Poezye Tomasza Kajetana Węgierskiego/Oda do Adama Naruszewicza, B. K. S. P. W. Ks. L. o Małem ludzi uczonych poważeniu

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Tomasz Kajetan Węgierski
Tytuł Poezye Tomasza Kajetana Węgierskiego
Wydawca Jan Nep. Bobrowicz
Data wyd. 1837
Druk Breitkopf et Haertel
Miejsce wyd. Lipsk
Źródło skany na Commons
Indeks stron
ODA
DO
ADAMA NARUSZEWICZA,
B. K. S. P. W. Ks. L.
o Małem ludzi uczonych poważeniu.

Ty, co Pegazem jeździsz koniem bystrolotnym,
Coć płynie wena w wierszu sercem tak ochotnym,
Iż to każdy przyznaje i każdy powiada
Żeć Muzy forytują, Febus lejcem włada.
Ty, czy w twe ręce weźmiesz bardon złoto-gwary,
Czy wdzięcznym tonem głośne dąć zaczniesz fujary,
Pienie twe niezrównane na wzór Orfeusza,
Serca zakamieniałe najtwardszych porusza.
Jeźli wojny chcesz stawić rozjadłość zażartą
I na mord ludzi z prasy piekielnej wywartą
Złość niechamowną, widać jak gdyby na jawie
Jako się draby sieką, jak się tłuką krwawie.
Kiedy władogromego opiewasz Jowisza
Który w swych rządach niechce cierpieć towarzysza,
Zda się że niebo, kuty z nieułomnej stali
Z strasznym grzmotem na sobie, żartki piorun wali.
Lecz kiedy zapalczywość złożywszy na stronę,
Słodko-brzmiącej twej lutni dasz głosy pieszczone,
Serce jako wosk taje, a dusza dotkliwa
Podług twej woli na płacz, lub śmiech się zdobywa.
Powiedz, co się to dzieje że wiek tak uczony,
Tylu dzieły ważnemi, z tylu ksiąg wsławiony;
Wiek co sobie zasłużył na mądrego imie,
W małej przecie, rozumnych ludzi, ma estymie?

I tak jest ciężko na to, i tak mocno chory,
Że go ni twe Satyry, ani Monitory,
Przez ośm lat z tego błędu, z tej głupiej ślepoty
Wywieźć niemogły, kiedy trwa w niej aż dopóty!
Mnie się zda, że gdyby kto i Zoila wzorem,
Z obosiecznym nań za to targnął się ozorem,
I wściekłym, za szaleństwo takie ciskał jadem,
Z większą byłoby klęską i z większym upadem.
Tak zły jest rodzaj ludzki i tak jest zepsuty,
Że go już nie ukrócą najmędrsze Statuty.
Wy gadacie, on swoje czyni i nagany
Wszelkie, są to groch próżno na ścianę rzucany.
Darmo; niechaj się kto chce na dowody sili,
Pewna to prawda, która nigdy nieomyli,
Że przy kim są pieniądze, przy tym też zostawa
I honor, i zaszczyty, i urząd, i sława.
Dla czegoż ludzie nętą pobudzeni marną,
Do nauk się z niesytą chęcią wszyscy garną?
Rojąc w mózgowni szczęścia nadzieję omylną,
Chcą być doskonałemi przez pracę usilną.
Więc mądrego Platona jedni tknięci duchem,
Zmarłą Ojczyznę dzielnym pragną wskrzesić ruchem,
Drudzy snując na oko jej świetne zaszczyty,
Wartują sławne dzieje Rzeczypospolity.
Inni rachunkiem biegłym, Niebieskie obroty,
Jasne gwiazdy i okrąg mierzą słońca złoty.
Ci uczą jak powinien czynić Pan troskliwy
By hojny plon zasiane wróciły mu niwy.
Ci z wspaniałym Pindarem spore kroki stawią,
Inni słodką wymową imie swoje sławią.

A każdy z nich, czy w starym wieku, czyli młody,
Pragnie szczęścia dla siebie, lub jakiej nadgrody:
Choć cnota sama z siebie, podług mądrych zdania,
Powinna wzbudzić ludzi do jej poważania;
Jednak mało się znajdzie tak wysokich myśli
Coby z tego powodu kochali się ściśli.
Wielu chce, by w Ojczyźnie wzrost brały nauki
I żeby w niej kwitnęły wyzwolone sztuki;
Lecz żaden widzę na to nie daje baczenia
Co najzdolniej pomaga do ich rozkrzewienia.
Ty co wzbiwszy się w górę lotnemi skrzydłami,
Aż pod modremi bystro bujasz obłokami,
Rzuć też przyjaznem okiem na mój rym ubogi,
A już go, nienawiści ząb nieruszy srogi.
Tobiem winien przezacny Mężu, mówię szczerze,
Że me barki, już miękkie kryć poczyna pierze,
Które, żeby w powiewne mogły porość skrzydła,
Żądza we mnie gorąca, i chęć nieostygła.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Tomasz Kajetan Węgierski.