Przemiany (Owidiusz)/XXXII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Owidiusz
Tytuł Przemiany
Pochodzenie Przemiany
Życie i poezja Owidjusza
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1933
Druk W. L. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Bruno Kiciński
Tytuł orygin. Metamorphoseon, Libri Quindecim
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
XXXII. Kalidoński odyniec.

Wśród Hellenów Tezeja wsławia wieść skrzydlata;
Wzywa jego pomocy Achaja bogata,
Wzywa Kalidon, wielką klęską nawiedzony,
Lubo miał Meleagra do swojej obrony.
Próśb powodem był mściciel wzgardzonej Dyany,
Dzik straszny, pustoszący kalidońskie łany.
Król Enej, wdzięczny bogom za pomyślność roku,
Niósł Minerwie pierwiastki oliwnego soku,
Cererę zbożem, winem Bakchusa obdarza.
Tak pierwszy hołd oddawszy bóstwom gospodarza,

Podobnież złożył innym należne im dary;
Dyany tylko ołtarz został bez ofiary:
I niebianom gniew znany boginią ogarnie.
»Zniewagi mojej — woła — nie zniosę bezkarnie;
Nie rzekną, żem bez pomsty pogardzona była«
I na zboża Eneja odyńca nasyła.
Większy był, niż żyznego Epiru buhaje,
Niż byki, które ziemia sykulska wydaje;
Błyszczy mu ogień z oczu, wściekłość marszczy czoło,
Szczecina nakształt grotów jeży grzbiet wokoło.
Wrząca mu piana z sykiem po łopatkach ścieka,
Kły słonie, piorun w oku, dech drzewa opieka.
Tratuje zeszłe siewy, gospodarz łzy leje,
Patrząc, jak niedojrzałe spełzły mu nadzieje.
Próżno praca nagrody całorocznej wzywa,
Próżno gumna przyszłego oczekują żniwa;
Szczepy z winnemi grony usłał dzik po ziemi
I owoce z drzewami wyrwał oliwnemi.
Porywa się na bydło, pierzchają pasterze,
Nawet buhaj zuchwały już swych stad nie strzeże.
Groźny odyniec ściga pospólstwo strwożone,
Zaledwie w murach miasta znajdują obronę.
Więc zbiera dzielną młodzież Meleager śmiały,
Którą do wielkich czynów wiedzie żądza chwały.
Pierwsi Kastor i Polluks; ten z konnej gonitwy,
Tamten sławny z okropnej na kułaki bitwy.
Jazon, najpierwszy żeglarz, Pirytoj, szczęśliwej
Połączony z Tezejem przyjaźni ogniwy,
Lincej, syn Afareja, Feniks Amintora,
Hipotous i Dryas i syny Aktora,
Testyadowie, Leucyp dziki, Idas rączy,

I Nestor w kwiecie wieku z innymi się łączy;
Admet, Iolaj, Filej z Elis, sławne pany,
Hylej, Leleks i Echjon, w biegu niezrównany,
I Akast, co z cięciwy grot niemylny niesie,
I Peleusz, twój rodzic, wielki Achillesie,
Panopeusz, Eurytjon, nie znający trwogi,
Cenej, już nie dziewica[1], i Hippasus srogi,
I ci, co z starożytnej Amykli przybyli,
Z nimi świekr Penelopy i mąż Eryfili,
Wieszcz Mopsus i Telamon i z Arkadów kraju
Atalanta, ozdoba licejskiego gaju;
Gładka haftka u góry spina dziewce szaty,
W prosty węzeł na głowie włos związan bogaty;
Kołczan z kości słoniowej, brzęcząc, spadał po niej
Od lewicy i w lewej łuk trzymała dłoni,
To był strój; sama piękna niewypowiedzianie,
Rzekłbyś: młodzian w dziewicy, dziewica w młodzianie.
Bohater kalidoński, ujrzawszy te wdzięki,
Rozgorzał, lecz los sprzeczny wzbrania mu jej ręki.
Ognie tajnej miłości w sercu jego płoną,
»Szczęśliwy młodzian, co ją nazwie swoją żoną!«
Więcej rzec czas nie daje i skromność wstydliwa,
Wielkie dzieło na wielkie boje go porywa.
Las, od wieków nietknięty, zarosły w sośninę,
Ze wzgórza na poziomą spoglądał równinę;
Tam dzielnych bohaterów zebrało się grono.
Zaraz psiarnię powonną ze smyczy spuszczono;
Ci tropią zwierza, tamci rozciągają sieci
I spojrzyć w oczy śmierci każdy chętnie leci.
W głębi gęstego lasu parów był głęboki,

Gdzie się deszczowej wody wlewały potoki.
Dno wypełnia sitowie, giętka rokicina,
Złotowierzba i lekko chwiejąca się trzcina.
Stąd poszczwany odyniec pędzi na swych wrogów,
Jak piorun, wywabiony gdzieś z niebieskich progów;
Ściele się las pomostem i trzask się rozlega,
Krzyk, wrzask: młodzież, dzidami machając, nadbiega.
Świszczą groty, dzik wpada, pędzi psy po lesie;
Pierzchają, on kłem krzywym w koło trwogę niesie.
Pierwszy dzidą w odyńca, rzuciłeś, Echjonie;
Chybiłeś, pocisk utkwił zamiast w dziku w klonie.
Gdyby grot z mniejszą siłą ciskał Jazon dzielny,
Byłby pewnie w grzbiet zwierza wbił pocisk śmiertelny;
Lecz wstrzymać mocy swego ramienia nie zdołał.
Wtem Mopsus, kapłan Feba, tak głośno zawołał:
»Febie, wspomnij ofiary, spójrz na ofiarnika:
Daj, niech ten ostry pocisk celnie trafi w dzika!«
Choć bóg prośby wysłuchał, dzik nie odniósł rany;
Grot, lecąc, stracił ostrze za sprawą Dyany.
Cios jątrzy wściekłość dzika; tak silny w powietrze
Grom bije, gdy się czarna chmura z chmurą zetrze.
Bucha płomień z paszczęki, ogień z oczu pryska.
Jak gdy ogromne głazy nieprzyjaciel ciska
W oblężonego miasta mury albo wieże,
Pierzcha lud: tak przed dzikiem pierzchają rycerze.
Zaraz synów Aktora kłem na ziemię wali,
Ledwie zwłoki poległych wodzowie porwali.
Niepewny, czy do dzielnej stawić się obrony,
Czy uciec, legł Enezym, od dzika zwalony.
Nestor nie byłby widział Troi oblężenia,
By był na bliskim drzewie nie szukał schronienia;

Lecz prędko wskoczył na nie, wsparłszy się na dzidzie.
Widzi to dzik, ku drzewu szybkim krokiem idzie,
Chce go wyrwać z korzeniem i straszny w swej mocy,
Otryasza kłem krzywym pędzi w państwo nocy.
Wtem bracia[2], których jeszcze w gwiazd rzędzie nie kładą,
Dorodni, na rumakach białych, jak śnieg, jadą,
Dzidami wywijając, wprost na rozbójnika;
I byliby w krwi groty ubroczyli dzika,
Lecz poszedł ocalenia w bliskim szukać borze,
Gdzie ani pocisk dosiąc, ni koń dotrzeć może.
Wypędza go Telamon i młodzi gromada.
Potknąwszy się o korzeń, Telamon upada,
I gdy Peleusz z ziemi podnosi rycerza,
Atalanta w odyńca wartki grot wymierza;
Trafia, skórę nad uchem na dwoje przecina:
Czarną posoką gęsta maże się szczecina.
Nie tak się Atalanty serce radowało,
Że strasznego odyńca swą zraniła strzałą,
Jak dzielny Meleager; on pierwszy krew wskazał,
Którą grot Atalanty skórę dzika zmazał.
— »Słusznie — rzekł — czeka wieniec nadobną dziewicę«.
Czerwienią się z zazdrości innych wodzów lice,
Jeden drugiego głośno do boju nakłania.
Ciskają razem groty, lecz próżne starania:
Grot grotowi przeszkadza, dzik bezranny stoi.
Teraz Arkas siekierą prawicę uzbroi
I tak głośno zawoła: »Waleczni młodzieńce!
Nie płci słabej, lecz mężom należą się wieńce;
Choć dzika wspiera córa potężnej Latony,

Przeciwko mnie na próżno szuka w niej obrony:
Zginie«. — Tak wyrzekł dumny, a z postawą hardą
Wspiął się na palce, w ręce wziął siekierę twardą,
I już, już spaść na dzika ma siekiera sroga:
Ten staje i gdzie śmierci najłatwiejsza droga,
W słabiźnie bohatera oba kły utopił.
Padł Arkas, oddał wnętrza i ziemię krwią skropił.
Zaraz Pirytoj dzidą w odyńca uderza.
Tezej, w niebezpieczeństwie postrzegłszy rycerza:
— »O milszy mi nad życie! Zatrzymaj się — krzyczy —
Uległ Arkas śmiałości nazbyt wojowniczej«.
Rzekłszy, z wielkim zamachem ciężki oszczep ciska.
Już śmierć groźnego dzika zdawała się bliska,
Lecz gałąź cienistego dębu cios odwróci.
A w tem Jazon powtórnie swój pocisk wyrzuci
I miast dzika biednego Celadonta razi;
Grot przeszywa wnętrzności i aż w ziemię włazi.
Znów Meleager z zmiennem szczęściem się potyka:
Jeden grot w ziemi, drugi w grzbiecie utkwił dzika.
Gdy ten, zgrzytając, pianę razem ze krwią toczy
I po ziemi się ciska, bohater przyskoczy,
Juszy go jeszcze bardziej i śmierci zadatki,
Całą siłą mu wpycha grot między łopatki.
Wznosi się krzyk radosny ucieszonej młodzi;
Każdy ścisnąć zwycięską prawicę przychodzi,
Każdy dziwi się jeszcze ogromowi dzika,
Każdy grot w nim utapia, ale nikt nie tyka.
Sam Meleager stopą gniecie łeb zwierzęcia
I tak mówiąc, dopełnia swego przedsięwzięcia:
»Chciej, piękna Atalanto, dzielić ze mną chwałę,
Boś najpierwsza krwią dzika zrumieniła strzałę«.

Mówiąc, szczeciniastego grzbietu spory kawał
I łeb, w dwa kielce zbrojny, dziewicy podawał.
Cieszy i dar dziewicę i ten, co go daje.
Wszyscy inni zazdroszczą, głośny szmer powstaje.
Pierwsi Toksej i Pleksyp z pośrodka młodzieży
Mówią: »Wróć dar, kobieto: do nas on należy.
Jeśli ufasz piękności, próżna twa nadzieja,
Choć się w tobie zakochał mężny syn Eneja;
Oddasz dary«. — To rzekli, dary odebrali.
Nie zniósł tego zwycięsca, gniew serce mu pali,
Więc gniewny; »Cudzych łupów i chwały wydzierce,
Macież do gróźb poparcia dość odważne serce?
Wskażcie!« — Rzekł, miecza dobył i w zbrodniczym gniewie
Przeszył Pleksypa. Toksej, co ma czynić, nie wie:
To się brata chce pomścić, to śmierci obawia.
Niedługo go niepewnym zwycięsca zostawia
I miecz, jeszcze kurzący krwią, w piersiach mu topi;
Tak krwią wuja skropiony miecz powtórnie skropi.





  1. T. j. z dziewicy przemieniony w młodzieńca.
  2. Kastor i Polluks.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Owidiusz i tłumacza: Bruno Kiciński.