Przygoda Arystoklesa (1931)

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Henryk Sienkiewicz
Tytuł Przygoda Arystoklesa
Pochodzenie Nowele tom VIII
Redaktor Ignacy Chrzanowski
Wydawca Zakład Narodowy im. Ossolińskich

Gebethner i Wolff

Data wyd. 1931
Druk Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom VIII
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
PRZYGODA ARYSTOKLESA
Akryzione, żona Ktezipa, golibrody z Eginy, była to rządna gospodyni, ale niewiasta nieco swarliwa, trzymająca krótko niewolników i męża. To też, ujrzawszy go pewnego razu, wracającego dość nierównym krokiem z portu w towarzystwie nieznanego człowieka, wypadła natychmiast przed dom i, wziąwszy się pod boki, poczęła wypytywać:

— Cóż to za drągala za sobą prowadzisz? Założę się o dwie drachmy, że znów kupiłeś niewolnika.
— Krysiu, tylko uspokój się! — odrzekł pokorny Ktezip. — Wiesz, że do obsługi gości potrzeba mi trzech ludzi, a Kaljas zestarzał się ogromnie. Wczoraj dziobnął nożyczkami Archytasa za lewem uchem, wskutek czego Archytas nie chciał za strzyżenie zapłacić. Tak nie można... Musiałem kupić kogoś do pomocy, więc kupiłem i... tanio kupiłem...
— A dla dobicia targu spiłeś się z tym, który cię oszukał?...
— Mam trochę czkawki, ale nikt mnie nie oszukał. Sprzedał mi go jakiś bardzo porządny Spartanin... Pollis... tak! — Pollis! Nie byle kto, bo powiedział, że wraca z Syrakuz, gdzie był posłem do tyrana Djonizjusza, który mu właśnie tego człowieka darował.
— To głupi był, że go i darmo wziął, a tyś jeszcze głupszy, żeś za niego zapłacił. Dość spojrzeć, żeby poznać, że to jakiś niedołęga.
— Bo miał morską chorobę, ale spójrz jeno na jego twarz i barki. Pachołek, jak dąb, niech się tylko trochę odżywi...
— Tak, odżywi! Czterech będzie teraz, dzięki twojej mądrości, darmozjadów, którzy w tydzień więcej pożrą i wypiją, niż w miesiąc zarobią.
Tu, zmierzywszy gniewnym wzrokiem niewolnika, spytała nagle:
— Czego patrzysz na mnie, jak kozieł na wodę?
A niewolnik skłonił się i odpowiedział:
— Ja się wykupię, pani... Pochodzę z dobrej rodziny i mam możnych przyjaciół.
— Na Atenę Ergane! — zawołała Akryzione. — Znamy się na tych dobrych rodzinach i tych wszystkich przyjaciołach. Każdy nowo kupiony tak mówi, żeby go napychać jadłem po gardło i nie zapędzać do roboty. Coś za jeden?
— Jestem Ateńczyk, pani, syn Aristona z Kollitu. Imię moje jest Arystokles, a przezwisko, które może obiło się o twe uszy... Platon.
— Plato? Pierwsze słyszę! A umiesz strzyc i golić?
— Nie, pani.
Na to Akryzione zwróciła się znów do męża:
— Zgóry wiedziałam, że będzie do niczego...
1906.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie .