Podróż do Turcyi i Egiptu/List XIV

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Jan Potocki
Tytuł Podróż do Turcyi i Egiptu
Podtytuł Z wiadomością o życiu i pismach tego autora
Wydawca Żegota Pauli
Data wyd. 1849
Druk Drukarnie D. E. Friedleina
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


LIST XIV.
17. Sierpnia. Z Rozetty.

Pisałem do WPani wczoraj, że w pięć lub sześć dni miałem wyjechać do Kairu. W rzeczy saméj było to moim zamysłem; lecz Reis de la Germe któregom zamówił był z Rozetty, i święta Bejramu chciał przepędzić u siebie; dla tego dziś dopiero rano ruszyłem. Płynęliśmy ośm mil ciągiem nieurodzajnego nadbrzeża, nakoniec weszliśmy do Boghaz przy ujściu Nilu. Przejście to niebezpieczne jest z przyczyny wyspu piaszczystego, który się w samym wstępie znajduje; jest tam zawsze sternik nadbrzeżny, który daje znaki podług których statki kierują się. Mimo tych wszystkich ostrożności trąciliśmy o brzeg; lecz wody Nilu tak już wysoko wezbrały, żeśmy się z łatwością nazad zepchnęli.
Kraj od Boghaz aż do Rozetty przedziwnéj jest piękności; nadto położony jest obok piaszczystéj pustyni, i przejście z jednego do drugiego tak jest raptowne, że się prawie cudem być zdaje. Rozetta lepiéj jest zabudowana jak Aleksandryja, zdaje się być także zamożniejszą i w proporcji bardziéj ludną, lubo powietrze więcéj jak trzecią część obywateli wytępiło téj wiosny. Zaprowadzono mię dziś wieczór do ogrodu Abu Hassana, który uchodzi za najpiękniejszy w całém mieście. Jest to las z drzew kokosowych, bananowych, jazminów arabskich i innych krzewów nieznanych w Europie; ścieszki, mające po obu stronach strumyki, przecinają je; oko zdaje się w nich odkrywać myśl dzikich przechadzek. Lecz ludzie ci szczepią tylko żeby mieć cień, kwiaty i owoce; i mniéj dobrze czyniliby zapewne, gdyby inne mieli zamysły.

20. Na Nilu.

Dziś wieczór puściliśmy się do Kairu. Nigdy żegluga przyjemniejszą mi się niezdała. Wody Nilu które się już wznoszą równo z brzegami, odkrywają nam zewsząd pola w wielkiéj bardzo rozległości: wszędzie widać lasy palmowe, sykomorowe, pola okryte ryżem których złocona zieloność nic nam podobnego w krajach naszych niewystawia; nakoniec mnóstwo niezmierne wsiów, któreby zadziwiały, gdyby niebyło wiadomo, że cała ludność egipska skupiona jest nad brzegami dobroczynnéj téj rzeki. Dzień schyla się ku wieczorowi; dobywają broń i gotują się straż pilną czynić, gdyż tylu jest rozbójników na Nilu jak na jakimkolwiek bądź morzu.

22. W Bułak.

Od dwóch dni febra gwałtownym znowu porwała mię sposobem i wiele przyjemności podróży mojéj odjęła. Późno dosyć przybyliśmy do Bułak, miasteczka które służy za port stolicy Egiptu, i które nawet uważane jest jak jedno z jego przedmieść. Nocować będę u jednego z kupców weneckich, do którego jestem zalecony. Pierwsza rzecz która mię zadziwiła, wchodząc do niego, była sala do przyjęcia bez dachu i sufitu; lecz część ta budowy niepotrzebna jest w kraju, w którym zaledwie raz co dwa lata deszcz pada, i to słabo bardzo.

23. Z Kairu.

Wjazd mój do Kairu niewystawił mi bynajmniéj przyjemnych obrazów; od miesiąca głód grasuje w niezmierném tém mieście. Tę plagę Niebios okropną, którąm znał chyba z opisania dziejopisów, widziałem tutaj w całéj swéj okropności. Skąpstwo bejów, którzy wyprowadzać kazali zboże w tenczas kiedy go było najmniéj, nieszczęście to sprowadziło. Tak szkodliwe rozporządzenie podniosło zaraz zboże dziesięć razy wyżéj, niźli jest zwyczajna jego cena. Gdy się lud o tém dowiedział, zebrał się do meczetów, przeklinał swych panów i błagał Niebios ażeby mu zesłały powietrze, aby to jednym ciosem zakończyło wszystkie jego cierpienia. Tyle tylko pozwoliła sobie cała duszy jego sprężystość. Teraz ulice zasłane są starcami, kobietami, dziećmi nagiemi, wycieńczonemi przez głód i zeszpeconemi przez okropne wychudzenie. Napróżno jest dawać jałmużnę, bo ta kłutnie tylko rodzi, i najmocniejszy wydziera ją temu, który najbardziéj jéj potrzebuje a któremu słabość niedozwala się bronić. Mimo tego wszystkiego bogaci żyją w obfitości; lecz nie wszystkim jest dano w tak smutnych okolicznościach dostatków nawet swobodnie używać.

Okna moje obrócone są na ulicę zwaną Kalisz, w téj porze roku w całym Kairze najbadziéj uczęszczaną. Najwięcéj jest na niéj przechodzących się kuglarzów, którymi słynie to miasto. Widziałem tam ludzi tańcujących z zwierzęciem na kształt małpy z długim ogonem, które zdaje mi się że P. Buffon nie znał, drugich bijących się z żmijami mającemi więcéj jak dziesięć stóp długości, innych skaczących przez ciasne obręcze najeżone w koło sztyletami. Lecz widowisko najbardziéj w Kairze wzięte, jest Raguasów czyli tancerek, które po większéj części są dość ładne, co jest rzadko między egipskiemi kobietami. Twarz mają odkrytą, włosy rozpuszczone, obnażone są aż po pas, i tańce ich bardziéj się jeszcze zbliżają do prawdy, niż tańce tureckie. Obok tych ksieni lubieżności, niewiasta jedna okazała mi dziecko, które dopiéro skonało z głodu, drugie zgłodniałe niemogące się utrzymać na nogach, opierały się o mur i tak się do okien moich zbliżały; niektóre w pół drogi padały na ziemię. Wyrzuciłem pieniędzy przez okno; lecz hojność ta zły skutek sprawiła: gdyż wszyscy z téj części miasta żebracy oblegli mój dom, i jeszcze pod nim stoją, wydając okropne krzyki. Ulica, o któréj mówię, przemieniona będzie jutro w kanał i napełniona wodami Nilu, którą tutaj z największą wprowadzają uroczystością. Celem téj uroczystości jest uwiadomić pospólstwo: że Nil zwyczajne swe dopełnił wezbranie. Jeżeli obchód ten tak jest ciekawy jak powiadają, nieomieszkam uwiadomić o tém WPanią.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Jan Potocki.