Pan Balcer w Brazylji/III/I

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Maria Konopnicka
Tytuł Pan Balcer w Brazylji
Pochodzenie Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom X
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1925
Druk W. L. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Warszawa — Kraków — Lublin — Łódź — Paryż — Poznań — Wilno — Zakopane
Źródło Skany na Commons
Inne Cała księga III
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Powitanie puszczy. Inwokacja. Pan Balcer puszczę opisuje. Na działach. Horodziej wieś poslką zaleca. Opór puszczy i złudne nadzieje. Przeczucia. Osada Pińczuka. Zwątpiałość. Dudek o powrocie namienia. Pan Balcer wróży ludowi mocnego pieśniarza. Posłuchy o polskiej osadzie. Narady. Mogiła Przytuły. Apostrofa Pana Balcera do puszczy. Strzał Żuka. Wspomnienie łowieckie. Wicher w puszczy. Śmierć Jaśka. Pora deszczowa. Komisja. Pan Balcer od gromady przemawia. Napad babi. U ogniska. Hasło.



I.


W osierdziu[1] puszczy dzień oświtł nam trzeci,
Zemdlonym, ledwo już wlokącym nogi.
Za nami tylko i przed nami świeci
Przestrzał siekierą wyrąbanej drogi.
Ptak śwista jeszcze i jeszcze tam leci
Na pnie, na koron zwalone porogi[2],
Które się bronić przystępu zdawały
W te knieje, niby forteczne zawały.

Pierwszym szedł, pierwszym przestąpił je krokiem,
A za mną walił lud z obojej strony.
A taka gęstwa nakryła nas mrokiem,
Jakby przez niebo zaciągał zasłony.
Drzemy się haszczem w milczeniu głębokiem,
Gdy wtem Horodziej krzyknie: — «Pochwalony!» —

A huk się porwał i rozgrzmiał daleki,
Jakby nam puszcza odkrzykła: — «Na wieki!» —

Więc my poczulim dom i cości swego
W onych niezmiernych dalekościach świata.
Bo to i w puszczy, jak więc u każdego,
Jest dusza, co się z tą człowieczą — brata.
A choć jej głębie zatajone strzegą,
Przemówisz do niej? — wnet odzew przylata,
Właśnie, jakby się druhowie zgadali...
I tak my weszli tam i tak zostali.
...................

Szumcież mi jeszcze, wy ogromne bory,
Sadzone tutaj od naczęcia świata!
I wy, krzyczące ozwijcie się kory,
Gdy po was z jękiem siekiera kołata!
Huczcież mi grzmotem, mazurskie topory,
Gdy skry z nich krzesze prawica żylata,
Jako bywało w ten pierwszy czas stary,
Kiedy się człowiek brał z ziemią za bary.

Niechajże jeszcze na oczach mi stanie
Ten nieprzebyty gąszcz i niestrzymany,
I naród, w swojej siermiężnej sukmanie
U proga puszczy tej rozkrzyżowany,
Suplikujący do Ciebie, o Panie,
Byś błogosławił ten dział mu nadany,
I był tu z nami tak samo pospołem,
Jak w wioskach, białym nakrytych kościołem.

Niechajże jeszcze obaczę te głowy
Żarem spalone i wyschłe do kości,
Jak się na wiew ten i pomierzch borowy
Odkryły i jak tam stały w nagości,
Jak nagle ucichł gwar w ciżbie i mowy,
A naród tak szedł, jakby do świętości,

Do sakramentu... Niech jeszcze zobaczę
Tę puszczę, chwilę tę i te tułacze!
...................

Bór był osiadły w bagnach przez połowę,
A przez pół piął się po skalistym żlebie[3].
Drzewa tam zbitą czyniły posowę,
Utapiające wierzchoły swe w niebie.
Światła się nagłe i mroki surowe
Rzucają, gdy się ta puszcza kolebie,
Par duszny, jak gdy w łaźni grzeją piece,
A piżmo tęgie czuć, niby w aptece.

Od spodu zaraz, z mokrej grzęzawiny
Pędem się wgórę prą okrutne haszcze
Na rękę grubej, strzelistej w kiść trzciny,
Po której chrząsty[4] brzęczą i ptak klaszcze[5].
Spojrzysz w gąszcz — a tam wężowy kłąb siny...
Modrzą się grzbiety i ziewają paszcze.
Nad bagnem kwiaty w jaskrawym się pyle
Chwieją i lecieć zdają, jak motyle.

Dopieroż one ciemne mateczniki![6]
Te skrzypy, jako w organie fujary,
Te jodły[7], co jak szabaśne świeczniki,
Gałęzie od pnia puszczają do pary.
Ten gąszcz, bez nazwy, zmieszany i dziki,
Te stołby[8], niby kościelne filary,
Te kołyszące się, jak z masztów, wiechy,
Te insze, krągłe i zbite, jak strzechy!


Darmobyś tutaj dochodził rozumem,
Jak mienić drzewa te i te szuwary[9].
Bo wszystko tu się pcha gwałtownym tłumem,
Niehamowane i bez wszelkiej miary,
Każde swym kształtem jawiąc się i szumem.
A kto nie widział, nie doda ten wiary,
Bo bitwa prawie jest o dech do słońca,
A ziemia w potach stoi, wciąż rodząca.

Po drzewach pną, się, jak po masztach, liny[10],
Okrutne matnie czyniąc i zasiecze.
Jedno tam wgórę pełznie, jak gadziny,
Drugie, jak woda z dachu, na łeb ciecze...
Liść osobliwszy u każdej krzewiny,
Te jako pióra, a tamte, jak miecze.
Dławi się wszystko i dusi pospołu,
Taka chuć życia u tego żywiołu.

Więc kiedy słońce w te padnie komory,
Przez zieleń sącząc się i szkliwa owe,
Dziwnemi blaski grają one bory...
Właśnie, jak kiedy upadną na głowę
Anielskie z okien kościelnych kolory,
One widziadła lekuchne, tęczowe,
W palmy, w gwiaździce, w róże[11], jak kiedyby
W niebie zaprawił malowane szyby.

Dopieroż nad tem wrzask, świsty, trzepoty...
Ptak leci — nie wiesz, czy płomień, czy kwiaty,
Bo jeden bywa ognisty i złoty,
A drugi modry, jak nasze bławaty.

Inszy lśni, jak te we skarbcu klejnoty,
W szafir odziany i w jasne szkarłaty,
A wstrzęsie pióra, to w onym się ptaku
Blaski migają, by w drogim kanaku[12].

Więc kiedy cię tam to wszystko otoczy,
Te światła, farby, jaskrawe te puchy,
Gdy ci się tęczą rozbłysną przed oczy,
W żywem maczane słońcu ogniomuchy[13],
To ci itak we łbie zakrąży, zamroczy,
Jakby skarb nagle otwarły ci duchy,
Co go w Ojcowskich skałach[14] skarbnik strzeże,
Aż przecknie Łoktek król, a z nim rycerze.

Jakże więc naród w najpierwszej tej chwili
Nie runie w puszczę, nie huknie rozgłośnie!
Tu się Mazury za głowy chwycili,
Że piachów niema i brzoza nie rośnie;
Stają, wracają, próbują tych dyli[15],
Patrzają w kwiaty, tak tkane, jak w krośnie,
A choć tam w piersiach duch ledwo kołata,
Rwą się tak, żeby dźwigali pół świata.

Lecz we mnie, gdym tak patrzał na te dziwy,
Serce się nagle rzuciło, jak młotem...
— O ubożuchne, podlaskie wy niwy,
Toż wy zbożami też tkane, jak złotem!
Toż tam lny nasze, jak szafir ten żywy!
Toć gryki srebrnym świat grodzą nam płotem!

Toć Pan Bóg u nas ma swoje śpichlerze,
Gdzie chleb, zaś tutaj szaty jeno bierze!

Świadcz-że nam teraz, ty ziemio daleka,
Któraś nas sobie rodziła, nie komu,
Czy my ci byli, jak syn, co ucieka
Ze spokojnego macierzy swej domu?
Świadcz nam, czy jedna choć sucha powieka
Była, gdy my tak nieśli pokryjomu
Dusze i głowy z onego stracenia[16],
Gdzie człek wiecznego niepewny zbawienia...

Świadcz-że nam, czy my ciebie się puśclil
Lekkomyślącem sercem i z rozpusty?
Czy nie stawali od mili do mili,
Trzęsącemi się żegnając cię usty?...
Czy zgłem[17] śmiertelnem za siebie rzucili,
Na tę niepamięć wieczną? Czy twe chrósty,
Twe płoty w serca nie wrosły na wieki?...
Świadcz nam, ty kraju miły, ty daleki!...
...................

Prędko się z nami sprawiły urzędy,
Pomiar czyniące przez borów połacie.
Gdzie szli, tam haszcze rąbalim w te pędy,
Na kołach pchając ich, w przewoźnej chacie,
Aż się zrobiły ku niebu wyględy,
Złotej podobne i świetlistej kracie
W dzień, a srebrzącej od gwiazd i miesiąca...
I tak się stała ta puszcza — żyjąca.

Skrzykęli zaraz murzynów z szarwarku,
Iż w tej są bystrzy i sprawni robocie,

Coby na podób swojego folwarku[18],
Chaty stawili i pletli zapłocie.
Przyszli, z brzemieniem tykw złotych na karku,
Gibcy, w tej skóry spalonej nagocie,
I nie fundując się w żadne warsztaty,
Jak stali, tak nam szli budować chaty.

Szałasy raczej zwaćby je z przyczyny,
Iż w nich ni krokwi nie było ni belki.
Wyłamie taki na bagnach pęk trzciny,
Kołek przy kołku zatknie w krąg niewielki,
Zaś ujmie garścią razem u czupryny,
Zwiąże, i tak się sprawiwszy z ciesielki,
Liściem to żywym poszywa do ziemi,
Jak kalenicę chłop snopy żytniemi.

A iżby mu tam budowa nie klęsła,
Obrzuci błotem, ubije ze środka,
Pod wierzchem, na leż, z gałęzi da przęsła,
Mchy nosząc na nie i ściel, jaką spotka,
Zaś patrzy, hardy ze swego rzemięsła
(Choć piły w ręku nie miał, ani młotka),
Myśląc — że cudo! Alić, jak się uda,
To tęższa u nas forteca — psia buda.

Lecz ja, na górce wziąwszy ziemię działem,
Gdzie widniej było w niebo i naokół,
Ognisko sobie pod daszkiem stawiałem,
Pobiwszy z drągów uczciwych ostrokół.
Karczunkum nie chciał brać. Dość mi na małem,
Byle człek życia kowalem już dokuł...
Tak umyśliwszy trwać wolno i luźnie,
Polowąm sobie, jak mógł, zrządził kuźnię.

Przy kuźni, jako ten gołąb pod strzechą,
Jasiek mi gruszył; a to, a znów owo...

Bo wszystko chłopcu tam było uciechą,
Każde piosenką stawało się słowo...
Więc jak dąb zeschły umai się wiechą
Jemioły, zieleń zwinąwszy nad głową,
Sieroctwo moje maiło się wiosną
Chłopięcej duszy, co piórka jej rosną.
...................





  1. W osierdziu — w sercu, w głębi.
  2. Porogi — rosochy, konary.
  3. Żleb (gw.) — szczelina, wyżłobienie w zboczu górskiem.
  4. Chrząst — chrząszcz.
  5. Klaskać — szeleścić skrzydłami.
  6. Matecznik — miejsce w kniei niedostępne.
  7. Araukarje (P. A.) — igławy.
  8. Stołb — murowana okrągła wieża w dawnych grodach, słup.
  9. Szuwar — siano z łąk błotnistych, rośliny błotne.
  10. T. j. liany — wiszące i pnące się rośliny w lasach Ameryki południowej.
  11. T. j. w kształcie palm (palmetek), gwiaździc (gwiazd) i róż (rozet) w stylu gotyckim.
  12. Kanak (tat.) — naszyjnik drogocenny, wogóle rzecz droga; tu: brylant.
  13. Ogniomuchy — owady świetlne, «których miljony zalegają całe przestrznie».
  14. W Ojcowie pod Krakowem są groty, w których według podania miał się ukrywać Władysław Łokietek i tam też dotąd śpi ze swymi rycerzami.
  15. Dyl (niem.) — bal, belka, tu drzewo wogóle.
  16. Stracenie — miejsce zguby, zatracenia.
  17. Zgło śmiertelne — całun.
  18. Folwark (niem.) — tu: osada, wieś.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Maria Konopnicka.