Podróż więźnia etapami do Syberyi/Cześć czwarta/X

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Agaton Giller
Tytuł Podróż więźnia etapami do Syberyi
Wydawca Księgarnia wysyłkowa Stanisław H. Knaster
Data wyd. 1912
Druk F. A. Brockhaus
Miejsce wyd. Poznań – Charlottenburg
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
X.

Nocowaliśmy we wsi Czepcu; 10 wiorst za tą wsią, kończą się wiackie bory a z niemi i wiacka gubernia: weszliśmy w granice permskiej gubernii. Permska gubernia większą jest od królestwa pruskiego, ma bowiem 6,073 mil ☐, ludności zaś tylko 1,637.700, na milę □ wypada — 270 ludzi.
Ludność ta pod względem narodowości, przedstawia także bardzo wiele rozmaitości; Moskale przecież w najznaczniejszej liczbie znajdują się w Permszczyznie, a ludy, między którymi osiedli, powoli wynaradawiają i wynaturzają.
Pierwotni mieszkańcy tej ziemi są: Permiacy, mieszkający w północnej stronie gubernii, pobratymcy Zyryan. Oba te ludy pochodzące z fińskiego plemienia, utworzyły w dawnych wiekach państwo nazywane Wielko-Biarmią czyli Wielko-Permem; granice Biarmii (Permii) rozszerzały się w dzisiejszej gubernii permskiej i wołogodzkiej, stolica była w mieście Wielki Perm, dzisiaj wieś Uść-Wym w jareńskim powiecie, wołogodzkiej gubernii; tu była główna w kraju pogańska świątynia i rezydencya księcia Wielkiej-Biarmii.
Już dawno rzeczpospolita nowogrodzka weszła w stosunki handlowe z Biarmią i powoli szarpała jej granice, aż wreszcie zniszczyła byt tego państwa, które zostawiwszy zaledwo ślad w historyi, znikło nikomu nieznane. Na ziemi Wielkiej Biarmii, wiele miejsc nazywa się Czudzkiemi; są to pospolicie pieczary, kurhany, horodyszcza, w których archeolog może nie jeden sprzęt i pamiątkę z czasów niepodległości Biarmii wyszukaćby potrafił. Stosunki handlowe Biarmczyków z Bołgarami były bardzo ożywione, i za pośrednictwem tych to stósunków, równie jak i przez handel z Nowogrodem, otrzymywali wyroby z Azyi i Europy; z czego wnosić możemy, że stan kraju, był kwitnący, a lud zamieszkujący go, na drodze do kultury. Bołgarowie kilka razy wojowali z Biarmią i z południa rwali jej granice, a z zachodu Nowogrodzianie, lecz ani wojny z Bołgarami, ani z Nowogrodem nie wzbudziły w nich ducha historycznego życia, męztwa i samodzielności. Szabla nieprzyjaciół i pożar siedzib, nie oświeciły tego ludu, nie skupiły i nie utworzyły narodu. Państwo tak trudno i słabo zorganizowane nie miało krwi długiego życia i pchnięte silną ręką ostać się nie mogło.
Apostołem wielkiej Biarmii był ś. Stefan. W Uść-Wymie założył biskupstwo grecko-rosyjskie roku 1383, które w 1503 r. przeniesione zostało do Wołogdy; biskupstwo to nazywało się wielkopermskiem.
Za panowania Iwana III. w Moskwie, wojska moskiewskie pod dowództwem Piestrego plądrowały w tej stronie; Zyryanie i Permiacy po dowództwem Kacza, Burmata i Zyrana roku 1472 spotkali się pod miastem Iskerem z wojskami moskiewskiemi i byli zupełnie pobici. Odtąd zależność tych ludów od Moskwy została utrwaloną.
Permiacy mało różnią się od Zyryanów, mieszkają w czerdyńskim powiecie.
Stara ich wiara była taż sama co i u Czuwaszów, lecz dzisiaj śladów jej dopatrzeć się można w niektórych tylko przesądach i zabobonach, chrześcianizm lepiej i gruntowniej się między nimi przyjął, niż między Czeremisami, Czuwaszami i Wotjakami.
Język Permiaków jest w dobie konania, zanieczyszczony obcemi wyrazami, codziennie traci jakiś wyraz i siłę.
Blondyni, miernego wzrostu, nie odznaczają się ani cnotami, ani też występkami — niegościnni i nieśpiewni, tracą już ostatnie soki wyróżniającej ich od Moskali wegetacyi.
Prócz Permiaków w Permszczyznie z fińskiego plemienia mieszkają jeszcze następne ludy: znani nam już Wotjacy i Czeremisi, Woguli, którzy z Syberyi i Archangielska posuwają swoje koczowiska aż w północne okolice permskiej gubernii, i Tepterzy mieszanina Finów i Tatarów. Tatarzy mają także swoje siedziby w tej gubernii i ich pobratymcy Baszkiry, których atoli główne siedliska znajdują się w sąsiedniej orenburskiej gubernii. Baszkiry jest lud ciekawy; nieraz już widziała ich Europa razem z kozakami plądrujących Polskę i inne kraje, chociaż więc Baszkirów na mojej drodze nigdzie nie spotkałem i nie wchodzą oni w zakres mojej podróży, przecież wiadomości o nich, jakie udało się mi z opowiadania i z książek zebrać, spodziewam się, że zainteresują czytelników i nie będą zbytecznym ustępem w moim opisie. [1]
Baszkiry mieszkają w południowych powiatach permskiej gubernii, wschodnich powiatach wiackiej, w gubernii orenburskiej i w ziemi uralskich kozaków. Część ich prowadzi życie osiadłe i rolnicze, a znaczna bardzo liczba koczownicze i utrzymuje się z licznych stad i bartnictwa. Próżniacy, nieochędożni i pijacy, mają charakter mściwy, podstępny, obłudny i fałszywy. Żołnierz z nich wyborny. Baszkir bowiem, jak każdy Azyata jest doskonałym niewolnikiem, służbistą i podle płaszczącym się. Namiętność do złodziejstwa i grabieży jest szczególniejszą ich cechą; w dawnych wiekach razem z Tatarami jak szarańcza plądrowali, palili i niszczyli Rosyą oraz sąsiednie kraje. Ta to namiętność do grabieztwa była powodem, że ich nazwano grabieżcami; Baszkir oznacza bowiem to samo, co grabieżca. Dzisiaj ujęci w więzy wojskowej dyscypliny, nie napadają w czasie pokoju na mieszkańców, lecz w czasie wojny są plagą okolic, w których się pokażą. W boju nie są mężni i odważni, odwaga ich jest mongolska, podła, ale straszna i niebezpieczna, zależy ona na plądrowaniu okolic razem z kozakami, kradzieży, zdzierstwie, grabieży i pożarach tych, którzy im oprzeć się nie są w stanie. W każdej wojnie, rząd kilka pułków jazdy formuje z Baszkirów, które same umundurować się i utrzymać muszą, i na własny ich rachunek wysyła je na plac boju wraz z kozakami dla wzniecania pożóg, mordów i rabunków nieprzyjaznej ludności.
Baszkiry podzieleni są na kantony, zostają pod zarządem władz wojskowych, położenie ich i obowiązki względem rządu niczem się nie różnią od kozackich. Rząd moskiewski ma właściwy sobie, (jak to już raz mówiliśmy) sposób postępowania z podbitemi narodami. Podbiwszy, zostawia im do czasu prawa narodowe i zabezpiecza utrzymanie języka i obyczaju swojskiego; podatkami zbytecznie nie obciąża, a powoli i nieznacznie odrywa im po kawałeczku ze starych swobód i powoli działa na przenarodowienie ich. Jeżeli się lud zbuntuje, jak Baszkiry, wówczas pokonawszy go, rząd odbiera mu wszystkie stare prawa i przywileje; za pośrednictwem wojskowej służby stara się wynarodowić. W Polsce wojskowe osiedlenia i ogromny pobór rekrutów, jest zastósowaniem tego systematu, w Azyi zamienianie całych plemion i ludów na kozaków. Człowiek w wojskowej służbie traci ducha swobody i samodzielności, a nawet wychowany i wypielęgnowany w zupełnej wolności zamienia się na machinę, którą do wszystkiego użyć można. W wojsku zabronią mu mówić ojczystym językiem, oduczą go obyczaju narodowego, oduczą go myśleć i czuć po krajowemu; a pałkami i kijami, ciągłą służbą i towarzystwem z Moskalami zamienią go na niewolnika, na człowieka, który, jeżeli wróci na miejsce urodzenia, sieje zarazę moralną i narodową między rodakami. Otóż i cały naród Baszkirów oduczyli tym sposobem dawnego obyczaju, wojowniczych i swobodnych nałogów, a zamienili na niewolniczych żołnierzy mogących być plagą innych narodów. Baszkiry sami siebie nazywają Turkami, w dawnych czasach byli pod władzą carów kazańskich, a w znacznej części pod władzą carów syberyjskich. Po zniszczeniu niepodległości obu państw, Baszkiry wpadli pod władzę moskiewską, która, ażeby ich przywiązać do siebie, nie obciążała ich ani podatkami, ani obowiązkami, a tymczasem budowała w ich ziemi fortece i zaludniała obcemi narodami; Baszkiry pojęli, do czego dążą środki przedsiębrane, i chcąc zabezpieczyć zagrożoną wolność, r. 1676 zbuntowali się i złączywszy się z Kirgizami pod dowództwem Sejda zostających, przez trzy lata utrzymywali swe poruszenie, nieraz zwyciężyli Moskali pod dowództwem Zieleniewa i całą wschodnią Rosyą napełnili pożogami, rozbojami i łupieztwem. Obiecana łaska uspokoiła Baszkirów — poddali się. Za czasów Piotra Wielkiego komisarz ufimski Siergiejew, pod którego zarządem znajdowali się Baszkiry, pod pozorem wyszukiwania zbiegłych rekrutów, rewidował ich domy, zabierał im konie i rozwinął surowy systemat ucisku. Baszkiry zniechęceni, schwycili za broń i powstali razem z Meszczerakami, Tatarami i innemi ludami zamieszkującemi w dzisiejszej orenburskiej gubernii. Bunt rozszerzał się jak błyskawica i wszystkie ziemie aż do Kazania, zniszczył ogniem i mieczem. Przez cztery lata 1705, 1706, 1707 i 1708 jenerałowie Piotra Wielkiego nie mogli stłumić buntu, i chociaż Kudriawcow, wojewoda Kazania, i kniaź Chowański pobili ich kilkakrotnie, przecież pożaru ugasić nie mogli, który wreszcie niemając w sobie nowych żywiołów, nie kierowany silną i umiejącą organizować ręką, sam upadł.
Za panowania Anny 1735. r. zbuntowali się po trzeci raz Baszkiry, z tego powodu, iż rząd pomimo ich woli i prawa budował twierdze w ich ziemi nad Jaikiem. Bunt ten okropniejszym był niż poprzednie, okrucieństwa wzmogły się, a pożogi, rabunki szerzyły wszędzie trwogę i zniszczenie.
Przez 6 lat nie mogły wojska moskiewskie pokonać rozżartych Baszkirów, aż wreszcie sami 1741. roku poddali się. Naczelników ruchu i winniejszych surowo śmiercią karano — do 30,000 Baszkirów zginęło na placach egzekucyi, na szubienicach lub pod kulami a ziemie będące ich własnością osadzone zostały przez inne plemiona. Odtąd raz tylko jeden samodzielnie buntowali się Baszkiry, 1755. r. 10,000 wyemigrowało na stepy kirgizkie, lecz z powodu zajść z Kirgizami, wrócili do dawnych siedzib. Roku 1744. zmuszono Baszkirów do służby wojskowej i pilnowania granic; za czasów Pugaczewa wzięli udział w jego buncie, a 1798. roku dano im kozacką organizacyę, która ich zamieniła na lud posłuszny, trwożliwy, niewolniczy a nie wygluzowała z ich charakteru popędu do łupieztwa i grabieży.
Klimat permskiej gubernii jest w ogóle surowy i zimny, siłę mrozów podnoszą wiatry wiejące od morza lodowatego. Północna część gubernii za 60 stopni szerokości jeograficznej, ma klimat bardzo przykry, miejsca trząskie, puszcze i góry wzmagają jego nieprzyjazną potęgę.
Łańcuch uralskich gór wznoszący się do 5,000 stóp wysokości przerzyna z północy na południe gubernią, dzieli ją na dwie różne od siebie połowy i rozrzuca po całej prowincyi odnogi i gałęzie górzyste, obfitujące w żelazo, miedź, platynę, złoto, drogie kruszce i niezmierne górnicze bogactwo. Ztąd też w tej gubernii rozwinęło się górnictwo na wysoką skalę, a huty żelazne, miedziane dostarczają wiele żelaza, miedzi i innych metalów.
Znaczniejsze huty i kopalnie znajdują się na wschodnim syberyjskim stoku Urala jak n. p. huta isietska około Ekaterinburga; wierzchnia nejwińska; stara tewiańska; ałapajewska, wszystkie trzy nad rzeką Nejwą; wierzchnia i niższa tagilska należące do Demidowych nad rzeką Tagilem, najbogatsze w Uralu; kuszwińska, turińska nad Turą; bogosłowska na jedną z rzek wpadających do Tawdy; kamieńska nad Isietem; kamyszeńska. Na samym grzbiecie Uralu i na jego europejskich stokach znaczniejsze huty i zakłady górnicze są: górnoszicki, bisierdzki, bilimbajewski, siergiejewski, jugowski, nowousolski nad Kamą, łenweński i wiele innych. Charakter gubernii jest zupełnie górniczy; rolnictwo pomimo dobrych i sprzyjających uprawie gruntów, wcale nie rozwinęło się i znajduje się na najniższym stopniu gospodarskiej kultury.
Najważniejsza rzeka w gubernii jest Kama, źrodło jej znajduje się w wiackiej gubernii; przerzyna i dzieli zachodnią część Permii na dwie połowy, a w kazańskiej potężnem korytem wpada do Wołgi. Kama jest żeglowną, po niej do Wołgi spławiają górnicze produkta, a Wołgą rozsyłają ją w różne strony carstwa. Do Kamy na terytorium permskiej gubernii wpada spławna rzeka Czusowa, a w orenburskiej znaczna rzeka Biała.
Wody, mające źródła w północnej stronie gubernii, płyną do oceanu Lodowatego, — kanał ekateriński, dzisiaj zapuszczony, łączył Kamę z rzeką Wyczegdą, nad którą mieszkają Zyryanie. Wyczegda zaś wpada do Dźwiny północnej. Na wschodnich stokach Urala, ale w tej gubernii mają swoje źródła rzeki płynące do Irtysza i Oby jak: Uj, Isiet, Pyszma i Tura, (do Tury wpada Tawda) Tagil i inne.
Stolica gubernii jest w mieście Permie. Gubernia dzieli się na 12 powiatów, których stolice są w następujących miastach: w Permie (nad Kamą); w Ochańsku (nad Kamą); w Osie (nad Kamą); w Kungurach (nad Syłwą); w Krasnoufimsku (nad Ufą, ta rzeka wpada do Białej); w Ekaterinburgu (nad Isietem); w Szadryńsku (nad Isietem); w Kamyszłowie (nad Pyszmą); w Irbicie (nad Irbitem i Nejwą); w Wierchoturzu (nad Turą); w Solikamsku (nad Kamą) i w Czerdyniu (nad Kołwą).
Herb gubernii wyobraża na czerwonem polu srebrnego niedźwiedzia, na nim oparta jest ewanielia z krzyżem.
Wracając do naszej drogi, przypominamy, iż za wsią Czepcą weszliśmy do permskiej gubernii. W wiackiej mieliśmy widoki leśne, ściśnięte szczupłą i ponurą ramą borów, tu zaś oko niczem niezatrzymane swobodnie biegło po polach i pagórkach, a z horyzontu wzniosło się na obłoki i chmury pędzone silnym wiatrem po błękitnym stropie; imaginacya weselej, prędzej i rozmaiciej chwyta widoki przestrzeni w szerszych granicach.
W Klenowie (wieś z cerkwią) mieliśmy dniówkę. Mnie i rekrutów umieszczono w izbie karaulnej razem z żołnierzami; na przemianie jednak mało zyskałem, bo izba napełnioną była żołnierzami a pomiędzy nimi tak jak i pomiędzy aresztantami miejsca znaleźć nie mogłem. Rekruci wcisnęli się pod tapczany, ja zaś posłałem sobie na podłodze zaśmieconej tuż obok tapczana; lepszego noclegu znaleźć nie mogłem, bo izba karaulna pełna śmieci i brudu, przedstawiała obrzydliwy obraz. Bez względu na kręcenie się żołnierzy przez całą noc, jedni bowiem wychodzili na wartę, inni z niej wracali, bez względu na to, że grając całą noc w karty ciągle krzyczeli i kłócili się — zasnąłem, ale nie na długo; któryś albowiem żołnierz zamiatając śmieci z tapczanów, osypał mnie niemi zupełnie, a inni niedyskretni i brutalni chodząc po izbie bez ceremonii mnie przekraczali i deptali po nogach. Wstałem i resztę nocy przesiedziałem drzemiąc.
Nazajutrz aresztanci skarżyli się przed oficerem, że na poprzednich etapach szydła im pobrali, a obecnie muszą iść boso, nie mają bowiem czem poprawić podartego obuwia; a dalej prosili o dozwolenie reperowania obuwia w izbie karaulnej. Pozwolenie otrzymali i kilkunastu pod dozorem żołnierzy zajęło się szyciem i łataniem butów i trzewików (kotów).
Pomiędzy innymi przyszedł i Żukow do izby z zamiarem załatania dziur w swoich trzewikach; był to ten sam, którego losy wyżej opisałem i którego romans z guwernantką Szeremetiewa popchnął na drogę występku i nieszczęścia. Podoficer nie wiadomo dla czego, nie pozwolił Żukowowi reperować swoich trzewików i schwyciwszy go za barki wypchnął z izby karaulnej. Żukow protestował przeciw gwałtowi i pokazywał podarte obuwie, wystawiając konieczność zreparowania takowego; lecz nic nie pomogły jego przedstawienia i protestacye, podoficer zawzięty trwał w swoim uporze, aż wreszcie znudzony i zniecierpliwiony Żuków, wymawiając znaną moskiewską klątwę plunął mu w oczy i poszedł do etapu.
Podoficer opowiedział cały wypadek naczelnikowi etapu i prosił o zadosyćuczynienie; oficer nie wysłuchał całej skargi, a już biegł po dziedzińcu i rozkazał staroście, aby natychmiast przyprowadził Żukowa do izby karaulnej. Aresztanci naradzali się: wydać go czy też nie wydawać? wiedzieli bowiem, że kara go nie minie, jeżeli go oddadzą w ręce żołnierzy. Po długiej naradzie stanęło na tem, żeby Żukowa wydać, i zaraz wypchnęli go za drzwi etapu, gdzie stali oczekujący na niego żołnierze; ci w jednym momencie pochwycili go i wciągnęli do izby karaulnej. Tutaj oficer jak wściekły rzucił się na aresztanta, a kazawszy mu ręce skuć na tyle policzkował go; bił pięścią po oczach i nosie, a w końcu kazał go całkiem od stóp do głów obnażyć i chłostać po całem ciele grubemi końcami łozowych kijów. Od szyi więc do pięt pokrwawili naokoło i poszarpali ciało biednego Żukowa, aż wreszcie nasycony zemstą i krwią oficer dał znak, aby go bić przestali; aresztanci tymczasem słysząc wielki krzyk i jęczenie Żukowa zaczęli jedni drugim wymawiać wydanie go na rzeź wściekłemu oficerowi, a śmielsi wystąpili z etapu i zaczęli krzyczeć i wyzywać oficera. Oficer ten był człowiekiem lat 22 lub 23; mocno zbudowany, charakteru gorącego. Ze słów jego i z miny wyrozumiałem, iż uważał się za doskonałego żołnierza i miał pretensyę do bohaterstwa; skoro usłyszał wyzwiska i krzyki wysłał do wsi dobosza, ażeby bębnił na trwogę i zebrał całą wieś dla uśmierzenia buntu. Aresztanci bardziej rozzuchwaleni wołali: «I pomiędzy nami są tacy, którzy szlify nosili; nie dmij się więc i niedokazuj, bo i ty może pójdziesz do Syberyi, jak dziś my idziemy na łańcuchu; patrzcie go! jaki mi? my ciebie j... t.... m.. nauczymy, szlify ci obedrzemy, jak podłemu szelmie i t. d.
Tymczasem chłopi konno, pieszo, uzbrojeni jak na pospolite ruszenie batami, biczami, cepami, widłami, strzelbą i kijami zbierali się przed etapem, okrążyli go, a mniejsza część weszła na dziedziniec; aresztanci strwożyli się i przestraszyli na ten widok, cofnęli się więc roztropnie za kraty i nie było już słychać żadnych klątw i wyzywań. Oficer zaś widząc dostateczną siłę do uśmierzenia jak nazywał buntu i upokorzonych przeciwników, porwał karabin z bagnetem i otoczony łańcuchem dobrze uzbrojonych żołnierzy, pobiegł do szturmu do drzwi spokojnego więzienia. Wpadł pomiędzy aresztantów, gdzie krzycząc i bijąc wszystkich, pytał się: Którzy to, którzy śmieli go przezywać? Aresztanci z uszanowaniem powstali na jego przyjęcie i jeden drugiego oskarżał i wydawał. Oficer po kilkunastu wysyłał na ulicę; tam ich chłopi i żołnierze krępowali łańcuchami, a gdy już wszystkich skrępowali, winniejszych wprowadzili do izby karaulnej, skuli im ręce na tyle i jak Żukowa chłostali aż do krwi. Egzekucya ta trwała dzień cały. Aresztanci słysząc w niebo głosy wołania bitych swoich kolegów milczeli, ani jednym wyrazem lub szmerem nieokazujac swego żalu: zapał oporu, który ich z początku ogarnął znikł zupełnie. Dopóki widzieli w tarapatach jednego Żukowa, śmiało wyrażali niezadowolnienie, lecz skoro zobaczyli energiczne środki oficera, stracili zapał i śmiałość; chociażby ich bili do sądnego dnia, żadenby już z nich oprzeć się nieodważył.
Patrząc na to nieustające bicie przekonałem się, iż mieli racyę ci, którzy dłużej mieszkając między Moskalami, utrzymywali, iż najśmielszy Moskal korzy się, skoro na niego hukniesz, krzykniesz, że i najodważniejszy opierać się nie będzie, skoro zobaczy przeciw sobie przeważającą siłę; iż krzyk, hałas, bicie uważa za dowód wyższej godności, i korzy się przed bijącym jako przed szlachcicem lub czynownikiem, którzy mają prawo bicia innych; że wreszcie Moskal obity i poturbowany prędko zapomina obelgi, a bojąc się szanuje w duszy tego, który go sponiewierał; że wówczas tylko jest śmiały i dzielnie się opiera, kiedy widzi za sobą siłę.
Z radością obici aresztanci ruszyli w dalszą drogę i cieszyli się, iż prędko już pozbędą się surowego naczelnika, lecz pamiętni na wczorajszą chłostę szli w milczeniu, posłuszni najmniejszym skinieniom żołnierzy. Mróz w nocy (4. października) ściął błoto i ułatwił nam podróż.
Okolica usłana jest pagórkami; płaskie doliny i wąwozy długiemi liniami ciągną się i krzyżują w różne strony; reszty wytrzebionych lasów niby kępy sterczą na sfalowanej powierzchni, lub też długiemi pasami ciągną się po wybrzeżach dolin, tu i owdzie pokazują się uprawne pola i wsie daleko od siebie położone. W południe słońce ociepliło powietrze, niebo się wyjaśniło, śliczna pogoda zachęca do bujania po łąkach i polach; na łańcuchu trudno jest używać przyjemności słonecznych chwil jesieni, lecz gdybym to był sam bez straży i łańcuchów, po kilku dniach deszczowych z jakąż rozkoszą poddałbym się wrażeniom pogody?
Ze wsi daleko od traktu położonych kilka kobiet konno wyjechało na nasze spotkanie, wioząc z sobą obfite jałmużny; w permskiej gubernii kobiety jeżdżą konno, rysy mają miękkie i miłe, cerę białą; częściej jednak spotkać można fizyonomie surowe i okazujące wiele fizycznej siły. W ogóle lud moskiewski w tej gubernii jest przyjemny i pod względem kultury stoi wyżej niż chłopi w środkowych guberniach Moskwy.
Nocowaliśmy w Sosnowie, wsi obszernej i dobrze zabudowanej; zamożność i dobry byt wszędzie tu jest widoczny. Cerkiew murowana wznosi się na pagórku.
O wschodzie słońca wyruszyliśmy z Sosnowej; przykuli mnie dzisiaj razem z rekrutami do jednego łańcucha. Śnieg pruszył i wybielił ziemię, około dziesiątej zaczął tajać a w południe stajał zupełnie i zwiększył błoto; brnęliśmy w niem po kolana i opryskani od stóp do głów stanęliśmy w obszernej wsi Dąbrowie, w której mamy dniówkę.
Dąbrowa odległa jest o 11 i ¼ mil od Dobieskiego, ozdobiona jest cerkiewką, ma rynek i kilka ulic. Na rynku zastaliśmy tłumy handlującego ludu.
Etap tutejszy podobny jest zupełnie do innych etapów w tej gubernii; jest to mały kwadratowy domek zakratowany i otoczony wysokim ostrokołem. Partya liczna nie może znaleźć w nim wygodnego pomieszczenia, ciasnota jest tak ogromna, że nawet na wysokim piecu śpią ludzie; ci, którzy ostatni wchodzą do etapu nie tylko nie mają gdzie leżeć, ale nie mają nawet miejsca do siedzenia; ciasnota po błotnej i krwawej drodze i najsilniejszemu odbiera zdrowie, plugastwo i robactwo opanowało już wszystkich i jest przyczyną nieopisanych bólów.
Z Dąbrowy szliśmy przez okolicę urozmaiconą pagórkami i gajami obnażonemi w tej porze; długie doliny wypłowiałe w czasie jesiennej zawieruchy, gęsto są osadzone ludnością; barwa żółto-szara będąca wyrazem starości i rozkładu w naturze powlekła widoki.
Na widnokręgu wznosi się pasmo gór, na szczytach siadły mgły i spuszczają się na pochyłość, są to przednie gałęzie uralskich gór. Nocowaliśmy w więzieniu miasta Ochańska.
Ochańsk[2] położony jest na prawym brzegu Kamy, ma ulice błotne i niebrukowane, domki drewniane; na ulicach nie masz żadnego ruchu, nie słychać i nie czuć życia. Bęben i kajdany wywabiły kilkanaście drzemiących postaci przed zabłocone domy; podawszy jałmużnę aresztantom, chowały się prędko w swoich domkach. Jakież nudne życie prowadzą mieszkańcy Ochańska? co też ich zajmuje, co ożywia? co prócz zaspokojenia codziennych potrzeb jest celem ich życia? czy w umysłach rozświtała już zorza cywilizacyi? czy serce bije szlachetnem przeczuciem moralnej doskonałości społeczeństw? takie zadawałem sobie pytania, brnąc na łańcuchu po ulicach miasteczka i z trudnością wyciągając nogi z błota; nikt mi na pytania moje odpowiedzieć nie mógł i z niczego też ani z błota, ani z lichych domów ani z zaspanego i przeciągającego się oblicza mieszkańców nie mogłem wyrozumieć tajemnicy ich życia.
W więzieniu odłączyli od naszej partyi dwóch młodych ludzi, poddanych pana Wszewołodzkiego, i poprowadzili ich do Solikamska. Ludzie ci, chociaż pochodzili z upośledzonej klasy poddanych, należeli przecież przez swoje wykształcenie do ludzi wyższej sfery, umysł ich zbogacony wiadomościami wyrwał się już z koła pospolitych pojęć i był na drodze prowadzącej do pojęcia własnej godności i rzeczywistych moralnych potrzeb człowieka. Niesprawiedliwość prawa, które oddało ich jako rzecz na własność innemu człowiekowi, burzyła ich serca i zniechęcała do całej państwa machiny; zdanie mieli często jasne i zdrowe, sposób zapatrywania się rozsądny, a jednak długi nałóg niewoli i długie poniżenie nie dozwala tym wyższym pojęciom wyrazić się w życiu, nic one nie wpływają na ich postępowanie i nie wyróżniają od reszty niewolników. Umieli mówić, jak ludzie wolni, ale nie umieli postępować jako wolni, z pozoru możnaby ich uważać za ludzi, którzy w całej potędze czują godność człowieka, w rzeczywistości żadne uczucie dzielne, czynne, wyższe nad uczucie niewolnika nie zagrzewało ich piersi. Pan Wszewołodzki wziął obudwóch do Petersburga, jednego zrobił swoim sekretarzem, drugiego buchhalterem. Po kilka latach urzędowania, z którego właściciel ich był zadowolniony, sprzeniewierzyli się w sposób dosyć niewinny t. j. z powodu hulatyki ze znajomymi nie dopełnili powierzonego im interesu. Pan nie zważając na wykształcenie kazał oćwiczyć i buchhaltera i pisarza rózgami i odesłał obudwóch do dóbr swoich w permskiej gubernii. Prawo ich nie potępiło, sąd nie wyrokował, prowadzili ich przecież przez całą Rosyą w kajdanach i z wygolonemi głowami. Tak krzycząca niesprawiedliwość burzyła ich wprawdzie, lecz nie doprowadziła do stopnia, na którym przestaje się być wiernym panu i robi się postanowienie wyłamania z poddaństwa. Ogromna jest potęga niewoli i bardzo smutne jej skutki, ludzie w niewoli wychowani nie potrafią już być wolnymi. Łatwiej jest spodleć i znikczemnieć, niż wznieść się i uszlachetnić, dla tego też prędzej człowiek przywyka do niewoli, niż nauczy się żyć jako wolny. Ludzie wolni (widziałem to w Moskwie) po pewnym przeciągu czasu tak przywykli do jarzma i łańcucha, jakby się w niewoli zrodzili; historya zaś uczy nas, iż niewolnicy wolność i swawolę biorą za jedno, a dopiero drugie czy nawet trzecie pokolenie wypielęgnowane w wolności, używa wolności rzeczywiście i rozsądnie.
Rano o wschodzie słońca przeprawialiśmy się na promach przez Kamę; powietrze było zimne i wilgotne, rzeka wezbrała i bystro toczy swe fale w szerokiem korycie; ciemna mgła zawisła nad wodą i zakryła brzegi.
Płynąc zwolna wsłuchiwałem się w opowiadanie legendy o św. Stefanie, misyonarzu Zyryan i Permiaków. Słowa i nauka ewanielii opowiadane w tych stronach przez Stefana, z trudnością przyjmowały się w sercach mieszkańców. Część ich już ochrzczona wróciła do pogaństwa; Stefan zasmucony niewiernością, postanowił opuścić niewdzięcznych, stał nad Kamą i tęsknem okiem upatrywał łódki, na której mógłby rzeką wydalić się z permskiej ziemi; łodzi nigdzie widać nie było, lecz modląc się za ludem w błędach pogańskich pogrążonym zobaczył przy brzegu wielki kamień wyglądający z wody, stanął na nim, wzniósł ręce w niebo, kamień poruszył się i płynął niosąc na sobie osobę świętego. Cud tak wielki podziałał na umysły pogan i uwierzyli w potęgę wiary, którą im Stefan ogłaszał. Stefan opowiadał słowo Boże w zyryańskim języku, ułożył alfabet zyryański i przetłumaczył liturgią na język zyryański. (Kastren, Finlandczyk, napisał gramatykę zyryańską i samojedzką).
Głównym przeciwnikiem świętego Stefana był kapłan pogański nazywający się Pan; on skutecznie dowodził ludności fałszywość nauki ogłaszanej przez misyonarza i zachęcał do trwania w starej wierze. Bóg ich nazywał się Tor, drugi zaś Bóg Jumała; świątynia Jumały znajdowała się w stolicy Permii w mieście Wielkiperm, posąg Boga ozdobiony był złotem i perłami; na rynku, także w stolicy kraju rosła brzoza, której fińskie ludy Permii cześć oddawały.
Stósunki handlowe z Nowogrodzianami, wpływ ostatnich i przewaga, wprowadzały między pogańskie fińskie ludy w odległych bardzo czasach słowiańskie obrządki i bogów słowiańskich; ślad i dowód rozszerzenia się poganizmu słowiańskiego na północy widzimy w postawieniu posągu Kupały pod świętą brzozą w Wielkimpermie, na którego cześć Permianie podobnie jak i Słowianie myli się w łaźniach. Ciała zmarłych Permianie palili na stosach, a popioły stawiali w złotych i srebrnych urnach na cmentarzach. Tej to wiary bronił Pan i tę zwalczył Stefan; ostatni założył klasztor pod stolicą Permii i prócz tego dwa jeszcze inne monastyry, założył biskupstwo wielkopermskie, którego w roku 1383 został pierwszym biskupem. Z trudnością i oporem wkorzeniała się wiara Chrystusa między Permianami i Zyryanami, misyonarze nie tylko potęgą słowa, ale i gwałtem ich nawracali; środków przymusowych domyślamy się z opowiadań historyków, którzy powiadają, że poganie przywiązani do swojej wiary tłumami uciekali w puszcze Syberyi, za Ural, gdzie swobodnie i bez obawy mogli ofiarować swoim bogom złoto i różne drogie metale oraz miękkie i delikatne futra, które wieszali na gałęziach drzew; jak również i z tego, że wielu z nich wolało zakopać się w ziemię niżeli przyjąć nową wiarę.
Biskupi i monastyry Wielkiegopermu szerzyli chrześcianizm nietylko między Permianami i Zyryanami, lecz i między Wogułami i Samojedami; ostatnie dwa ludy z większym jeszcze oporem niż pierwsze słuchały ewanielii: Wogułowie zamordowali świętego Herasima biskupa wielkopermskiego, a świętego Pitirima innego biskupa tejże dyecezyi zamordował Azyk, książe wogulski.





  1. Baszkiryą zwiedziłem w r. 1860 w powrocie do Polski z Syberyi.
  2. Ludności ma 945 osób.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Agaton Giller.