Więc raz, gdy wrócił z gospody Spity jak nieboszczyk Bela, Żona, sfrasowana wielce, Trumnę w piwnicy całunem zaściela I na dwa spusty zamyka opoja. Skoro wytrzeźwiał, patrzy wkoło siebie: Mary, gromnice, kir... jak na pogrzebie. «Cóż to? zawoła, czyżby żona moja Została wdową?» Wtedy kobieta, w milczeniu głębokiem, Udając postać grobową, Powolnym zbliża się krokiem I mężulkowi podaje śniadanie, Samego chyba godne Lucypera. Osłupiał, oczy przeciera,
I wierząc, że w piekielne dostał się otchłanie:
«Kto jesteś?» pyta żony. «Jam sługą Szatana:
Jeść daję tym, co Piekłu przypadli w udziale.» A mąż jej na to: «Ach, moja kochana, A pić nie dajesz im wcale?»