Prawda o Sowietach/VI

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Edmund Jezierski
Tytuł Prawda o Sowietach
Wydawca Dom Książki Polskiej
Data wyd. 1927
Druk „Rola“ J. Buriana
Miejsce wyd. Warszawa
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


VI.

Życie włościan rosyjskich inną zgoła potoczyło się koleją. Odznaczają się oni, podobnie jak i wszędzie, znacznym konserwatyzmem, a postępowość ich wyrażała się pozostałą jeszcze z czasów pańszczyźnianych nienawiścią do wielkich posiadaczy ziemskich, oraz głodem ziemi, która skutkiem działów rodzinnych, w miejscowościach gęsto zaludnionych, doszła do mikroskopijnych rozmiarów.
Wybuch rewolucji w 1917 roku włościanie rosyjscy powitali jako hasło rozprawy z ziemianami. Rzucili się na nich, rozgrabili, tych, którzy nie zdążyli uciec, — wyrżnęli, a ziemię zagarnęli w swoje władanie.
Dokonawszy tego, zasiedli na zdobytej z takim trudem roli, dzierżąc ją mocno, i z pozorną biernością oczekiwali dalszych wypadków.
Władze sowieckie, wobec przeważającej masy ciemnego przeważnie włościaństwa znalazły się w sytuacji nader trudnej. Poruszyć się ich obawiały, gdyż wiedziały dobrze, jaką moc i potęgę stanowią one. Doktryny komunistyczne nie czepiały się ich wcale, nie mogły przebić wcale grubej warstwy konserwatyzmu, a agitatorzy komunistyczni, wysyłani na wieś, dopóki mówili o grabieniu dobytku i ziemi obszarników, słuchani byli chętnie, gdy zaś tylko wspomnieli o komunistycznej uprawie roli, spotykali się z energicznym sprzeciwem, zakończonym niejednokrotnie śmiertelnem pobiciem.
Chłop rosyjski nie pozwoli sobie nawet wspomnieć o wydarciu sobie ziemi, która stanowiła i stanowi zawsze jedyny cel dążeń i usiłowań jego, a tymbardziej o zniesieniu prawa własności w myśl zasad komunistycznych.
A walka z chłopami groziła wygłodzeniem ośrodków przemysłowych, groziła zwiększeniem nędzy i ostateczną ruiną.
I rząd sowiecki ustąpił. Przeprowadził swoistą reformę rolną, dzieląc ziemię obywateli ziemskich między włościan, jednocześnie zaś podnosząc znacznie podatki z niej.
W stosunku do włościan rząd sowiecki poprowadził specjalną, swoistą politykę, usiłując zasiać pomiędzy nimi waśń, pokłócić ich z sobą, byle tylko na tem wygrywać i przeprowadzać plany i zamierzenia swoje.
W tym celu podzielił ich na trzy kategorje: biedaków, średniaków i bogaczy, t. zw. kułaków. Dwie pierwsze kategorje otoczył opieką, obdarzył przywilejami, szczując przeciw trzeciej, pozbawionej wszelkich praw.
Manewr ten zawiódł i wieś w dalszym ciągu pozostała bierną wobec ruchu komunistycznego, zwłaszcza gdy przekonała się, że zarówno komuniści, jak i młody narybek, komsomolcy (młodzież komunistyczna) stanowią żywioł najgorszy i najniemoralniejszy na wsi.
To też niema dnia prawie, ażeby z różnych stron Rosji nie nadchodziły wieści o zamordowaniu przez włościan działaczy komunistycznych, a zwłaszcza t. zw. sielkorów, t. j. korespondentów wiejskich, pełniących funkcje szpiegowskie na wsi.
Stan materjalny wsi rosyjskiej, pomimo zdobycia nowych przestrzeni ziemi, pogorszył się znacznie.
W samem zaraniu swej władzy poczęły Sowiety na wielką skalę prowadzić rekwizycję zboża na potrzeby miast i wojska. Włościanie zboże oddawali niechętnie, a gdy siłą brać poczęto, kryli je, z bronią w ręku odpierając wszelkie wyprawy karne i rekwizycyjne krasnoarmiejców. Następnie zaś, zwłaszcza gdy przekonali się, że ceny, płacone przez rząd, nie wystarczają na zakup niezbędnych wyrobów przemysłowych o cenach nader wygórowanych, wysiewać poczęli tylko tyle, ile potrzebowali na własny użytek, resztę ziemi pozostawiając odłogiem.
Wynikiem tego był straszliwy, niebywały wprost w dziejach głód, jaki nawiedził Rosję w latach 1921—1923, gdy dziesiątki tysięcy ludzi wymarło z głodu, gdy na targowiskach mięso ludzkie nawet stanowiło przedmiot handlu.
Wpłynęło to na zmianę polityki rządu sowieckiego, który w stosunku do włościan poszedł na znaczne ustępstwa, przywracając nawet prawo własności, i otaczając ich specjalną opieką.
Mimo to jednak porozumienia między wsią a miastami, zwłaszcza zaś ośrodkami przemysłowymi, niema, na co z bólem tajonym skarżą się działacze sowieccy.
Obecna sytuacja na wsi przedstawia się o niewiele lepiej. Ażeby przedstawić ją możebnie dokładnie, sięgniemy do pracy wybitnego działacza sowieckiego, Martynowa, który specjalnie badał obecny stan wsi rosyjskiej.
Wieś nader słabo zaopatrzona jest w inwentarz martwy; podczas głodu ludność wyprzedała literalnie wszystko. Nabycie nowych narzędzi przedstawia znaczne trudności. Pługi, wykonane w sowieckich zakładach przemysłowych, są bardzo drogie i nie przedstawiają żadnej wartości, a z zagranicy z powodu braku pieniędzy sprowadzono ich nieznaczną ilość. Sprowadzone z takim wrzaskiem reklamowym od Forda traktory w większości wypadków stoją bezużyteczne, gdyż nie starczyło pieniędzy na sprowadzenie pługów do nich. Tak samo przedstawia się sprawa z żniwiarkami, gdyż, według słów Rykowa, zbrakło gotówki na zakup niezbędnego do nich szpagatu z zagranicy.
Inne maszyny rolnicze, wykonane w Rosji, okazały się po pewnym czasie zupełnie niezdatnemi do użytku, gdyż albo części ich były niedopasowane należycie, lub też wykonane z nieodpowiedniego materjału, jak np. z mokrego drzewa, porozsychały się i porozpadały.
Z musu też włościanie powrócić musieli do pierwotnych narzędzi uprawy, a sprowadzone wspaniałe maszyny stoją bezczynne, na pokaz dla cudzoziemskich gości, niby jako dowód wspaniałego rozkwitu rolnictwa sowieckiego.
Przestrzeń ziemi obsianej zwiększyła się znacznie, zwiększyła się jednocześnie i hodowla bydła, skutkiem czego włościanie, wobec stosunkowo niskich cen zboża, wolą nadmiar ziarna spasać inwentarzem, niż sprzedawać je, gdyż za bydło ceny są znacznie wyższe.
Stąd też łatwy jest wniosek, iż owe tak reklamowane kolosalne ilości zboża na wywóz zagranicę są prostym bluffem, dla tumanienia oczu Europy i zdobywania kredytów. Widać to zresztą ze sprawozdań prasy sowieckiej z różnych miejscowości o dotkliwym braku zboża i o konieczności sprowadzania go z innych miejscowości.
Pozatem obciążają jeszcze włościan znaczne zaległości pożyczek zbożowych nasiennych, których oni nie są w możności zwrócić.
Ogólny wniosek Martynowa przedstawia się jak następuje: pomimo wzrostu gospodarstwa, włościanin jest jeszcze biedny; brakuje mu narzędzi, zużyły się one całkowicie i są w złym gatunku, chaty ze starości walą się, a dokonywane poprawki nie wiele pomagają. Odżywia się źle, odziany w łachmany, a wiele rodzin chodzi prawie nago; zapasów niema żadnych, o oszczędności niema mowy, a wszystko przytem zależy od pogody.
Przytem największą bolączkę stanowi brak odpowiednich wskazówek przy odbudowie gospodarstwa rolnego. Istnieją co prawda sowieccy agronomi rozjazdowi, lecz ci zajęci są tylko agitacją komunistyczną, a większość o rolnictwie, zwłaszcza przy zastosowania warunków miejscowych, niema żadnego pojęcia.
Nadmiernie rozrosły aparat biurokratyczny, gminny, zajęty przedewszystkiem śledzeniem prawomyślności włościan i węszeniem kontrrewolucji, nietylko nie jest pomocą dla nich, lecz nawet tamuje dążenia ich do rozwoju.
Szkodliwie również odbija się na pracy wsi rozbicie tejże przez władze sowieckie na trzy zasadnicze kategorje: bogaczy-kułaków, średniaków i biedaków. Martynow przekonał się, że faktyczni kułacy, budujący swój dobrobyt na wyzysku cudzej pracy w współczesnej wsi spotykają się nader rzadko. Lecz „kułakami“ nazywają wielu pracowitych włościan, posiadających „trzy konie, trzy krowy, a gdy sam nie może wydołać pracy, najmującego robotnika niekiedy na rok, niekiedy na sezon“. Mimo to jednak tych pracowitych i zamożniejszych włościan nazywają kułakami i pozbawiają ich praw głosu w sowietach. Stąd — nienawiść. Pozbawiony praw, ma się rozumieć, nastrojony jest opozycyjnie przeciwko władzy. Uważa się za niesprawiedliwie pokrzywdzonego i niema się dlaczego starać, obawia się obsiać zadużo lub powiększyć ilość bydła. Skrzywdzeni również są i średniacy. „Obserwowano takie przykłady, — pisze Martynow: kiedy do wsi przysłano nauczycielkę, zbierano dzieci do szkoły według klucza klasowego, to jest dzieci biedaków, a po za nawiasem pozostawiano dzieci średniaków. Kiedy zaś zbierano składkę na szkołę, to, ma się rozumieć, obciążano nią przedewszystkiem średniaków, ci nie płacą i szkoła pozostaje bez środków, a niekiedy nawet zostaje zamkniętą“.
Tu szczególnie wspaniałe jest to „ma się rozumieć“. Biedacy się uczą, a płacą „ma się rozumieć“ średniacy. Nawet dla komunisty stały się wstrętnemi te „klasowe podstawy polityki“. „Waśń — pisze on: na wsi nie tylko nie starają się załagodzić, lecz, przeciwnie, podniecają ją... Taka polityka brzemienna jest zazwyczaj w szkodliwe następstwa: nasze stawianie na biedaka okazuje się częstokroć nadzwyczaj chwiejnem. Biedakowi nie jesteśmy w stanie pomóc, a średniacy przechodzą w stosunku do nas do opozycji. Nakoniec cieniutka warstwa zamożnych włościan, która w niektórych miejscach stanowi kułacką część ludności, zupełnie jawnie znajduje się w wrogim stosunku ku nam“.
Autor żąda; ażeby „bez szczególnej potrzeby nie naklejać etykiety kułaków na te warstwy ludności, które wcale kułakami nie są. Inaczej nigdy nie zostanie rozwiązane zagadnienie związku miasta ze wsią“.
Taż sama polityka nie pozwala na prawidłowe zorganizowanie na wsi kredytu. Włościanie są o wiele mądrzejsi i praktyczniejsi od władzy. Oto jak objaśniali autorowi swój stosunek do kredytu:
„Tow. Martynow, oto jaką jest nasza sytuacja; biedakom nie można dawać dużego kredytu, nie tylko traktora, ale nawet i konia, gdyż nie mogą oni ich wykupić; średniakowi zaś boimy się dać, ażeby nie oskarżono nas o popieranie kułaków, czyby nie można tworzyć arteli z biedaków i średniaków? Inaczej nie wytrzymamy“.
We wsi Matwiejewce rozdano biedakom 12 koni, ani jeden z nich nie zapłacił. W innej miejscowości siedmiu inwalidom dano traktor, zorali nim wszystkiego 20 dziesięcin, a potem oświadczyli, że weksli za traktor (2.400 rb.) nie są w stanie zapłacić. Na zebraniach oskarżali władzę sowiecką, że nie gospodarczo wydatkuje fundusze, dając kredyt tym, którzy nie są w stanie go wytrzymać.
I znów refren: „Polityka kredytowa na wsi winna ulec rewizji; my nie możemy omijać zupełnie podstawowej grupy gospodarczej — średniaków“.
Powoli posuwa się czas: wierz, spodziewaj się i czekaj... rewizji. A czy nie grozi niebezpieczeństwo, że włościaństwo wyprzedzi biurokrację sowiecką w „rewizji“ swego stosunku do władzy sowieckiej? Ta możebność tem wyraźniej zarysowuje się na horyzoncie, im baczniej wczytywać się w prawdziwe dowodzenia „badaczy“.
„Politycznie wieś obudziła się, — pisze Martynow: szybkiemi krokami idzie naprzód. Z pośród wszystkich pytań, zadawanych przezemnie na zebraniach, większość miała charakter polityczny. Wieś interesuje się wszystkiem: sytuacją wewnętrzną i międzynarodową, życiem państw kapitalistycznych, życiem partji i. t. p. Jednakże, — zauważa autor: z tej strony wieś mało jest obsłużona, a nawet powiedziałbym, wcale nie jest obsłużona. Brak obecnie takich sił, któreby zadawalniały wszystkie wysuwane przez nią pytania“.
Czy tak jest? Pod jakim kątem widzenia rozpatruje autor te „siły“? Domyśleć się nie trudno: ma się rozumieć, że komunistycznym. Tak, sił komunistycznych na wsi jest mało, bardzo mało, zupełnie nawet mało. Tak np. w gminie Kadawskiej, na Ukrainie, „na 26.000 mieszkańców jest zaledwie 13 komunistów, przyczem z pośród nich dwaj są inwalidzi, jeden stróż, który nie bierze żadnego udziału w robocie, a pozostali — wszystko robotnicy o nader niskich kwalifikacjach. Przyrost partyjny nader słaby“.
Wogóle siły partyjne „nie zupełnie odpowiadają swemu przeznaczeniu“. Nadomiar jedne z nich „zdyskredytowały się potem, gdy brały udział w zbiórce i podziale żywności, inne pochłonięte są przez napoje spirytusowe... Komunistom włościanie nie mogą zapomnieć tego, że odbierali im zboże... Przytem często komuniści nie mogą wytrzymać wśród swego otoczenia i niektórzy z nich oddają się nałogowo spożyciu spirytualji, co dyskredytuje nie tylko ich, lecz i całą partję w oczach włościan“.
No, to — pijanice. A gdzież inteligencja? Czy jest ona, czy jej niema na wsi? Ma się rozumieć, jest. Lecz politycznych i kulturalnych zagadnień wsi zaspokoić nie ośmiela się. Po pierwsze, na wsi niema zupełnie książek. „Jest w wielkiej wsi Soroczinskaja pewien sklep, gdzie można znaleźć literaturę komunistyczną (utwory Karola Marxa, Kautsky‘ego, jednem słowem, wszystkie wielkie książki polityczne), lecz nikt ich nie kupuje, gdyż ze względu na cenę nie dostępne są dla włościan. I książek włościanin niema, a potrzebuje ich bardzo“.
Zatem Karola Marxa i Kautsky‘ego wieśniak rosyjski nie kupuje wyłącznie dlatego, że książki te „niedostępne są dla niego ze względu na cenę“. Znaczy się należy „zniżyć cenę“. Przecież zniżali ją na manufakturę i żelazo. Wielka naiwność kooperatysty-komunisty, lecz jakżeż wielką jest głupota władz, zaopatrujących wieś w takie książki.
Drugim „smutnym objawem“ jest nader słaby udział w pracy sił kulturalnych. Okazuje się według autora, że wsie rosyjskie „posiadają dostateczną ilość nauczycieli, agronomów, lekarzy i nawet inżynierów. Lecz wszystkie te siły „drzemią“. Nie są wciągnięte do pracy, stosunek do nich jest nie tylko ostrożny, lecz nawet wrogi. Objaśnia się to niskim poziomem naszych sił partyjnych, które nie są w stanie przyciągnąć ich do pracy“.
No, a „bez kierownictwa“ tych sił partyjnych, tych dwóch inwalidów, stróża i kilku pijanic, inteligencja ta pracować nie może. Nie może, lecz strasznie chce. Kiedy Martynow zwołał ich wszystkich na zebranie, „wywołało to wielki entuzjazm wśród nich i wielkie pożądanie pracy. Wszyscy z zadowoleniem wzięli na barki swoje tą lub inną część pracy, wygłaszanie odczytów, służenie włościanom radami w sprawach gospodarczych i innych. Wogóle należy „skonstatować połączenie się sił kulturalnych na wsi, lecz nader trudno jest je obecnie wykorzystać, gdyż nasze jaczejki stoją o wiele niżej od nich i nie mogą nimi kierować“, — pisze Martynow.
„Włościanin, — pisze dalej Martynow: z samej natury swojej — drobny posiadacz; właściwą mu jest drobno-burżuazyjna psychologja. Nawet biedak i średniak marzy o stworzeniu swego własnego gospodarstwa. Kiedy zaczniesz włościanom dowodzić, że partja to nie cel, a środek, że komuniści nie posiadają przywilejów, a tylko obowiązki, to włościanin uczuwa jakby ulgę.
Nie wyobrażają sobie, że można bronić władzy sowieckiej nie będąc partyjnym, i trzeba ich przekonywać, że my ufamy pewnym ludziom nawet nie należącym do partji. Włościanin słucha to z przyjemnością“. Słucha, lecz nie wierzy z pewnością. Włościanin lubi przykład, poglądowość. A gdzież ci pewni ludzie, którym się „ufa“? Może w Sownarkomie? Lub też wśród tej samej inteligencji wiejskiej, której nie można dopuścić do pracy, gdyż „jaczejki nie mogą nią kierować!...
Jakiś koszmar!...
„Obecnie partja cokolwiek wstrzemięźliwiej traktuje wszelkie kwestje religijne i mało zwraca na nie uwagi, obawiając się rozdrażnić włościaństwo. W rzeczywistości włościanie zajmują się obecnie więcej kwestjami religijnemi, niż należało by się spodziewać. Nie było ani jednej wsi, gdzieby nie zadawano mi pytań, związanych z religją, gdzieby nie interesowano się temi kwestjami i nie proszono by ich oświecić. Zagadnieniami religijnemi włościanie interesują się, a szczególnie młodzież i warstwy średnie“.
I znów ta sama historja: oświecić — niema kto. Obok siebie ścierają się dwa wpływy. Z jednej strony „pop z ambony publicznie pozbawia dziewczynę — komsomołkę prawa do całowania krzyża, w domu ojciec znęca się nad dziewczyną“ — również za to komsomolstwo. A z drugiej strony i pp. partyjnicy współdziałają na rzecz tego wstrętu do partji i wszystkiego partyjnego. Oto np. opowieść Martynowa: „Antyreligijnej systematycznej propagandy na wsi niema, lub też spotyka się ją w najbardziej potwornej formie. Tak np. w tej samej Matwiejewce w dzień Trzech Króli zaszedł następujący wypadek: przygotowano Jordan (robi się na rzece w formie krzyża, wieczorem, w przeddzień Trzech Króli). Lecz rankiem, gdy ludność przyszła na Jordan, na samym krzyżu znaleziono kał ludzki. Kto to zrobił — niewiadomo. Włościanie utrzymywali, że to komsomolcy. Zmuszeni byli oczyścić nowe miejsce, zrobić nowy Jordan, nabrali wody święconej i poszli. Lecz kiedy wieczorem przyszli mieszkańcy, którzy rankiem nie zdążyli nabrać wody, to znaleźli tam znowu kał ludzki. Jest to, ma się rozumieć, ordynarne i potworne“.
Komuniści żądają, ażeby partja jak można najprędzej „zajęła się kwestjami religijnemi“, gdyż „włościanie przechodzą do różnych sekt“.
Nawet nie przychodzi im do głowy zadać sobie pytanie: jak, właściwie, ateiści, zdecydowani ateiści, mogą „zajmować się kwestjami religijnemi“? A czy też ośmielą się zajmować niemi tak, ażeby nie wyszło „ordynarnie i potwornie“?
W ostatecznej konkluzji widać, że Sowiety mimo reklamowanej wielce swej opieki nad włościanami, mimo obietnic zaprowadzenia światła elektrycznego w zrujnowanych chatach, mimo traktorów i innych maszyn rolniczych, nie zdołały przekonać wsi do swojej władzy.
Dowodem tego są wybory do sowietów wiejskich. Pomimo wszelkich usiłowań i rozległej agitacji przeszło do nich zaledwie 5% komunistów, resztę stanowią bezpartyjni. Dowodem tego są nader liczne zabójstwa komunistów, popełniane na wsiach, tak, że przeznaczenie na urząd wiejski w niektórych okręgach uważane jest za niełaskę, równoznaczną z karą śmierci.
Wieśniak rosyjski, pogrążony w krańcowej nędzy przez Sowiety, dziś szuka sekty, która by zadowolniła i rozstrzygnęła jego wątpliwości religijne, jutro zaś szukać będzie władzy, która by mogła zadowolnić jego obudzone przez rewolucję potrzeby kulturalne, podniesienie gospodarstwa jego i dobrobytu, a przedewszystkiem która by uznała samodzielność jego w budowie nowego życia.
Wyrazem tego opozycjonizmu jego jest negatywny stosunek jego nietylko do Marxa, ale i do marxistów, którzy nie wiedzą jak zjednać go sobie.
I ten oporny stosunek włościaństwa stanie się przyczyną upadku władzy Sowietów.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Edmund Krüger.