Veggio co’bei vostri occhi un dolce lume,
Che co’mici ciechi già veder non posso;
Porto co’vostri passi un pendo addosso,
Che de’miei stanchi nonfu mai costume.
Volo con le vostr’ali denza piume,
Col vostro ingegno al ciel sempre son mosso;
Dal vostro arbitrio son pallido e rosso,
Freddo al sol, caldo alle più fredde brume.
Nel voler vostro sta la voglia mia,
I miei pensier nel cuor vostro si fanno,
Nel vostro spirto son le mie parole.
Come luna per sè sembra ch’io sia;
Che gli occhi nostri in ciel veder non sanno,
Se non quel tanto che n’accende il sole.
Widzę blask słodki patrząc w twoje oczy,
Bo moje grubym przysłonione mrokiem,
A kiedy równym idę z tobą krokiem,
Lekkie mi brzemie co mię zawsze tłoczy.
Twojemi skrzydły ulatam ze świata,
Twój duch mnie niesie w przestwór niedosiężny;
Gdy każesz drżący bywam, albo mężny;
Goreję w zimie a ziębnę śród lata.
Bo z twoją wolą moja chęć się godzi,
Bo z twego serca moja myśl się rodzi,
I słowa moje idą z twego tchnienia.
Ztąd jam podobny bardzo do księżyca,
Co tylko wtedy błękitom przyświéca,
Kiedy mu słońce pożyczy promienia.
↑X. Varchi wspomina, że ten sonet był pisany do Tomaso de’ Cavalieri, młodego rzymskiego patrycyusza rzadkiéj urody i biegłości w rysunku, do którego M. A. wielkie czuł przywiązanie. — Zdanie to trudno podzielać — a jeżeli współcześny Varchi może być z jednéj strony powagą, to z drugiéj zapewne M. A. taił się tak ze swemi uczuciami dla Kolonnezy, że lekkomyślnie nazwiska jéj niekładłby przy wierszach.