Pomoc wzajemna jako czynnik rozwoju/Wstęp

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Piotr Kropotkin
Tytuł Pomoc wzajemna jako czynnik rozwoju
Wydawca Wydawnictwo Księgarni Społecznej „Książka”
Data wyd. 1921
Druk R. Olesiński, W. Merkel i S-ka
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Jan Hempel
Źródło Skany na Commons
Inne Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
WSTĘP.

Podczas podróży, które w młodości odbyłem po Wschodniej Syberji i Północnej Mandżurji, szczególnie uderzyły mnie dwie strony życia zwierzęcego. Jedna z nich — to nadzwyczajna ostrość walki o byt, do której większość gatunków zwierzęcych bezlitośnie zmuszana jest przez przyrodę; to olbrzymie zniszczenie życia, perjodycznie wywoływane przez czynniki naturalne; to wreszcie wynikające z tego nadzwyczajne ubóstwo życia na badanych przeze mnie obszarach. Druga zaś strona — to brak tej ostrej walki o byt pomiędzy zwierzętami, należącymi do tego samego gatunku, walki uważanej przez większość darwinistów (ale nie przez samego Darwina) jako znamię główne życia zwierzęcego i podstawowy czynnik rozwoju; podkreślam — walki pomiędzy osobnikami tego samego gatunku nie znajdowałem, jakkolwiek szukałem jej zawzięcie.
W północnej części Eurazji w lutym i w marcu przychodzą olbrzymie burze śnieżne, po których następują nadzwyczaj ostre mrozy; mrozy i zawieje powtarzają się potem w drugiej połowie maja, gdy drzewa są już w kwiecie i wszędzie roi się od owadów; wczesną jesienią przychodzą nieraz mrozy, a w lipcu i w sierpniu zdarzają się obfite opady śnieżne, w ciągu jednej godziny niszczące niezliczone mnóstwo owadów łącznie z drugim pomiotem ptaków stepowych; we wrześniu i w sierpniu, z powodu musonów, w okolicach o klimacie bardziej umiarkowanym padają deszcze tak ulewne, że wywołują powodzie w rozmiarach znanych jedynie w Ameryce i w Azji Wschodniej i zatapiające nieraz przestrzenie tak wielkie, jak państwa europejskie; wreszcie w pierwszej połowie października zdarzają się wielkie śniegi, czyniące niemożliwem życie dla zwierząt przeżuwających i zabijające je całemi tysiącami. — Oto warunki, w których obserwowałem walkę życia zwierzęcego z przyrodą w Azji północnej. Dzięki tym obserwacjom bardzo wcześnie doszedłem do należytej oceny tego, co Darwin nazywał „tamą naturalną przeciw przeludnieniu”, a co jest znacznie potężniejsze, aniżeli walka pomiędzy jednostkami tego samego gatunku, zdarzająca się tu i owdzie, nie wytrzymująca jednak najmniejszego porównania z walką przeciw przyrodzie. Na tych olbrzymich przestrzeniach, które nazywamy Azją Północną, znamieniem szczególnem jest ubóstwo życia, a nie jego nadmiar; doprowadziło to mnie do wątpliwości poważnych — potwierdzonych później przez badania — o rzeczywistości tego srogiego spółzawodnictwa o żywność, które toczyć się ma wewnątrz gatunku, a które było przedmiotem wiary większości darwinistów: słowem — zwątpiłem, czy spółzawodnictwo odgrywa rzeczywiście tę dominującą rolę, jaką przypisywano mu przy powstawaniu nowych gatunków.
Z drugiej znowu strony, gdy obserwowałem życie obfite, jak np. nad brzegami jezior, gdzie gromadzą się dziesiątki gatunków i miljony jednostek w celu wyhodowania potomstwa; w kolonjach gryzoniów; w olbrzymich — iście amerykańskich wędrówkach ptaków nad brzegami Ussuri; szczególnie zaś w wędrówkach: danieli, które miałem możność obserwowania nad Amurem, gdzie ogromne stada tych zwierząt rozumnych zbierały się z wielkich obszarów, uciekając przed śniegami i w zamiarze przejścia rzeki w miejscu najwęższem — we wszystkich tych i tym podobnych scenach, rozgrywających się przed mymi oczami, widziałem w świecie zwierzęcym pomoc wzajemną w takich rozmiarach, że doprowadziło mnie to do uznania jej za czynnik pierwszorzędny w utrzymaniu życia, w zachowaniu każdego gatunku i w jego rozwoju.
Z drugiej znowu strony, ilekroć miałem możność obserwować zwierzęta w okresie walki o byt — np. badając pół dzikie bydło i konie w kraju zabajkalskim, zupełnie dzikie zwierzęta przeżuwające, wiewiórki i t. d. — stwierdziłem, że wszędzie tej ostrej walce wewnętrznej towarzyszy obniżenie intensywności życia i gatunki lub ich części, zmuszone do niej, wychodzą z tej próby zdziesiątkowane i znacznie słabsze. To doprowadziło mnie do wniosku, że okresy ostrego spółzawodnictwa bynajmniej nie są okresami rozwijania się gatunku.
To też gdy później zająłem się stosunkiem darwinizmu do socjologji, nie mogłem pogodzić się z żadną z darwinistycznych rozpraw socjologicznych. Rozprawy te bowiem usiłowały dowieść, że człowiek dzięki swej wiedzy i rozumowi może złagodzić ostrość walki o byt pomiędzy ludźmi; wszystkie jednak przyznawały także, że walka o byt, walka o środki do życia, jest prawem natury, jednako obowiązującem człowieka, jak wszystkie zwierzęta. Poglądu tego nie uznawałem, ponieważ nie widziałem bezlitośnej walki wewnątrz jednego gatunku i nie była ona dla mnie warunkiem postępu.
W styczniu roku 1880 prof. Kessler, dziekan uniwersytetu petersburskiego, ogłosił pracę pod tytułem „Prawo pomocy wzajemnej“: praca ta rzuciła nowe światło na cały przedmiot. Pogląd Kesslera streszcza się w tem, że obok prawa walki wzajemnej działa w przyrodzie prawo pomocy wzajemnej, które dla rozwoju gatunku jest dużo ważniejsze, niż prawo walki wzajemnej. Myśl ta — będąca w rzeczywistości jedynie rozwinięciem poglądów Darwina, wyrażonych w „Pochodzeniu człowieka“ — wydała mi się tak słuszna i ważna, że od chwili zapoznania się z nią, od roku 1883, począłem zbierać materjały dla uzasadnienia poglądu, który Kessler w swym odczycie tylko zaznaczył, lecz nie rozwinął. Umarł bowiem w r. 1881.
W jednym tylko punkcie nie mogłem całkowicie podpisać się pod poglądami Kesslera. Odwoływał on się mianowicie do „Uczucia rodzicielskiego“, do dbałości o swoje potomstwo, jako do źródła przychylności wzajemnej pomiędzy zwierzętami. Trudną wprawdzie byłoby rzeczą określenie, w jakiej mierze uczucia rodzicielskie rzeczywiście przyczyniają się do rozwoju instynktów społecznych w zwierzętach, w jakiej zaś mierze wchodzą tu w grę czynniki inne. Dopiero po ustaleniu faktów pomocy wzajemnej pomiędzy różnymi zwierzętami i po ustaleniu jej wpływu na ewolucję, będziemy mogli zbadać, co w rozwoju uczuć społecznych zawdzięczać należy uczuciom rodzicielskim, co zaś samemu instynktowi społecznemu. — W każdym razie niewątpliwą jest rzeczą, że instynkt społeczny rodzi się już na najniższych stopniach świata zwierzęcego, być może nawet w stadjum kolonji. Zgodnie z tem, usiłowałem przedewszystkiem określić znaczenie pomocy wzajemnej jako czynnika ewolucji, uważając, że badanie źródeł tej pomocy wzajemnej, będzie już zadaniem dalszem.
Znaczenie czynnika pomocy wzajemnej nie uszło uwagi tak genjalnego przyrodnika, jak Göthe. Kiedy Eckerman opowiadał kiedyś Göthemu (w r. 1B27), że znalazł parę piskląt mysich królików, wypadłych z gniazda, i że pisklęta te dnia następnego znalazły się w gnieździe czerwienki (Motacilla rubecula), gdzie żywione były razem z pisklętami, w gnieździe tem urodzonemi, Göthe wyraził z tego powodu zdziwienie i wzruszenie; widział on w tem potwierdzenie swych poglądów panteistycznych i powiedział: „Jeśli to prawda, że żywienie obcego jest czemś powszechnem w przyrodzie, jeśli posiada ono charakter prawa ogólnego — w takim razie niejedna zagadka byłaby rozwiązana”. Następnego dnia powrócił do tego przedmiotu i usilnie namawiał Eckermana (który jak wiadomo był zoologiem), aby przedsięwziął specjalne badania w tym kierunku, zapewniając go, że niewątpliwie odkryje skarby prawdziwe. Niestety, badania te nigdy nie były przedsięwzięte, jakkolwiek możliwe jest, że Brehm, który w dziełach swych zebrał tak obfity materjał odnośnie pomocy wzajemnej między zwierzętami, mógł być pobudzony do tego przez uwagę Göthego.
W latach 1872 do 1883 ogłoszono kilka poważnych dzieł, traktujących o inteligencji i umysłowem życiu zwierząt. Trzy z nich zajmują się specjalnie naszym przedmiotem, a mianowicie; Espinas — „Les societes animales“, Paris 1887. — J. L. Lanessan — „La lutte pour l‘existence et l‘association pour la lutte“, Paris, April, 1881. — L. Büchner — „Liebe und Liebes-Leben in der Thierwelt“. Jakkolwiek dzieła te posiadają wartość bardzo dużą, jest obok nich miejsce na pracę, w której pomoc wzajemna byłaby traktowana nie tylko jako argument dowodzący przedludzkiego pochodzenia instynktu moralnego, lecz również jako prawo przyrody i czynnik rozwoju. Espinas zwrócił uwagę na takie społeczeństwa zwierzęce (mrówki, pszczoły), które oparte są na fizjologicznym podziale pracy; dzieło jego pełne jest spostrzeżeń bardzo ciekawych, napisane jednak było w czasie, kiedy rozwój społeczeństwa ludzkiego nie mógł być jeszcze rozpatrywany przy pomocy wiedzy dzisiejszej. Odczyt Lanessan‘a posiada raczej charakter pięknego szkicu, w którym pomoc wzajemna traktowana jest poprzez całą przyrodę, poczynając od skał morskich, podnosząc się do świata zwierząt i roślin i dochodząc do człowieka. Co się zaś tyczy dzieła Büchnera, pomimo całego bogactwa faktów w niem zawartych, nie mogę się zgodzić z jego myślą przewodnią. Książka rozpoczyna się hymnem do miłości i niemal wszystkie jej ilustracje mają na celu udowodnić istnienie pomiędzy zwierzętami uczuć miłości i spółczucia. Sprowadzanie instynktu społecznego w świecie zwierzęcym do miłości i spółczucia wiedzie ku ograniczeniu wogóle jego znaczenia; zupełnie tak samo, jak etyka ludzka, oparta wyłącznie na osobistej miłości i spółczuciu przyczyniła się jedynie do zacieśnienia poczucia moralnego wogóle. To nie miłość do osoby sąsiada mego — którego często zupełnie nie znam — zmusza mnie do chwytania za wiadro i biegnięcia do jego domu, gdy zobaczę, że się pali; działa tu poczucie dużo szersze, jakkolwiek być może bardziej nieokreślone — poczucie czy instynkt ludzkiej solidarności, poczucie łączności społecznej. To samo zachodzi pomiędzy zwierzętami. Nie miłość to, ani nawet spółczucie (w ścisłem znaczeniu tego wyrazu) doprowadza stada przeżuwających lub koni do tworzenia koła w celu obrony przed wilkami; nie miłość doprowadza wilki do tworzenia stada podczas polowania; nie miłość skłania kocięta lub jagnięta do zabawy i nie miłość skłania dziesiątki gatunków młodych ptaków do spólnego spędzania dni jesienią; również nie miłość i spółczucie osobiste doprowadza tysiące danieli, rozrzuconych na przestrzeni tak wielkiej jak Francja, do tworzenia stad, zmierzających wszystkie do jednego miejsca, w celu przeprawienia się przez rzekę. Mamy tu do czynienia z uczuciem nieskończenie szerszem, niż miłość i spółczucie osobiste; — jest to instynkt rozwinięty stopniowo pomiędzy zwierzętami i ludźmi w ciągu nadzwyczajnie długich okresów rozwojowych, instynkt, który nauczył zwierzęta i ludzi oceniać tę siłę, którą czerpać mogą z pomocy wzajemnej, instynkt, który dał im poznać radości, płynące z życia społecznego.
Znaczenie tego rozróżnienia może być bez trudu ocenione przy badaniach psychologji zwierzęcej, a jeszcze bardziej etyki ludzkiej. Miłość, spółczucie i samoofiara rzeczywiście odgrywają olbrzymią rolę w rozwoju naszych uczuć moralnych. Atoli społeczeństwo ludzkie nie na miłości jest oparte i nawet nie na spółczuciu. Oparte jest ono na solidarności ludzkiej — choćby nawet występowała ona na poziomie instynktu. Mamy tu do czynienia z nieświadomem uznaniem tej siły, którą każdy człowiek czerpie z pomocy wzajemnej; mamy do czynienia ze ścisłą zależnością szczęścia każdego od szczęścia wszystkich; wreszcie z poczuciem sprawiedliwości, które doprowadza jednostkę do stawiania praw każdego ze swych bliźnich na równi z prawami własnymi. Na tej szerokiej i koniecznej podstawie założone są wyższe uczucia moralne. Tutaj jednak wyszlibyśmy już poza granice, zakreślone tej książce i odwołam się tylko do odczytu p. t. „Sprawiedliwość i moralność“, który ogłosiłem w odpowiedzi na etykę Huxley‘a i w którym sprawę potraktowałem obszerniej.
Sądzę więc, że książka na temat — pomoc wzajemna, jako prawo przyrody i czynnik rozwoju — wypełni lukę poważną. Kiedy Huxley wydał w r. 1888 swój manifest o walce o byt, który podług mnie był bardzo niedokładnym przedstawieniem tego, co rzeczywiście widzimy w krzach i lasach, wszedłem w porozumienie z wydawcą czasopisma „Nineteenth Century“, pytając go, czy udzieli miejsca na odpowiedź jednemu z najwybitniejszych darwinistów. Propozycja moja została przyjęta bardzo przychylnie. W sprawie tej mówiłem potem z p. W. Batesem, który powiedział: „tak, to właśnie jest darwinizm prawdziwy. Niech pan napisze te artykuły, a gdy wyjdą, przyślę panu list, który będzie można ogłosić“. Niestety, potrzebowałem około 7-iu lat dla napisania tych artykułów i gdy ostatni był ogłoszony, Bates nie żył już oddawna.
Rozpatrzywszy znaczenie pomocy wzajemnej pomiędzy rodzajami zwierząt, zostałem doprowadzony do zbadania tego samego czynnika w rozwoju człowieka. Było to tem konieczniejsze że wielu ewolucjonistów, którzy zapewne zgodzą się na przyznanie znaczenia pomocy wzajemnej w świecie zwierzęcym, jak np. Herbert Spencer, stanowczo odmówią jej prawa w świecie ludzkim. Twierdzą oni, że w świecie człowieka pierwotnego walka wszystkich przeciw wszystkim jest prawem panującem. W jakiej mierze twierdzenie to nie wytrzymuje krytyki, pomimo tego, że od czasów Hobbes‘a było zbyt chętnie powtarzane, postaram się wykazać w rozdziałach, poświęconych ludziom dzikim i barbarzyńcom.
Liczba i znaczenie instytucji pomocy wzajemnej, powołanych do życia i rozwiniętych przez twórczość gromad dzikich lub półdzikich, podczas najwcześniejszego okresu życia klanowego, a jeszcze bardziej w okresie komunistycznej wsi pierwotnej, i wpływ olbrzymi, który te instytucje pierwotne wywarły na cały późniejszy rozwój ludzkości, aż do naszych czasów włącznie, skłoniły mnie do rozciągnięcia swych poszukiwań również na okresy historyczne. Szczególnie zaś zwróciłem się do badania miast średniowiecznych, przedstawiających okres niezwykle zajmujący, a których wpływ na spółczesną naszą cywilizację jest wciąż jeszcze niedoceniany. Postarałem się wreszcie, choć pokrótce, zwrócić uwagę na znaczenie instynktów pomocy wzajemnej, odziedziczonych przez człowieka w nadzwyczaj długim okresie rozwojowym, a odgrywających w naszem społeczeństwie spółczesnem rolę poważną, jakkolwiek mniemamy zwykle, że życie nasze opiera się na zasadzie: „każdy dla siebie, a państwo dla wszystkich“.
Przewiduję zarzut, że w książce tej przedstawiłem zarówno zwierzęta, jak ludzi w sposób zbyt przychylny; powiedzą być może, że położyłem nacisk na właściwości społeczne, zaledwie dotykając dążeń antyspołecznych i egoistycznych. Było to jednak nieuniknione. W ostatnich czasach tak dużo słyszymy o bezlitosnej walce o byt, którą ponoć prowadzi każde oddzielne zwierzę przeciwko wszystkim zwierzętom, każdy oddzielny człowiek „dziki“ przeciwko wszystkim innym „dzikim“ i każdy człowiek cywilizowany przeciwko wszystkim swym spółobywatelom — i twierdzenia te stały się tak dalece przedmiotem wiary — że jest rzeczą konieczną przeciwstawić im przedewszystkiem obszerny szereg faktów, ukazujących życie zwierzęce i ludzkie w świetle odmiennem. Potrzeba było wskazać na to znaczenie olbrzymie, jakie dla rozwoju zarówno zwierząt jak ludzi posiadają w przyrodzie nawyki społeczne; trzeba było udowodnić, że zapewniają one zwierzętom obronę od nieprzyjaciół, często ułatwiają zdobycie pożywienia (zapasy zimowe, wędrówki i t. d.), zabezpieczają żywot dłuższy, a tem samem ułatwiają rozwój zdolności umysłowych; trzeba było dowieść, że instynkty te dają nadto ludziom możność dalszego rozwijania tych instytucji, które zapewniły człowiekowi zwycięstwo w walce przeciwko przyrodzie, które dały mu postęp wbrew wszystkim przeszkodom dziejowym. Książka ta jest książką o prawie pomocy wzajemnej, jako o jednym z głównych czynników rozwoju; lecz nie o wszystkich czynnikach rozwojowych i o ich względnej wartości. Książkę taką trzeba było napisać, zanim na drugą z dwóch wymienionych czas nadejdzie.
Niewątpliwie byłbym ostatnim z tych, którzy zaprzeczaliby znaczenia dążnościom do samopotwierdzania się jednostkowego w rozwoju ludzkości. Wydaje mi się tylko, że przedmiot ten zasługuje na traktowanie dużo głębsze, niż to, z którem spotykał się dotychczas. W dziejach ludzkich samopotwierdzanie się jednostkowe było i zawsze jest czemś innem, dużo szerszem i głębszem, niż ten małostkowy i ciasny indywidualizm, o którym rozpisują się tak liczni autorzy. Te rzeczywiście wielkie osobistości, które tworzą dzieje, bynajmniej nie pokrywają się z bohaterami, przez historyków opisywanymi. To też zmierzam ku temu, aby w przyszłości rozpatrzyć oddzielnie rolę samopotwierdzania się jednostkowego w rozwoju ludzkości. Na tem miejscu zaś mogę tylko zrobić uwagę następującą: Kiedy instytucje pomocy wzajemnej — takie, jak klan, spólnota wiejska, gildje i grody średniowieczne — poczęły w ciągu dziejów tracić swój charakter pierwotny, kiedy powstały na nich narośle pasożytnicze i instytucje te stały się już tylko zawadą na drodze postępu, powstał przeciwko nim protest jednostek i przybrał wygląd dwojaki. Jedna część protestujących dążyła do oczyszczenia instytucji dawnych, do wytworzenia wyższej formy spółżycia społecznego, opartej na tych samych zasadach pomocy wzajemnej: tak np. usiłowali oni wprowadzić zasadę rekompensaty zamiast zasady odwetu (lex talionis), potem zasadę przebaczania uraz lub jeszcze wyższy ideał równości ludzkiej na miejsce rekompensaty. Jednocześnie jednak druga część tych protestujących usiłowała obalić instytucje pomocy wzajemnej jedynie w celu odniesienia z tego korzyści osobistych. Walka pomiędzy temi dwoma grupami protestujących wypełnia istotną tragedję dziejową. Aby jednak rzeczywiście poznać tę walkę i uczciwie rozróżnić, jakim czynnikiem w dziejach była każda z wymienionych grup, potrzebaby było poświęcić na to conajmniej tyle samo czasu, ile użyłem na napisanie tej książki.
Bromley (Kent) 1902.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autorów: Jan Hempel, Piotr Kropotkin.