Prometeusz w okowach (tłum. Szujski, 1895)

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Ajschylos
Tytuł Prometeusz w okowach
Pochodzenie Obraz literatury powszechnej
Redaktor Piotr Chmielowski,
Edward Grabowski
Wydawca Teodor Paprocki i S-ka
Data wyd. 1895
Druk Drukarnia Związkowa w Krakowie
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Józef Szujski
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

A) Prometeusz w okowach.
Na scenę, wyobrażającą dziki, nadmorski krajobraz w Kolchidzie, Przemoc i Gwałt wprowadzają skrępowanego Prometeusza; Hefajst, posłuszny rozkazowi Zeusa, przykuwa go wbrew swojej woli do skały. Zostawiony sam sobie Prometeusz wybucha skargami na krzywdę, jaką mu Zeus wyrządził. Skargi te przerywa przybycie chóru Okeanid. Wyraża on Prometeuszowi swoje żywe współczucie i zapytuje o przyczynę okrutnego wyroku. Wśród wyrazów oburzenia na tyranię i niewdzięczność Zeusa, któremu do obalenia Kronosa dopomógł, opowiada Prometeusz, że ściągnął na siebie gniew jego, wykradając z nieba ogień i wbrew jego zakazowi udzielając go ludziom, których prócz tego wielu pożytecznych rzeczy nauczył. Chór, dowiedziawszy się, że uwolnienie Prometeusza zależy od samowoli Zeusa, radzi bohaterowi upokorzyć się. Prometeusz odrzuca z dumą tę radę, bo nie ukorzy się przed wrogiem, tem bardziej że to nie zmieni jego losu; przyjdzie wszakże czas, że Zeus dla własnego ocalenia będzie go musiał uwolnić, a zmusi go do tego jego własny potomek. Dyalog ten przerywa najprzód Okeanos, przybywający na chwilę dla wyrażenia rzekomego współczucia, następnie Iona, kochanka Zeusa, ścigana przez mściwą Herę. Prometeusz wieści jej przyszłe niedole i oznajmia, że z pokolenia urodzi się dla niego wybawca. Tymczasem Zeus, zaniepokojony napomknieniami nieugiętego przeciwnika, radby uniknąć grożącego mu niebezpieczeństwa; śle więc Hermesa, żeby od Prometeusza zasięgnął dokładniejszych wyjaśnień.

Hermes  (przybywa). Do ciebie, mędrku, bogom nienawistny,
Bluźnierco bogów, ludzi dobroczyńco,
Złodzieju ognia, przemówić przychodzę.
Pan niebios każe ci wyznać natychmiast:
Co wiesz o przyszłych jego związkach, co wiesz
O tym, co z tronu ma zrzucić Kronjona?
Mów wszystko, szczerze mów i bez ogródek,
Nic chciej, bym dwakroć przychodził do ciebie,
Wszak wiesz, że Zeusa niełatwo złagodzić.
Prometeusz.  Pyszałkowata, nadęta twa mowa
Zdradza, żeś bogów nikczemnym służalcem.
Świeżoście niebios złoty gród opadli,
I już bez troski chcecie się rozgaszczać?!
Czyżem nie widział, jak dwóch samowładców
Z wyżyny jego spadało na głowę?
Czyliż nie widzę, że pan twój tą drogą

Prędzej, haniebniej, niż tamci, poleci?
Albo, czyż myślisz, że gnę kark mój hardy,
Że drżę przed nowych bogów pokoleniem?
Do tego braknie wiele — wszystko braknie!
Ty zaś powracaj, skąd idziesz! niczego
Nie usłyszawszy, coś się chciał dowiedzieć!
Hermes.   Wiesz, dokąd upór ciebie zaprowadził.
Prometeusz.   Wiedz, żebym nie chciał zamienić mych męczarń
Na twoją służbę. Wolę być tu stróżem
Skalnych granitów, niż tam Zeusa woźnym!
Przeciw zuchwalstwu waszemu — zuchwalstwo.
Hermes.   Los twój wygodnym zdawać ci się musi.
Prometeusz.   Wrogom życzyłbym tej losu wygody,
A że należysz do nich, życzę tobie.
Hermes.   Czyś i mnie losów twych przypisał winę?
Prometeusz.   Wszystkich was bogów, wszystkich nienawidzę,
Boście za dobre złem mi odpłacili.
Hermes.   Niemała widzęć choroba opadła.
Prometeusz.   Jeśli chorobą jest nienawiść wrogów.
Hermes.   Któżby zniósł ciebie, gdybyś był szczęśliwym?
Prometeusz.   Biada!
Hermes.   Z ust twoich dziwne słowo padło.
Prometeusz.   Czasu potęga wszystkiego nauczy.
Hermes.   Ciebie rozsądnym być nie nauczyła.
Prometeusz.   Zaiste, dałem dowód, mówiąc z tobą.
Hermes.   A więc Zeusowi nie chcesz odpowiedzieć?
Prometeusz.   Dłużny mu jestem, mam płacić mu za co?
Hermes.   Jako z chłopięcia szydzisz ze mnie.
Prometeusz.   Jesteś
Bo też chłopięciem, głupszym od chłopięcia,
Myśląc, że złamię tajemnicę moją.
Niema męczarni i niema podstępu,
Coby mi z głębin łona ją wydarła,
Nim te haniebne popękają więzy.
Niech z wyżyn spadnie piorun jego jasny
W wichrach śnieżystych, wśród drgań poruszonej
Z posad swych ziemi, niech się świat w kawały
Spęka! napróżno! pierś ma milczeć będzie.
Nie będzie wiedział, kto go z tronu zwali.
Hermes.   Bacz, czy to twojem może być zbawieniem.
Prometeusz.   Baczyć nie trzeba, gdzie postanowiono.
Hermes.   To spojrzyj w otchłań twej nędzy bez końca.
Prometeusz.   Próżno mnie próżnych zlewasz słów powodzią.
Strach mi niewieściej nie wdroży natury,
Nienawistnego błagać nie potrafię
Rąk łamaniami i płaczem niewieścim,
By mnie uwolnił. Nie! nigdy, przenigdy!

Hermes.  Mowy me próżne, zmiękczyć cię nie zdołam.
Jak rumak nowo wędzidłem ściągnięty,
Gryziesz wędzidło, ściskasz je zębami,
A dęba stając, rwiesz lejce za sobą,
Bezsilność twoja gwałtownym cię czyni,
Boć upór siłą nazwać się nie może.
Jeśli mojego nie słuchasz rozkazu,
Wiedz, jaki nieszczęść wichr na ciebie czyha,
Jaka cię nędzy oczekuje fala.
Najprzód Zeus rodzic pioruna płomieniem
Granit tej skały napoły rozpłata,
A ciało twoje, zmiażdżone w szczelinie,
W odwieczną ciemność Hadesu pogrąży.
Po długich czasów powolnym upływie
Ujrzysz znów światło. Wtedy, orzeł Zeusa
Straszny ogromnem na cię skrzydłem zleci
I szarpać będzie szczątki twego ciała.
Gość nieproszony, żarłok całodzienny,
Czarną się twoją paść będzie wątrobą,
I nie myśl, nie myśl o końcu tej męki,
Chyba kto z bogów zastąpić cię zechce
I w czarne Hadu ponurzyć się głębie.
To usłyszawszy, radź teraz o sobie,
Boć groźną prawdą jest moja zapowiedź.
Nie umią kłamać święte Zeusa usta,
Co rzekł, wykona. Tobie zaś roztropność
Niech od uporu gorszą się nie zdaje.
Chór.  Poczestne słowo, zda się, Hermes niesie,
Lepsza-ć roztropność pono od uporu,
Posłuchaj! hańbą zaciekłość mądremu.
Prometeusz.  Nic mi nowego twa mowa nie wieści,
Od wroga cierpieć nie ujmuje cześci.
Niechże więc we mnie piorun rozczochrany
Godzi, powietrze niechaj uragany
Szarpią, niech burza z posad ziemię ruszy,
Niech fal wyjąca drogi gwiazd opryska,
Ciało me biedne, które skała skruszy,
Niech w Tartarosa bezdenną głębinę.
Rwący przeznaczeń prąd ciska;
Ja nieśmiertelny! nie zginę!
Hermes.  Tu groźny przykład, jak szaleństwa ramię
Rozsądek w mowach i uczynkach łamie.
Cóż mu brakuje do szaleństwa miary,
Cóżby nie czynił, gdyby uszedł kary?
Lecz wy, dziewice, co litości rosą
Chcecie nieść ulgę strasznym jego losom,
Odlećcie! daleko odlećcie skrzydłami,
Do ojca powróćcie wy groty,

Nim niebo złotymi rozplenię błyskami,
Nim Zeusa przerażą was grzmoty!
Chór.   Nie takie podawaj mi rady,
Nie chciej, bym była nikczemną.
Co cierpieć ma, niech cierpi ze mną!
Ohydy większej od zdrady
Nie znam; ominąć ohydę,
Chętnie do Hadu z nim idę.
Hermes.   Pogonicie za waszą więc zgubą,
Nie mówiąc, że Zeus wam przyczyną,
Same ku męczarń głębinom,
Ślepotą wiedzione grubą,
Lecicie, jak sarna leci
W zdradziecko rozpięte sieci.

(Hermes odchodzi. Błyskawice. Grzmoty).

Prometeusz.   Ha! czynem już staje się słowo,
Ziemia drga,
Huczy grzmot po skałach,
O ognistych błyskawice strzałach
Świat w szatę odziały ogniową;
Wicher gra,
Gęste pędzi piasku uragany!
Do walki zburzone powstają żywioły,
Morze bije o niebiosów ściany,
Niebo z falą miesza się pospoły!
Takim na mnie idzie Zeus tumanem,
Abym zadrżał i uznał go panem.
O matko moja, o święte powietrze,
Co jasnem światłem cały świat przenika,
Patrzajcie, jaka krzywda mnie spotyka!

(J. Szujski).

Na tem kończy się tragedya.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Ajschylos i tłumacza: Józef Szujski.