Podróż po księżycu, odbyta przez Serafina Bolińskiego/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Teodor Tripplin‎
Tytuł Podróż po księżycu
Podtytuł odbyta przez Serafina Bolińskiego
Wydawca Nakładem Bolesława Maurycego Wolfa
Data wyd. 1858
Druk Drukiem Bolesława Maurycego Wolfa
Miejsce wyd. Petersburg
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 


17. Kuracya.

Więcéj na skrzydłach tych myśli, jak na moich własnych piórach, puszczam się nocną porą z mą zdobyczą ku zamkowi gubernatora, znajduję jego prywatne okno otwartém i wciskam się przez nie do sypialni księcia, nie zważając na qui vit szyldwacha.
— Doktorze! rzecze na łożu leżący książe, na miłość Pana Boga! wkradasz się do mnie jak.....
— Kończ mości książe dostojną myśl twoją, tak jest! wdzieram się do ciebie jak złodziéj, nic więcéj, jak złodziéj, bo nim jestem, okradłem słońce z kilku promieni, które do niego już nigdy nie wrócą, jaśnie oświeconemu losowi twemu zadałem kłamstwo, a pannie Atropas, gotującéj się przerżnąć nić miłościwego życia twego, wytrąciłem nożyce z reki. Mości książę! Uznaj we mnie Prometeusza nie nagiego, do skały przykutego z sępem na wątrobie, jak go przedstawiają malarze, lecz Prometeusza dziewiętnastego wieku, we fraku i klaku, w czarnych okolicznościach i lakierowanych butach, z okularami i skrzydłami....
— Masz tam tedy! krzyknie wielki pan, jestem, niech mnie dyabli porwą, pacyentem waryata......
— Uspokój się mości książe, przebacz że zapału mego hamować nie umiałem w twéj jaśnie oświeconéj obecności, lecz inny na mojém miejscu byłby istotnie oszalał, wiedząc, iż trzyma w swéj kieszeni rękojmię długowieczności męża tak potrzebnego krajowi i całéj ludzkości. Oto książe moje promienie ożywczego słońca, nie pokazuję ci ich w kształcie pochodni lub lontu, lecz jak widzisz oto w płynie, zawarte w flakoniku, jedną kroplą téj cieczy wzmacniam ci puls, oswobadzam oddech, z głowy zdejmuję ciężar, z serca troski i nadaję ciału całemu sen ożywczy, po którym się uczujesz za godzin ośm o tyleż lat młodszym człowiekiem. No! dowierzasz mi książe?
— Pierwszą próbę na mnie chcesz zrobić doktorze, rzecze truchlejąc książe.
— Pierwsza próba szczytnego wynalazku niech się odbędzie na twém szlachetném zdrowiu. Za nadto jestem pewny skuteczności mego lekarstwa, stanowiącego erę w dziejach świata. Zresztą jedna kropla żadnéj substancyi szkodzić ci nie może.
— Ach, ba! kwasu pruskiego jedna kropla zabija, zarzuci książe.
— Kwas pruski robi się z padliny, a mój eliksir życia z promieni słońca mój książę, jaki początek taki i koniec. Eliksir życia właśnie jest jedynym, dotychczas napróżno szukanym antydotem kwasu pruskiego.
— Gotóweś mi wszczepie kawałek słońca w żołądek twemi promienistemi kroplami i zrobić mnie prawdziwą światłością, będę świecić jak świętojański robaczek, jak latarnik lub jak stróż nocny, noszący latarkę na brzuchu. Ale wiesz co? doskonała myśl, każę strąbić wszystkich stróżów nocnych stolicy przed mój pałac i zadasz im po kropli twego słońca, może to nas doprowadzi do oszczędzenia świec dla straży nocnéj.
— Wolne żarty jaśnie oświeconemu panu, ale za nic w świecie nie będę profanować eliksiru życia na taki cel. Od ciebie chcę zacząć mój książe, i tak jestem pewny skutku, że się ofiaruję pozostać jako zakładnik tu przy tobie i spędzić w tym samym pokoju resztę nocy, aż do twego przebudzenia i odmłodzenia.
— Pod takim warunkiem zgadzam się na wszystko, ale nie weźmiesz mi za złe, że obstawię wszystkie drzwi, okna i kominy szyldwachami, i że strzelać każę do każdego, któryby drzwiami, oknem lub kominem chciał wylecieć z téj sypialni.
— Nawet i wentylatory i rurki od wody i gazu, każ obstawić szyldwachami, mój książe; nie obawiam się żadnego zawodu i chętnie tu zostanę czuwając nad twym dostojnym snem i jaśnie oświeconemi marzeniami waszéj światłości.
Przyjął nareszcie jeszcze po kilku nowych ceregielach, jedną kroplę eliksiru długowieczności, uczuł się nadzwyczaj pokrzepionym i usnął snem sprawiedliwego, ja zaś, uszczęśliwiony tym dobrym skutkiem, nie spuszczałem oka z pulsometru, z pulsoskopu, z respirometru, z respiroskopu i z kilku innych przyrządów, któremi lekarze na księżycu badają i mierzą objawy, wszelkie sprawy życia w chorym i zdrowym człowieku.
Wszystko w jak najlepszym, prawidłowym jak sobie życzyłem, odbywa się postępie. Usnąłem nareszcie sam i przebudzony zostałem przez samego pacyenta, który odziany w wice-mundur stał przedemną wyprostowany i serdecznie mnie uściskał, gdy się równemi nogami zerwałem z kanapy.
Experimentum factum, zawoła silnym głosem książę Wadwis, poznajesz mnie lekarzu? bo ja, to sam siebie zaledwie poznać mogę i od dawna nie czułem się tak rzeźwym.
Nawet buty z ostrogami przywdział stary żołnierz, buty z ostrogami, do których tęsknił od tak dawna jak kania do deszczu lub rekonwalescentka do czepka. Ostrogi brzękiem swoim przypominają mu dawne czasy rycerstwa i parad, i o nich zaraz pomyślał, gdy się uczuł silniejszym i zdrowszym. I ja od téj chwili pokochałem ostrogi, jako najmilsze zwiastuny szczęścia dla mnie.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Teodor Tripplin‎.