Przygody na okręcie „Chancellor“/XIV

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Juliusz Verne
Tytuł Przygody na okręcie „Chancellor“
Podtytuł Notatki podróżnego J. R. Kazallon
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1909
Druk W. L. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Ilustrator Édouard Riou
Tytuł orygin. Le Chancellor: Journal du passager J.-R. Kazallon
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
XIV.

Noc 29 października. Co za przerażająca scena! Każdy z nas uczuł jej straszną grozę, pomimo całej okropności położenia, w jakiem się znajdujemy. Ruby zginął, ale ostatnie jego słowa mogą mieć dla nas najgorsze następstwa. Majtkowie słyszeli krzyk jego: pikrat! pikrat! i zrozumieli, że okręt w każdej chwili może być wysadzonym w powietrze, że już nietylko pożar, ale i eksplozya nam zagraża. Kilku ludzi, straciwszy najzupełniej przytomność, chce uciekać natychmiast.
— Czółno! czółno! — wołają.
Ci ludzie nie widzą, nie chcą nawet widzieć, szaleni, że ocean rozkiełznany rozbije lub zatopi bałwanami niesłychanej wysokości każdą łódkę! Nic nie jest w stanie ich powstrzymać. Nie słuchają głosu kapitana, który napróżno rzuca się pomiędzy załogę. Owen podburza towarzyszów, którzy odcięli pasy przytrzymujące czółno i spychają je na wodę.
Czółno bujało się chwilę w powietrzu i kołysząc się wraz z okrętem uderzało o jego boki. Majtkowie, pracując z wysileniem, odczepili je. Za chwilę ma spaść na morze, kiedy nagle olbrzymi bałwan chwyta je z dołu, kołysze chwilę, rzuca i gwałtownie rozbija o bok okrętu. Szalupa i czółno są stracone! pozostała nam tylko maleńka łódka. Majtkowie przerażeni cofnęli się, słychać tylko szum ognia i świst wiatru. Płomień bucha ciągle z wnętrza okrętu, a potoki dymu unoszą się przez klapę ku niebu. Z przodu okrętu nie widać werandy. Zapora z płomienia rozdziela »Chancellora« na dwie części. Pasażerowie i dwóch lub trzech majtków zbiegli na wystawkę. Pani Kear upadła bez zmysłów na klatkę z kurami, panna Herbey stoi obok niej. Letourneur ujął syna w ramiona i ciśnie do swej piersi. Mnie opanował niepokój nerwowy, którego uspokoić nie mogę, inżynier Falsten patrzy na zegarek i notuje godzinę w dzienniku.
Co się dzieje na przodzie okrętu? Gdzie są majtkowie, porucznik i bosman, nie możemy widzieć. Wszelka komunikacya pomiędzy nami jest przerwana, przez płomienie przedrzeć się niepodobna. Zbliżywszy się do Roberta Kurtis, zapytałem:
— Czy wszystko stracone?
— Nie — odpowiedział — ponieważ klapa otworzyła się, rzucimy potoki wody i może zagasimy pożar.
— Ależ panie Kurtis, jakże dostać się do pomp po tym palącym się pokładzie? jak przez płomienie rozkazy wydawać?
Robert Kurtis nic na to nie odpowiedział.
— Wiec wszystko stracone? — powtórzyłem.
— Nie, panie — odrzekł mi Kurtis. — Nie tracę nadziei, dopóki choć jedna deska z tego okrętu trzyma się pod mojemi nogami!
Pomimo to pożar gwałtownie wzrasta, oblewając fale morskie potokami czerwonego światła. Ogromna łuna roztoczyła się na niebie. Długie płomienie ognia wiją się około drzwiczek. My sami schroniliśmy się na zakończenie okrętu, poza werendę. Panią Kear włożono do łódki zawieszonej na łańcuchach, panna Herbey usiadła obok niej.
Cóż za noc okropna, jakie pióro zdoła opisać całą jej grozę? Huragan z całą gwałtownością, jak niezmierny wentylator rozżarza pożogę.
»Chancellor« pędzi w ciemnościach, jak olbrzymia pochodnia.
Pozostały nam dwie ostateczności; albo rzucić się w morze, albo spalić się w płomieniach.
Ależ ten pikrat, czy on się wcale nie zapalił! Czy ten wulkan nie myśli wybuchnąć pod nami? więc Ruby skłamał i nie ma na okręcie żadnej materyi wybuchowej.
O jedenastej, kiedy burza najokropniej szalała, huk szczególnego rodzaju, tak przeraźliwy dla marynarzy, dał się słyszeć przed nami, w chwilę potem rozległ się krzyk na przedzie:
— Skały! skały! z prawej strony.
Robert Kurtis wyskoczył na parapet, rzucił okiem na spienione bałwany i zwracając się do sternika, zawołał:
— Drąg na prawo! — cały!
Już zapóźno. Uczułem, że olbrzymi bałwan unosi nas i nagle rzuca na skały. Uderzony okręt zachwiał się kilka razy, a tylny maszt złamany przy samym pokładzie wpadł w morze. »Chancellor« stanął nieruchomy jak mur.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Juliusz Verne i tłumacza: anonimowy.