Podróż podziemna/Rozdział 38

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Juljusz Verne
Tytuł Podróż podziemna
Podtytuł Przygody nieustraszonych podróżników
Wydawca Wydawnictwo „Argus“
Data wyd. 1923
Druk Drukarnia aukc. T. Jankowskiego, ul. Wspólna 54
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Voyage au centre de la Terre
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ROZDZIAŁ 38.

Szkielet człowieka doskonale zachowany. Mowa profesora.

Można sobie wyobrazić nasze zdziwienie, gdyśmy o dwadzieścia kroków dalej znaleźli się naprzeciwko szczątków ludzkich, zupełnie dobrze zachowanych.
Było to ciało człowieka, zupełnie możliwe do rozpoznania.
Widocznie, grunt nadawał się do zakonserwowania w podobnie świetnym stanie.
Skóra na tym człowieku była obciągnięta, wyschła, koloru pergaminowego, członki zupełnie spojone.
Zęby nierówne, włosy bujne, paznogcie u rąk i nóg przerażającej długości.
Stałem bez słowa przed tem zjawiskiem dawnych wieków, stryj mój stał również milczący.
Podnieśliśmy to ciało, ustawiliśmy je pod skałą. Patrzały na nas jamy oczu.
Po kilku chwilach ciszy stryj stał się znów profesorem Lidenbrock.
Zapomniał, gdzie się znajduje, zdawało mu się, że stoi przed swymi uczniami, gdyż tonem profesorskim przemówił do wyimaginowanych słuchaczy:
— Panowie — mówił — mam honor przedstawić panom człowieka z epoki kamiennej. Zwątpiliście o możności ujrzenia człowieka z tej epoki, a oto stoi przed wami. Możecie go dotykać i widzieć.
Nie jest to szkielet, ale ciało, zachowane w najlepszym stanie!
Nie posiada on sześciu stóp wysokości i dlatego nie możemy go zwać olbrzymem.
Co do rasy, do jakiej należy, to twierdzę stanowczo, że jest ona kaukaską.
Jestto rasa biała, nasza! Czaszka regularna, owalna, bez guzów, bez wysunięcia podbródka.
Posunę się dalej i, powiem, że ten szczątek ludzki należy do rodziny japetyckiej, rozrzuconej od Indji do granic Europy południowej. Nie uśmiechajcie się, panowie!
Nikt się nie śmiał, ale profesor w swym zapale zdawał się kogoś widzieć.
Zacząłem oklaskiwać stryja, potem poszliśmy dalej, znajdując po drodze, co krok, ludzkie ciała, wysuszone, jak mumje.
W rzeczywistości, było coś nadzwyczajnego w tej mieszaninie kości ludzkich i zwierzęcych na tem przedwiekowem cmentarzysku. Pozostawało jedno pytanie do rozwiązania.
Czy ludzie ci, leżący w prochu, zostali po jakimś kataklizmie wyrzuceni tutaj przez morze, czy też żyli tu niegdyś pod tem sklepieniem, żywiąc się rybami i zwierzyną?
Do tej pory widzieliśmy z istot żyjących tylko potwory morskie i ryby.
A może jakiś człowiek żywy błądzi w tej pustynnej przestrzeni?



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Juliusz Verne.