Przysłowia polskie i krytyka

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Samuel Adalberg
Tytuł Przysłowia polskie i krytyka
Pochodzenie Upominek. Książka zbiorowa na cześć Elizy Orzeszkowej (1866-1891)
Wydawca G. Gebethner i Spółka, Br. Rymowicz
Data wyd. 1893
Druk W. L. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Kraków – Petersburg
Źródło Skany na Commons
Inne Cała część I
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
PRZYSŁOWIA POLSKIE I KRYTYKA.


Od chwili, gdy w literaturze polskiej po raz pierwszy zwrócono uwagę na jeden z najpiękniejszych przejawów twórczości ludowej, na jedną z nitek owej „przędzy myśli i kwiatów uczuć“ ludu, na przysłowia, upłynęło już przeszło trzy wieki. Jakkolwiek Proverbia polonica Rysińskiego, uważane w literaturze polskiej za pierwszy zbiór, wyszły dopiero w 1618 r., to jednakże wiadomo, że już w drugiej połowie XVI wieku autor zbieraniu ich się poświęcał i tylko skromność Rysińskiego i obojętność na sławę autorską sprawiły, iż z wydrukowaniem ich się ociągał.
Dzieło Rysińskiego jako osobne, samym tylko poświęcone przysłowiom, niewątpliwie może być uważane za pierwsze; wszakże wiele wokabularzy XVI w., między innemi dwa znane mi z lat 1580 i 1608, zawierają tak znaczną liczbę przysłów, iż niepodobna wątpić, że rozumiano już wówczas wartość przysłów dla języka i nauki, a przedewszystkiem ceniono je na równi z aforyzmami i przestrogami dla sentencjonalnej, pouczającej ich treści. W lat kilkanaście po Rysińskim ukazały się Adagia Knapskiego, później nieco po nich prace Zawadzkiego i Żeglickiego. Od chwili wydania tych dzieł, które dla badacza przedmiotu tego za podstawowe uważane być muszą, literatura paremjologiczna rozszerza się i wzbogaca już to mnóstwem prac oddzielnych, już to przyczynków, umieszczanych najczęściej w gramatykach i podręcznikach, nauce języka poświęconych.
Gdy się rzuci okiem na tę tak obszerną literaturę, której bibljografja (wliczając i artykuły w pismach) uczyniłaby z parę set pozycji, zastanawia niezmiernie mała liczba prac naukowych, poświęconych historji powstania przysłów, zwłaszcza historycznych i obyczajowych, wyświetleniu ich źródła, znaczenia i zastosowania, dziś bardzo często różniącego się od dawnego, i wogóle objaśnieniom tych przysłów, których źródło zostało zaciemnione pomroką wieków i zasłonięte nieprawdziwemi podaniami, nie już z fantazji ludowej zaczerpniętemi, ale przeważnie utworzonemi przez autorów bezkrytycznych, niemniej jednak rwących się do wyświetlania kwestji niejasnych niefortunnemi domysłami, bez zrozumienia, iż taka działalność jeszcze bardziej je zaciemnia.
Pierwszą obszerniejszą próbą naukowego opracowania przysłów było dzieło K. W. Wójcickiego (Przysłowia narodowe, Warsz. 1830 i 31 r.). Mimo wielkiego zasobu pracy, jaką autor w to dzieło włożył, jest to jednakże próba tak słaba, nierozwinięta i bezkrytyczna, iż więcej rozpowszechniła błędnych objaśnień niektórych przysłów, niż wyświetliła stron ciemnych. Upłynęło lat kilkadziesiąt, zanim na niebie literackiem ukazała się silniejsza i trwalszym blaskiem świecąca gwiazdka; była to praca A. W. Darowskiego (Przysłowia od nazwisk i miejscowości. Poznań, 1874). Dzieło to założeniem, opracowaniem źródłowem i krytycznem, a nie silącem się na rozwiązanie ciemnych zagadek drogą bałamutnych domysłów i fałszywych twierdzeń, wywołało wiele cennych a uzupełniających przyczynków i komentarzy: Walickiego, Karłowicza, Lubicza, i jest dotąd jedynem głębszej wartości naukowej dziełem, które można śmiało postawić obok niejednego z lepszych specjalnych opracowań którejkolwiek obcej literatury. Darowski wyświetlił w swem dziele początek niektórych najpowszechniejszych przysłów, dotąd nieznany lub opacznie tłómaczony.
Lecz zamiarem moim nie jest skreślenie choćby pobieżnego rysu bibljograficzno-krytycznego, gdyż wymagałoby to obszernego studjum; chciałbym tylko zwrócić uwagę na widoczną u nas pewną, że się tak odważę nazwać, opieszałość w pozbywaniu się z literackiego inwentarza etnologicznego wielu przestarzałych, bałamutnych, a żadnej, choćby najlżejszej krytyki naukowej nie wytrzymujących bajeczek, podań lub mylnych twierdzeń, przywiązanych do źródła powstania niektórych przysłów polskich i na potrzebę zastąpienia ich nowemi komentarzami, uznanemi przez powagi naukowe i bezsprzecznie, na ściśle naukowej podstawie, rozwiązującemi węzły wielu ciemnych kwestji, węzły, rozplątywane dotąd tak niezręcznie, że bywały jeszcze bardziej zacieśniane.
Przed dwoma laty prof. Józef Przyborowski, rozbierając obszernie początek wyrażenia „do siego roku“ (Bibl. Warsz. r. 1889), niezmiernie bałamutnie i na tle podaniowem wysnuwany, zauważył z naciskiem, iż pomimo wyświetlenia etymologji tego życzenia przez Karłowicza już w r. 1882 w Kalendarzu Wileńskim, dotychczas jednakże fałszywy komentarz błąka się jeszcze po pismach i dziełach. Czemu przypisać, że pomimo uznania i rozpowszechnienia, jakiego doczekała się praca Darowskiego, znaczenie wielu przysłów, których prawdziwy początek wyświetliła, ignorowanem jest przez naszych pisarzy, a mylne komentarze dawniejsze wciąż za prawdziwe są podawane. Czyż to nie godne zastanowienia, że tak nieudolną i wprost z pierwotną treścią przysłowia niezgodną bajeczkę o Filipie ze wsi Konopie, o owym szlachcicu, który jakoby miał na sejmie się wyrwać, a w rzeczywistości nigdy się nie „wyrywał“, dotąd znaleźć można we wszystkich prawie książkach dla młodzieży, w wypisach polskich; że niedawno spotkałem się z nią nawet w przypiskach do „Pana Tadeusza“, (wyd. Macierzy polskiej), pomimo, że treść tej bajeczki jest w logicznej sprzeczności z pisownią w „Panu Tadeuszu“, Mickiewicz bowiem wyraz konopie pisał przez małe k, nie poczytując wcale wyrazu tego za nazwę miejscowości. Ileż to jeszcze razy słyszeć i wyczytać dziś można, że „Sas“ w przysłowiu: „jeden do sasa, drugi do lasa“ oznacza Augusta II Sasa, a „las“ Stanisława Leszczyńskiego, chociaż to nie ma żadnego związku z historją, czego dowiódł niezbicie już przed 20 laty Darowski cytatami z autorów XVI w.
Nie rozbierając przyczyn tego bądź co bądź ciekawego zjawiska, o którem prof. J. Przyborowski mówi, że „ma ono do pewnego stopnia znaczenie psychologiczne, bo pokazuje dotykalnie, jak trudno jest wydrzeć ludziom wyobrażenia najprzewrotniejsze, jeśli one pochodzą ze szkoły lub zaszczepione zostały przez osobistość uchodzącą za powagę naukową“, przejdę pobieżnie historję kilku powyżej wzmiankowanych przysłów, zestawiając mylne dawniejsze komentarze z obecnemi prawdziwemi, i odsyłając po obszerniejsze i wyczerpujące wywody do źródeł.
Życzenie do siego roku do zbiorów przysłów polskich wprowadził pierwszy Wójcicki (Przysł. nar. I. 200) i objaśnił (cytując z kalendarza polskiego na r. 1714, której to jednakże cytaty w żadnym kalendarzu na rok ten nikt odszukać nie zdołał), że powstaniu życzenia tego dała powód niejaka Dorota, czyli zdrobniale Dosia, niewiasta niezwykłej bogobojności i cnoty, która doczekała się przeszło stu lat wieku. Życzono więc sobie wzajemnie, aby takiego podeszłego wieku, w szczęśliwości spędzonego, doczekano, czyli Dosiego (!) roku. Prócz tego wyjaśnienia, a raczej zaciemnienia kwestji, dzięki Wójcickiemu najbardziej rozpowszechnionego, krążą jeszcze i inne, niemniej fantastyczne, wszystkie jednak fałszywe.
Tymczasem w wyrażeniu do siego roku, siego jest dopełniaczem staropolskiego zaimka wskazującego si, spotykanego w najstarszych pomnikach języka polskiego. Życzę ci do siego roku znaczy więc: życzę ci doczekania tamtego przyszłego roku, a nie Dorociego lub Dosinego roku. O życzeniu tem pisali obszernie: Karłowicz (w Kalendarzu Wileńskim E. Orzeszkowej na r. 1882), a najbardziej wyczerpująco prof. J. Przyborowski („Dosia“ wobec nauki, Bibl. Warsz. r. 1889).
Pana Filipa z Konopi wcielił do zbiorów Rysiński, jednakże w formie zupełnie różnej od obecnie używanej. W centurji XVI jego „Przypowieści“ z r. 1618 czytamy: „wymknął go, jak Philipa z konopi“. W tej formie i zastosowaniu przysłowie to należy już do rzędu t. zw. zmarłych; w dzisiejszej zaś t. j. „wyrwał się, jak Filip z Konopi“, znajdujemy je po raz pierwszy w bardzo cennem a prawie nieznanem dziele niewiadomego autora p. t. „Flores trilingues“, wydawanem w r. 1702 w Gdańsku. Niefortunną bajeczkę zaś o szlachcicu Filipie zawdzięczamy ks. Bened. Chmielowskiemu, autorowi Nowych Aten (Lwów, r. 1745, cz. I), który ją albo własnym stworzył konceptem, albo też ze słyszenia zapisał. Chcąc objaśnić powstanie przysłowia, mówi on na str. 75: „Filip ze wsi własnej Konopie, będąc za Augusta I posłem na sejmie piotrkowskim, w swoim odezwał się interesie; krzykniono: Panie Filipie z Konopi, wyrwałeś się, jako pisze Cnapius in Adagiis“. Powoływanie się Chmielowskiego na dzieło Knapskiego naprowadza na myśl, iż bajeczkę tę podsunął mu ktoś, zapewniając, iż ją w Knapskim wyczytał, gdzie, jako żywo, niema śladu ani przysłowia, ani jego wykładu. Mimo tak widocznego fałszu, koncept Chmielowskiego powtórzył Ambr. Grabowski (Przypow. dawnych Polaków), później Wójcicki (Przysł. III. 146), a z ich dzieł rozpowszechnił się on po całej literaturze.
Prawdziwym ojcem tego przysłowia nie jest jednakże sejmikowy krzykała Filip, ale najpospolitszy, tchórzliwy szarak, czyli zając, przezywany w wielu okolicach Filipem, w wielu zaś Jaśkiem, Maćkiem, Szczepanem, tak samo jak bociana zowie lud Wojtkiem i t. p. Wskazuje to sama pierwotna forma przysłowia, mianowicie: „wymknął go...“ t. j. spłoszył, wygnał, wypędził tak, jak zająca, ukrywającego się w konopiach przed okiem psów i myśliwych. W tem samem znaczeniu i tejże formie używa przysłowia tego, bodaj czy nie pierwszy, Rej w „Zwierzyńcu“, str. 110, pisząc:


Cóż wżdy się z nami dzieje, iż tak nic nie dbamy,
Jako Philip w konopiach prawie ulegamy.


Powszechnie dziś używana forma „wyrwał się“ powstała ze stopniowej zmiany pierwowzoru: „wymknął go“ zamieniło się na „wymknął się“, a to ostatnie na synonim „wyrwał się“. Dzisiejsze zastosowanie przysłowia jest zupełnie odmienne od pierwotnego: mamy tedy tutaj dwa przysłowia różnego znaczenia, choć wyszłe z jednego źródła. Tak więc widzimy, że „Filip“ nie był posłem sejmowym, ani „konopie“ nazwą wsi, jak to dotąd jeszcze słyszeć można. Przeciwko panu Filipowi o niezasłużony rozgłos walczył piórem pierwszy Darowski (str. 110), po nim obszerniej i wyczerpująco dr. Józef Rostafiński (Legenda o Filipie z Konopi).
„Jedno sa sa, a drugie do lasa“, tak brzmi u Rysińskiego (cent. V) przysłowie, które dzisiaj zamieniło się na: „jeden do sasa, a drugi do lasa“. U Zawadzkiego (Gemmae latinae, str. 52) czytamy: „jeden sasa, drugi do lasa“. Przysłowie to nie mogło powstać za czasów Augusta II i St. Leszczyńskiego, czego szeroko, bo aż na 18 stronicach dowodził Wójcicki (III, str. 84—102), a za nim inni, z tej prostej przyczyny, iż jest od wypadków owej doby daleko starszem. Jedna cytata z autora XVI w., który przysłowia tego użył, wystarczy do zrozumienia, skąd wzięło początek. Ks. Gilowski w „Postyllach“ czyli kazaniach, drukowanych w roku 1579, pisze na str. 127: „trudno ma wóz dobrze iść, kiedy jeden stary wół ciągnie dobrze sa sa, a drugi młody do lasa, potrzeba sworności“. — O przysłowiu tem pisał obszerniej Darowski (str. 45).
Taką jest historja trzech powyższych przysłów, których początek rozmaicie, a zawsze fałszywie dotąd wykładano, nie zwracając uwagi na wyniki nowszych, ściślejszych poszukiwań, które na nie prawdziwe światło rzuciły. Ramy artykułu tego nie pozwalają mi przytaczać więcej przykładów; to pewna wszakże, iż między przysłowiami polskiemi mało jest takich, których nieznanego początku nie strojonoby w podaniowe lub historyczne szaty, gwałtem do danego przysłowia przykrajane, chociażby wcale do niego nie pasowały. Mniej lub więcej zręcznie utworzone podanie, z ust do ust podawane, przez wieki krążyć może w narodzie i za prawdziwe uchodzi; z chwilą jednakże, gdy umiejętna i sumienna krytyka niezbitemi dowodami je obali i odmówi mu wpływu na powstanie jakiej myśli lub wyrażenia, ujętego później w przysłowie, winniśmy starać się o zastąpienie go wykładem nowym, uznanym i czyste ziarno prawdy zawierającym.
Pan „Filip“, który nigdy światła nie widział, a więc i sejmu; „Dosia“, która, jeśli sto lat przeżyła, doznała już przez to nie małego dowodu łaski opatrznościowej, i inni tym podobni bohaterowie za wykreślenie ich z ksiąg pamięci ludzkiej żadnego do nas żalu mieć nie będą.

Warszawa.Samuel Adalberg.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Samuel Adalberg.