Pożegnanie z Litwą

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Leo Belmont
Tytuł Pożegnanie z Litwą
Pochodzenie Rymy i Rytmy. Tom I
cykl Wiązanka różnych tematów
Wydawca Jan Fiszer
Data wyd. 1900
Druk Warszawska Drukarnia i Litografja
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały cykl
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tom I
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Pożegnanie z Litwą.

Poświęcone pp. A. Kiersnowskim.

Żegnaj mi Litwo!… śród twych łąk zielonych,
Wśród szumiących zbóż twoich, morzem rozciągnionych,
Morzem srebra i złota — mile i wygodnie
Szły mi ciche, spokojne i słodkie tygodnie.
Co dnia długo patrzyłem na obszar niebieski,
Malowny w złotych blasków strojne arabeski,
Podziwiałem obrazy rozpięte nademną,
Czy to śród dni słonecznych, czy to nocą ciemną:
Jakieś mleczne obłoki, jakieś czarne chmury,
Jakieś fale błękitne, jakieś złote góry,
Obrębiane różami, rozrzucone stromo,
Haftowane natury ręką niewidomą:
Aksamitny płaszcz nocy, gwiazdami wyszyty
I poranek, ślubnemi sukniami okryty,
Jakieś kształty promienne i mary wiosenne
Rozkoszne, fantazyjne, — ach! a takie zmienne…
O, szeroko mi było pod nieba namiotem,

Gdym oglądał się wkoło bystrym oka lotem!…
I myślałem ze wstrętem o tem miasta niebie,
Które, zdaje się, samo zaparło się siebie,
Takie wązkie, ścieśnione, szarawe i senne,
Kratkowane dachami, jak okno więzienne,
I jak gdyby pocięte jakąś psotną brzytwą;
Żegnam was, o niebiosa! Żegnam cię o Litwo!

Tu na łonie przyrody słuchałem do woli
Szeptów wiatru miłosnych śród srebrnych topoli;
Rankiem dźwięczał mi w uchu ptasząt śpiew łaskawy,
Zmierzchem — sykanie świerszczy, ukrytych śród trawy;
Nocą — cisza, szumiąca śród mroków milczenia,
Niby nieba i ziemi tajemne zwierzenia.
Zachwycony tym szumem, zasłuchany w ciszę,
Marzyłem, że anielskie jakieś chóry słyszę,
I myślałem ze wstrętem o tem mieście gwarnem,
Które krzyczy i mówi językiem poczwarnym,
Językiem, co wyszydza, ujada się, kłamie
I w zwroty maskowane tak zręcznie się łamie,
Piętnowany haniebną za zyskiem gonitwą;
Żegnam was szumy wiejskie! żegnam cię, o Litwo!

Tak, żegnam cię, o Litwo!… żegnam twoje łany,
Kwietne, żółte, zielone twoich pól dywany,
Twoje sosny iglaste o kształtach świeczników,

Topole, do olbrzymich podobne strażników,
I lipy rozłożyste i wysmukłe jodły,
Co w cichy wieczór ciche wydzwaniają modły,
I białe brzozy z suknią liściastą przestronną,
Co zwykły mnie zaczepiać, gdym przejeżdżał konno!…
Żegnaj mi i ty ludu prosty a ubogi,
I wy pochyłe krzyże, stojące śród drogi,
I ty żegnaj bocianie, żegnaj święty ptaku,
Co właśnie lekko płyniesz po niebiańskim szlaku,
I falując skrzydłami, pospieszasz z gonitwą
Tam za drugim bocianem… Żegnaj mi, o Litwo!

Żegnajcie! mnie z tych czarów zaklętego koła
Niespokojna natura już do miasta woła.
Ach, widać duch mój, miejskiem powietrzem popsuty,
Znów tęskni, znowu pragnie atmosfery strutej;
Odetchnąwszy swobodnie w miłym wsi spokoju,
Znów chce w gwarach się kąpać i w kłopotów roju.
Żegnajcie! — mnie z tej ciszy zaklętego koła
Niespokojna natura znów do miasta woła!

1885 r.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Leopold Blumental.