Podróże Gulliwera/Część druga/Rozdział IV

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Jonathan Swift
Tytuł Podróże Gulliwera
Wydawca J. Baumgaertner
Data wyd. 1842
Druk B. G. Teugner
Miejsce wyd. Lipsk
Tłumacz Jan Nepomucen Bobrowicz
Tytuł orygin. Gulliver’s Travels
Źródło Skany na commons
Inne Cała część druga
Indeks stron


ROZDZIAŁ IV.

Opis kraju.

— Plan do polepszenia nowszych map krajowych,
— Pałac Króla i stolica.
— Sposób podróżowania autora.

— Główny kościoł.



C


Chcę dać czytelnikowi krótki opis Brobdingnagu, o ile go mogłem poznać towarzysząc zawsze Królowej w jej podróżach, która jednak nie oddalała się więcej z okręgu swej stolicy Lorbrulgrud, jak na 700 mil, oczekując potem powrotu Króla granice swego państwa zwiedzającego. Rozległość, tego kraju wynosi 6000 mil długości a 5000 mil szerokości. Ztąd wniosłem że geografowie nasi zupełnie błądzą utrzymując, że między Kalifornią i Japonią samo tylko jest morze. Ja zawsze byłem zdania, że wielki kraj musi być między niemi, dla trzymania równowagi przeciw wielkiej Tartaryi. Geografowie więc powinni karty poprawić, dołączając ten obszerny kraj do północno-zachodniej ameryki, i ja jestem gotów być im ile możności w tem pomocnym.

Królestwo to jest półwyspą, graniczącą na północnowschodniej stronie łańcuchem gór na dziesięć mil wysokich, które z powodu wulkanów na ich szczycie będących zupełnie są niedostępne. Najwięksi nawet uczeni nie wiedzą jaka rasa ludzi za górami mieszka, ani też czy tam kraj jest zamieszkany. Z drugich trzech stron otoczone jest morzem. W całem królestwie nie ma żadnego portu, a ujścia rzek do morza, tak pełne są skał wysterczających i morze jest tak burzliwe, że żaden mieszkaniec nie odważa się wypłynąć. Przez to kraj ten z wszelkiej komunikacyi z resztą świata jest wyłączony. Rzeki zaś okryte są zawsze statkami i mają wielką obfitość ryb najwyborniejszych. Rzadko też mieszkańcy łowią ryby w morzu, bo te nie są większe od europejskich, więc dla nich bez najmniejszego znaczenia. Pokazuje się ztąd, że natura wyłącznie ten kraj obdarzyła zwierzętami i roślinami tak ogromnej wielkości. Przyczynę zaś tego bardzo osobliwego zjawiska zostawiam filozofom do wynalezienia.

Około brzegów mieszkańcy łowią czasami wieloryby, które są ulubioną żywnością pospolitego ludu, raz nawet widziałem tak wielkiego, że go człowiek ledwo udźwignąć zdołał. Niekiedy i do stolicy dla osobliwości przywożą, a nawet na stole królewskim jednego widziałem: zdawało mi się jednak, że Król nie bardzo lubił tę potrawę: może wielkość zwierza odrazę w nim wzbudziła, lubo daleko większe widziałem w Grenlandyi.

Kraj jest bardzo zaludniony, ma bowiem pięćdziesiąt głównych miast, sto mniejszych murami opasanych i wielką ilość wsi. Opis miasta Lorbrulgrud będzie może dostatecznym do zaspokojenia ciekawości czytelnika. Miasto to leży nad rzeką, która przechodząc przez nie, dzieli je na dwie równe części. Ma 8000 domów i 600,000 mieszkańców. Długość jego wynosi trzy glomglung (około 54 mil angielskich) a dwa i pół glomglung szerokości, podług wymiaru przezemnie uczynionego na karcie z rozkazu Króla dla mnie sporządzonej. Karta ta miała 100 stóp długości: chodziłem na niej gołemi nogami, liczyłem stopy i tym sposobem dosyć ścisłego doszedłem rezultatu.

Pałac królewski nie jest regularną budową, ale raczej zbiorem wielu gmachów zajmujących przestrzeń dwóch mil; główne sale są na 240 stóp wysokie przy proporcyonalnej szerokości i długości.

Ja i moja piastunka mieliśmy zawsze do dyspozycyi naszej powóz, dla zwiedzenia miasta i obejrzenia publicznych placów, pałaców i wielkich sklepów. Trzymała mnie zwyczajnie przy sobie w mojem pudle, lecz na prośbę moją często mnie wyjmowała, ażebym mógł wszystko lepiej oglądać. Powóz nasz miał tak wielką powierzchnią kwadratową jak kościół w Westminster, ale nie był tak wysoki; być jednak może że się w tem omyliłem. Jednego dnia zatrzymywaliśmy się przed niektóremi sklepami; żebracy korzystając z tej sposobności, cisnęli się hurmem do drzwiczek powozu, przedstawiając mi widok jakiego jeszcze nigdy europejskie oko nie miało.

Kobieta jedna miała raka na piersi okropnie zapuchłej i tak ogromnych dziur pełnej, że w niektórych cały mógłbym się wygodnie zmieścić. Jeden miał wole wielkie jak pięć wańtuchów, drugi chodził na drewnianych nogach 20 stóp wysokich. —

Najobrzydliwszem zaś ze wszystkiego był niezliczony owad uwijający się na odzieży tych nieszczęśliwych; członki tego owadu mógłem gołem okiem doskonalej rozpoznawać niżeli europejskich za pomocą mikroskopu, i wyraźnie widziałem że pysk mają podobny do ryja świni. Były to pierwsze które tu widziałem i miałem wielką chęć anatomicznie je rozbierać; ale nieszczęściem zostawiłem był instrumenta na okręcie; widok zaś tych zwierząt był tak odrażający, że mi się aż mdło zrobiło.

Oprócz wielkiego pudła zwyczajnego mojego mieszkania, kazała Królowa zrobić dla mnie mniejsze 12 stóp kwadr. objętości i dziesięć wysokości mające, które w podróży było daleko wygodniejsze i na kolanach mojej piastunki lepiej pomieścić się mogło. Zrobił go ten sam rzemieślnik co się sporządzeniem pierwszego tak zaszczytnie był odznaczył. Miało formę czworoboku; trzy jego ściany miały po jednem oknie dla bezpieczeństwa opatrzonem kratami, a w czwartej były dwa skóble do przeciągnienia rzemieni, któremi służący co mnie nosił, pudło do swego ciała przywiązywał. Tym sposobem towarzyszyłem Królowi i Królowej, oglądałem ogrody i oddawałem wizyty, kiedy Glumdalklitch nie była przy zupełnem zdrowiu. Dworzanie bowiem bardzo mnie szacowali i kochali, co przychylności Króla ku mnie, nie zaś moim zasługom winien byłem. I w podróżach wolałem być tak wożonym; kiedy mi bowiem trzęsienie wozu dokuczać zaczynało, służący wyjmował mnie, brał na konia i stawiał przed sobą na poduszce, gdzie wyborny miewałem widok na całą okolicę.

Miałem w tem pudełku łóżko i wiszącą u powały matę, dwa krzesła i stół do podłogi przyśrubowane; a że do podróży morskich byłem przyzwyczajony, ta agitacya żadnego szkodliwego wpływu na moje zdrowie nie wywierała.

Jeżeli chciałem miasto oglądać, noszono mnie zawsze w tem pudełku; Glumdalklitch zaś trzymała je na kolanach sama w otwartej siedząc lektyce, przez czterech ludzi królewskiej liberyi noszonej. Lud który słyszał o mnie, cisnął się do nas pragnąc mnie widzieć, Glumdalklitch była też zawsze tak grzeczną że mnie wyjmowała i stawiała na swem ręku abym lepiej mógł być widziany.

Mocno byłem ciekawy widzieć główny kościół a osobliwie jego wieżę, mającą być najwyższą w całym kraju. Zaniosła mnie tam moja piastunka; lecz muszę wyznać, że zupełnie omylony zostałem w moich oczekiwaniach, bo wysokość jej nawet 3000 stóp nie dochodziła; a jeżeli weźmiemy pod uwagę różnicę zachodzącą między wielkością tych ludzi a naszą, wysokość tej wieży nie tylko na zadziwienie nie zasługuje, ale nawet nie odpowiada stosunkowo wysokości wieży kościoła w Salisbury. Nie chcąc wszelako uwłaczać narodowi, któremu największą wdzięczność winienem, muszę dodać: że co tej wieży na wysokości brakuje, pięknością i gruntownością budowy sowicie jest wynagrodzonem. Mury z ciosowych kamieni wielkości 40 stóp kwadratowych, mają 100 stóp grubości i są ozdobione kolosalnemi z marmuru posągami bogów i cesarzów rzęsisto w niszach ustawionemi. Zmierzyłem mały palec jednego z tych posągów, który się był odłamał i leżał między gruzami i znalazłem, że był na cztery stopy i jeden cal długi. Glumdalklitch obwinęła go w chustkę, wzięła ze sobą do domu i schowała między inne bawidełka, w których, jak każde dziecię, miała wielkie upodobanie.

Kuchnia królewska jest pyszną sklepioną budową, mającą 600 stóp wysokości. Największy piec jest o dziesięć kroków mniejszy w obwodzie, niżeli kopuła kościoła Śgo. Pawła w Londynie, którą dla porównania za powrotem moim zmierzyłem. Ale gdybym chciał opisać roszt kuchenny, ogromne garnki i kotły, sztuki mięsa na rożnach, nie dano by mi wiary, lub posądzono o przesadę podróżującym właściwą. Dla uniknienia tego zarzutu, zanadto może daleko ostrożność posunąłem i w drugą ostateczność wpadłem; a w razie gdyby to moje dzieło na język brobdygnański zostało przetłomaczone, król i naród czytając je, mieliby obawiam się słuszną przyczynę uskarżać się, że przez fałszywe wszystkiego zmniejszanie krzywdę im wyrządziłem.

Król nie ma więcej jak 600 koni w swojej stajni, są one 50 do 60 stóp wysokie. Jeżeli podczas uroczystości jakiej wyjeżdża, natenczas towarzyszy mu gwardya z 500 do 600 kawalerzystów, od której, z początku myślałem, że nie ma nic wystawniejszego; lecz widok jednej części armji w szyku bojowym ustawionej, daleko większe zrobił na mnie wrażenie.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Jonathan Swift i tłumacza: Jan Nepomucen Bobrowicz.