Przykładne dziewczątka/XIII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Sophie de Ségur
Tytuł Przykładne dziewczątka
Podtytuł Zajmująca powieść dla panienek
Pochodzenie Przykładne dziewczątka
Wydawca Księgarnia Ch. I. Rosenweina
Data wyd. 1928
Druk Drukarnia „Siła”
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Jerzy Orwicz
Ilustrator Marian Strojnowski
Tytuł orygin. Les Petites filles modeles
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cała książka
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
XIII
W warzywnym ogrodzie.

Zosia po uderzeniach macochy nie mogła jeszcze ochłonąć, a nawet chodziła z trudnością, więc pozostawiając przyjaciółki przy rabatach z kwiatkami, zrywające je na wiązanki, poszła do chatki ogrodnika, by tam odpocząć.
Żona ogrodnika była to bardzo zacna kobieta i współczuła biednej sierocie. Poczęła wypytywać dlaczego tak na jedną nóżkę utyka?
— Może panienka zbiła sobie paluszek albo upadła nieprzymierzając, jak moja Kasia. Ta sobie tak nogę wykręciła, że ledwie chodzi.
— Jestem zupełnie zdrową — odpowiedziała Zosia.
Ale kobiecina nie dawała za wygrane i jęła wyrzekać na macochę, która jest bardzo porywcza i bije Zosię bez pamięci, jak się zdarzy, po głowie, po karku, po rękach, wszystko jedno. Zosia nie odpowiadała nic, tylko cichutko płakała.
— Nie trzeba się rozrzewniać panieneczko złota — mówiła ogrodniczka — nie należy się też wstydzić i ukrywać, że macocha jest niedobrą dla panienki. Dobrze o tem wiemy! Powiadam nieraz Kasi. „Oj, gdybym ja tobie sprawiła takie lanie, jak nasza pani pannie Zosi, nie byłabyś nieposłuszną“. Czasami Kasia powraca w sukience oberwanej, albo jak dziś naprzykład poplamiona, z rękami i twarzą w piasku. Bo też musiała upaść porządnie z wysoka.
— Gdzie się to wydarzyło? zapytała Zosia.
— Czy ja wiem? Pewno koło dworu. Ale nie chce się przyznać i tylko domyślam się, bo sukienka cała zlana jakimś czerwonym płynem, jakby winem, a piasku też tu niema, jeno koło dworu.
— Jakby winem, powiadacie? pytała Zosia z zainteresowaniem. Zkądże dostała wina?
— Nie rozumiem, doprawdy, a nie chce się przyznać do niczego.
— Czy to nie ona przypadkiem ściągnęła wino z pokoju mojej macochy? zawołała Zosia.
— Bardzo być może, nieraz chodzi tam, zanosząc zioła na kąpiel dla pani. Może i przytrafiło się, że nie zastawszy nikogo, sięgnęła po wino. Gdybym się dowiedziała że tak było, tobym jej rózgą dała jeszcze lepiej, niż pani naszej panienusi.
— Moja macocha wytrzepała mnie sądząc, że to ja wypiłam wino, ale wcale tam nie byłam.
Ogrodniczka poczerwieniała z oburzenia:
— Czy podobna — zawołała — żeby panieneczka miała cierpieć niesprawiedliwie przez tę moją Kasię utrapioną? Muszę koniecznie wybadać jak to było z tem winem. Chodź no tu, Kasiu, prędzej.
— Nie mogę, mamo, odezwał się głos z sąsiedniej izdebki. Noga mię bardzo boli.
— W takim razie pójdę do ciebie i panienka też niech idzie ze mną.
Weszły razem do izdebki, w której Kasia leżała rozciągnięta na łóżku; nogę miała spuchniętą i zaczerwienioną.
— Powiedz-że nakoniec w jaki sposób uderzyłaś się w nogę? pytała matka dziewczyny.
Kasia zarumieniła się i nie odrzekła ani słowa.
— To ja powiem, Kasiu, jak to było, podniosła głos matka. Weszłaś do pokoju pani, niosąc jej zioła, zobaczyłaś otwartą butelkę wina, zachciało się tobie spróbować. Pijąc, wylałaś też na sukienkę. Potem zmykałaś przez otwarte okno, żeby cię nikt nie zauważył, a że dosyć jest wysokie, spadając, potłukłaś się i nie miałaś ochoty przyznać się gdzie byłaś, bo dostałabyś porządne baty ode mnie.
— Tak jest, to wszystko jest prawda, szepnęła Kasia, płacząc, ale jestem srodze ukarana za moje łakomstwo, bo bardzo mię ręka i noga boli.
— A czy wiesz niegodziwa dziewczyno, że pani mając panienkę w podejrzeniu, obiła ją tak dalece, że panienka prawie chodzić nie może. Myślisz że ci to przejdzie płazem?... Poczekaj, dostaniesz ode mnie taką porcję, aż ci świeczki w oczach staną.
— Proszę was bardzo, nie karzcie jej surowo, jeżeli macie choć trochę życzliwości dla mnie — prosiła Zosia, przerażona groźbami ogrodniczki — widzicie jak Kasię noga boli! Przeklęte wino! Ile ono narobiło złego! Nie myślmy już o tem i proszę was przebaczcie Kasi, tak samo jak ja jej przebaczam.
— O, jakże, panienka jest dobra i kochana!.. zawołała Kasia, składając ręce. Strasznie mi przykro jest, że panienkę ukarano za moją winę. Gdybym była wiedziała, że tak się stanie nie tknęłabym nigdy tego przeklętego wina! Niech się panieneczka na mnie nie gniewa, Pan Bóg to panience stokrotnie wynagrodzi.
Zosia zbliżyła się do łóżka Kasi, ujęła ją za ręce i ucałowała zawstydzoną dziewczynę.
Ogrodniczka otarła łzę fartuchem i rzekła:
— Widzisz, Kasiu, co ty narobiłaś najlepszego! Panna Zosia wygląda jak gdyby po bitwie z kotami! To ty jesteś przyczyną tego wszystkiego! A ona nie tylko niema żalu do ciebie, ale jeszcze prosi mnie o miłosierdzie nad tobą. Gdyby nie łaska panienusi, tobym cię zbiła na kwaśne jabłko, ale dzięki jej protekcji przebaczam ci, Kasiu. Zrobiłaś głupstwo wielkie, sama to zeznajesz, pamiętaj, żeby się to już nigdy nie powtórzyło.
Kasia płakała rzewnie ze wzruszenia i skruchy. Zosia czuła się szczęśliwą, oszczędziwszy Kasi bólu jakiego sama tak niedawno doznała, a matka winowajczyni była niezmiernie wdzięczną Zosi, nie mając potrzeby ukarania ukochanej córki, co jej zawsze sprawiało wielką przykrość.
Podczas tej rozmowy weszły Kamilka, Madzia i Stokrotka. Żona ogrodnika opowiedziała im o tem co zaszło, wychwalając Zosię i jej wspaniałomyślność. Pochwały te sprawiły dziewczątkom ogromną przyjemność.
— Zapewne czujesz się zadowoloną i szczęśliwą, oszczędziwszy Kasi zasłużonej kary, rzekła Kamilka, zwracając się do Zosi. Obawiałam się, czy nie będziesz uczuwała pragnienia wywarcia na niej zemsty, za to coś przez nią wycierpiała.
— Jestem rzeczywiście zadowoloną — odparła Zosia — lecz nie sądź, żebym choć przez chwilę odczuwała chęć zemsty. Wiem, jak boleśną jest kara cielesna i dla tego żal mi było Kasi bardziej jeszcze, niż samej siebie.
Kamilka i Madzia ucałowały serdecznie Zosieńkę i wszystkie razem pośpieszyły na obiad ku domowi, właśnie bowiem dzwonek oznajmiał, że do stołu podano.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Sophie de Ségur i tłumacza: Natalia Dzierżkówna.