Portrety literackie (Siemieński)/Tom II/XIII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Lucjan Siemieński
Tytuł Franciszek Morawski
Pochodzenie Portrety literackie
Wydawca Księgarnia Jana Konstantego Żupańskiego
Data wyd. 1867
Druk N. Kamieński i Spółka
Miejsce wyd. Poznań
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron


XIII.

Jeżeli szczęście domowe, do którego tak wzdychał, kwitło w Luboni, jeżeli życzenia jego spełniały się w pomyślności dzieci — to nadeszły wypadki, które serce Polaka, obywatela, zatruły niezmiernym smutkiem. Było to coś tak strasznego, tak nieludzkiego, jak zamach bratobójczy.
Wypadki galicyjskie w r. 1846 w oczach jednych mogły być zasłużoną karą, w innych straszném ostrzeżeniem. Do tych ostatnich należał Morawski, który zawsze brał stronę wieśniaka i zżymał się na ślepotę oświeconéj warstwy, nieumiejącéj czy niechcącéj wyłamać się z nałogowego stosunku do ludu, aby wątpliwe korzyści teraźniejszości, dla przyszłości poświęcić. Ten brak inicyatywy w najważniejszéj pracy, przypłacano teraz podwójną klęską na polu socyalném i polityczném.
Szkoda wielka, że nie ma żadnego listu pisanego pod wpływem katastrofy — jest tylko późniejszy z d. 24 maja 1846:
„Zacząłem w tym przeciągu czasu i drugi list, alem go nie posłał, bo niewiedzieć co teraz pisać można. Serca przepełnione boleścią i oburzeniem na głupstwo ostatnie, czyli raczéj zbrodnię, a mówić o tém tak gorzko, nieznośnie, i może nie ważyłoby się tak wyrazów jak należy; lepiéj więc milczyć.... Okropności już prawie wiemy, niepodobna aby i o szlachetnych czynach i poświęceniach się coś do nas nie doszło, a te w burzach więcéj mają blasku i wydatności, niż w czasach pogody i pokoju. Zbrodnia jest szałem chwilowym ludzkości, naturą jéj poczciwość. Inaczéj żaden społeczny węzeł, żadne domowe szczęście istniećby nie mogło nigdy i nigdzie.... U nas tu wszystko spokojnie, lecz teraz za nic ręczyć nie można, kiedy febra głupstwa tak silnie trzęsie chorych. Może téż Bóg zmiłuje się i położy tamę złemu, środkami sobie wiadomemi. Skutki przecie ostatnich zdarzeń zawsze najsmutniejsze będą, na długo. Uważaj tylko, że to, co dotąd zwaliśmy rozbiorem, już aż do rozkładu chemicznego postąpiło. Jakże serce nie ma się krwawić, myśl nie zczernieć!
....Z Galicyi smutne zawsze dochodzą nas wieści, które i wy macie i może pewniejsze i smutniejsze jeszcze. Militia est vita humanis, jak mówią; boć z ilu to sprzecznościami w czasach naszych walczyć trzeba. Byłyć wprawdzie i dawniéj okropności. Czytam teraz wiek Leona X. przez Audin; obok wielkości i wzrostu chrześciańskiéj cywilizacyi, ileżto szkarad, bezeceństw! Nasze szkarady są innego rodzaju; lecz kto nie da się powodować samym wrażeniom osobistym i miejscowym, wiele także wyższych rzeczy w czasach naszych postrzeże. Trzeba przeklinać, co jest wartem przekleństwa, lecz przedewszystkiém sprawiedliwym być trzeba.“
Po wypadkach w Galicyi zaczęto i w Królestwie myśleć nad reformą włościankich stosunków. Jędrzéj Koźmian, z którym jenerał w ciągłéj zostawał korespondencyi, był jednym z tych, co bardzo czynnie krzątali się około tego dzieła. Kilka ustępów z odpowiedzi jenerała, co do téj materyi, dadzą poznać, jak ją pojmował:
„Wierzę bardzo temu, co mówisz, że dla wielu obywateli trzeba było mordów galicyjskich, aby im otworzyć oczy, że konieczném jest wprowadzenie nowego porządku w stosunki włościańskie; że raz już trzeba, aby bardziéj bratnie i chrześciańskie były. Długo wczoraj z J. Z... gadałem o sposobie oczynszowania, ale niepodobna mi było przystać na jego zasady, choć z wielu miar światłém rozumowaniem wspierane. U nas w Księstwie nie od nas wyszła inicyatywa oczynszowania, i to nie przynosi nam chluby; ale skoro raz rząd oznajmił swoją wolę, jak najwspanialéj szliśmy torem wskazanym, przekonani, że trzeba ile możności wynagrodzić błędy poprzedników naszych, że wreszcie sprawiedliwość sama każe przyznać im pewne prawa do téj ziemi, którą tylowiekowym potem przynajmniéj w połowie kupili, przez którą z nami jedną rodzinę, jedno plemię składają. Podług zaś zasad pana J... Z.., zdaje się, że z łaski tylko, z litości, z rachuby, a może i z obawy na obecne czasy uczynić to wypada. Ja w chłopie coś więcéj widzę niż machinę o dziesięciu palcach. Był on przeciw własności, koniecznie za dzierżawcami, dla tego chyba, że dzierżawy porobił, utrzymując, że dzierżawca lepiéj się rządzić będzie, niż dziedzic; a ja i tych i tych czasem durniami a nawet potężnemi, widziałem. My u siebie widzimy, jaki jest skutek wdzięku własności, pewności, że dla dzieci się robi; że nikt nigdy nie wyżenie z chaty i niwy. Boi się słusznie J... Z... rozrabiania; wprawdzie wszyscy się boim tego; ale czyż temu zaradzić nie można? Jeżeli kiedyś były w Polsce prawa, żeby większéj własności nad posiadaną nie nabywać, to i najmniejszość téj własności dałaby się oznaczyć ustawami. Oburzył się najbardziéj na mnie, gdym powiedział, że obowiązkiem religijnym jest pana, jak żebrakowi nie mogącemu pracować dać jałmużnę, tak wyrobnikowi swemu, pragnącemu pracować dać zarobek koniecznie; inaczéj za jego kradzieże, łajdactwa, a może i zabójstwa przed Bogiem będzie odpowiedzialność. Są chwile, lata tak głodne, że choć wyrobnik zawsze ma pierwszeństwo do zarobku, przecież i oczynszowanego chłopa pożyczką, zarobkiem, wspomagać jest koniecznością, jeżeli chcemy rościć sobie prawo do nazwy chrześcian. Zaprzeczał mi tego zupełnie, mówiąc, że taka n. p. Ordynacya ma sto tysięcy chłopów, a więc codzień sto tysięcy złotych dawaćby musiała. Jam mu na to odpowiedział, że kto ma taki ogrom majątkowy, zawsze kapitału obrotowego przynajmniéj dwa lub trzy miliony mieć powinien, który w takich przypadkach uratować jedynie zdolny. Powiedziałem daléj, że nie może być wsi skończonéj kiedykolwiek, a tém bardziéj ordynacyi, a więc melyoracya zawsze jest do przedsięwzięcia, i wracająca koszta z procentem, byle rozsądnie wybraną i uskutecznioną była. Dodałem wreszcie, że kto chrześciańskim obowiązkom pana we wsi swojéj nie jest zdolny odpowiedzieć, nie powinien przez sumienie wsi posiadać. Kocham i szanuję bardzo J... Z... i wiem, że nie jest z tych ludzi, qui voudroit faire une bonne affaire, zyskać na oczynszowaniu — ale nie widzę w nim tego przekonania, uczucia obowiązku, że jeżeli bez ofiar nie da się rzecz zrobić, ofiary te uczynić potrzeba. Prędzéj on zrobi tę ofiarę, niż przyzna, że ją zrobić jest obowiązkiem. Zawsze ta nieszczęśliwa łaska i rachuba! Jeżeli można bez ofiar, tém lepiéj; u nas w Poznańskiém niepodobna było. Piątą część majątków wszyscy stracili; lecz ją wkrótce lepszym porządkiem i oszczędnością i dokładniejszą gospodarką odzyszczą. Starajcie się, aby wilk był syty i koza cała. Mnie tylko o to idzie, aby uczucie sprawiedliwości było pobudką, a nie rachuba zimna, ani duma łaski, ani podłość trwogi obecnéj. Mówisz, że radzić się mnie zamyślasz. Źlebyś bardzo trafił, bo ja nie znam historyczności tego aktu w Księstwie; rzecz już oddawna gotową zastałem, dopełniłem ją tylko szerzéj i zgodniéj z życzeniami gminy. O taksach więc, ustawach, nic nie wiem; bo już mi to po skończonéj rzeczy niepotrzebne. Z powyższéj rozmowy, jak łatwo zrozumiesz, nie mógłem być kontent. Rachuba angielska — kiedy u nas na co innego, na położenie i historyę patrzećby należało.“
W kilka miesięcy późniéj, kiedy projektowane reformy włościańskie w Królestwie skończyły się prawie na niczém, tak pisał:
...„Tyle przykładów dobrych, groźnych dokoła — a nic nie pomogą. Za cóż Bóg ma błogosławić?! Serce moje radowało się u was przy naradzie o włościanach, nigdym milszego uczucia nie uniósł w sercu — jakże więc boleśnie, okropnie boleśnie, i tego jeszcze doznać zawodu! Szanuję bardzo pana J. Z... ale w téj sprawie jest to demon prawdziwy. Czemu nie da drugim lepiéj zrobić niż on? Zresztą, nie trzeba było wielkiéj wymowy i silnych argumentów, aby naszych właścicieli przekabacić, na drogę łatwiejszych i starych zwrócić korzyści. Grubo i szeroko leży przekleństwo na nich. Jedna myśl, jedno poczciwe uczucie, mogło je odrzucić na zawsze. Nie wiem co już pomoże, kiedy odor krwi nie pomógł. W takich umysłach i sercach myśl odkupienia nigdy urodzić się nie może. Ze wszystkich ciosów ten jest najsroższy, bo własną zadany ręką. Nie wiem co uczynisz przez wzgląd na okoliczności; ale wiem i to mocno, jasno i głęboko wiem, że jeżeli tylko możność dozwoli, dasz przykład wytrwałości w lepszém, zapracujesz tak na dobre, jak drudzy na złe, na stratę, jak drudzy na korzyść mniemaną. Mój ojciec był tu pierwszy, który wszystkie w dawnych czasach daremszczyzny i nadużycia skasował; pamiętam wróżby, groźby i szyderstwa. Nie dał się niemi zatrzymać. Nie doczekał zupełnego uwolnienia włościan, ale pamięć poczciwą zostawił na ziemi, a w niebo uniósł zasługę chrześcianina. Nietylko na placu bitwy trzeba Czarnieckich!
...Nic mi nie donosisz o kraju, z którego wracasz (z Galicyi) a przecież to kraj Radklifów, Dumasów. Dramat tameczny ledwie za dwa wieki będzie cały wypowiedzianym. Zbliżamy się do okropnéj rocznicy tylu mordów. Daj Boże! aby sroższe jeszcze zbrodnie nie zatarły ich pamięci. Chciałbym głosem gromu zagrzmieć w uszy naszéj szlachty; lecz ona ma oczy, a nie widzi; uszy, a nie słyszy. Kiedy jedna ślepota u ludu, druga u młodzieży niedowarzonéj, trzecia u właścicieli wiosek, nie ma słońca, któreby taką noc rozjaśniło! Jak dobrze, że w takiéj chwili nie ma Jaksów, boby i niemi weselić się było zbrodnią. Szczęśliwe czasy! gdzie największą u nas szkaradą był wiersz głupi.“
Jak przewidującemi były uwagi Morawskiego o uwłaszczeniu włościan, niepotrzebuję powiadać; sprawa ta w ówczas rozstrzygnięta, niebyłaby się rozstrzygła w sposób gwałcący prawo własności jak to dzisiaj widzimy.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Lucjan Siemieński.