Pollyanna/Rozdział XXVIII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Eleanor H. Porter
Tytuł Pollyanna
Wydawca Wydawnictwo Polskie
Data wyd. ok. 1932
Druk Zakł. Graf. i Wyd. B. Matuszewski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Władysław Juszkiewicz
Tytuł orygin. Pollyanna
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


ROZDZIAŁ XXVIII.
Dżimmi zaczyna działać.

— Dżimmi Bin chce się z panią zobaczyć — zameldowała Nansy.
— Ze mną? — zapytała panna Polly zdziwiona. — Pewnie chodzi o Pollyannę? Owszem, powiedz mu, że jeśli sobie życzy, może ją dziś odwiedzić!
— Powiedziałam mu to — odparła Nansy — ale powtórzył mi wyraźnie, że pragnie mówić z panią.
— A więc dobrze, zaraz wyjdę!
Panna Polly opuściła fotel i powolnym krokiem skierowała się do salonu.
Zaledwie ukazała się we drzwiach, Dżimmi niezwykle podniecony podbiegł do niej i zaczął mówić bezładnie:
— Proszę pani... zdaje mi się, że to, co zrobiłem, jest niedobre... Zaraz pani powiem... ale nie mogłem nie zrobić tego! To dla Pollyanny... przecież dla niej zrobiłbym wszystko na świecie... Pani pewnie też mnie zrozumie, jeśli powiem, że przez to jest nadzieja przywrócenia jej zdolności chodzenia! Dlatego właśnie przyszedłem... bo przecież zwyczajna sprzeczka nie może... nie powinna stanąć na przeszkodzie... Ja wiem, że gdy pani zrozumie, to na pewno poprosi doktora Chiltona...
— Co takiego? — przerwała panna Polly tonem, pełnym oburzenia.
Dżimmi westchnął.
— Nie chciałem wcale panią rozgniewać — powiedział — dlatego też odrazu powiedziałem o możliwości uzdrowienia Pollyanny... Spodziewałem się, że pani wysłucha do końca.
— Dżimmi, co chcesz przez to powiedzieć?
Dżimmi znów westchnął.
— Postaram się wszystko, wszystko pani opowiedzieć.
— Dobrze, chłopcze, ale mów spokojnie, pokolei, a wtedy bądź przekonany, że cię zrozumiem. Nie staraj się tylko powiedzieć wszystkiego naraz, bo nic z tego nie wyjdzie.
Dżimmi nabrał tchu.
A więc przyszedł dziś do pana Pendltona pan doktór Chilton i rozmawiali w bibljotece.
Dżimmi zatrzymał się i pytającym wzrokiem spojrzał na pannę Polly.
— Dobrze, rozumiem. Cóż dalej?
— Okno było otwarte, a ja pracowałem w ogródku tuż pod oknem i słyszałem całą rozmowę.
— Jakto! Podsłuchiwałeś?
— Nie, proszę pani! — Dżimmi wyprostował się dumnie. — Nie podsłuchiwałem, tylko usłyszałem niechcący rozmowę i bardzo się z tego cieszę. Pani to zrozumie, gdy jej wszystko opowiem: otóż jest możliwość przywrócenia Pollyannie zdolności chodzenia!
— Co to ma znaczyć, Dżimmi?
Panna Polly zdradzała coraz to większe zainteresowanie.
— Doktór Chilton zna jednego doktora, który mógłby uleczyć Pollyannę, ale przedtem powinien doktór Chilton sam ją zbadać i dlatego bardzo chce ją zobaczyć. Tylko powiedział panu Pendltonowi, że pani nie zgodziłaby się na to...
Twarz panny Polly pokryła się silnym rumieńcem.
— Ależ, Dżimmi, ja nie mogę... nie mogłabym... to znaczy... ja nie wiem — wołała panna Polly, załamując ręce.
— Właśnie dlatego przyszedłem — powiedział Dżimmi spokojnie. — Mówili, że z pewnych powodów, których nie zrozumiałem, pani nie zgodzi się, aby doktór Chilton przyszedł, że pani odmówiła już doktorowi Warrenowi, że doktór Chilton sam nie może przyjść bez zaproszenia z powodu jakiejś tam ambicji zawodowej i jeszcze dużo innych rzeczy. Mówili potem, że gdyby tak ktoś powiedział pani o tem wszystkiem... tylko nie wiedzieli kto, a wtedy ja pod oknem pomyślałem, że mógłbym to zrobić i natychmiast przybiegłem. Czy pani teraz wszystko zrozumiała?
— Owszem, Dżimmi, ale kto jest ten doktór? — pytała nerwowo panna Polly. — Gdzie on jest? Czy oni są pewni, że potrafi uzdrowić Pollyannę?
— Nie wiem, tego nie mówili. Tylko doktór Chilton wspominał, że ów doktór wyleczył już podobny wypadek. Zresztą chodziło im o to tylko, żeby doktór Chilton mógł zobaczyć i zbadać Pollyannę. Pani go teraz poprosi! Nieprawdaż?
Panna Polly odwróciła głowę. Początkowo nawet myślał Dżimmi, że płacze. Lecz panna Polly nie płakała i po chwili powiedziała stanowczo:
— Owszem, zawezwę go! Zrobię to nawet zaraz za pośrednictwem doktora Warrena, który, zdaje mi się, poszedł przed chwilę na górę. A tobie, Dżimmi, dziękuję i... wracaj teraz do domu!
Doktór Warren zdziwił się, zobaczywszy w przedpokoju pannę Polly o wyglądzie podnieconym i zaczerwienionych policzkach, a jeszcze bardziej był zdumiony, gdy mu powiedziała:
— Panie doktorze! Prosił pan o pozwolenie zaproszenia na konsyljum doktora Chiltona, wówczas nie zgodziłam się na to. Otóż obecnie rozmyśliłam się i życzę sobie, aby go pan zaprosił. Chciałabym, aby pan to zrobił zaraz... natychmiast..i zgóry dziękuję!



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Eleanor H. Porter i tłumacza: Władysław Juszkiewicz.