżuje społeczeństwo świadomą mistyfikacją. Gra jego grą; kieruje niem kierownicą fikcji, tak głęboko zarytej w mitotwórczym instynkcie zbiorowym. Holmes — to wspaniały psycholog zbiorowości, predystynowany na jej tyrana, a zatem: zbawcę.
— Holmes: bezinteresowne umiłowanie gry jako gry; matematyka czynów ludzkich.
— Holmes „robi bohatera“, spekuluje na potrzebę mitologji, zduszoną i przez to tak silną w dzisiejszej psychice. Jednocześnie „kryje“ urzędnika policyjnego, zarozumiałego niezgrabjasza, który przy końcu zawsze zostaje wystrychnięty na dudka, ale — dzięki Holmesowi — wychodzi zazwyczaj z honorem; jest to szczyt bezinteresowności, gdyż Holmes jest groźnym rywalem policjanta.
— Narracyjnie jest tu sprowadzone wszystko do wzniosłości schematu. Na tym planie geometrycznym można się zachwycić występkiem, podobnie, jak doskonale zbudowaną frazą muzyczną. Holmes bowiem — to tylko szachista, zachwycony trudną do rozwiązania sytuacją. Ale ta czysta i przewrotna rozkosz intelektualna odpowiada tendencjom dzisiejszych umysłów, ich desperackiej bezpłodności. Holmes ma przy tem lekką ironję dla niewątpliwych faktów, „faktów oficjalnych“. Czuje on możliwość wielu kombinacyj elementów prostych. Ma mózg kombinatoryka, czyli fantasty. I to jest smutek jego: trzeźwości.
— Sugestywność płynąca z powieści kryminalnej. Lecz z czego to wynika: czy z symplifikacji, która jest niedostępna rzeczywistości? Czy przez ukazanie nieodzownego tylko mechanizmu, obnażenie go? przez piękno proporcyj? Może jest to urok czystej narracji? Może fałsz, polegający na odgraniczeniu, na niezbędności, jak sztuka sceniczna, jak mechanizm zegarowy?
— Urok czystej narracji: akcja; czynność, ścigające się wypadki; bez sensu i wytłomaczenia; migawkowość; film działania; film pozarzeczywisty, gdzie my jesteśmy ekranem, na którym płyną cienie wydarzeń: to jest groza wszelkiego sprawozdania, to jego oddech mroźny. Relacja nas odrealnia.
— Mit Holmesa: jest jak bóg niewzruszony, wyższy ponad sprawy ludzkie, które kotłują się u nóg jego. Jest obojętnym rozjemcą.
— Dokładność i amoralność zdjęcia. Twórczość pozauczuciowa, trafiająca w najtajniejszy gust tłumu, schlebiająca jego poczuciu wyższości, jego sadyzmowi. Dedukcja ta, którą wielbi na kolanach mieszczuch, zajadle logiczny.
— Holmes: wizjoner działania, czyli tem, co pozwala wnosić o genjalności t. zw. ludzi czynu. Holmes — tym, który ujarzmia fakty przez to, że ujawnia ich przyczyny (kiedy policja kodyfikuje je tylko).
— Państwo dla mieszczucha jest: organem bezpieczeństwa. Ale Holmes — to znudzony, znużony dyletant, czyli urodzony jego odstępca.
— Holmes w przewidywaniach swych, w obliczeniach liczy się z czynnikiem niewymiernym, z x-em tajemnicy, które tkwi w każdem działaniu.
— Staroświeckość tej narracji: wyskakują szufladki, jedna skrytka po drugiej, jak w starym sekretarzyku.
— Działanie Holmesa: wszystko odbywa się bardzo prosto, z precyzją i uczciwością kupiecką. Holmes jest wielką, bo mimowolną, satyrą na ten świat rzetelności kupieckiej. Jest jego najdoskonalszym wytworem, jego ideałem, zmechanizowanem jego bóstwem; przez to jest w prostej linji kuzynem Chaplina, tego mechanicznego serafa.
— Holmes ma pewien wdzięczek dekadentyzmu, podobnie, jak Chaplin: jest on bezustannie czynny dopóki znajduje się w paroksyzmie działania. Potem powraca do swej sceptycznej bezpłodności. Gra on swoją rolę z obojętną wirtuozerją aktora. I budzi się po skończeniu roli.
— Sir Conan-Doyle, spirytysta, który na wojnie stracił syna, może nic nie wiedzieć o tych konsekwencjach. To jest portret fikcyjny Holmesa. Ale sztuka przerasta jednostkę, pisarstwo jest najszczerszą, bo mimowolną spowiedzią.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Stefan Marek Eiger.