Poezye (Zawistowska, 1909)/Święte/całość

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Kazimiera Zawistowska
Tytuł Święte
Pochodzenie Poezye
Wydawca H. Altenberg
Data wyd. 1909
Druk W. L. Anczyc i Sp.
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ŚWIĘTE
Święte

I powstały, jak świetlne wstają meteory,
Z łun pożarnych poczęte i krwawej topieli,
Drogę z tronów krwią znacząc aż do mniszych celi —
Jak sznur rannych gołębi, lecący w przestwory.

Rozwonił się Chrystusów ogród różnowzory,
Bladym kwiatem, podjętym z śmiertelnej pościeli —
Cudnych twarzy różaniec opłatkowej bieli,
Słodkiemi wonnościami zbyt pełne amfory.

I po rajskich kobiercach, po niebieskim łanie,
Błądzą dziewy męczenne i koronne panie —
Te wszystkie, co obliczem zwróconem od ziemi

W snach widziały Aniołów z skrzydłami białemi,
I korne, wciąż czekały w płomiennej tęsknocie,
Oblubieńca swojego, w purpurze i złocie.





Magdalena


O nie patrz na mnie!... Jam pełna lęku...
Z amforą wonnych olei w ręku
Idę pomazać Twe stopy znojne —
Niosę im nardu wonie upojne,
Żar pocałunków i łez mych strugi —
I klęcząc, warkocz rozplatam długi,
I z stóp Twych kornie biorę na włosy
Łez moich zdroje i oliw rosy...
O nie patrz na mnie... Długom czekała,
Długo płomienna byłam i biała!...
Lecz teraz odwróć te słodkie oczy,
Bo trąd występku mi ciało toczy...
W proch mi skroń zetrzyj stopy białemi,
Bom najgrzeszniejsza między grzesznemi!...

Bom jako owa oblubienica,
Co w snach już widząc miłego lica,
W przededniu jasnym dnia godowego,
Zbiegłszy z wyżyny pałacu swego,
Na żer służalczym pachołom dała
Królewską krasę swojego ciała!...
Lecz nie odtrącaj... Jam Twoje ręce,
W snach widywała i w przeczuć męce...
I drżąc w brutalnych ramion oplocie,
Duszę miewałam w łzach i tęsknocie!...
I w skrach ogniowych, w szału purpurze,
Jak gołąb była o białem piórze!...
...............
Wiem... przyjdą inne — już się wybiela
Straż najprzedniejsza cór Izraela

I niosą kwiatów barwistych snopy,
Pod Twe tułacze wędrowne stopy —
Idą ku Tobie w zwartym szeregu,
Idą ku Tobie w róż białych śniegu!...
Nie mnie iść z niemi — po wieczne czasy
Popiołem zsypię raj mojej krasy,
I w ślad stóp Twoich pójdę pokutna,
Jako służebna, cicha i smutna!...
Nie mnie iść z niemi — Twoje źrenice
Godowych dziewic zrumienią lice,
I Twoje dłonie spoczną litośnie
Na ich liliowej, rozkwitłej wiośnie...
...............
O Rabbi... Rabbi... ja w prochu leżę...
I z Tobą pójdę... i w Ciebie wierzę...

I kładę usta i włosy moje
Pod opylonych stóp Twoich znoje...
O Rabbi... Rabbi...
...............
„Wstań od stóp Moich... Zmazan grzech ciała,
Boś nieskończenie umiłowała —
I odtąd będziesz z śniegu i woni,
Ów kwiat, na dziewic wybranych skroni.

Idź... i oleje pochowaj wonne,
Na namaszczenie dla Mnie pozgonne“.
...............





Kinga i Johelet


Kinga! Johelet! Ciche, Święte głowy —
Dwa przeczyste profile w kwefów obramieniu.
Na gotyckim witrażu, w ekstatycznem śnieniu,
Klęczą siostry dwie białe, dwie królewskie wdowy.

Jak bezcenne klejnoty wziął Je ród piastowy.
Wiotkie lilie, rozwite w mrocznych tumów cieniu,
Dziewice, wstręt czyniące ślubnemu pierścieniu,
Przybrano w oblubieniec ziemskich złotogłowy.

Lecz Chrystus Je od zmazy ustrzegł i od sromu,
Jak pasterz białorune swe strzeże jagnięta —
I po latach, dziewicze do swego wiódł domu.

Więc wielbiły go Kinga i Johelet Święta,
I kornie mu pod stopy słały, jak podnóże,
Biczowanych swych piersi, krwią ociekłe róże.





Weronika

W zgorzeli słońca, po piaskach Golgoty,
Szła z niemi razem... A szły jako stado
Białych łabędzic, wplecione gromadą
Bolesnych kwiatów, między stalne groty.

Wszystkie szły za Nim wśród żołnierskiej roty —
Aż pod trzech krzyżów rozpostartych kołem
Stanąwszy przy Nim, w proch runęły czołem...
A On Je wzrokiem policzył tęsknoty,

I szukał dłoni, coby Mu pot krwawy,
I ślinę wzgardy, i pyły kurzawy
Z twarzy otarła. Lecz w śmiertelnej męce

Bezsilne były Magdaleny ręce...
Tylko litosnej Weroniki chusta,
Skroń Mu otarła, i lice i usta.





Teresa


Jeszcze cierpień o Panie! Te dłonie wzniesione
Naznacz gwoździ męczennych purpurowym kwiatem!
Daj krwią broczyć pod Świętym Ran Twoich stygmatem,
I wbij w skronie bezsenne Twych cierni koronę!

Głód męczeństw mnie pożera, głodem męczeństw płonę —
Więc Ty Wielki, Ty Dobry, Ty bądź moim katem,
I ciało moje rozkrwaw krwi Twojej szkarłatem!
Spal pragnieniem ust Twoich me wargi spragnione!

Kochać, cierpieć, i umrzeć!.. Ach skonać dla Ciebie!
Tobie ponieść mej duszy płomienne pożogi —
Ich żarem wszystkie gwiazdy roztlić mlecznej drogi,

I jak wstęgę ognistą rzucić ją w Twem niebie!...
I widzieć, jak te łuny krwawo rozgorzałe,
Tobie przyćmią oblicze Magdaleny białe!...





Agnesa

Pan na Jej duszę, jak na harfę złotą,
Dłonie położył i rzekł: „Moją będzie —
Białą, jak owe najbielsze łabędzie,
Gdy się w wód modrych kryształy oplotą.

Niechaj gołębich swych skrzydeł prostotą,
Przed Mego tronu wzbije się krawędzie,
I tam stanąwszy, jak ziemi orędzie,
Niech Mi otworzy duszy harfę złotą“.

Więc miłująca i umiłowana,
Jak w gloryę słońca szła w ogień dla Pana...
Przez skry świetliste przeszła żarnych stosów,

Do rozzłoconych, różanych niebiosów —
I skroń dziecięcą do stóp zgięła Pana,
Ta miłująca i umiłowana.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Kazimiera Zawistowska.