Podróże Gulliwera/Część druga/Rozdział VI

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Jonathan Swift
Tytuł Podróże Gulliwera
Wydawca J. Baumgaertner
Data wyd. 1842
Druk B. G. Teugner
Miejsce wyd. Lipsk
Tłumacz Jan Nepomucen Bobrowicz
Tytuł orygin. Gulliver’s Travels
Źródło Skany na commons
Inne Cała część druga
Indeks stron


ROZDZIAŁ VI.

Niektóre wynalazki autora ku zabawie Króla i Królowej.

Pokazuje swoją umiejętność w muzyce.
— Król wypytuję go o stanie Anglji,
o czem go autor uwiadamia.

— Uwagi Króla.



K


Kilka razy w tydzień byłem zwykle przy wstawaniu Króla i miałem sposobność widzieć jak go cyrulik golił; okropne to wrażenie na mnie sprawiało, bo brzytwa była dwa lub trzy razy większa jak kosa. Wyprosiłem sobie razu jednego u cyrulika kilka włosów z ogolonej brody królewskiej, a podziurawiwszy igłą wązki kawałek drzewa, wsadziłem je i przymocowałem: takim sposobem najlepszy grzebień sobie sporządziłem; gdyż mój zupełnie już był zepsuty i zużywany, a w całym kraju nie mógłbym znaleźć rzemieślnika, któryby potrafił grzebień dla mnie zrobić.

Pamiętam także i inną którą sobie sprawiłem rozrywkę. Prosiłem jedną z pokojówek Królowej, aby włosy przy czesaniu królowej wypadające darować mi chciała. Zebrawszy znaczną ilość, poleciłem nadwornemu stolarzowi — co miał rozkaz zrobić mi wszystkie meble jakich tylko będę żądał — sporządzić kilka krzeseł nie większych jak w pudle stojące, i ramy poręczy i siedzenia cienkiem szydłem podziurawić. W tych dziurkach przymocowałem włosy i uplotłem je na sposób krzeseł trzcinowych w Anglji używanych. Gdy były skończone, podarowałem je Królowej a ta je w gabinecie swoim umieściła i wszystkim jako wielką osobliwość pokazywała.

Życzyła sobie raz ażebym na jednem z nich usiadł; lecz ja żadnym sposobem nie dałem się do tego nakłonić przysięgając, że wolałbym tysiąc razy śmierć ponieść, niżeli tak nieszlachetną część mego ciała na wspaniałych włosach Jej Król. Mości umieścić. Zrobiłem też, mając wiele zdatności do mechanicznych robót, z takich samych włosów sakiewkę, blizko dwóch łokci długą, z imieniem Jej Król Mości złotemi literami wyrobionem. Podarowałem ją za pozwoleniem Królowej mojej piastunce, jednak gdy za szczupłą była nawet dla złotych monet, włożyła do niej różne bawidełka, tyle dla młodych dziewcząt powabu mające.

Król był wielkim miłośnikiem muzyki, często przeto były koncerta u dworu przy których i ja w mojem pudle bywałem obecny: ale wrzask był tak okropny, że żadnej melodyi rozróżnić nie mogłem. Wszystkie bębny i trąby jakiej Królewskiej armji, tuż przy naszych uszach bite i trąbione, nie narobiłyby takiego hałasu jak ta muzyka. Trzymałem się przeto w znacznej odległości od niej, zamykałem okna i drzwi mojego pudła, spuszczałem firanki i natenczas dosyć przyjemną mi się być zdawała.

W młodości mojej nauczyłem się grać cokolwiek na fortepianie. Glumdalklitch miała taki instrument w swoim pokoju, i dwa razy na tydzień nauczyciel do niej przychodził. Przyszło mi na myśl zagrać angielską piosenkę na tym instrumencie, dla zabawy Króla i Królowej. Ale to bardzo trudną było dla mnie rzeczą, bo instrument był blizko 60 stóp długi a każden klawisz miał szerokość jednej stopy, tak, że z dobrze rozciągnionemi ramionami, ledwo 5 klawiszów dosięgnąć mogłem, a chcąc ton wydać, całą pięścią w klawisz uderzać potrzebowałem.

Wynalazłem więc nowy sposób grania. Sporządziłem sobie dwa okrągłe kije, których końce powlokłem mysią skórką, abym klawiszów i tonu nie zepsuł. Przy instrumencie umieszczono ławkę na którą mnie postawiono. Latając więc na niej z największą prędkością, biłem kijami w klawisze i tym sposobem byłem w stanie zagrać Ich Król. Mościom angielskiego walca. Lubo nigdy jeszcze ciała mojego tak mocno i ciężko jak przy tem nie natężyłem, nie mogłem jednak więcej jak 6 klawiszów dosięgnąć, a zatem basu i dyszkantu razem grać nie potrafiłem, przez co gra moja wiele na przyjemności straciła.

Król, który jak już wzmiankowałem, bardzo był uczony i rozumny, kazał często przynosić mnie w pudle do swego gabinetu i stawiać na stole. Raz rozkazał mi wyjąć krzesło z mojego pudła i usiąść na swoim pulpicie, tak żem się w równej linji z jego twarzą znajdował.

Tak miałem z nim kilka rozmów. Jednego razu ośmieliłem się powiedzieć mu, że jego lekceważenie Europy i reszty świata, nie odpowiada wcale tak jasnemu jak on ma rozumowi. Wielkość rozsądku nie zależy bynajmniej od wielkości ciała; przeciwnie, w moim kraju, mówiłem, uważano że ludzie wielkiego wzrostu nie są najrozsądniejszymi, a nawet między zwierzętami mrówki i przczoły więcej daleko posiadają roztropności i pracowitości, niż większe od nich rodzaje, i że chociaż Jego Królewska Mość mnie za nic nieznaczące trzyma stworzenie, mógłbym mu może, mimo moją małość, znaczne uczynić przysługi. Król słuchał mnie z uwagą i zaczął lepsze niż przedtem mieć o mnie mniemanie.

Rozkazał mi ażebym mu dokładne rządu w Anglji uczynił opisanie, i lubo książęta zwykle uprzedzeni są na stronę swoich maxym i zwyczajów (co wnosi z moich opowiadań), będzie mu jednak bardzo przyjemnem usłyszeć coś godnego naśladowania.

Łatwo sobie łaskawy czytelnik wyobrazić może, jak gorąco życzyłem sobie mieć talent i język Demostenesa lub Cycerona, ażebym był w stanie głosić sławę mojej drogiej ojczyzny, w stylu jej zasług i szczęścia godnym.

Zacząłem moją mową do Króla opisując, że nasz kraj składa się, wyjąwszy liczne kolonie, z trzech Królestw pod jednym monarchą. Długo też mówiłem o żyzności ziemi i temperaturze naszego klimatu.

Potem nastąpił opis parlamentu angielskiego, składającego się z dwóch ciał prawodawczych. Izby wyższej i niższej. Że Izba wyższa, nazwana Izbą parów, składa się z najszlachetniejszego pochodzenia osób, najpiękniejsze posiadających dobra w całem państwie: że im najtroskliwszą dawają edukacyą tak w naukach jak w sztuce wojennej, aby się stali godnymi radzcami Króla, prawodawcami państwa, członkami najwyższego sądu, od którego nie można apelować: ażeby walecznością, postępowaniem i wiernością, byli zawsze obrońcami swego Króla i ojczyzny. Że ci mężowie są ozdobą i obroną państwa, godnymi następcami sławnych swych przodków, których dostojeństwa były nagrodą szczytnej cnoty od której i oni jeszcze nie odstąpili. Z nimi zasiada w tejże Izbie wyższej wielu mężów świętych biskupami zwanych. Ich obowiązkiem jest, czuwać nad religią i nad jej nauczycielami. Król i najmędrsi jego radzcy wybierają ich z pomiędzy duchownych odznaczających się czystością obyczajów i biegłością w naukach.

Druga część parlamentu, mówiłem dalej, Izba niższa, składa się z mężów oświeconych, którzy przez wzgląd na ich miłość ojczyzny, zdolności i niepospolite talenta, wolno przez lud wybrani, reprezentują mądrość całego narodu. Te dwie Izby prawodawcze są najwznioślejszem zgromadzeniem w całej Europie, któremu wraz z Królem prawodawstwo jest poruczone.

Potem opisałem nasze sądy, gdzie zasiadają czcigodni wykładacze prawa, rozstrzygający w sprawach tyczących się praw własności obywateli, karzących występek i opiekujących się niewinnością. Wspomniałem o ekonomicznem i mądrem zawiadowaniu naszych finansów, o waleczności i doskonałej dyscyplinie naszych wojsk lądowych i morskich. Porachowałem liczbę moich współobywateli, podając wiele milionów liczy każda sekta religijna i partya polityczna. Nie pominąłem nawet naszych zabaw i widowisk publicznych, słowem nic coby mojej ojczyznie honoru przyczynić mogło, i skończyłem krótkim rysem historycznym ostatnich wypadków, od lat blizko 100 w Anglji zaszłych.

Całe sprawozdanie moje pięć audyencyi zajęło. Król słuchał z największem zastanowieniem się, notując swoje nad tem uwagi i pytania które mi czynić zamyślał.

Gdym zupełnie skończył, przejrzał przy szóstej audyencyi swój wyciąg i zadał mi wiele kwestyi, zarzutów i powątpiewań.

Chciał wiedzieć jaką dawają edukacyą młodzieży szlacheckiego urodzenia dla wykształcenia jej ciała i duszy? Czem ona się zajmuje podczas pierwszej i wykształceniu najbardziej odpowiadającej części swego życia? Jak postępują przy wymieraniu starej jakiej familji para, dla skompletowania parlamentu? Czy humor Króla, przekupienie dworskiej damy lub faworyta, albo też chęć wzmocnienia partyi dobru publicznemu nieprzyjaznej, na podobny obiór nie wpływają? Jakie ci lordowie posiadają wiadomości ustaw krajowych? jakim sposobem ich nabywają, aby być zdolnymi do ostatecznego wyrokowania nad prawami swoich współobywateli? Czy są zawsze wolni od łakomstwa, przesądów i stronnictwa?

Czy ci święci lordowie o których mówiłem, dostępują tej godności jedynie przez głębokie swoje wiadomości teologiczne i czystość obyczajów, i czy nie intrygowali, będąc jeszcze prostymi księżami? Czy nigdy taki święty lord nie był protegowany przez jakiego para, za którego pomocą stał się biskupem, a wybrany do tego zgromadzenia idzie niewolniczo za zdaniem swego dobrodzieja, i staje się ślepem narzędziem jego przesądów i namiętności?

Chciał wiedzieć jak postępują przy wybieraniu członków Izby niższej, czy obcy z dobrze napełnionym workiem, nie może za pomocą przekupstwa prędzej zostać od ludu wybranym, jak własny ich pan lub jaki znaczny posiadacz dóbr w sąsiedztwie. Pytał się, czemu tak mocno starają się być wybranymi do izby, kiedy ten wybór z wielkiemi kosztami i trudami jest połączony i nic nie przynosi? Czy wybrani są w tem zupełnie bezinteresowani i czynią to jedynie z wielkiej miłości ojczyzny, a nie starają się być za to wynagrodzonymi przez Króla lub ministrów poświęcając im dobro publiczne? Tyle mi zresztą J. Kr. Mość pytań nad tym przedmiotem zadawał, tyle zarzutów czynił, iż nieroztropnością byłoby wszystkie je powtarzać.

Co do sądów, chciał także ażebym mu niektóre dawał objaśnienia, co z wielką dokładnością uczynić mogłem, bo sam zostałem przez proces bez zwrotu kosztów wygrany, zupełnie zniszczony. Dowiadywał się Król jak długiego potrzeba czasu ażeby sprawa rozstrzygniętą została? Czy wolno adwokatom bronić spraw oczywiście niesprawiedliwych? Czy stronnictwo religijne lub polityczne na to wpływu nie wywiera? Czy adwokaci znają gruntownie ogólne i pierwsze zasady sprawiedliwości, i nie ograniczają się na wiadomości narodowych, prowincyonalnych i miejscowych zwyczajów? Czy adwokaci i sędziowie mają udział w prawodawstwie, czy mogą prawa podług swego upodobania tłomaczyć i wykładać? Czy się nie zdarza, że za i przeciw jednej i tej samej rzeczy występują? Czy ten stan jest bogaty, czy ubogi? Czy za obronę lub konsultacyą biorą zapłatę, i czy mogą być wybranymi na członków Izby niższej?

Co do zawiadowania finansów, powiedział mi, że się w tym względzie niezawodnie omyliłem, podając dochody na 5 lub 6 milionów, kiedy wydatki dwa razy tyle wynoszą. Jeżeli zaś tak jest w istocie, to żadnym sposobem wystawić sobie nie może, jak państwo, na wzór lekkomyślnego człowieka, może większe od swych dochodów robić wydatki. Pytał się, jacy ludzie są naszymi wierzycielami i zkąd bierzemy pieniądze aby im zapłacić. Mocno się dziwił nad tem co mu opowiadałem o naszych wojnach tyle kosztów i ludzi wymagających. Musicie być, mówił mi, najkłótliwszym i najniespokojniejszym na świecie narodem, lub mieć bardzo złych sąsiadów, a wasi generałowie muszą być bogatsi od waszych Królów. Co was obchodzą, mówił dalej, interesa obcych krajów, jeżeli nie mają żadnej styczności z waszym handlem i bezpieczeństwem waszych portów? Najbardziej zastanowiło go to, że utrzymujemy ciągle wielkie armie w czasach zupełnego pokoju i wśród wolnego narodu. Jeżeli się sami, przez wybranych reprezentantów rządzicie, powiedział, kogóż się lękacie, i z kim walczyć chcecie? Któż, dodał, jest lepszym obrońcą domu obywatela, czy on sam, jego dzieci, familia i czeladź; czy banda płatnych z pomiędzy najpodlejszego pospólstwa ślepo wybranych, którzy zarzynając was, daleko więcej zyskać by mogli.

Śmiał się z mej osobliwszej, jak mu się zwać podobało, arytmetyki, gdy mu wyrachowałem wiele każda z partyi religijnych i politycznych liczy stronników. Czemu, powiedział, mający opinie przeciwne dobru publicznemu, mają być zmuszeni takowe zmienić, a nie zmuszeni je ukrywać? Pierwsze jest tyraństwem, gdy niedokazanie drugiego słabością: nie można nikomu bronić, trzymać trucizny w swoim domu, ale sprzedawanie jej publicznie, koniecznie zakazać należy.

Przy opisaniu zabaw naszych wspomniałem o grze: zapytał więc Król, w którym wieku można być przypuszczonym do tej zabawy, i wiele czasu na to się poświęca; czy ona nie staje się czasem przyczyną zniszczenia majątku; czy ludzie podli i występni nie mogą się dorabiać za pomocą tej gry wielkich bogactw, i trzymać tym sposobem nawet naszych parów w niejakiej od siebie zawisłości, przyzwyczajać ich do podłego towarzystwa, odwodzić ich od wykształcenia rozumu i zarządzania swego majątku, a przez straty doznane zmuszać ich do używania przeciwko drugim tej bezecnej zręczności do wygrania, za pomocą której ich samych do szczętu zrujnowano.

Krótki rys historyczny Anglji z ostatniego stulecia w niewypowiedziane wprawił go zadziwienie. Jest to, powiedział, zbiór sprzysiężeń, powstań, zabójstw, rewolucyi, wygnań, i tego wszystkiego co łakomstwo, stronnictwo, obłuda, wiarołomstwo, okrucieństwo, zapalczywość, szaleństwo, nienawiść, zazdrość, rozpusta, złość i pycha wywołać mogą.

W czasie drugiej audyencyi, Jego Kr. Mość powtórzył znowu wszystko to co mu powiedziałem, porównał zapytania które mi czynił z odpowiedziami które mu dawałem, a potem wziąwszy mię na ręce swoje i łagodnie głaszcząc, odezwał się w następujących słowach, które równie jak i ton z jakim były wyrzeczone, nigdy z pamięci mej nie wyjdą.

„Mój mały przyjacielu Grildrygu, przedziwną miałeś mowę na pochwałę twej ojczyzny: wykazałeś najlepiej, że niewiadomość, lenistwo i występek są przymioty stósowne do wykształcenia prawodawcy; że prawa są najdokładniej używane i tłomaczone przez tych, których interesem i dążnością jest przekręcić je, zawikłać i podejść. Pierwotne zasady instytucyi waszego rządu mogłyby jeszcze uchodzić, ale widzę że już wszystko skażone. Wątpię nawet czy jakich dobrych przymiotów wymagają po ubiegających się o wyższe urzęda, czy za cnoty dawają szlachectwo, czy duchowni za pobożność i naukowość wyniesieni zostają, żołnierze za waleczność i dobre postępowanie, sędziowie za poczciwość, senatorowie za miłość ojczyzny, najwyżsi zaś radcy dla wielkiej ich mądrości. Co się tycze ciebie, sądzę, że gdy większą część twego życia przepędziłeś na podróżach, nie jesteś zarażony niecnotami twoich współziomków. Z tego zaś wszystkiego coś mi opowiadał, z odpowiedzi na moje pytania i zarzuty, muszę wnosić: że twoi współziomkowie są najszkodliwszym rodzajem robaków, jakiemu natura na powierzchni ziemi czołgać się pozwoliła.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Jonathan Swift i tłumacza: Jan Nepomucen Bobrowicz.