Podróż Abrahama z Paryża do Rzymu

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Giovanni Boccaccio
Tytuł Podróż Abrahama z Paryża do Rzymu
Pochodzenie Dekameron
Wydawca Bibljoteka Arcydzieł Literatury
Data wyd. 1930
Druk Drukarnia Współczesna
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Edward Boyé
Źródło Skany na commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


OPOWIEŚĆ II
Podróż Abrahama z Paryża do Rzymu
Abraham, żydowin, zachęcony do podróży przez Giannotta di Civigni, udaje się do Rzymu. Ujrzawszy zepsucie kleru, wraca do Paryża i staje się chrześcijaninem.

Opowieść Pamfila została pochwalona przez białogłowy, które słuchając jej, często śmiechem wybuchały. Gdy już opowiadanie, z wielką uwagą słuchane, do końca doprowadzone zostało, królowa, siedzącej obok Pamfila, Neifile rozkazała opowiedzieć nową historję, według ustanowionej kolei. Dama ta równie pięknością, jak dwornemi obyczajami ozdobiona, z radością na to żądanie przystała i zaczęła na ten kształt: — Pamfilo w swojej opowieści ukazał nam, że miłosierdzie boże nie liczy nam błędów naszych, gdy one z niewiadomości naszej wypływają, ja zasię w swojej opowieści pragnę pokazać, iż miłosierdzie to z cierpliwością znosi grzechy tych, którzy swemi uczynkami i słowami będąc obowiązani jawnem świadectwem mu służyć, wcale przeciwnie postępują. Tą drogą Bóg daje dowody swej wielkiej łaskawości, abyśmy z większą duszy stałością, szli za tem, w co wierzymy.
Słyszałem kiedyś, miłe towarzyszki, taką opowieść: Mieszkał ongiś w Paryżu bogaty kupiec i człek zacny, Giannotto di Civigni zwany. Był to człek dobroduszny i uczciwy; zajmował się handlem suknami. Wielka przyjaźń łączyła go z bogatym Żydem, zwanym Abrahamem, który także się kupiectwem parał, a był człekiem równie uczciwym i zacnym. Giannotto, widząc przymioty przyjaciela, wielce nad tem bolał, że dusza tak mądrego i dobrego człeka, dzięki błędom jego wiary, na potępienie wieczne skazana zostanie. Dlatego też jął go prosić dobrotliwie, aby porzucił błędy wiary żydowskiej i wiarę chrześcijańską przyjął, która (jak to sam dobrowolnie widzi), dzięki swojej świętości i prawdzie, ciągle się rozpowszechnia i kwitnie, gdy tymczasem jego wiara coraz bardziej zanika, tak, iż wreszcie w niwecz rozwiać się może. Żyd odparł, że krom wiary żydowskiej, żadnej innej za dobrą i świętą nie uznaje, że zamierza umrzeć w tej, w której się narodził i wzrósł, i że niema takiej siły, coby go od niej odwrócić mogła. Odpowiedź ta nie odwiodła Giannotta od tego, aby po kilku dniach nie obrócił się do swego przyjaciela z podobną mową, starając mu się dowieść na nadto grubych przykładach (jak to kupcy czynić umieją), dla jakich to racyj nasza wiara jest lepsza od żydowskiej.
A chocia żydowin był w rzeczach wiary żydowskiej mistrzem zawołanym, przecie przyjaźń wielka, którą do Giannotta żywił, a może i słowa, włożone w usta tego prostego człeka przez Ducha Świętego, to sprawiły, że żydowinowi wielce do smaku dowody Giannotta przypadły. Przecie jednak w wierze swojej błędliwej nadal trwał z uporem.
Im bardziej się w swoim uporze zacinał, tem więcej na niego Giannotto nastawał, aż wreszcie żydowin, uległszy jego natarczywym prośbom, rzekł:
— Chcesz, Giannotto, abym wiarę chrześcijańską przyjął? — ja się od tego nie uchylam. Jednakoż przedtem chcę się udać do Rzymu, obaczyć tego, którego ty namiestnikiem bożym na ziemi zowiesz, zważyć jego obyczaje, a także życie jego braci-kardynałów. Jeśli wydadzą mi się takimi, że wedle ich życia sądząc, poznam, iż wiara twoja jest lepsza od naszej, uczynię to, com przyrzekł. Jeśli nie — pozostanę nadal Żydem. Giannotto, usłyszawszy o tem jego postanowieniu, wielce się strapił i rzekł do siebie: — Stracone są wszystkie moje zachody i trudy, których nie szczędziłem, aby go do przyjęcia chrześcijaństwa nakłonić. Pojedzie do Rzymu, obaczy na własne oczy, jak plugawe i występne życie księża wiodą i nietylko wiary naszej nie przyjmie, ale nawet gdyby i chrześcijaninem został, na judaizm powróci.
Obrócił się tedy do Abrahama i rzekł: — Pocóż chcesz przedsiębrać tak uciążliwą i kosztowną podróż do Rzymu? Na tak bogatego człeka, jak ty, czyha tysiąc niebezpieczeństw na ziemi i na morzu. Zali nie znajdziesz tu kogoś, ktoby cię ochrzcił? Jeżeli zaś żywisz jakieś wątpliwości, co do wiary, którą ci wykładam, gdzież znajdziesz mądrzejszych i światlejszych ludzi, jak tu? Dadzą ci oni wszelkie objaśnienia. Według mnie zatem ta twoja podróż wcale potrzebna nie jest. Pomyśl, że prałaci w Rzymie są podobni do tych, których tu widzisz, a może i świątobliwsi, jakoże żyją w pobliżu najwyższego pasterza. Zachowaj swoje siły na inny raz, do czasu pielgrzymki po miejscach świętych, w której może i ja towarzyszyć ci będę.
— Wierzę Giannotto — odparł żydowin — że racja jest po twojej stronie, ale jeśli chcesz, abym spełnił to, o co mnie prosisz, to powiem ci w dwóch słowach, iż muszę jechać. W przeciwnym razie nic nie uczynię.
Giannotto, uznawszy jego twarde postanowienie, rzekł:
— Jedź zatem; szczęśliwej drogi ci życzę!
Pomyślał przytem, że żydowin, ujrzawszy dwór papieski, nigdy już chrześcijaninem się nie stanie. Aliści już mu nie doradzał, aby pozostał.
Żydowin dosiadł rumaka i pospieszył do Rzymu, gdzie przez Żydów z wielką okazałością przyjęty został. Przebywając w mieście, nie zdradzał się przed nikim, po co tu przybył, a tylko w tajemnicy śledził życie papieża, prałatów i kardynałów i całego papieskiego dworu.
Jako człek bystry niejedno sam spostrzegł, a i wiele od drugich uznał. Z tego wszystkiego wniósł później, że każdy ksiądz, od najmniejszego do największego, rozpustą grzeszny i hołduje nietylko naturalnej rozkoszy, ale i sodomskiej, nie znając hamulca, wyrzutów sumienia i wstydu. Dzięki przemożnemu wpływowi nierządnic i młodzieniaszków nielada urząd można było w Rzymie otrzymać. Obaczył także, że wszyscy są żarłokami i pijanicami, że na kształt dzikich zwierząt jeno brzuchom swoim służą, nie mówiąc już o rozpuście. Jeszcze baczniej się im przyjrzawszy, poznał, że są skąpi i tak na grosz chciwi, że nie wstydzą się kupczyć wszystkiem, poczynając od krwi ludzkiej, nawet chrześcijańskiej, a kończąc na rzeczach świętych, odpustach i beneficjach. Kupując i sprzedając, większy handel prowadzą, niż w Paryżu kupcy sukna i innych towarów. Jawny targ symonją ochrzcili mianem „zastępstwa“, a obżarstwo ukryli pod skromną nazwą „pokrzepienia sił“, tak, jakby Boga można było oszukać znaczeniem tych słów i jakby On nie widział plugawych intencyj ich niskich dusz. Mniemali widać, że Bóg, tak jak ludzie, imieniem rzeczy da się okłamać. Wszystkie te rzeczy, a takoż i te, o których zmilczeć należy, nie podobały się wielce Żydowinowi, człekowi umiarkowanemu i obyczajnemu. Zdało mu się, że już dość widział, postanowił tedy do Paryża powrócić; tak też uczynił. Giannotto, dowiedziawszy się o jego powrocie, udał się do niego, straciwszy już wszelką nadzieję na to, aby żydowin chciał chrześcijaństwo przyjąć. Spotkali się pełni ukontentowania i wielkiej radości.
Po kilku dniach Giannotto zapytał się go, co myśli o ojcu świętym i o kardynałach.
Żydowin odparł:
— Wydaje mi się, że Bóg źle czyni, łaskawością swoją ich darząc. Powiem ci, iż, jeśli dobrze zważać i sądzić umiałem, w żadnym księdzu nie znalazłem ani krztyny świętości, pobożności, czy przykładu, godnego naśladowania. Rozpusta, chciwość, obżarstwo i inne gorsze występki (jeśli sobie można tylko jeszcze gorsze wystawić), tak im weszły w obyczaj, że dwór papieski jest dla mnie raczej kuźnią djabelskich poczynań, niż dzieł świętych. Według mego mniemania, wasz pasterz najwyższy, jako i wszyscy jego duchowni z wielką pilnością, a staraniem chcą religję poniżyć i z oblicza świata ją zetrzeć, chocia winni przecie być jej wsporem i obroną. A jakoże, mimo tych ich wysiłków, wasza wiara coraz bardziej się rozpowszechnia i coraz jaśniejszą i doskonalszą się staje, tedy musiał Duch Święty w nią wstąpić, aby stanęła wyżej od wszystkich wiar świata. Dlatego też, jeśli dawniej głuchy byłem na twoje prośby i nie chciałem chrześcijaństwa przyjąć, to teraz mówię ci jawnie, że nic nie będzie w stanie mnie od tego powstrzymać. Chodźmy zatem do kościoła, pragnę przyjąć chrzest, zgodnie z obyczajem waszej świętej wiary.
Giannotto, który spodziewał się całkiem przeciwnego postanowienia, usłyszawszy te słowa, stał się najszczęśliwszym na ziemi człowiekiem. Udał się z Żydem do kościoła Najświętszej Marji Panny w Paryżu i poprosił księży, aby obrządku chrztu nad Abramem dopełnili. Prośbie tej zaraz było uczynione zadość. Giannotto był jego ojcem chrzestnym. Nawrócony imię Jana otrzymał. Później Giannotto polecił go światłym ludziom, którzy go wkrótce w rzeczach wiary świętej wyćwiczyli. Jan zasłynął jako człek wielce zacny i świątobliwy.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Giovanni Boccaccio i tłumacza: Edward Boyé.