Spadały często i tłumnie
Na jedno zboże żórawie;
Właściciel jego w obawie,
By pusto nie było w gumnie,
Sieci nad zbożem rozpina, Czyha tajemnie, I nie daremnie;
Bo choć wielu uciekło, złapał z półtuzina. Między temi Złapanemi,
Dostał mu się w niewolą bocian długo-nosy.
— Ha! i wy tu świętoszku! i wy w mojém życie? Wyśmienicie! —
— I ja tu dziwacznemi zapędzony losy.
Mniemam jednak, że niechcesz odjąć mi swobody;
Bo na honor w twém zbożu nie zrobiłem szkody.
Masz przy tém obowiązek szanować me plemię:
Jestem przyjaciel człeka: ropuchy i węże Ciemiężę. Postanowiłem oczyścić ziemię —
— Wierzę, rzekł rolnik, ale pan dobrodziéj
Do mego zboża z złodziejami lata,
I za to będzie skarany jak złodziéj;
Bo kto z takiemi się brata,
Których unikać powinien,
Już przez to samo jest winien. —
Tekst lub tłumaczenie polskie tego autora (tłumacza) jest własnością publiczną (public domain), ponieważ prawa autorskie do tekstów wygasły (expired copyright).